logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Bogna Białecka
Kopia własnego rodzica
Przewodnik Katolicki
 
fot. Priscilla Du Preez | Unsplash (cc)


Jak to się dzieje, że gdy zostajemy rodzicami, łapiemy się na powtarzaniu zachowań, a czasem wręcz słów własnych rodziców – często także tych, których wcale nie chcemy? Czy można się z tego wyzwolić?
 
– Nienawidzę siebie. Jestem jak własna matka. Była apodyktyczna i zawsze dyktowała ojcu, mnie i siostrze, co mamy robić. Teraz ja robię dokładnie to samo moim dzieciom i mężowi. Nie umiem się powstrzymać, żeby nie mówić im, co mają robić, jak i kiedy. I jeszcze nigdy nie jest wystarczająco dobrze. Zawsze poprawiam, zupełnie jak moja matka – mówi Joanna.
 
Jerzy z kolei zwierza się: – Czuję, że jestem nic niewart, całkiem jak mój ojciec. Zimny, zdystansowany. Nienawidziłem tego w nim, jak mogę być jego wierną kopią? To jest bolesne, ale nie wiem, jak to zmienić!
 
Helena ma lepsze wspomnienia: – Uwielbialiśmy w mamie to, że zawsze była opanowana i kochana. I zawsze dla nas. Dawała pełnię miłości, zawsze to, co najlepsze. Chciałam być jak ona, gdy będę mamą. Dopiero teraz widzę, że to miało konkretne konsekwencje. Nie potrafię swoim dzieciom mówić „nie”, nawet nie wiem, jak to się robi.
 
Joanna, Jerzy i Helena doświadczają powszechnie spotykanego zjawiska – powtarzania wzorców rodzicielstwa wyniesionych z domu rodzinnego. Czasem ma to wręcz postać powtarzania tych samych słów czy fraz, które słyszeliśmy jako dzieci. Często są to zachowania, których chcielibyśmy uniknąć. Wiele osób ma poczucie „nie chcę popełniać tych samych błędów co moi rodzice”, a potem i tak wpadają w ich pułapkę. Dlaczego tak się dzieje?
 
Słowa, które stają się częścią nas

Wyjaśnienie najprostsze, banalne, a zarazem zwyczajnie prawdziwe. Z reguły co najmniej do osiągnięcia dorosłości przebywamy regularnie z naszymi rodzicami. Na co dzień obserwujemy ich podejście do współmałżonka, dzieci, ich sposób rozwiązywania konfliktów, wychowania. Rodzice modelują nasz styl komunikacji i rozwiązywania konfliktów. Nie dzieje się to na poziomie świadomym, lecz niejako przesiąkamy tym, obserwując powtarzające się zachowania.
 
Podobnie przesiąkamy słowami. Dziecko, które wciąż słyszy od osób, które przecież kocha: „Jesteś do niczego”, przyjmuje to jako prawdziwe przekonanie na swój temat. Oczywiście podobnie przesiąkamy słowami: „Jesteś wspaniały, kocham cię”. Nawet jeśli słyszymy jakieś zdanie zaledwie raz na tydzień, to zanim skończymy 18 lat, zostanie to nam powtórzone 936 razy. Nic dziwnego, że to w człowieku zostaje.
 
Sprzeczne uczucia
Zarówno Joanna, jak i Jerzy wprost nienawidzą rozpoznawanych w sobie zachowań własnych rodziców. Zdają sobie sprawę, że ich zachowania ranią ich dzieci i współmałżonków, lecz czują, jakby nie mieli nad tym kontroli. Dopiero gdy zaczęli się bliżej przyglądać sobie, odkryli, że targają nimi sprzeczne uczucia, powodujące trudności w podjęciu kroków ku zmianie na lepsze.
 
Joanna tak tłumaczy swoje zachowanie: – Nie chcę być taka jak mama, ale szczerze mówiąc, trudno mi sobie wyobrazić, że tracę kontrolę nad domem. Wiem, że masę rzeczy robię lepiej niż mąż czy dzieci – szybciej, dokładniej. Często wiem wręcz lepiej od nich, czego akurat potrzebują. Jeśli odpuszczę, dom zmieni się w chaos.
 
Jerzy uzasadnia: – Wiem, że jestem nędznikiem i nie potrafię wysłuchać i docenić uczuć mojej żony czy dzieci. Ale ona jest tak irracjonalna. Naprawdę musi wychodzić z siebie, gdy koleżanka powie jej coś niemiłego? Wiem, że powinienem być bardziej czuły i troskliwy, ale uważam, że żona powinna lepiej panować nad swoimi emocjami, bo w takich sytuacjach tylko mój spokój i dystans ratują nas przed wieloma problemami.
 
Helena przeżywa jeszcze trudniejszą do rozszyfrowania mieszaninę uczuć. Z jednej strony uważa swoją mamę za ideał do naśladowania, z drugiej ogromny lęk, że do tego ideału nie dorasta. Boi się, że jeśli zacznie mówić swoim dzieciom „nie” czy stawiać wymagania, przestanie być tą najlepszą na świecie mamusią.
 
Cała trójka doświadcza racjonalizacji. Dzięki racjonalizacji mogą udawać sami przed sobą, że ich zachowania są co najmniej usprawiedliwione, a właściwie to dzięki nim jednak rodzina odnosi konkretne korzyści. Jednocześnie atakują samych siebie za powtarzanie wzorców wyniesionych z domów. Rezultatem jest cierpienie, poczucie sparaliżowania i niemocy zmiany.
 
Drogi wyjścia
Pamiętajmy, że nikt nie jest ideałem i każdy rodzic ma swoje słabe i mocne strony. Co oznacza, że warto czerpać z mądrości wychowawczej własnych rodziców. Wyzwaniem jest rozpoznanie, po pierwsze – co z własnych rodziców kopiujemy, po drugie – które z metod wychowawczych rodziców przyniosły pozytywne skutki w naszym życiu.
 
Dlatego warto zastanowić się nad tym, co pamiętamy z dzieciństwa. Jak nasi rodzice okazywali nam miłość, jak stawiali wymagania, o czym rozmawiali, w jaki sposób? Jakie to miało skutki na dłuższą metę. Być może niektóre z rzeczy, których wymagali nasi rodzice (np. regularne sprzątanie swojego pokoju) nie wzbudzały naszego entuzjazmu, jednak przydały się w dorosłości? Co z tego, co dziś robimy, przypomina nam własnych rodziców? Jeżeli mamy rodzeństwo, warto je zapytać czy obserwują u nas jakieś zachowania charakterystyczne dla naszych mam lub ojców. Co z tego jest przydatne? Co można zrobić inaczej, lepiej?
 
Warto zastanowić się też nad przekonaniami na własny temat. Co słyszeliśmy od swoich rodziców? Jakie słowa pamiętamy? Nurt psychologii poznawczo-behawioralnej wymienia szereg takich błędnych, negatywnych przekonań, które możemy wynieść z rodzinnego domu. Kilka przykładów takich przekonań to: aby zasłużyć na szacunek, musiałabym nie mieć żadnych wad; jestem bezwartościowy; jeśli doznaję krzywdy, to znaczy że sama na nią zasłużyłam; nie wolno mi być sobą, boi ludzie będą mną gardzić. Rezultatem hołdowania tym przekonaniom jest nie tylko niemożność zmiany swojego zachowania wobec bliskich na lepsze, lecz stany depresyjne lub ciągle obniżony nastrój i niewiara w siebie. Jak poradzić sobie z tymi przekonaniami? Nie jest to proste, jednak można się z tym uporać. Rozwiązaniem może być skorzystanie z pomocy terapeuty lub choćby poszukanie dobrych lektur i poczytanie więcej na ten temat. W języku polskim ukazały się m.in. dwie pozycje przybliżające zjawisko negatywnych przekonań: Umysł ponad nastrojem (Christine Padesky, Dennis Greenberge) oraz Radość życia, czyli jak zwyciężyć depresję (David Burns).
 
Prawda i praca  
Warto też stanąć w prawdzie o sobie. Czy przypadkiem, jak Joanna lub Jerzy, nie próbujemy znaleźć usprawiedliwień dla swoich toksycznych zachowań wobec bliskich? A może paraliżuje nas lęk, tak jak w przypadku Heleny? Jeśli tak – potrzebna jest walka z usprawiedliwieniami i irracjonalnym lękiem, poszukanie konstruktywnych alternatyw, być może nawet pomoc zaufanego terapeuty czy duchownego. To podstawa, bez której rzeczywiście nic nie zmienimy i będziemy przenosić w kolejne pokolenie problemy wyniesione z domu rodzinnego.
 
Bogna Białecka
Przewodnik Katolicki 48/2018 
 
Zobacz także
Dariusz Piórkowski SJ
Dziwnie brzmi początek Ewangelii św. Jana, zwłaszcza dzisiaj (J 1). Świętujemy narodzenie Chrystusa, a tu ani słowa o poczęciu, o szopce, aniołach i sianku, o ojcu i matce. Św. Jan pisze tajemniczo o jakimś Słowie, o świetle i ciemności, mając na myśli tego samego Jezusa z Nazaretu, o którym opowiada św. Łukasz. Podaje nam najgłębszy i zarazem najbardziej szokujący powód naszego świętowania: ten Jezus z Nazaretu nie jest zwykłym dzieckiem – jest Stwórcą świata, tym, przez kogo wszystko się stało, który wszystko podtrzymuje w istnieniu. 
 
Dariusz Piórkowski SJ
Bóg chce każdego z nas uczynić błogosławieństwem dla naszych dzieci, małżonków, przyjaciół, podwładnych i współpracowników. Nie musi się to dziać w żaden niezwykły sposób. Możemy być dla bliskich błogosławieństwem przez afirmację, zachętę, uwagę, troskę. Wynika to z Bożej przemiany w nas samych. Jak często uważnie słuchamy, gdy inni do nas mówią? Czy w natłoku obowiązków zauważamy ludzi? Czy potrafimy przyznać się do błędu? 
 
Edyta Bąk-Buczak
Przestajemy ze sobą rozmawiać, nie umiemy prowadzić dialogu. Wymieniamy się jedynie suchymi informacjami, a taka wymiana słów nie ma nic wspólnego z rzeczywistą komunikacją. Kiedy nasze upragnione dziecko przychodzi na świat, szalejemy z radości. Obdarzamy je bezwarunkową miłością. Dbamy o wszelkie jego potrzeby. Zachwycamy się każdym, nawet najmniejszym przejawem jego rozwoju. Pamiętamy pierwszy uśmiech, pierwszy krok i oczywiście pierwsze słowo!
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS