logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Bogdan Czupryn
Koniec czy rozwój człowieka?
Cywilizacja
 


Skoro „ja” obejmuje całość bytu ludzkiego, to treściowe kształtowanie dokonuje się najpierw w obrębie bytu. Samoświadomość kształtuje się zatem w dialogu z obiektywną rzeczywistością własnego bytu. Trudno byłoby uzasadnić konieczność pośredniczącej roli kultury w tym dialogu. Za „bezkulturowym” kształtowaniem samoświadomości opowiada się R. T. Flewelling. „Można z pewnością przyjąć – stwierdza – jako fakt prawdziwy dla wszelkiego doświadczenia, że to, co nazywamy jaźnią bądź «ja» buduje doświadczenie ze świadomych reakcji na świat fizyczny zewnętrzny i wewnętrzny. Będąc głęboko pod wpływem świata doznań, grając na impulsach ugruntowanych w prawdziwej naturze funkcji fizycznych, podmiotowe «ja» ma ciągle siłę podporządkowania ich swoim wyższym celom” [11]. To nieco obrazowe określenie o graniu na impulsach natury fizycznej wskazuje na dynamiczny wewnętrzny dialog „ja”, który zachodzi w obrębie bytu człowieka. Mamy zatem prawo powiedzieć, że skoro człowiek doświadcza siebie jako obiektywnej rzeczywistości „ja”, to z tego faktu wynika, że utreściowienie „ja” dokonuje się przede wszystkim w relacji do obiektywnej rzeczywistości „mnie”. Dotyczy to również, a pewnie lepiej byłoby powiedzieć, przede wszystkim, kształtowania tożsamości płciowej. Budowanie samoświadomości polega w gruncie rzeczy na odkrywaniu tych treści, które mnie obiektywnie stanowią: być samoświadomym, to wiedzieć, kim obiektywnie jestem. Nie ma zatem żadnych podstaw, aby twierdzić, że doświadczanie własnej cielesności „moich faktów biologicznych” dokonuje się za pośrednictwem kultury. Jeżeli przyjmiemy, że człowiek jest jednością – a z tym trudno dyskutować, zwłaszcza redukcjonistom – to dlaczego pomijać na poziomie świadomości fakty biologiczne?
 
Wspomniana wcześniej immanencja „ja” – to samo „ja” jest obecne we wszystkim, co moje – jawi się jako warunek konieczny rzeczywistej samoświadomości, bo ta musi być identyczna i ciągła. W przeciwnym razie trudno będzie ją zidentyfikować jako świadomość „mnie”. Tylko na beztreściowym „ja” można budować taką świadomość [12]. W koncepcji gender, gdzie podmiot ciągle tworzy swoją tożsamość odgrywając coraz to nowe role wyznaczone przez wzorce kulturowe, praktycznie nie ma podstaw gwarantujących wspomnianą identyczność i ciągłość. Czy zatem istnieją jakiekolwiek racje, aby mówić w tym ujęciu o rzeczywistej samoświadomości? Stąd też na pytanie: kim jesteś? konsekwentny zwolennik gender powinien odpowiedzieć: nie wiem; mogę jedynie określić, kogo aktualnie gram.
 
Podsumowanie
 
W podsumowaniu powyższych analiz możemy sformułować następujące wnioski. Związane z obiektywnym istnieniem bytu człowieka i dlatego autentycznie stabilne „ja” gwarantuje przede wszystkim faktyczne podmiotowanie. Po wtóre, stanowi podstawę do budowania rzeczywistej samoświadomości. Wreszcie po trzecie, umożliwia osiąganie rzeczywistej wielkości, polegającej na aktualizowaniu tych możliwości, które stanowią obiektywne uposażenie natury ludzkiej. W tym procesie istotną rolę ogrywają wzorce kulturowe; mogą wspomagać, ale też utrudniać wspomniany rozwój. Jednak ich wpływ ma charakter wtórny, można by powiedzieć, niejako narzędziowy. Absolutyzacja wpływu wzorców społecznych i swoista mitologizacja kultury – to ostatnie sformułowanie dotyczy genezy występującej w niej zasad – nie ma żadnego uzasadnienia. Ostatecznie to człowiek tworzy wzorce zachowań, a nie odwrotnie. Tak rozumiany osobowy rozwój, oparty na stałym fundamencie obiektywnego istnienia jako „ja” ujawnia właściwą człowiekowi transcendencję: jest on wielki tym, że tworzy kulturę, która zarazem wyraża przysługującą mu godność i ułatwia jej pomnażanie.
 
Przeprowadzone powyżej, z konieczności dość pobieżnie, analizy podstawowego samopoznania, pokazały jednak wystarczająco jasno, że zasadniczy błąd antropologii genderowej polega na tym, iż nie uwzględnia podstawowego doświadczenia, które ujawnia człowieka jako rzeczywisty podmiot. Wszelkie dalsze błędy są już tylko konsekwencją tego pierwotnego zaniedbania. Trudno bowiem wprowadzić kogoś na szczyty człowieczeństwa odbierając mu już na początku drogi możliwość samodzielnego chodzenia. Używając nieco obrazowego języka należałoby powiedzieć, że na barkach kultury można jedynie pokręcić się w miejscu. W tej sytuacji nie sposób nie zapytać, dlaczego tego tak oczywistego faktu, dostępnego każdemu, nie uwzględniono. Czyżby chodziło o zwykłe przeoczenie? Oczywiście, że nie. To pominięcie jest jak najbardziej świadome i zaplanowane. Chodzi o to, aby z definicji pozbawić człowieka jakichkolwiek stałych fundamentów, bo bez nich łatwiej dowolnie go kształtować według własnych projektów. To prawda, że fundamenty ograniczają możliwości dalszego budowania, ale też stabilizują budowlę. Czy lepiej wybudować solidny, choć może skromny dom, ale na stałych fundamentach, czy też ekstrawagancki, ale bez odpowiedniej podwaliny? Pozornie, ta druga możliwość bardziej pociąga, zwłaszcza dzisiaj, gdy dziwaczność i niepospolitość zostały podniesione przez media do rangi najwyższej cnoty. W rzeczywistości każdy zdrowo myślący chciałby mieszkać w domu, który gwarantuje bezpieczeństwo, a nie tylko zachwyt, zwłaszcza u tych, którzy patrzą z zewnątrz, a nie w domu, w którym nie da się spokojnie mieszkać. Odbierając człowiekowi stałość zasad burzy się poczucie bezpieczeństwa i powoduje zamieszanie. Czy idąc taką drogą rzeczywiście dojdziemy do dojrzałości osobowej? Czy człowiek, który ciągle musi baczyć, aby się nie przewrócić, bo ciągle nie wie, jakimi siłami rozporządza, a i droga stale go zaskakuje, rzeczywiście decyduje o sobie? Te w gruncie rzeczy retoryczne pytania pokazują, iż droga genderowa jest drogą donikąd, a to dlatego, że buduje na fałszywym obrazie człowieka. Jako taka stanowi wręcz klasyczny przypadek błędu antropologicznego.
 
Na zakończenie warto jeszcze odnieść się do jednej istotnej konsekwencji gender. Otóż, odbierając człowiekowi stałość natury i stałość zasad, w praktyce niszczy się realne podstawy jego odniesienia do Boga, który jest ostatecznym źródłem obiektywnego porządku rzeczy. Świadomość tej konsekwencji powinna skłaniać do odpowiedzi na proste skądinąd pytanie: czy lepiej być dziełem Boga czy tworem kultury?
 
Koniec czy rozwój człowieka?
 
Artykuł poszukuje odpowiedzi na pytanie o wpływ ideologii genderowej na rozwój człowieka i sposób decydowania o sobie; przedstawia antropologiczne podstawy tej ideologii oraz charakteryzuje błąd leżący u jej fundamentów.
 
ks. Bogdan Czupryn
 
_________________________________
Przypisy: 
 
[11] R. T. Flewelling, Osobowość twórcza, przekł. B. Gacka, E. Reutt, Warszawa 1998, s. 185.
[12] Szczegółową analizę tej sytuacji znajdujemy u R. T. Flewellinga. Zob. tamże, s. 179-182.   
 
poprzednia  1 2 3
Zobacz także
Małgorzata Mann
Miłość, z której rodzina powstała, ma swe źródło w Bogu, jest więc Boża. Ale jest też nasza rodzina, jej kształt i los, nieuchronnie zależna od zawartości naszego serca, od naszej miłości. Boża na dobre, nasza na dobre i złe. Dlatego nie ma nic ważniejszego dla kobiety, jak rozpalać miłość w rodzinie...
 
Paweł Beyga
Czy Bóg żąda od człowieka kultu publicznego? Czy nie wystarczy zamknąć się w izdebce, aby wołać do „Ojca który jest w ukryciu” (por. Mt 6.4)? Można podobnych postulatów doszukać się w głoszonych często hasłach typu „Bóg tak – Kościół nie”. Jednym z głównych błędów, które wykazują bezzasadność tezy o zbędności czynności liturgicznych jest fałszywe przekonanie o konflikcie pomiędzy prywatną pobożnością a liturgią.
 
Jacek Ponikiewski
Nauka lubuje się w kulcie, a więc części obrzędowej, mającej konotacje z systemem religijnym, ale nie z rozumem. Kultem może stać się zatem sama nauka, traktowana jako jedyna i najwyższa wyrocznia, która mimo braku argumentów neguje coś, gdyż nie jest to zjawisko stricte naukowe...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS