To nie był spokojny wieczór. Jezus wiedział, że od kilku dni Żydzi, Jego współwyznawcy, chcieli Go zabić. Bezpośrednią przyczyną miało być oskarżenie o bluźnierstwo. Że On, będąc człowiekiem, Boga nazywał Ojcem, a przez to czynił się Mu równym. Atmosfera gęstniała od kilku dni. Zamiary dojrzewały. Gdy na szczęść dni przed Paschą był w Betanii, arcykapłani już dawno zdecydowali o zabiciu Jezusa. I On miał tego świadomość, gdy mówił, że Maria namaściła Go na pogrzeb.
Podobnie, jak wszyscy ludzie, o. Franciszek Jordan budował swoje życie, ukierunkowywał swoje apostolstwo, wzrastał w świętości, krok po kroku, powoli… „jak jutrzenka, która wschodzi i wtedy staje się w pełni światłem dnia” (DD I 54). W istocie bowiem odpowiedź każdego z nas na powołanie nie wyczerpuje się w młodości, ale raczej jest czymś, czego należy szukać w ciągu całego naszego życia.