logo
Czwartek, 18 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Apoloniusza, Bogusławy, Gościsławy – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Agata Rusak
Jak się nie rozpaść na kawałki, czyli kilka rad dla człowieka w kryzysie
Pastores
 


Ważne, żebyś ustalił proporcje między czasem przeżywania tego stanu w samotności a czasem, w którym wpuszczasz do swego świata bliskie osoby. One mogą pomóc na różny sposób: słowem, gestem, zrobieniem czegoś konkretnego dla ciebie lub za ciebie, ale też modlitwą, milczeniem, po prostu obecnością pełną uwagi i troski.
 
Szukanie w odpowiednim momencie pomocy na zewnątrz rokuje pozytywne przejście kryzysu. Czasami — tak jak w przypadku alkoholików — dopiero duży kryzys okazuje się czasem, w którym ludzie są gotowi na uczciwą konfrontację ze sobą, z konsekwencjami dotychczasowych wyborów i są gotowi prosić drugiego człowieka o pomoc. Szukają wsparcia i są skłonni je przyjąć wobec wielkiego zmęczenia brakiem efektów własnych działań. Podejmują decyzje, by się otworzyć i powierzyć, zaufać, że drugi nie skrzywdzi, a nawet pomoże.
 
Obecność drugiej osoby pomaga nie wpaść w panikę i nie dramatyzować przesadnie sytuacji. Pozwala bardziej obiektywnie rozłożyć sprawę na drobne fragmenty, oddzielić fakty od interpretacji i emocji. Wcale nie jest łatwo nie demonizować problemów, choć chyba jeszcze bardziej zgubne jest ich bagatelizowanie. Drugi człowiek patrzący z boku bardzo się przydaje, choćby jako słuchacz. Istotna wydaje się sama otwartość, szczerość w ujawnieniu swojej słabości choćby wobec jednej tylko zaufanej, życzliwej osoby.
 
W końcu miej cierpliwość do siebie. Z jednej strony nie wpadaj w rozpacz, że to nigdy się nie skończy, a z drugiej strony — nie przyspieszaj biegu zdarzeń, bo gdy wysiądziesz z pociągu w tunelu, to pogorszysz swój stan i wydłużysz czas ciemności. Po prostu na tyle, na ile możesz, rób to, co do ciebie należy, bądź wierny w drobnych sprawach i nie dokonuj wielkich ruchów. Św. Ignacy bardzo zalecał, by w czasie strapienia (silnego pocieszenia zresztą też) nie podejmować radykalnych decyzji. Trzeba czekać na czas spokojny, który w końcu nadejdzie. Bardzo ważne jest wytrwałe wołanie do Boga, choćby rwanymi zdaniami, i czekanie w cierpliwości na Jego znak, na Jego (a nie swoje) pocieszenie.
 
Być światełkiem w tunelu
 
Kryzys kryzysowi nierówny, dlatego nie jest łatwo pomóc drugiej osobie w oparciu o własne tylko doświadczenie. Nie zawsze działają dobre rady w stylu: „Weź się w garść”, „Zobacz, że inni cierpią bardziej”, „Nie skupiaj się tak na sobie, nie użalaj się, zabierz się do pracy”, „Zacznij dziękować za ten dar. To jest łaska. Pan Bóg chce ci przez to coś powiedzieć”. I choć te rady teoretycznie są poprawne, to jednak zwykle powodują złość i poczucie niezrozumienia. Czasem kryzys tak wysysa z człowieka siły, że mobilizowanie go wzmaga tylko poczucie winy i małej wartości. Przecież on te wszystkie zdania sam sobie powtarza wiele razy w ciągu dnia...
 
Najważniejsze, co możemy dać z siebie, to współodczuwająca obecność: czas i uwaga. Nawet jeśli możemy dać więcej (radę, służenie informacją czy pomoc praktyczną), to pierwsze musi być wierne i akceptujące bycie przy-jaźni cierpiącego człowieka. Kiedy jesteśmy przy nim, wówczas dajemy znak, że słyszymy jego wołanie o pomoc. Dotyczy to szczególnie kryzysów dotyczących sensu życia, tak często obecnych nie tylko w wieku lat kilkunastu, gdy są one bardzo jaskrawe i burzliwe. Bywają kryzysy jeszcze trudniejsze do przejścia — w wieku około 40 lat (nazywane kryzysem połowy życia) albo w momencie zakończenia pracy zawodowej (kryzys zwany brzytwą emerytalną). Dochodzi wtedy do niebagatelnych rozliczeń życiowych, do bilansu zysków i strat, do weryfikacji drogi i myślenia o tym, co jeszcze można zrobić, a co zostało już zaprzepaszczone.
 
Są osoby, które żyją jakby w ciągłym „dołku” i są bardziej podatne na kryzysy. Są też takie, którym się one prawie nie zdarzają. Więcej „ciemnych stanów” przeżywają na pewno ludzie wrażliwsi i bardziej świadomie analizujący swoje życie. Z tą wrażliwością łączy się zwykle duża siła i zmienność przeżywanych emocji, a także — niestety — większe zagrożenie czynami autoagresywnymi łącznie z próbami samobójczymi.
 
Nie trzeba być fachowcem, by pomóc. Nieoceniona jest rola wsparcia emocjonalnego ze strony bliskich osób, choćby niewiele wiedziały o teorii kryzysu. Warto się zorientować, na co konkretnego człowieka stać — nie tylko w sensie zmian sytuacji zewnętrznej, bo te łatwiej określić, ale także w znaczeniu sił i możliwości, jakimi on dysponuje. Czasem są to duże siły i tylko trzeba zachęcić, dodać odwagi, trochę popchnąć i okazuje się, że człowiek wstaje i idzie. Czasem trzeba mu pomóc znaleźć pomysły na rozwiązanie problemu, ocenić ich potencjalne zyski i koszty.
 
Istnieje różnica między dawaniem wędki a dawaniem złowionych ryb. Są jednak również takie sytuacje, w których człowiek jest tak wewnętrznie pobity, że na nic nie ma siły. Wówczas należy coś zdecydowanie i twardo nakazać, choćby to, że trzeba cokolwiek jeść i się myć. Wymaga to dużego wyczucia, by nie działać pochopnie, choć niełatwo jest wytrzymywać, cierpliwie patrząc na to, jak bliski człowiek się męczy.
 
Jest taka piękna opowieść o motylu: „Pewnego dnia mały motyl zaczął wykluwać się z kokonu. Mężczyzna usiadł i przyglądał się, jak motyl przeciska swoje ciałko przez malutki otwór. Wtedy motyl się zatrzymał — jakby zaszedł tak daleko jak mógł i dalej już nie miał sił. Mężczyzna więc postanowił mu pomóc: wziął nożyczki i rozciął kokon. Motyl wydostał się z niego bez problemu, miał jednak wątłe ciało i bardzo pomarszczone skrzydła. Mężczyzna dalej go obserwował, spodziewając się, że motyle skrzydła zaczną stopniowo grubieć, powiększać się, dzięki czemu motyl będzie mógł odlecieć i zacząć żyć. Tak się jednak nie stało. Motyl spędził resztę życia, czołgając się po ziemi z mizernym ciałem i pomarszczonymi skrzydłami. Do końca życia nie był w stanie latać. Człowiek w całej swej życzliwości i dobroci nie wiedział, że walka motyla z kokonem była bodźcem dla jego skrzydeł, że motyl jest w stanie latać tylko wtedy, gdy pokona opór kokonu”.
 
Obyśmy potrafili przy drugim człowieku po prostu trwać, ufać w jego możliwości, nie udziecinniać go, cierpliwie wspierać jego mozolne, ale własne wspinanie się w kierunku światła. Nie bójmy się kryzysów — ani swoich, ani cudzych.
 
Agata Rusak    
 
poprzednia  1 2 3 4
Zobacz także
Katarzyna Jasińska
Można sobie pomyśleć, że skoro Bóg ma wobec nas jakiś plan, który zamierza realizować, to w zasadzie my sami nie mamy na nasze życie zbyt wielkiego wpływu i zbyt wielu możliwości wyboru, właściwie jesteśmy zdeterminowani. Ktoś mógłby nawet pomyśleć, że modlitwa nie ma sensu, bo Bóg jako ten, który chce dla nas jak najlepiej. Jak jest z modlitwą?
 
kl. Michał Tomaka scj
Bóg w walce o bycie człowieka z Nim może pominąć naszą emocjonalność, nasze zranienia, ale zwykle tego nie robi. Pomaga nam, wlewając w nasze serca nadzieję i pokój. Nie usuwa przeszkód, ale na różne sposoby pomaga je pokonać.

Z  o. Mieczysławem Kożuchem SJ – duszpasterzem, rekolekcjonistą i kierownikiem duchowym, rozmawia kl. Michał Tomaka SCJ
 
ks. Zygmunt Podlejski
Warunkiem prawdziwego pokoju są ludzie, w których Bóg sobie upodobał. Są to ludzie dobrej woli, którzy potrafią dzięki Bogu uporać się z własnym egoizmem i dzięki temu w pokoju żyć z bliźnimi. Każdy przejaw złej woli buduje mur między ludźmi. Pan Bóg nie likwiduje bezpośrednio żelaznych kurtyn ani muru berlińskiego, bo szanuje wewnętrzną wolność człowieka...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS