logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Przemysław Radzyński
Każdy jest powołany do świętości
eSPe
 
fot. Kiki Falconer | Unsplash (cc)


„Świętość jest dla wszystkich. Każdy jest powołany do świętości – wystarczy żyć tylko zgodnie ze swoim życiowym powołaniem i wypełniać misję, którą Pan Bóg nam powierzył – żyjąc w małżeństwie, samotnie, w klasztorze czy jako kapłan” – mówi o. prof. Szczepan Praśkiewicz OCD*, długoletni konsultor Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, w rozmowie z Przemysławem Radzyńskim.
 
Po co nam święci?
 
Najlepszą odpowiedź daje liturgia, zwłaszcza prefacje o świętych, gdzie jasno mówi się, że oni są dla nas przykładem życia, są naszymi orędownikami przed Bogiem, przykład ich życia nas umacnia, dodaje nam otuchy, a ich wstawiennictwo pomaga nam realizować Ewangelię w codziennym życiu i osiągnąć pełnię ewangelicznej doskonałości.
 
Kard. Angelo Amato, długoletni prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych mówił, że święci są jak kwiaty w ogrodzie na wiosnę – jest ich wtedy wielka różnorodność. Czasami się mówi, że świętych ogłaszanych jest za dużo, że Stolica Apostolska jest fabryką świętych. Gdy ktoś miał o to pretensje, to kard. Amato odpowiadał, że to jakby mieć żal, że w ogrodzie na wiosnę jest tak dużo pięknych kwiatów. Święci są kwiatami w ogrodzie Kościoła, a kwiaty zawsze są piękne i wznoszą naszą myśl ku Stwórcy.
 
Papież Franciszek w adhortacji Gaudete et exsultate – o powszechnym powołaniu do świętości mówi, że święci są po to, żeby nas „pobudzać” i „motywować”; absolutnie nie są po to, żebyśmy ich życie „kopiowali”. Na czym. ojca zdaniem, powinno polegać to „pobudzanie” i „motywowanie”?

W adhortacji Vita consecrata – o życiu konsekrowanym Jan Paweł II umieścił punkt: „twórcza wierność”. Nie tylko wierność, czyli kopiowanie, odtwarzanie wzorów, ale wierność twórcza, wnosząca coś nowego. To idzie w parze z twierdzeniami papieża Franciszka. W podążaniu do ewangelicznej doskonałości trzeba brać pod uwagę kontekst w jakim żyjemy, powinniśmy być wyczuleni na znaki czasu, jakie Pan Bóg nam daje.
 
Kiedyś mówiło się, że świętość to umartwienie wszystkiego co ludzkie. Po Soborze Watykańskim II i w świetle nauki Jana Pawła II i Franciszka interpretujemy świętość w kluczu pozytywnym, jako pełne zrealizowanie człowieczeństwa. Tą pełnią jest osiągnięcie komunii z Chrystusem, która w życiu codziennym objawia się w służbie człowiekowi. Od razu staje nam przed oczami największe przykazanie – przykazanie miłości. To jest świętość. Święci nas do tego pobudzają, żeby poszukiwać odpowiedzi na pytanie, jak dziś najlepiej zrealizować to przykazanie. 
 
Czy istnieje jakiś kanon świętości?
 
Świętość bada się na podstawie cnót: teologalnych, czyli wiary, nadziei i miłości; kardynalnych, czyli roztropności, sprawiedliwości, umiarkowania i męstwa. A jeśli mamy do czynienia z zakonnikiem, to sprawdza się, jak realizował śluby zakonne – ubóstwo, czystość, posłuszeństwo; rozmodlenie, pokorę; jeśli to będzie kapłan, to przygląda się jego gorliwości apostolskiej, a jeśli to będą rodzice, to zwraca się uwagę na ich oddanie dzieciom, staranie i troskę o ich wychowanie, wzrost we wzajemnej miłości małżeńskiej. Świętość bada się w kluczu realizowania tych cnót w sposób heroiczny, czyli ponadprzeciętny.
 
Czy ten kanon jakoś się zmienia na przestrzeni wieków?
 
Nic się nie zmieniło, ale kładzie się nacisk na to, czy przesłanie świętego wnosi coś nowego do depozytu wiary, czy jest aktualne na dzisiejsze czasy.
 
Niezależnie od tego, kiedy święty żył.
 
Tak. Weźmy np. św. Teresę od Dzieciątka Jezus. Żyła w czasach jansenizmu – zmarła pod koniec XIX w. Ale jej przesłanie jest ciągle aktualne, bo jest to przesłanie miłości. Divini amoris scientia – wiedza Bożej miłości. Ona nie studiowała teologii na uniwersytecie, nie napisała żadnej sumy teologicznej, ale zdobyła tę wiedzę miłości na kolanach, przed tabernakulum. Jest wzorem miłości i przykładem, że świętość to nie jest czynienie rzeczy nadzwyczajnych, ale nadzwyczajne przeżywanie codzienności – w wierności Jezusowi. Swoje cierpienie – była chora na gruźlicę, każdy z trudem stawiany krok, ofiarowywała Jezusowi – w intencji Kościoła, misjonarzy, w intencji wszystkich, którzy pracują na pierwszej linii frontu. W ten sposób zrealizowała swoje powołanie, jak sama mówiła, „żeby w sercu Kościoła być miłością”. Miała niespełna 25 lat, a jest dziś doktorem Kościoła, mimo że nie napisała żadnego traktatu teologicznego… Przelała na papier swoje wewnętrzne odczucia, owoc modlitwy, to, co jej Duch Święty jej podszeptywał – ona po prostu współpracowała z łaską.
 
Papież Franciszek mówi, że nie napisał adhortacji Gaudete et exsultate jako kolejnego traktatu o świętości, ale niejako „podbija” temat powszechnego powołania do świętości przypominając, że jest on ciągle aktualny.
 
Powszechne powołanie do świętości wpisane jest w tradycję biblijną. Już w Księdze Kapłańskiej możemy przeczytać: bądźcie świętymi, jak ja jestem święty – mówi Bóg do swojego ludu (por. Kpł 11, 44). Pan Jezus to przypomina: bądźcie doskonali, jak doskonały jest ojciec mój niebieski (por. Mt 5, 48). Św. Piotr i Paweł upominają w swoich listach apostolskich chrześcijan, żeby dążyli do świętości (zob. 1P 1,15; 1Tes 4,3; Ef 1,4). W czasach przedsoborowych zapomniano chyba nieco o tym powszechnym powołaniu do świętości i utarło się przekonanie, że do świętości powołani są tylko biskupi, kapłani czy zakonnicy – hierarchia, a zapomniano o ludzie Bożym.
 
O powszechnym powołaniu do świętości przypomniał Sobór Watykański II. Podobnie Jan Paweł II kładł na to wielki nacisk. Zostawił niejako testament na nowe tysiąclecie, żeby Kościół promował świętość wiernych świeckich – małżonków, ojców i matek rodzin. Owocem tego są pierwsze beatyfikacje małżonków – Luigiego i Marii Beltrame Quattrocchich oraz rodziców św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Maria Zelia i Ludwik Martin zostali kanonizowani w czasie synodu poświęconego rodzinie, jako wzór dla współczesnych małżonków związanych sakramentem, rodzin wielodzietnych. Papież Franciszek chciał płynąć niejako pod prąd mentalności tego świata promującej rozwody, rozwiązłość seksualną, pseudomałżeństwa osób tej samej płci. Państwo Martin po ludzku nie uczynili nic wyjątkowego – nie odkryli Ameryki, nie zdobyli Nagrody Nobla, nie napisali książek, ale zrealizowali swoje małżeńskie powołanie – wychowali pięć córek. Wszystkie zostały zakonnicami. Najmłodsza jest świętą i doktorem Kościoła. Druga jest objęta postępowaniem procesowym. Czworo dzieci zmarło. Oni przeżywali radości i troski w małżeństwie kierując się Ewangelią, będąc ludźmi modlitwy.
 
Także w czasie zbliżającego się synodu poświęconego młodzieży zostaną pokazane wzory świętości wiernych świeckich – osób żyjących i w małżeństwie, i samotnie. Musimy o tym pamiętać, że większość Kościoła stanowią ludzie świeccy. Świętość jest dla wszystkich. Każdy jest powołany do świętości – wystarczy żyć tylko zgodnie ze swoim życiowym powołaniem i wypełniać misję, którą Pan Bóg nam powierzył – żyjąc w małżeństwie, samotnie, w klasztorze czy jako kapłan.
 
No właśnie – papież Franciszek podkreśla, że każdy z nas powinien odnaleźć swoją drogę do świętości. Jak to zrobić?
 
Potrzeba pewnej dojrzałości i wyrobienia wewnętrznego. Każdy człowiek staje przed wyborem – zawodu, małżeństwa, zakonu, kapłaństwa. W tym wyborze powinien brać pod uwagę pewne predyspozycje, zdolności, zamiłowania, którymi Pan Bóg go obdarzył. Z drugiej strony potrzeba pewnego klimatu w rodzinie – wyciszenia, modlitwy. 
 
Dziś mówimy o spadku powołań czy kryzysie powołań. To nie jest do końca słuszne, bo w każdym powołaniu musimy wyróżnić dwa czynniki – Boga i człowieka. A Bóg przecież nie przeżywa kryzysu. Jeśli jest kryzys, to tego, który nie odpowiada na Boże wezwanie. Nie ma ciszy, ale jest hałas, nieustawiczna pogoń za pieniądzem, a to nie ułatwia usłyszenia Bożego głosu, dania odpowiedzi i pójścia za nim. Podobnie jest w przypadku małżeństwa – klimat moralnego luzu, zeświecczenia, lansowanie pseudomałżeństw – to wszystko nie ułatwia życiowych wyborów. Tutaj święci jawią się jako przykłady tych, którzy potrafili płynąć pod prąd i być twórczo wierni – dostosowywali się do pewnych wymogów życia współczesnego, ale równocześnie byli wierni Ewangelii. 
 
Młodzi dziś potrzebują dobrej rady osób starszych, ale także konkretnych punktów odniesienia – Ewangelii, przykazań, wspólnot i ruchów kościelnych, które mogą pomóc w dokonywaniu wyborów, a później w pielęgnowaniu powołań.
 
Dzisiaj łatwiej zostać świętym?

Świętym można zostać w każdej epoce. Zawsze było łatwo, o ile człowiek był konsekwentny i naprawdę swoje życie zawierzał Panu Bogu. Miejmy też świadomość, że świętość osiągamy nie naszymi wysiłkami, ale ona jest owocem łaski – trzeba z nią współpracować.
 
Kiedy Ojciec odkrył, że jest powołany do tego, żeby być świętym?
 
Zostałem wychowany w rodzinie katolickiej. Od szkoły podstawowej miałem kontakt z karmelitami bosymi, którzy prowadzili moją parafię. Trafiłem do zakonu właśnie z myślą o świętości, o dążeniu do ewangelicznej doskonałości. To pragnienie we mnie ustawicznie wzrastało i ugruntowywało się z latami formacji zakonnej. Na studia teologiczne wyjechałem do Rzymu, gdzie spędziłem 20 lat przyglądając się uważnie temu, jak bije serce instytucjonalnego Kościoła. A później moim powołaniem w powołaniu stało się zajmowanie się świętością, dokumentowanie życia świętych i prowadzenie procesów beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych, a to nie może pozytywnie nie wpływać na osobiste zaangażowanie w życie duchowe i dążenie do świętości.
 
Czyli praca w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych pomaga?
 
Pomaga i pokazuje, jak różnymi drogami Pan Bóg prowadzi ludzi do świętości. Pan Bóg się nie powtarza – On jest wspaniałym reżyserem życia świętych i błogosławionych i dopomaga wszystkim w osiągnięciu komunii z Sobą. Studiowanie heroicznych cnót czy męczeństwa przyszłych świętych zachęca i dopomaga do pójścia w ich ślady i do tej twórczej wierności Panu w codziennym życiu. Powtarzam, że świętość nie polega na czynieniu nadzwyczajnych rzeczy, ale nadzwyczajnym przeżywaniu codzienności – patrzeniu Bożym okiem na sprawy tego świata.
 
Którzy święci są Ojcu szczególnie bliscy?

Oczywiście święci karmelitańscy. Św. Janowi od Krzyża jestem szczególnie wdzięczny za wypowiedź, że „pod koniec życia będziemy sądzeni z miłości”. A św. Teresie od Jezusa za to, „żeby zaczynać wciąż od nowa”, „krocząc z dobrego w lepsze”. Zatem zaczynajmy od nowa z każdym dniem, który Pan Bóg nam daje i niech każdy dzień nas zbliża do Niego i dopomaga nam żyć Ewangelią.
 
Rozmawiał Przemysław Radzyński
eSPe nr 131 

*o. prof. Szczepan Praśkiewicz OCD – od 1998 roku jest konsultorem Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Przez jego ręce przeszło ok. 130 spraw dotyczących heroiczności cnót kandydatów na ołtarze, autentyczności cudów czy stwierdzenia męczeństwa za wiarę. Do tego należy doliczyć wiele procesów na etapie diecezjalnym a także sprawy zakonu karmelitańskiego – zarówno na poziomie prowincji krakowskiej, jak i całego zakonu.
 
Zobacz także
Grażyna Starzak
Cyberprzemoc bywa traktowana jako taki bodziec wyzwalający agresywne zachowania w rzeczywistości. Tym bardziej że agresor jest anonimowy. Nikt nic konkretnego o mnie nie wie, więc w zaciszu swojego domu mogę wyrządzić komuś krzywdę. Najgorsze jest to, że liczba osób dopuszczających się cyberprzemocy dynamicznie wzrasta i występuje wielokrotnie częściej niż w przypadku bezpośredniej komunikacji „twarzą w twarz”. 

Z dr Dorotą Bis, kierownikiem Uniwersyteckiego Centrum Rozwijania Kompetencji, specjalistką od relacji dziecko - media, rozmawia Grażyna Starzak
 
Marian Zawada OCD
Wielbicieli precjozów niezwykle inspiruje przypowieść o drogocennej perle (Mt 13, 46). To szczególny rodzaj ozdoby i biżuterii. Drogocenna perła stanowi metaforę skarbu tak wielkiego, że warto za niego wszystko dać, a nawet zaprzedać siebie, jak kiedyś św. Antoni Pustelnik. Legenda głosi, że perły zrodziły się z kropelek rosy napełnionych światłem księżyca, a inna – że to łzy wypędzonych z raju Ewy – koloru różowego, czarnego – Adama.
 
o. Wojciech Jędrzejewski OP
Wiemy, że przebaczenie nie zawsze jest czymś oczywistym i spontanicznym. Doświadczenie pokazuje, że niejednokrotnie ten drugi nie jest w stanie unieść wyznanej winy. Czuje się tak zraniony, że zatrzaskuje przed nami drzwi. Ukąszony odkryciem dramatycznej prawdy, nie potrafi okazać współczucia i poddaje się paraliżowi bólu i nienawiści. Z tego powodu niejednokrotnie się zdarza, że ludzie nie decydują się na taki krok. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS