logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Barbara Chyrowicz SSpS
Marzenia o Kościele, marzenia o nas
Więź
 


Kobiety zaangażowane w głoszenie Dobrej Nowiny
 
Marzy mi się Kościół, który nie boi się zaangażowania kobiet w misję głoszenia Dobrej Nowiny. One przecież na równi z mężczyznami mają udział w powszechnym kapłaństwie Chrystusa.
 
Wiele się zmieniło od czasów, w których powstawał Kościół. Zalecane przez św. Pawła milczenie kobiet w Kościele okazało się "dzieckiem czasu". Może należałoby dzisiaj powiedzieć dokładnie odwrotnie: "kobiety, nie milczcie w Kościele!"? Nie milczcie, bo natura obdarzyła was wrażliwością, dzięki której patrzycie na świat inaczej niż mężczyźni. Wyjdźcie z ławek okupowanych przez was w ciszy na porannych Mszach i powiedzcie głośno, jak rozumiecie Kościół oraz czego mu waszym zdaniem brakuje! Może wtedy ci, co w senne poranki pokpiwają sobie z niezawodnej obecności w liturgicznych zgromadzeniach "matek Kościoła", zrozumieją, że w Kościele nie jesteście tylko statystkami, a gdyby nie wasze grosze, to przejęci czasem aż nadto swoją funkcją włodarze nie mieliby czym opłacić rachunku za prąd?
 
Nauczanie w Kościele nie dokonuje się tylko w ramach liturgii, a wiedza teologiczna nie jest zastrzeżona jedynie dla mężczyzn. Zgłębiać ją mogą na równi kobiety i mężczyźni, na równi też mogą się nią dzielić, na równi służyć radą, wspierając Kościół. Jeśli Kościół z tego nie korzysta, sam siebie zubaża. Patrząc z perspektywy historii – mężczyźni dostatecznie dużo w Kościele "namieszali". I nie o parytet tu bynajmniej chodzi ani o zamianę ról. Chodzi o dowartościowanie roli i posługi kobiet wykraczającej poza troskę o wikt i opierunek. Tej ostatniej nigdy nie kwestionowano; rzecz w tym, by kobiet w Kościele do tej roli nie ograniczać, bo to przecież Kościół ludzi równych: kobiet i mężczyzn – przybranych dzieci Boga.
 
Utrata pozycji i przywilejów
 
Marzy mi się Kościół, który nie boi się utraty pozycji i przywilejów, bo przecież nie ma nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw.
 
To Kościół, który nie "mizdrzy się" do żadnej partii, nie hołubi polityków i stara się nie stanowić strony w politycznej grze. Co prawda, zajmując określone stanowisko w sporach na tematy dyskutowane przez polityków, będzie czasem siłą rzeczy brany za poplecznika jednej lub drugiej opcji, ale jasne wyłożenie powodów, dla których głosi takie poglądy, nie pozwoli na traktowanie go jak marionetki w rękach politycznych graczy. To Kościół, w którym nie snuje się duch kardynała Richelieu, który nie ma żadnych mocarstwowych ambicji, bo źródło jego wielkości i mocy jest spoza tego świata.
 
To Kościół, który nie oczekuje na przywileje, chociaż domaga się sprawiedliwości, a jeśli już wydeptuje poczekalnie polityków, to nie dla siebie, lecz dla tych, którzy w społeczności pozbawieni są głosu. Kościół ma być przecież głosem niemych. I doprawdy każdy winien znaleźć w tym Kościele schronienie: i ci z prawa, i ci z lewa – nie dlatego jednak, że występują pod szyldem określonej partii, ale dlatego, że są na równi zaproszeni do odebrania swojego dziedzictwa.
 
Spadek Kościoła to nie grunty, dobra materialne i bankowe konta. Owszem, bez nich nie sposób pracować dla dobra innych, ale istotnym spadkiem Kościoła jest nauczanie Chrystusa, a sens istnienia Kościoła to dzielenie się tym dziedzictwem. To takie jasne i proste – Kościół, który w swojej ziemskiej działalności jest transparentny, nie ma żadnych powodów, by obawiać się, że z partią, która wygra wybory, będzie mu "nie po drodze".
 
Krytyka własnych błędów
 
Marzy mi się Kościół, który nie boi się krytykować własnych błędów, bo przecież moc w słabości się doskonali.
 
Gdyby Kościół był rzeczywistością jedynie boską, byłby doskonały, ale nie jest. Tu i teraz tworzą go ludzie, odpowiedzialni są za niego ludzie, kierują nim ludzie… Ci ludzie – ludzie Kościoła – czasem błądzą, święcie przekonani, że znaleźli najsłuszniejszą z dróg, a czasem okazują się zdolni do największych draństw. Ludzie Kościoła bywają święci, bywają też nikczemni. Tak było w historii Kościoła, tak jest dzisiaj i tak zapewne pozostanie tak długo, jak długo trwać będzie Kościół.
 
W słabości Kościoła tkwi dowód jego boskości – gdyby instytucja Kościoła była jedynie ludzka, to zważywszy na wszelkie błędy i zło spowodowane przez swoich przedstawicieli, Kościół dawno powinien zniknąć z powierzchni ziemi. Czytalibyśmy o nim w podręcznikach religioznawstwa jako o wspólnocie religijnej, która nieźle się na początku zapowiadała - jej wyznawców stawiano nawet za wzór miłujących się wzajemnie osób, ale po jakimś czasie im "przeszło".
 
Zło, jakiego dopuszczają się ludzie Kościoła - i to małe, i to wielkie - nie może zostać nazwane inaczej jak złem. Napiętnowanie tego zła nie jest atakiem na Kościół, a ukrywanie go nie jest działaniem na korzyść wspólnoty. To nie tak, że ludzie Kościoła nie podlegają krytyce. Kto kocha Kościół, będzie też dostrzegał jego błędy. Krytyka jest potrzebna, niesie ona bowiem zawsze - jeśli tylko jest uczciwa – szansę na oczyszczenie, na wzrost… Przecież wiemy, że nigdy nie będziemy żyli w idealnym Kościele - kolejne pokolenia wciąż od nowa borykają się z własnym życiem, tworząc ziemski wymiar Kościoła. Trzeba przyznać prosto i otwarcie, że jego ludzie czynili zło.
 
Zobacz także
o. Szczepan T. Praśkiewicz OCD

Autentyczna modlitwa - według Mistrza z Avila - wyzwala z egoizmu i samolubstwa: "Zamykasz za sobą drzwi, by się modlić, zaraz jednak szukasz swojej chwały, ostentacyjnie wykonując niby dobre uczynki. Tam w skupieniu opłakujesz swoje grzechy, a zaraz potem jesteś przyczyną łez drugich ludzi. Tam oświadczasz, że jesteś prochem, jednak zaraz przysięgasz na niebo, że twoja krew jest lepsza. Zapominasz o tym, że wszyscy pochodzimy z tej samej ziemi. (...) Staraj się poznać, jak jesteś przyziemny, pełen samolubstwa. We wszystkich twoich ćwiczeniach szu­kasz samego siebie" (648).

 
ks. Artur J. Katolo
Pierwszym zadaniem każdej dyscypliny naukowej jest wpisanie jej w epistemologię. Każda dyscypilna wiedzy powinna umieć zdefiniować samą siebie. Dzisiaj mamy z dziwną sytuacją, kiedy każdą próbę zdefiniowania lub określenia czegokolwiek, określa się mianem „dogmatyzmu” lub „zatwardziałości” naukowej. Z drugiej jednak strony, współczesny pragmatyzm kulturowy, który na pozycji uprzywilejowanej stawia „działanie” nad „istnieniem”, coraz częściej zaczyna poszukiwać swoich właściwych granic.
 
Zbigniew Nosowski
Codzienność. Wielu od niej ucieka, bo często jawi się nam jako szara, monotonna, nużąca, płaska, nudna i beznadziejna. A tak by się chciało zajmować czymś wielkim, znaczącym, ciekawym i sensownym. Zazwyczaj po pewnym czasie przychodzi jednak refleksja, że uciekanie od codzienności jest uciekaniem od człowieczeństwa, od samego siebie. Bo dokąd można przed nią uciec? Jeśli zaś nie uciekać od codzienności, to co z nią uczynić? 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS