Rozmowa z biskupem Grzegorzem Rysiem
Nowa ewangelizacja nie jest kierowana do niewierzących, ale do tych, którzy są ochrzczeni i dla których niewiele to znaczy. Albo takich wierzących, dla których chrześcijaństwo jest tylko pewną formą zaangażowania społecznego, kulturowego czy politycznego, które jednak nie wynika z wiary przeżywanej osobiście. Jak dotrzeć? Ewangelizacja uliczna może się okazać czymś najlepszym.
Samaria i jej mieszkańcy Samarytanie stanowili, dla prawowiernego Żyda - mieszkańca Judei lub Galilei, przedmiot graniczącej z nienawiścią niechęci. Wymieszana w tyglu asyryjskich przesiedleń ludność tego regionu nie była ani jednorodna etnicznie, ani też nie sprawowała czystego, z punktu widzenia ówczesnego judaizmu, kultu religijnego. Co więcej, w czasach Jezusa do tych mających już kilkusetletnią tradycję zarzutów doszedł kolejny – współpraca z okupacyjną administracją rzymską. Jezus, jak w wielu innych przypadkach, łamie stereotypy...
Talent (poniekąd równolegle do dzisiejszego znaczenia tego słowa) to największa jednostka monetarna czasów starożytnych odpowiadająca, w zależności od regionu geograficznego od ponad dwudziestu do ponad trzydziestu kilogramom złota, czyli w przeliczeniu na dzisiejsze ceny około 8 milionom złotych. Mamy tu więc do czynienia z typową dla kultury semickiej przesadnią, mającą uzmysłowić słuchaczom niewyobrażalną wprost hojność Boga ukrytego, jak to często w Jezusowych opowieściach bywa pod postacią ‘Pana’.
Diogenes ur. się w Synopie. Żył na przełomie V i IV r. przed Chr. (zmarł ok. 324 r. przed Chr.). Ojciec Hikezjos był bankierem - prawdopodobnie za fałszowanie pieniędzy został wypędzony z miasta. Niektóre źródła podają, że to sam Diogenes bił fałszywą monetę, został wygnany lub sam uciekł, zanim został skazany. Długi czas przebywał w Atenach, następnie w Koryncie, gdzie zmarł...
Ewangelia opowiada o kilku sytuacjach, w których ludzie pragnący uzdrowienia musieli przepchnąć się przez tłum i stanąć na środku tacy, jacy byli: sparaliżowani i niewidomi. Tak było w synagodze z mężczyzną, który miał uschłą rękę, tak było z paralitykiem przyniesionym na łóżku, tak było z niewidomym Bartymeuszem wrzeszczącym o zmiłowanie u bram Jerycha i uciszanym przez przechodzących.
Najczęściej służbę kojarzymy wąsko z zaangażowaniem społecznym (czy kościelnym) i wtedy pytanie o jej granice sprowadza się po prostu do kwestii czasu, a odpowiedź wydaje się prosta, na przykład: „Na tego typu działalność poświęcę pięć godzin w tygodniu”. To jednak wcale nie oznacza, że w pozostałych sferach automatycznie zaprowadzimy sprawiedliwy ład.
Kiedy pytamy o granice naszego zaangażowania w służbę, to musimy najpierw ustalić, o jakim rozumieniu służby mówimy. Święty Ignacy Loyola umieścił na początku swych „Ćwiczeń duchowych” fragment zatytułowany „Zasada i fundament”: Człowiek został stworzony, aby Boga, naszego Pana, wielbił, okazywał Mu cześć i służył Mu – i dzięki temu zbawił duszę swoją. Inne rzeczy na powierzchni ziemi stworzone zostały dla człowieka i po to, by mu służyć pomocą w zmierzaniu do celu, dla którego został stworzony.
Pan Bóg gdy wymaga, byśmy wsłuchiwali się w głos sumienia, czyli w Jego głos w nas, nie zastawia na nas pułapki i nie daje zadania ponad nasze siły. Kościół uznaje możliwość rozpoznania tego, jak należy postępować. Ze sposobu formowania naszego sumienia i naszej wrażliwości (w procesie rozeznawania duchowego), a więc z naszej uczciwości, będziemy rozliczeni...
Kiedy mówimy o warunkach owocnej spowiedzi, to zwykle myślimy o pięciu czynnościach, które powinna zrealizować osoba przystępująca do tego sakramentu: rachunek sumienia, żal za grzechy, mocne postanowienie poprawy, szczere wyznanie grzechów oraz zadośćuczynienie Bogu i bliźniemu. Jednak istotą sprawy jest przeżycie spotkania z Jezusem Miłosiernym, bo spowiedź to, innymi słowy, sakrament miłosierdzia.
To, co piszę, rodzi się z milczenia. Całymi dniami milczę, żeby napisać dwa zdania i te zdania znaczą dla mnie więcej niż sto, które później wypowiem. Najważniejsze podróże odbyłem w pojedynkę, ewentualnie we dwoje, kiedy każde z nas chodziło osobnymi ścieżkami albo milczało, żeby jakimś zbędnym słowem nie zabić tego, co wydawało nam się wtedy najważniejsze – czegoś, co trudno nazwać, a co było najpewniej potrzebą dostrojenia się do chwili i miejsca.
Jak większość ludzi, nie rozumiałam, że Bóg mógłby kochać właśnie mnie – w depresji i poplątaniu, których tak bardzo się wstydziłam. A ponieważ nie rozumiałam, ciężko było mi w to uwierzyć – pisze Daphne K., żona alkoholika.
Kiedy coś zgubimy, to jako wierzący wspomagamy się w poszukiwaniach modlitwą, najczęściej do św. Antoniego z Padwy. Jest to piękny wyraz naszej pobożności, ale pod warunkiem, że wynika ona z praktyki wiary na co dzień, a nie tylko z doraźnej pamięci o Panu Bogu. Wierzących, praktykujących i czytających Pismo Święte, zapewne nie zaskoczy informacja, że także Najświętsza Maryja Panna znalazła coś i Kogoś.