logo
Wtorek, 23 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Ilony, Jerzego, Wojciecha – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Joanna Gorecka-Kalita
Między klerkiem a laikiem
List
 
fot. Josh Applegate | Unsplash (cc)


A może nie powinno się w ogóle mówić o pobożności ludowej, a jedynie o ludowych formach pobożności, która w swym zasadniczym wymiarze jest wspólna zarówno wykształconym, jak i niewykształconym członkom Kościoła? 
 
Wszystko to, co składa się na nasze rozumienie pobożności ludowej, wydaje się mieć swoje korzenie w średniowieczu: kult relikwii, świętych obrazów, pielgrzymki do sanktuariów, opowieści o cudach i objawieniach, rozmaite nowenny, koronki, procesje… Z tej perspektywy moglibyśmy uznać, że cała średniowieczna pobożność jest pobożnością ludową par excellence. Prawda jest zupełnie inna...
 
W średniowieczu wszelka kultura, również religijna, była głęboko elitarna - zwłaszcza w okresie wczesnym i klasycznym tej epoki, a więc po kres XIII w. Tworząca kulturę religijną elita była w owym czasie bardzo wąska w stosunku do ogółu niewykształconych i w przeważającej części niepiśmiennych wiernych wszelkiego stanu. To z kolei nakazuje nam szczególną ostrożność w stosunku do przyjętej definicji „ludu" i „ludowości". 
 
Mimo silnego zhierarchizowania społeczeństwa średniowiecznego w sferze religii, lud, populus christianus, oznacza bowiem całość wiernych, anonimowy tłum świeckich należących do warstwy zarówno szlacheckiej, jak i mieszczańskiej czy chłopskiej. Mówiąc zatem o kulturze ludowej, nie możemy zawężać jej do jednej warstwy społecznej. Wypada rozumieć ją jako kulturę nie-elitarną, wspólną ogółowi. 
 
Dla Izydora z Sewilli, autora słynnych „Etymologii", słowa laicus i popularis to synonimy. I istotnie, francuskie słowo laic, (świecki), pochodzi od greckiego słowa laikos (ludowy, pochodzący z ludu), które jest przeciwieństwem klerikos (związany z instytucją religijną). W ustach człowieka Kościoła słowo to szybko nabiera pejoratywnej konotacji: laic (fałszywa etymologia wskazuje jako źródło słowo lapis, kamień) jest nieukiem i ignorantem (stąd polskie słowo „laik" w znaczeniu człowieka nieznającego się na danej materii), w odróżnieniu od uczonego klerka.
 
Kamienny mózg laika
 
Średniowieczny klerk na ogół zasklepia się w swym poczuciu intelektualnej wyższości; w jego opinii bowiem illiteratus jest niezdolny do przyjęcia jakiejkolwiek kultury religijnej. Jednocześnie jednak obowiązkiem ludzi Kościoła jest duszpasterska troska o nauczanie wiernych. Ogranicza się ono początkowo do wygłaszania pod ich adresem nakazów i zakazów - wszak „kamienny" mózg laika i tak nie jest w stanie pojąć subtelności teologicznych i ewangelicznych alegorii. 
 
Jedynie kazania bywają wygłaszane w języku narodowym (już w IX w. biskupi zgromadzeni na synodzie w Tours zalecają kaznodziejom tłumaczenie kazań), czasami inkrustowane umoralniającymi exemplami, krótkimi historyjkami, których celem jest przede wszystkim przestraszenie grzesznika surowymi konsekwencjami występku - zarówno w życiu doczesnym, jak i przyszłym.
 
Lęk jest zresztą tym, co dominuje w duchowości owego czasu. Lęk przed drugim człowiekiem, przed niepojętą naturą i wrogimi siłami przyrody, przed tym, co przyrodzone i nadprzyrodzone, przed rozmaitymi plagami rozumianymi jako kary, przed Bogiem postrzeganym jako nieubłagany sędzia, przed szatanem ciągle zastawiającym pułapki na człowieka. Źródłem owego lęku jest w ogromnej mierze niewiedza, dotycząca zarówno spraw ziemskich, jak i duchowych. 
 
Głębokiemu, ale niejasnemu poczuciu ludzkiej grzeszności towarzyszy niezrozumienie sakramentów i nauki Kościoła. Tajemnice wiary są podwójnie tajemnicze, bo wyrażane niezrozumiałą dla prostych wiernych łaciną. Tak jak trudno przeniknąć zakusy diabelskie, tak trudno zrozumieć, czego Bóg oczekuje od człowieka. W obliczu czyhających zewsząd zagrożeń jawi się On jako tajemnicza siła, w której mocy jest człowieka zniszczyć lub ocalić.
 
Z siłą tą trzeba odpowiednio paktować. Wobec tego praktyki religijne przypominają w średniowieczu rodzaj handlu, na wzór umowy feudalnej: tyle i tyle modlitw, tyle ofiar i pielgrzymek, a w najlepszym wypadku wstąpienie do klasztoru, powinno w zamian zagwarantować zbawienie. Nie należy jednak sprowadzać tych praktyk do tego „merkantylnego", interesownego wymiaru. Nawet prosty człowiek, gubiący się w zawiłościach doktryny, ma poczucie transcendencji i potrzebę kontaktu z sacrum.
 
Może po prostu nie należy mylić praktyk religijnych z pobożnością, która jest wyrazem autentycznego przywiązania i miłości do Boga, szacunku i bojaźni? A może nie powinno się w ogóle mówić o pobożności ludowej, a jedynie o ludowych formach pobożności, która w swym zasadniczym wymiarze jest wspólna zarówno wykształconym, jak i niewykształconym członkom Kościoła?
 
Dramat liturgiczny
 
Kościół zresztą - jako budowla - jest miejscem spotkania tych dwóch odległych od siebie światów. Nawet jeśli zwykli wierni nie są w stanie odczytać złożonej symboliki proporcji, liczb i kierunków świata, z całą pewnością nieobce jest im doświadczenie piękna wiodące ku metafizyce: harmonia proporcji, blask świec, kolorowe światło przenikające przez witraże, postaci biblijne wyobrażone w kamieniu i szkle. Jeśli nawet słowa (a czasem i istota) liturgii są niezrozumiałe, śpiewany przez mnichów chorał budzi zachwyt Słowem Bożym, które nie może być niczym innym jak tylko Pięknem.
 
Przesłanie eschatologicznej nadziei niosą dramatyzowane tropy, poetyckie wstawki wprowadzane w tekst liturgiczny. W słynnym Quem quaeritis (kogo szukacie) liturgia Zmartwychwstania zostaje zilustrowana dialogiem niewiast i anioła przy grobie, zakończonym ukazaniem pustego grobu, śpiewem Te Deum i biciem w dzwony. Tak pisze o tym w swej pięknej książce Anna Drzewicka: „Radość wielkanocna ogarnia nie tylko przeora: największy prostaczek, nawet jeśli nie rozumie śpiewu, wie, co oznacza pusty grób, tak naocznie mu ukazany, i dlaczego biją dzwony. Czego nie zdoła przekazać trudno dostępne słowo, tego dokonuje żywy, ruchomy obraz. (…) Wszyscy obecni, współradując się, congaudentes, wspólnie celebrują wielkanocne misterium".
 
Te dramatyzowane wstawki z czasem rozrastają się, stają się autonomicznym dramatem liturgicznym. Ten z kolei stopniowo obrasta w inne wątki i zatacza coraz szersze kręgi tematyczne. Choć nie jest z pewnością „ludowy" i nie powstaje „dla ludu", to jednak wciąga lud w orbitę wspólnego przeżycia religijnego. Jego twórcy coraz chętniej korzystają z pozaewangelicznych źródeł: np. literatury apokryficznej, gdzie w scenie Narodzenia w Ordo Stellae Matce Bożej towarzyszą położne, w innym dramacie występują trzej Mędrcy i syn króla Heroda itp.). 
 
Wykorzystywano też w hagiografii i schrystianizowane legendy czy tradycje o wyczuwalnie pogańskim rodowodzie (np. w Ordo Prophetarum prócz proroków Starego Testamentu występują takie postacie jak Wergiliusz i Sybilla). Szczególnym powodzeniem cieszą się wśród wiernych opowieści o cudach dokonywanych przez świętych i Maryję; z czasem będzie to osobny gatunek, zwany miraklem (złac. miraculum, cud).
 
O czynach rycerskich
 
Te fantastyczne opowieści o cudach nierzadko całkowicie legendarnych świętych, krążące od zarania dziejów w tradycji ustnej, były spisywane przez uczonych mnichów i biskupów, przekonanych, że spektakularny cud może stać się inspiracją dla mas wiernych. I tak było istotnie: prości wierni przenosili ziemską hierarchię kościelną w sferę duchową; święci byli niebieskimi odpowiednikami duchownych i mnichów, którzy tu na ziemi pośredniczyli między populum christianum a Bogiem. 
 
Ich wstawiennictwo było, niczym łaska, koniecznie potrzebne do zbawienia, zaś wiara ówczesnego chrześcijanina w cuda - zupełnie nieograniczona. Święci też, mimo swych niezwykłych możliwości, byli wszak tylko ludźmi, dlatego kontakt z nimi wydawał się łatwiejszy. Ważna była „fizyczność" świętych - kult relikwii, pragnienie zostania pochowanym ad sanctos (czyli w pobliżu miejsca spoczynku świętego), pielgrzymowanie do sanktuariów naznaczonych ich obecnością.
 
Ludzie słuchali historii świętych nie tylko w kościele z ust kaznodziejów, ale także na rynku - tam opowiadane były przez żonglerów. Tych ostatnich Kościół mocno piętnował z racji grzesznego żywota i zawodu… czyniąc wszelako wyjątek dla tych, którzy cantant gesta principum et vitae sanctorum, „śpiewają o czynach rycerskich i żywotach świętych". 
 
Żonglerzy jednak z całą pewnością wzbogacali swe historie - gwoli ich uatrakcyjnienia, w końcu musieli w warunkach wolnej konkurencji walczyć o słuchaczy - w wątki pochodzące z folkloru, pogańskich legend i mitów czy wreszcie własnej, czasem dość makabrycznej, wyobraźni. Równolegle z chrystianizacją folkloru następowała więc pewna folkloryzacja treści religijnej.
 
Mirakle Matki Bożej
 
Wiek XIII i XIV należą do Matki Bożej. To czas, kiedy kult maryjny, trwający od wieków w Kościele, wychodzi daleko poza mury klasztorów. Powstają opasłe tomy opisujące językiem narodowym cuda Najświętszej Panny, wystawiane są mirakle jej poświęcone. Ba, nawet niektórzy trubadurzy i truwerzy, dotychczasowi piewcy cudzołożnej miłości, odwracają się od bezlitosnych i niewiernych dam, by wysławiać jedyną prawdziwą Damę godną tego imienia. 
 
Pobożności maryjnej nie przenika lęk, a wręcz przeciwnie: głęboka ufność we wstawiennictwo i matczyną wyrozumiałość „Matki Boga i nas wszystkich". W przeciwieństwie do exemplów straszących grzeszników surowymi konsekwencjami ich występków, opowieści o Maryi niemal zawsze niosą przesłanie nadziei. Klerk Teofil, który podpisał pakt z szatanem, zostaje uratowany przez Maryję, wydzierającą diabłu z ręki feralny dokument. 
 
Ale i prości ludzie mogą liczyć na Jej pomoc: swą dłonią podtrzymuje przez trzy dni fałszywie skazanego wiszącego na szubienicy, uciętą głowę zbrodniarza zespala z ciałem, by nieszczęśnik mógł się wyspowiadać, w czasie pożaru chroni dziecko w kołysce. W jednym z piękniejszych mirakli kuglarz mający wielką cześć dla Matki Bożej wstępuje do klasztoru. Martwi się jednak głęboko tym, że nie jest tak uczony jak jego współbracia i nie umie się modlić tak jak oni. Postanawia więc czynić to tak, jak potrafi: wyprawia akrobatyczne sztuczki przed posągiem Maryi. 
 
Mnisi oskarżają nieszczęśnika o świętokradztwo, a wówczas Matka Najświętsza schodzi z cokołu i bierze w obronę kuglarza, który w ten sposób oddawał Jej cześć. Inny wreszcie mirakl opowiada o tym, jak Najświętsza Panna uratowała ludzi przed własnym Synem, który postanowił ich zgładzić za grzechy: owszem, są grzeszni, ale przecież potrzebują „zmiłowania" - tak argumentuje, po czym rzuca się do stóp Chrystusa, błagając Go ze łzami o litość. A jako że, jak stwierdza sentencjonalnie autor, kobieta zmiękczy nawet kamień, więc i Jej się udaje.
 
Takie historie jak ta ostatnia wywołują oczywiście rozbawienie. Mimo to średniowieczna pobożność ludowa w swej istocie wymyka się folklorowi przez swój bezpośredni związek z sacrum; przez poczucie transcendencji, które pozwala pod naiwną warstwą odkryć głęboką intuicję duchową. 
 
dr Joanna Gorecka-Kalita
List, 6/2009 
 
Zobacz także
Magdalena Urlich
Święty Jan od Krzyża pisał, że nieważne, czy ptak siedzi w żelaznej klatce, czy jest przywiązany delikatną nitką, i tak nie poleci. Czasem tym, co cię najmocniej wiąże, są drobne, rutynowe, nieuporządkowane codzienne czynności. Miej odwagę tam posprzątać!
 
o. Mateusz Hinc OFMCap
Chrześcijaństwo przyniosło zasadniczą zmianę w sposobie postrzegania życia i jego komponentów. Dlatego pogląd dotyczący szczęścia powołujący się na logikę opartą na wierze w Jezusa Chrystusa jest ewidentnie inny, nowy i dla współczesnego świata nierzadko niezrozumiały. W konsekwencji logika chrześcijańskiego patrzenia na życie i szczęście jest nie za bardzo kochana, niechętnie przyjmowana i z trudnością przez świat rozumiana. Według niej bowiem szczęście jest na innym poziomie. Nie jest skoncentrowane na „ja”, ale na „ty”. 
 
Aleksandra Wojtyna

Cichość nie szuka w przemocy antidotum na to, co występuje wbrew dobru, nie reaguje złem na zło (ks. Jerzy Popiełuszko wykorzystał to błogosławieństwo, gdy wołał za św. Pawłem: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj!”). Dobrze pojęta cichość nie poszukuje „świętego spokoju”, nie odżegnuje się od właściwej reakcji na zło, ale nie robi tego afektywnie, czasem milczy, gdy tego wymaga sytuacja.

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS