logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Dariusz Piórkowski SJ
Kamień, o który się potykamy
Mateusz.pl
 
fot. Joshua Sortino | Unsplash (cc)


“Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem. Pan Bóg mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam” (Iz 50, 6-7).

 

Męka Chrystusa konfrontuje nas z niewygodnymi pytaniami, ponieważ widok okrutnego cierpienia i krzyża jest dla nas odrażający. I dobrze. Każdy zdrowy człowiek wzdraga się na myśl o katuszach, przemocy i brutalności. Tylko masochista, jednostka o zwichrowanej osobowości, może odnaleźć w bólu przyjemność. Naszą instynktowną reakcją wobec cierpienia jest ucieczka.

 

Skoro tak, to dlaczego cierpiący sługa Jahwe z księgi Izajasza dobrowolnie poddaje się prześladowcom? Dlaczego Jezus ginie na krzyżu, pozwala się znieważyć i milcząco znosi cierpienie? Czy nie jest to wyraz rezygnacji? Nie jestem w stanie nic zrobić, więc przyjmuję to, co los mi zgotował? Dlaczego Bóg żąda krwi? Czy ma upodobanie w przemocy?

 

Tajemniczy sługa nie poddaje się rozpaczy. Przeciwnie śpiewa pieśń zaufania Bogu, który pośrodku opresji podtrzymuje go i umacnia swoją obecnością. Dzięki Bożemu wsparciu, sługa może znieść przykre doświadczenia. Świadom jest więc, że nie pozostaje sam. I to jest źródłem jego spokoju i cierpliwości. Przyjmuje to, co go spotyka, nie dlatego, że czekał na ten moment z utęsknieniem, ale ponieważ Pan jest z nim.

 

Jedną z pokus, której chrześcijaństwo ulegało na przestrzeni wieków, była niewłaściwa koncentracja na cierpieniu Chrystusa. Wartość ofiary Jezusa miałaby polegać na ogromie bólu i cierpienia, które zniósł za nasze winy. Zagniewany Bóg wystrzelił w kierunku ludzkości śmiercionośną strzałę, a Jezus, zastępując nas, pozwolił się nią przebić. Niektórzy poszli jeszcze dalej. Patrząc na krzyż doszli do wniosku, że siła i istota chrześcijaństwa tkwi w cierpieniu. Im więcej cierpisz, tym bardziej przybliżasz się do Boga, przez co uznali, że cierpienie samo w sobie oczyszcza i uszlachetnia. Nic dziwnego, że wielu wierzących kojarzy Boga raczej z lękiem, niż z miłującą obecnością. Tylko czekać, kiedy spadnie na nas choroba, niepowodzenie, katastrofa. A wtedy Bóg pokaże nam, kto tak naprawdę rządzi. Niestety, ta odpychająca wizja chrześcijaństwa jest zupełnie niespójna z Ewangelią. To wielkie nieporozumienie, wynikające z projekcji własnej bezsilności na samego Boga. Gloryfikacja cierpienia jako takiego bierze się stąd, że nie czujemy obecności Pana. Ponadto, w tej pomyłce dochodzi do zawężenia życia Chrystusa tylko do Jego męki i śmierci, jakby trzydzieści trzy lata były spędzone w próżni. Tymczasem każdy aspekt ludzkiego życia dzięki tajemnicy Wcielenia został przeniknięty boską mocą.

 

Wielkość śmierci Jezusa nie polega na tym, że konał na krzyżu. Wiele osób w tamtych czasach poddanych było podobnym, a nawet gorszym, egzekucjom. W żadnym wypadku Bóg nie delektuje się zadawaniem cierpienia. Nie cieszy się jego widokiem. W chrześcijaństwie nigdy nawet nie składano krwawych ofiar ze zwierząt. Krzyż Chrystusa i Jego poddanie się oprawcom jest raczej znakiem, że Bóg odrzuca wszelkiego rodzaju przemoc i niezawinione cierpienie.

Więcej światła pada na tę tajemnicę z zupełnie niespodziewanej strony, mianowicie, ze sceny kuszenia Chrystusa przez diabła. W Ewangelii św. Łukasza Jezus idzie na pustynię za natchnieniem Ducha Świętego. Szatan wystawia Mesjasza na próbę. Zwykle skupiamy się na samym kuszeniu. Jednakże decydująca jest treść trzech pokus, które mają w zasadzie jeden cel. Jezus – Syn Boży powinien ukazać i wykorzystać w pełni boską władzę. Zamiast uniżenia i ukrywania się w ludzkiej postaci, powinien pójść drogą na skróty i przyjąć logikę szatana: efektywność działania, powalenie ludzi na kolana, objawienie potęgi. W tle pojawia się jednak inny zamiar. Ojciec kłamstwa próbuje odwieść Jezusa od krzyża. Podobnie będzie działał w Ogrodzie Oliwnym, grając na naturalnym lęku człowieka, będzie dążył do zniechęcenia i odstręczenia Chrystusa od wypełnienia tego “niefortunnego” planu. Nawet na krzyżu Jezus będzie namawiany do tego, aby użył nadludzkiej mocy i uwolnił się od cierpienia.

 

Czy to nas nie dziwi? Przecież diabeł powinien być raczej zadowolony z krzyża Chrystusa. Brutalność, rozlew krwi, nienawiść to jego specjalność. Czuje się w nich jak ryba w wodzie. A jednak wszystkie pokusy zmierzają w tym kierunku, aby zmienić plany Jezusa. Wygląda na to, że w ofierze Zbawiciela nie chodzi o cierpienie i przemoc samą w sobie, chociaż te rzeczywistości szczególnie rzucają nam się w oczy. Diabeł przeczuwa tutaj coś więcej. Dlatego szyderstwa pod krzyżem i złorzeczenie współwiszącego łotra to jego ostatni chwyt: Zatrzymać to szaleństwo. Sprawić, aby Chrystus nie dokończył dzieła, aby zrezygnował, wycofał się, zmienił zdanie. Męki Jezusa nigdy nie wolno odłączać od Zmartwychwstania, ani separować jej od świadectwa całego Jego życia. To prawda, że pasja jest szczytem obecności Boga na ziemi, ale prowadziła do niej długa droga. Golgota to ostateczne potwierdzenie wierności Boga względem samego siebie i człowieka. Aż trudno sobie wyobrazić, co stałoby się, gdyby Chrystus wycofał się w którymś momencie. Miłość okazałaby się po prostu słabsza.

 

Wielkość ofiary Jezusa polega na tym, że wytrzymał próbę, pomimo cierpienia, gdyż był zjednoczony z Ojcem. Zejście z krzyża oznaczałoby, że cała Ewangelia to jedna wielka farsa. Niesamowite oszustwo. Jeśli stracimy z oczu wspierającą obecność Boga, który w wytrwałości cierpiącego daje dowód, że istnieją wartości większe niż nienawiść, przemoc, kłamstwo i podstęp, wszystkich męczenników musielibyśmy uznać za obłąkanych. Po ludzku to nieprawdopodobne, aby św. Wawrzyniec wytrzymał cierpienie na rozpalonym ruszcie bez woli ucieczki. Jak pojąć heroiczne męczęeństwo św. Andrzeja Boboli, który godzinami znosił wymyślne kaźnie zadawane przez Kozaków.

 

Bóg nie usuwa cierpienia z naszego życia, ani nie znajduje w nim żadnego upodobania. Wszystkich dotyka bezradność wobec zagadki cierpienia. Jedyną odpowiedzią, jaką daje nam Pismo jest to, że z Bogiem możemy je znieść. Siła cierpiącego sługi pochodzi ze słuchania słowa Pana. “Każdego rana pobudza me ucho, bym słuchał jak uczniowie” (Iz 50, 4). Być może milczenie Chrystusa podczas procesu i męki wypełnione było słuchaniem słów Ojca, które wcześniej obwieścił światu.

 

Przyjęcie przemocy przez Chrystusa świadczy o istnieniu niezmiennej i niewidzialnej rzeczywistości, która góruje ponad naszym doświadczeniem bezradności i zmienności. Gdyby Jezus odpowiedział odwetem na przemoc, nasze życie właściwie nie miałoby większego znaczenia. Współcześni sceptycy twierdzą, że to my wymyśliliśmy sobie zmartwychwstanie, gdyż nie chcemy skonfrontować się ze smutną rzeczywistością. Takie odurzenie – jak sądzą – pomaga chwilowo znieść gorycz porażki. Nie ma żadnego nieba. Jest tylko to, co widzimy, czujemy i dotykamy. I tak jak na krzyżu Jezus nie udowodnił nikomu swojej boskości, tak i teraz nie objawi się, zmuszając kogokolwiek do wiary.

 

Jutro rozpoczniemy obchód największego święta chrześcijan: Męki, Śmierci i Zmartwychwstania naszego Pana. Mam nadzieję, że te czterdziestodniowe rozważania pomogły nam przybliżyć się chociaż o krok do wielkiej tajemnicy Boga i człowieka, który na naszych oczach dokonuje odnowienia całego stworzenia.

 

Życzę wszystkim Czytelnikom i sobie wiary, której tak bardzo potrzebujemy, abyśmy nie zwątpili w miłującą obecność Boga w naszym skomplikowanym świecie, w sercu rozdartym na dwoje, w Kościele nie zawsze błyszczącym przykładem, w sakramentach i modlitwie, w trudach i radościach, w świętowaniu i odpoczynku, w samotności i wspólnocie, w słuchaniu i rozmowie, w milczeniu i hałasie, w tęsknotach i brakach, w uczuciach i myśleniu, w cierpieniu i przyjemności, w ciemnościach i świetle, we wrogu i przyjacielu, w globalnym ociepleniu i spadku indeksów na giełdzie. W Chrystusie, bez którego wszystko staje się nicością.

 

Dariusz Piórkowski SJ
mateusz.pl

 
Zobacz także
ks. Dariusz Salamon SCJ
Narodzeniu Jezusa towarzyszyły zapowiedzi, że dzięki Niemu ludzie otrzymają odpuszczenie grzechów. Anioł obwieścił Józefowi, że „Jezus, zbawi swój lud od jego grzechów” (Mt 1,21). Zachariasz również zapowiedział: „Jego ludowi dasz poznać zbawienie przez odpuszczenie grzechów” (Łk 1,77). Potwierdzi te proroctwa Jan Chrzciciel, gdy nad Jordanem zaświadczy o Jezusie: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata” (J 1,29). 
 
ks. Waldemar Chrostowski
Często są podejmowane wysiłki, by dostarczyć niezbitych „dowodów” na istnienie Boga. Znamienne jednak, że niczego podobnego nie znajdujemy na kartach Biblii. Nigdzie nie zajmuje się ona wykazywaniem ani udowadnianiem, że Bóg istnieje. Co więcej, można powiedzieć, że istnienie Boga jest bardziej oczywiste niż istnienie człowieka, ponieważ życie człowieka jest naznaczone znamionami przejściowości i przemijania. 
 
Dariusz Piórkowski SJ

Gdybym znalazł się w skórze Piotra w dzisiejszej ewangelii, to chyba bym kompletnie zbaraniał. W tej samej rozmowie Chrystus nazywa go błogosławionym, chwaląc apostoła za przyjęcie pouczenia od Ojca i wyznanie wiary w Jezusa Mesjasza, a za chwilę ten sam apostoł zostaje ostro zbesztany za to, że posłuchał podszeptu szatana i sprzeciwia się woli Ojca. To ci dopiero orzech do zgryzienia...

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS