logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Dariusz Salamon SCJ
Lekarza nie potrzebują zdrowi
Czas Serca
 


Jezus nie zawsze czynił spektakularne cuda – uzdrowienia, wskrzeszenia czy cuda nad naturą. O wiele częściej leczył ludzkie serca, stęsknione za miłością, spragnione Boga, ale też światła i prawdy. Nic dziwnego, że prawie zawsze podczas Jego działalności towarzyszyły mu tłumy. I nigdy ludzie nie odchodzili z pustymi rękami, z pustymi sercami…
 
Zaproszenie
 
Chociaż Jezus nie miał domu ani bogatego pałacu, gdzie mógłby przyjmować gości, biednych i potrzebujących, to jednak zapraszał do siebie wszystkich utrudzonych i obciążonych życiem: „Przyjdźcie do Mnie…, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie…, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych” (Mt 11,28n). Jezus dobrze znał ludzkie umęczenie, ciężar życia wielu ubogich, ciężko pracujących, zatroskanych o dom i rodzinę. Ale wiedział też, że On sam jest źródłem wytchnienia, pokrzepienia dla człowieka. Każdy, kto się do Niego zbliży, zazna pokoju, umocnienia. Nawet jeśli na zewnątrz nie zmieni się jego los, to jednak potrafi w świetle wiary dostrzec sens swojego trudu i pozyskać siły, by go udźwignąć. Dlatego Jezus zaprasza wszystkich bez wyjątku do siebie, do swojej bliskości, a każdy, kto odpowie pozytywnie na Jego zaproszenie, nie odejdzie zawiedziony.
 
Przychodzili, aby Go słuchać
 
Ludzie nawet nie potrzebowali zaproszenia ze strony Jezusa, by do Niego przyjść, by za Nim iść. Kilka razy ewangelie wspominają, że ludzie ciągnęli do Jezusa ze wszystkich stron: z Galilei, Judei, Tyru, Sydonu i Zajordania; przychodzili, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swoich dolegliwości. Pokonywali wiele kilometrów, nie bacząc na niedogodności drogi, zmęczenie czy natłok innych ludzi. Zostawiali swoje domy i gospodarstwa, aby zobaczyć Mistrza, posłuchać Jego słów, dotknąć Jego szaty, by doznać uzdrowienia. A Jezus tymi ludźmi się nie męczył, nie denerwował, nikogo precz nie oddalił. Przeciwnie, „widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza” (Mt 9,36). Jezus miał świadomość, że tymi biednymi ludźmi tak naprawdę nikt się nie przejmuje, rządzących za bardzo nie obchodzi ich los. Zwykle traktowani są jedynie jako źródło podatku, siła robocza. Jezus jako pierwszy okazuje im serce, dotyka ich ran, leczy ich słabości. Dlatego garną się do Niego, lgną do Jego słów, bo są dla nich jak balsam na skołatane serca i ciała.
 
Błogosławieństwa
 
Pierwszy raz w życiu zwykli, prości ludzie, którzy nie posiadają wielkich zasobów materialnych ani nie liczą się w hierarchii społecznej, słyszą przedziwne słowa, które czynią z nich szczęśliwych ludzi: błogosławieni ubodzy w duchu, błogosławieni cisi, błogosławieni, którzy się smucą i płaczą, którzy pragną sprawiedliwości, którzy cierpią prześladowanie (por. Mt 5,3-11). Zadziwiające słowa, których dotąd jeszcze nikt nie ośmielił się wypowiedzieć. Przecież szczęśliwymi są ludzie żyjący w dostatku, którzy mają pieniądze, którzy nie cierpią, którzy są przy władzy i wszystko im wolno – czyż to nie były powszechne kanony szczęścia za czasów Jezusa, ale też i za naszych czasów? A jednak Jezus ze swoim przesłaniem błogosławieństw trafia do wszystkich serc, bo Jego błogosławieństwo nie zależy od majątku, od urodzenia, od młodości i zdrowia. W Jego królestwie błogosławieństwo, czyli szczęście, jest dostępne dla każdego, a tym bardziej dla biednego i udręczonego na duchu czy na ciele. Dlatego ludzie chłoną słowa Jezusa sercami, umysłami, całym sobą, bo czują, że są one zupełnie inne od ziemskich nauczycieli, że te słowa unoszą człowieka w górę, dodają skrzydeł, nadziei, wewnętrznej radości i pokoju. Potwierdzi to Piotr w imieniu Dwunastu: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego” (J 6,68).
 
Z celnikami i grzesznikami
 
Jezus miał szczególne serce do grzeszników, tych, którzy niekoniecznie przestrzegali drobiazgowo przepisów prawa, czym wyraźnie odbiegali od elity Izraela – faryzeuszy. Celników i tak pojętych grzeszników traktowano jak ludzi gorszego sortu. Jezus zaś nie miał oporów, by odwiedzić dom celnika Zacheusza, by z celnikami i grzesznikami usiąść przy stole i podjąć dialog. Zgorszonym faryzeuszom wyjaśnił, że On właśnie do takich ludzi przyszedł – którzy potrzebują lekarza, którzy się źle mają. Przyszedł ze swoim słowem najpierw do grzeszników, do owiec, które poginęły z domu Izraela. Jezusowa religijność, świętość, nie ogranicza się do wybranych, do nieskazitelnych, nie odcina się murem od ludzi pospolitych, grzesznych i zabłąkanych. Przeciwnie – On kieruje się przede wszystkim do takich „owiec”. A one od Niego nie stronią i wierzą Mu prędzej niż pobożni faryzeusze, czego Jezus nie omieszka im wytknąć: „Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego” (Mt 21,31).
 
Miłość grzesznicy
 
Potwierdzają to sceny szczególne, jak chociażby namaszczenie w domu faryzeusza. Jezus pozwolił, aby kobieta, która nie cieszyła się dobrą reputacją, swoimi łzami obmyła Jego nogi i namaściła je drogim olejkiem. W przeciwieństwie do faryzeusza, Mistrz rozpoznał jej wielki żal z powodu własnej słabości, ale też wielką miłość do Niego. Ze względu na tę miłość okazał jej miłosierdzie i odpuścił grzechy. Jezus wiele razy okazywał wielkie współczucie dla grzeszników, znając doskonale głębię ich cierpienia, spowodowaną grzechem, i okazywał im przebaczenie. To był najlepszy balsam dla znękanych dusz, dlatego, pomimo swoich grzechów i słabości, ludzie nie stronili od Jezusa, nie bali się potępienia czy odrzucenia z Jego strony, ale wyczuwali u Niego wielkie serce, zdolne do przebaczenia i miłości, i stąd tak licznie zbliżali się do Niego, a On odpuszczał im grzechy i wzywał do nawrócenia.
 
Jesteśmy pełni podziwu dla postawy Jezusa wobec grzeszników i ludzi doświadczonych różnymi słabościami. Natomiast gdy zapomnimy o Nim, wówczas łatwo dystansujemy się wobec tych gorszych w imię naszego poczucia sprawiedliwości i przyzwoitości. Naśladować Jezusa w tej materii naprawdę nie jest łatwo. Potrzeba sporo refleksji, spojrzenia wiary, ale i wsparcia łaski, aby w każdym dostrzec oblicze Bożego syna czy córki, a zwłaszcza w tym, w którym ten obraz jest mocno zamazany.
 
ks. Dariusz Salamon SCJ
Czas Serca nr 144