logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Wspólnota z Bose
Księga świadków
Edycja Świętego Pawła
 


Wprowadzenie: Enzo Bianchi

Tytuł oryginału: Il libro dei testimoni. Martirologio ecumenico.
Praca zbiorowa Wspólnoty z Bose pod kierunkiem Riccardo Lariniego.
Tłumaczenie: Krzysztof Stopa
ISBN 83-7168-620-X
© Edizioni San Paolo, 2002
© Edycja Świętego Pawła, 2003
ul. Siwickiego 7, 42-221 Częstochowa
tel. (034) 362.06.89, fax (034) 362.09.89
www.paulus.pl · e-mail: edycja@paulus.pl


 

Potrzeba stworzenia martyrologium ekumenicznego

Źródła martyrologiów

Po wielu latach pracy i poszukiwań w końcu udało się nam doprowadzić do wydania martyrologium ekumenicznego, od dawna oczekiwanego i przygotowywanego razem z chrześcijanami wszystkich Kościołów. Dlaczego "ekumenicznego"? Dobrze będzie odpowiedzieć od razu: martyrologium nie może być inne, jak tylko "ekumeniczne". Tak było już od pierwszych wieków Kościoła.

Bardzo wcześnie bowiem chrześcijanie zaczęli gromadzić imiona lokalnych męczenników, kierując się przekonaniem, że - jak głosi słynna sentencja Tertuliana - krew chrześcijan jest nasieniem. Od początku w męczenniku widziano w pełnym tego słowa znaczeniu świadka wiary w Chrystusa umarłego i zmartwychwstałego. Jednak obok list męczenników wkrótce zaczęły powstawać w każdym Kościele lokalnym podobne wykazy biskupów, którzy następowali po sobie jako przewodnicy ludu chrześcijańskiego. Wiadomo, że Ireneusz z Lyonu przypisywał wielkie znaczenie takim spisom, które świadczą o paradosis, czyli integralnym przekazywaniu wiary apostolskiej od jednej wspólnoty do drugiej w ciągu historii, czego wyrazem jest właśnie następowanie po sobie pasterzy w każdym z Kościołów lokalnych.

Już w IV wieku w Nikomedii, a kilkadziesiąt lat później w regionie Akwilei, zaczęto łączyć ze sobą różne listy lokalnych męczenników, odczuwając potrzebę przypominania o powszechnej komunii między Kościołami, wskutek czego powstał później pełny zbiór świadków. Jest to słynne "Martyrologium Hieronimiańskie", nazywane w ten sposób, ponieważ Chromacjusz z Akwilei i Heliodor z Altino zwrócili się właśnie do Hieronima z prośbą, aby on sam przygotował jego wydanie. Od tamtej pory Kościoły całego świata w dalszym ciągu przechowywały pamięć nie tylko o swoich miejscowych męczennikach i biskupach, ale także o najbardziej znaczących świadkach wiary, jakich Duch Święty wzbudził na innych szerokościach geograficznych.

W ciągu wieków zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie redagowano nowe martyrologia, uwzględniając wcześniejsze i włączając stopniowo nowe imiona oraz nowe historie godne zachowania w pamięci. Na Zachodzie przede wszystkim wypracowano klasyczną strukturę martyrologium: wyznaczenie na każdy dzień kilku świętych; podanie nazwy miasta lub kraju, w którym są wspominani; dodanie ewentualnie informacji na temat miejsca męczeństwa lub życia tych świadków, a także zwięzłe - często w jednym zaledwie zdaniu - opisanie jakiegoś czynu, którym się wsławili. Obok martyrologiów, ale jako wyraźnie różne od nich, licznie powstawały także "leggendaria", czyli zbiory żywotów świętych.

Na Wschodzie rozwijały się przede wszystkim menea, menologia i synaksaria. Pierwsze zawierały teksty hymniczne napisane na cześć świętych z okazji ich wspomnienia liturgicznego; menologia przypominają zachodnie leggendaria, jednak żywoty są w nich ułożone zgodnie z chronologiczną kolejnością występowania świętych w kalendarzu Kościoła; synaksaria zaś są to martyrologia zawierające bardzo obfite informacje, zwykle używane podczas zgromadzeń chrześcijańskich, przede wszystkim monastycznych, przeznaczone do lektury tak osobistej, jak i wspólnotowej.

 

Podział między Kościołami

Martyrologia  były zatem początkowo narzędziem jedności między Kościołami. Wkrótce jednak pojawiły się podziały: w V wieku odłączył się Wschód nie chalcedoński, pod koniec pierwszego tysiąclecia nastąpił rozłam między bizantyńskim Wschodem a łacińskim Zachodem, zaś w XVI w. doszło do rozbicia między katolikami a protestantami - żeby przytoczyć tylko te największe. Dla ścisłości trzeba dodać, że została podjęta ostatnia szlachetna próba stworzenia martyrologium rzeczywiście powszechnego, a mianowicie w 1856 roku kardynał Baroniusz wydał z woli papieża Grzegorza XIII "Martyrologium Romanum". To monumentalne dzieło erudyty Baroniusza oraz jego współpracowników było w historii chrześcijańskiej bez wątpienia najbardziej znaczącą próbą sporządzenia martyrologium całego chrześcijaństwa, mimo iż później próżne okazały się wszelkie starania o zreformowanie go i dostosowanie do nowych czasów. A wymagała tego ogromna zmiana perspektywy, jaka zaistniała wskutek powstania ruchu ekumenicznego w XX wieku.

Mnożenie się podziałów między Kościołami sprawiło, że martyrologia zaczęły przeżywać ewolucję odwrotną w stosunku do tej, jaka charakteryzowała je przez ponad tysiąc lat historii. Wprawdzie nadal dołączano nowe imiona do spisów "owoców" działania Ducha w ciągu wieków, lecz były to wyłącznie osoby należące do własnego Kościoła. A w niektórych przypadkach, jak na przykład w Kościele chaldejskim w XVIII i XIX w., doszło nawet do tego, że wykreślono imiona wybitnych postaci wspominanych w liturgii, ponieważ należały do "Kościołów schizmatyckich".

Nie wolno ponadto zapominać o wpływie, jaki na liturgiczne wspomnienia świętych wywarła reformacja. W niektórych Kościołach, na przykład w anglikańskim, ich listę zredukowano wyłącznie do świadków, o których mówi Pismo. W innych wspólnotach natomiast zasada solus Christus (Jezus Chrystus jedynym pośrednikiem między Bogiem a ludźmi, jak przypomina apostoł Paweł) doprowadziła do silnej kontestacji świąt świętych, a nawet do ich całkowitego usunięcia z życia Kościoła.

 

Świadkowie, nie adwokaci

Nowa, choć nie natychmiastowa zmiana nastawienia nastąpiła na scenie światowej wskutek coraz śmielszego szerzenia się ruchu ekumenicznego. W XX wieku wreszcie wszyscy zaczęli dostrzegać, że rozłam stanowi zaprzeczenie Ewangelii. Zbyt długo poszczególne wspólnoty uważały, iż są wyłącznymi posiadaczami "prawdy" i w jej imię walczyły z każdym, kto był inny, z chrześcijanami innych kultur i innych Kościołów. Używano nawet hagiografii, aby ranić i oskarżać "przeciwników", zbyt łatwo mieniąc się "adwokatami" Pana Boga. Czy na tym polega prawda, która jest w Jezusie (por. Ef 4,21), objawi nam najwyższy Sędzia i Pasterz na końcu czasów, kiedy każdy chrześcijanin i każdy Kościół zostaną wezwani, aby zdać sprawę z tego, w jaki sposób posługiwali się Imieniem Chrystusa.

Tymczasem rozpoczęte właśnie nowe tysiąclecie bardziej niż apologetów potrzebuje świadków chrześcijaństwa - jak nam przypomniał papież Paweł VI w "Evangelii nuntiandi": Dobra Nowina powinna być głoszona przede wszystkim przez świadectw. Krótko mówiąc, pilnie potrzeba dzisiaj ludzi, którzy podobnie jak pierwsi męczennicy chrześcijańscy oraz wielcy Ojcowie Kościoła, będą nie tyle usiłować "udowodnić" zmartwychwstanie Chrystusa przez argumentacje lub przesłanki natury historycznej, co raczej dawać świadectwo trwałej prawdzie w historii przez swą wierność Ewangelii, aż po przyjęcie śmierci, aby zmartwychwstanie Chrystusa było głoszone jako racja, dla której warto żyć i oddać życie. Takie jest sedno paradoksalnego przesłania chrześcijańskiego, głoszącego miłość silniejszą od śmierci.

 

Ekumenizm męczenników jest najbardziej przekonujący

Jan Paweł II w jednym z najczęściej cytowanych fragmentów "Tertio millennio adveniente" zauważył: U kresu drugiego tysiąclecia Kościół znowu stał się Kościołem męczenników... Świadectwo dawane Chrystusowi aż do przelania krwi, stało się wspólnym dziedzictwem zarówno katolików, jak prawosławnych, anglikanów i protestantów... To świadectwo nie może zostać zapomniane. I dlatego papież zachęcał w tymże liście apostolskim, by nie zapominać o świadectwie męczenników wszystkich Kościołów, ponieważ chyba najbardziej przekonujący jest ten ekumenizm świętych, męczenników. Powyższa zachęta została odważnie i zdecydowanie ukazana również w encyklice "Ut unum sint":

W perspektywie teocentrycznej my - chrześcijanie - mamy już wspólne Martyrologium... Już poprzednio odnotowałem z radością, że komunia - niedoskonała, ale realna - utrzymuje się i wzrasta na wielu poziomach życia kościelnego. Tutaj stwierdzam natomiast, że jest ona już doskonała w tym, co wszyscy uważamy za szczyt życia łaski: w męczeństwie (martyria) aż do śmierci, w tej najprawdziwszej realistycznej komunii z Chrystusem, który rozlewa własną krew i przez tę ofiarę przybliża ku sobie tych, którzy niegdyś byli daleko.

Lecz nie tylko w męczennikach istnieje już pełnia komunii, zdolna przekroczyć granice wyznań chrześcijańskich. Zaraz potem Jan Paweł II dodaje bowiem:

Choć dla całej chrześcijańskiej Wspólnoty męczennicy stanowią dowód na moc łaski, nie są oni bynajmniej jedynymi świadkami tej mocy. Niepełna jeszcze komunia naszych Wspólnot jest już w rzeczywistości - choć w sposób niewidzialny - włączona na trwałe w pełną komunię świętych, to znaczy tych, którzy zakończywszy życie wierne łasce, znajdują się dziś w komunii Chrystusa uwielbionego. Ci święci wywodzą się z wszystkich Kościołów i Wspólnot kościelnych, które otworzyły im drogę do komunii zbawienia.

Papież konkluduje zatem, że podstawową sprawą jest zachowanie żywej pamięci o tym wspólnym dziedzictwie świętych wszystkich Kościołów, ponieważ

tam, gdzie istnieje szczera wola pójścia za Chrystusem, Duch sprawia często, że Jego łaska rozlewa się innymi niż zwykle drogami. Doświadczenie ekumeniczne pozwoliło nam lepiej to zrozumieć.

Tylko w ten sposób wszystkie Kościoły będą mogły nawrócić się i podjąć poszukiwanie pełnej oraz widzialnej komunii: wpatrując się w koinonię istniejącą już między świętymi z każdej szerokości geograficznej i każdego wyznania.
Na polu ekumenicznym w 1978 roku komisja "Wiara i Ustrój" Ekumenicznej Rady Kościołów zakończyła swoje spotkanie w Bangalore (Indie) poświęcone tematowi "Zdać sprawę z nadziei, która jest w nas" następującym życzeniem:

Byłoby rzeczą pożądaną wydanie na użytek wszystkich Kościołów ekumenicznej antologii opisów męczeństwa zarówno z początkowego okresu, jak i z dzisiejszych czasów, ponieważ uznanie męczenników przekracza granice każdego z wyznań i wszystkich nas prowadzi do centrum wiary, do źródła nadziei oraz do przykładu miłości Boga i braci. Używanie tego rodzaju księgi umocniłoby solidarność chrześcijan w modlitwie i w działaniu z tymi, którzy znajdują się w trudnych i niebezpiecznych sytuacjach.

Wcześniej jeszcze dekret soborowy o ekumenizmie, "Unitatis redintegratio", stwierdził:

Z drugiej strony muszą katolicy z radością uznać i ocenić dobra naprawdę chrześcijańskie płynące ze wspólnej ojcowizny, które się znajdują u braci od nas odłączonych. Słuszną i zbawienną jest rzeczą uznać Chrystusowe bogactwa i cnotliwe postępowanie w życiu drugich, którzy dają świadectwo Chrystusowi, czasem aż do przelania krwi. Bóg bowiem w swych dziełach jest zawsze podziwu godny i należy Go w nich podziwiać. Nie można też przeoczyć faktu, że cokolwiek sprawia łaska Ducha Świętego w odłączonych braciach, może również nam posłużyć ku zbudowaniu.

Można by przytoczyć tutaj jeszcze wiele innych tekstów soborowych.
Dlatego właśnie niewielka wspólnota monastyczna, powstała w dniu zamknięcia Soboru, 8 grudnia 1965 roku, i z daru Bożego od samego początku składająca się z braci tak katolickich, jak i protestanckich, otwarta na dialog z prawosławnymi, od razu odczuła potrzebę wzajemnego budowania się przez składanie do wspólnego skarbca wszystkiego, co różne tworzące je tradycje mogą ze sobą dzielić. Wspólnota odkryła z wdzięczną radością, że naprawdę wiele jest rzeczy, które mogą łączyć i budować. W Bose doświadczyliśmy, że rzeczywiście ekumenizm świadków jest najbardziej przekonujący, ponieważ poznając historię ciągłego i tajemniczego działania Ducha, można nauczyć się z coraz większym przekonaniem kroczyć po śladach Chrystusa.
Wraz z potrzebą dzielenia się własnymi "świętymi" zrodziła się z biegiem lat również konieczność nauczenia się wspominania w liturgii wspólnoty świadków różnych Kościołów. Wymagało poważnych studiów to, aby znaleźć takie sposoby świętowania, które by nade wszystko były zgodne z Ewangelią oraz respektowały najgłębsze przekonania Kościołów, do których mnisi z Bose nie przestają należeć po wstąpieniu do wspólnoty. I w ten sposób już w początkach lat 70-tych zaczęliśmy redagować małe martyrologium ekumeniczne.


Zobacz także
Daniel
Chciałem się podzielić z wami moim świadectwem, mam nadzieję że przynajmniej część z Was ono poruszy i skłoni do zastanowienia się, czy naprawdę warto?.. Chodzi mi o problem samogwałtu, czy też masturbacji. Badania pokazują, że choć niewielu się do tego przyznaje, to masturbacja jest problemem bardzo dużej części młodych ludzi...
 
Piotr Baron, o. Andrzej Bujnowski OP
Ostatnio, w ramach trasy po Polsce, Leo Smith grał ze mną w kościele w Zielonej Górze i zapytałem go, czy ma coś przeciwko temu, żeby tam grać. Powiedział, że on bardzo często gra w kościołach. Było to dla mnie wielkie wydarzenie. Gdy go przedstawiałem, powiedziałem, że to nasz gość z Ameryki, pan Leo Smith, człowiek głęboko wierzący, muzułmanin i bardzo się to wszystkim podobało. Wytworzył się tam taki hiperekumenizm...
 
Anna Mularska
Nasze życie toczy się według określonych norm. W dzień pracujemy, a w nocy odpoczywamy. Nasze ciało i psychika domagają się, aby ten sposób funkcjonowania był nieustannie utrzymywany. Jednak nie tylko przyroda ożywiona i ludzkość odczuwają różnicę między dniem i nocą. Dostrzegamy ją także w duchu, czyli w wymiarze religijnym...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS