To jest taki paradoks modlitwy, adoracji, bycia i trwania przy Jezusie i dla Niego. Po pierwsze dając wtedy siebie, jeszcze więcej otrzymujemy. Bóg oczyszcza nasze serca, umacnia je, by bardziej być dla innych. A więc adorując, i słuchając Jezusa zmienia się nasze patrzenie na świat, na rzeczywistość. Zaczynamy patrzeć tak jak On. Tak klarownie i przejrzyście, a jednocześnie z miłością i miłosierdziem wobec drugiego człowieka.
Jak konkretnie wyglądała modlitwa Ojców Pustyni? Była oczywiście zróżnicowana. Trochę zależało od indywidualnych zdolności. Czytamy o takim nowicjuszu, którego nauczono psalmu pierwszego; był oczywiście analfabetą jak bardzo wielu, więc uczył się wszystkiego na pamięć i kiedy się tego pierwszego psalmu nauczył, to powiedział: Dosyć! To mi na razie wystarczy. Po czym odmawiał ten psalm przez cały rok, zastanawiając się nad jego treścią, a po roku przyszedł po następny. Nie wiadomo, ile ich zdążył poznać przez całe życie. Normalnie jednak uczono się na pamięć całego psałterza, odmawiając część w stałych godzinach modlitwy, a resztę przy pracy.