logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
o. Mieczysław Kożuch SJ
Marzenia senne
 


Marzenia senne ukazują nam głębokie prawdy, jakie w sobie nosimy i od jakich niestety często uciekamy, wprowadzając nas samych w złudzenie, w nieprawdę, poprzez jednostronne, zbyt idealne widzenie i ocenianie siebie. Człowiek lubi zachwycać się sobą… Na co dzień możemy być bardzo grzeczni, kurtuazyjni, usłużni, a wobec tych samych osób czy w różnych sytuacjach sennych jesteśmy zupełnie inni: agresywni, atakujący, cyniczni, uciekający i tchórzliwi, a nie odważni i konsekwentni. Często mówimy sobie: „jakieś bzdury mi się śniły!”. Tymczasem, to nie są błahostki, ale głęboka prawda o mnie samym, którą przekazuję sobie, bo ona we mnie żyje! Muszę przyznać, że ta część mnie, jaką śniłem, jest także częścią mego wnętrza! Ja na jawie boję się przyznać do tej rzeczywistości. Co nie znaczy, że moje świadome postępowanie i mój wysiłek, by być dobrym, usłużnym, nie jest prawdziwy. Jest prawdziwy! Jest jednak pewne „ale” – ono wychodzi w moich marzeniach sennych. Jeśli tej prawdy o sobie samym, jaką przeżywam w snach, nie włączę w formację siebie, to pominę bardzo ważny wymiar mego życia i postępowania. Mam więc pochylić się nad ukrytymi treściami mojej osobowości, mam je poznać i włączyć w postępowanie z innymi i dla innych.
 
Jak? Najpierw mam możliwie najpełniej zdać sobie sprawę z tego, co mówię o sobie w snach, a czego nie jestem świadomy, z czego po prostu nie zdaję sobie sprawy. Jeśli w snach kogoś atakuję, poniżam, uciekam przed czymś, to podobne uczucia noszę w sobie, one we mnie żyją i mam je uznać jako część mojego życia uczuciowego. Sen naprowadza mnie na taką możliwość i pomaga mi w wejściu w tę ukrytą przed moją świadomością rzeczywistość. Sen stawia mnie w sytuacji, w której mam sobie zadać pytanie: czy nie ma w mojej relacji do danej osoby nuty agresji, zazdrości, niechęci, czy tak naprawdę jestem bardziej lękliwym niż odważnym? Mam się zapytać: dlaczego rodzą się we mnie takie uczucia? Co powoduje, że w głębi mojej osobowości czuję się przez kogoś zagrożony, pomniejszony, gorszy. To pozwala mi stopniowo odkryć moje talenty i uszanować innych oraz szukać możliwie pokojowej współpracy i współistnienia. Refleksja na ten temat doprowadzi mnie do tego, że zacznę wychodzić z uczuć zagrożenia, a wchodzić w logikę uznania inności mojej i kogoś oraz wdzięczności za tę inność. Zdam sobie sprawę z tego, że człowieka nie można porównywać. Można porównać jego wzrost, wyniki w nauce, ilość dóbr materialnych, ale nie człowieka jako człowieka. Człowiek na tej drodze staje się bardziej świadomy swojej niepowtarzalności i niepowtarzalności bliźniego, staje się zdolny uszanować to i być wdzięczny za siebie i drugiego. Tak zacznie doświadczać pokoju serca, który to pokój jeszcze bardziej pogłębi ten stan.
 
Prawdę tę pięknie wyraża święta Teresa z Lisieux, kiedy mówi o ludziach jako różnych kwiatach w ogrodzie Pana. W ogrodzie jest pięknie wtedy, gdy są w nim różne kwiaty: róże, lilie, gerbery, mieczyki, ale są też małe, ukryte w trawie, jak fiołki, czy stokrotki. Nie byłby to piękny ogród, gdyby rosły w nim tylko róże czy lilie, potrzeba także innych kwiatów. Pycha człowieka, która czerpie swoje niszczące energie z ubogiego obrazu siebie, podsuwa człowiekowi jedyną myśl: ja mam być najwspanialszym kwiatem, nie mogę być małym i ukrytym. Mały czy ukryty oznacza byle jaki, nieważny, godny pożałowania. Tymczasem jest to logika fałszu. Kwiatów nie da się porównać, kwiat jest cenny jako konkretny kwiat i tyle. Jaki nudny byłby ogród Pana, gdyby był w nim tylko jeden rodzaj kwiatów, nawet najpiękniejszy, ale jeden. Porównywanie się na jawie, nieraz bardzo subtelne i ukryte, brak akceptacji siebie jako konkretnej, niepowtarzalnej osoby, prowadzi do powtarzania tego w snach, gdzie praktycznie nie funkcjonują mechanizmy kontrolne i gdzie przekazujemy sobie prawdę o nas! Wychodzi moje niezadowolenie z siebie, agresja w stosunku do innych, idealizowanie ich cech i poniżanie siebie. Chciejmy sobie jeszcze bardziej uświadomić, że jeśli Bóg obdarza różnie: jednemu daje jeden talent, drugiemu dwa, jeszcze innemu trzy, to nie znaczy, że pierwszego mniej kocha! On równie gorąco i całym sobą kocha pierwszego i trzeciego, tylko że różnie rozdziela talenty.
 
A jak to łączy się z wychodzeniem z lęków?
Wpojenie dziecku, że jest nieudacznikiem, gdy ono jeszcze nie potrafi się bronić przed takim oskarżeniem, tylko negatywne przeżywanie własnych porażek, a więc ukształtowany kompleks niższości, są najczęstszym gruntem, z którego wyrastają postawy lękowe. Przekonania, że nie dam rady, że to nie dla mnie, że nie mogę, nie potrafię, są najczęściej wyrazem zbyt ubogiego odczuwania i oceniania siebie, a także przyczyną rodzącego się lęku. Zauważmy, że ludzie zalęknieni nie muszą być bierni. Mogą zakładać maski aktywności, dynamizmu, ale w tych zachowaniach zawsze jest nuta nerwowości, niepokoju. Lęki powodują niepotrzebną utratę energii, ponieważ czekające nas zadania oceniamy nieproporcjonalnie do ich realnej trudności. Człowiek zalękniony zawsze o wiele wyżej widzi postawioną mu przez życie poprzeczkę. A dlaczego jest widziana jako wyższa? Bo sam siebie odczuwa, ocenia jako niższego, choć obiektywnie może być o wiele bardziej ciekawy. Ponieważ jednak czuje się właśnie taki, nie może ze spokojem i realnie ocenić swoich możliwości i trudności zadań, jakie ma do spełnienia. Do tego wrócimy jeszcze, gdy będziemy mówić o ocenach (osądach) emocjonalnych ludzi i sytuacji.
 
Jeżeli będziemy potrafili wykorzystać nasze marzenia senne do lepszego poznania siebie, wówczas szczerzej zwrócimy się w ufnej modlitwie do Boga. On i tylko On daje nam wzrost, On uzdrawia, nie nasze wysiłki, choć są one potrzebne i w pewnym sensie konieczne do przyjęcia wszechmocnej łaski Pana.
 
o. Mieczysław Kożuch SJ
 
 
Zobacz także
ks. Marek Dziewiecki

Z miłości do nas Syn Boży stał się człowiekiem. Narodził się w biedzie i od początku jego ziemskie życie było zagrożone. Otoczony był jednak niezwykłą miłością świętych małżonków – Maryi i Józefa. Bóg Ojciec nie przekreślił planów tych małżonków! Chciał, by Jego Syn wzrastał w łasce u Boga i u ludzi, chroniony miłością świętej żony i świętego męża. Właśnie dlatego poczekał ze zwiastowaniem, aż Maryja poślubi Józefa.

 
ks. Marek Dziewiecki
Człowieka wierzącego nie trzeba przekonywać o konieczności modlitwy. Nie tylko dlatego, że słyszał już o tym setki razy, ale także dlatego, że – bardziej lub mniej – czuje, że modlitwa jest podstawową potrzebą ludzkiego serca. Można na tę potrzebę reagować okazjonalnie: kiedy „źle się dzieje" lub „gdy jest nam dobrze". Można też podjąć decyzję: „chcę się modlić niezależnie od wszystkiego". Często jednak pojawia się problem – „chcę, ale nie za bardzo wiem jak". Modlitwa kojarzy się nam z czymś żmudnym, trudnym, a nawet nudnym.
 
s. Urszula Kwaśniewska SP
Dobrze jest nam, gdy czujemy się szczęśliwi, jesteśmy radośni, gdy wszystko nam wychodzi, cały świat widzimy wówczas przez różowe okulary. Gdyby jednak taki stan trwał nieustannie, gdyby nie było żadnych trudności do pokonania - nie rozwinęlibyśmy się. Złoto hartuje się w ogniu, a ludziom Pan daje "błogosławione" kryzysy, aby ich zahartować i umocnić w wierze. Dobrze się o tym pisze, ale trudniej to przeżywać...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS