logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
s. Judyta Pudełko PDDM
Miłość i lęk u Jezusa?
Pastores
 
fot. Karsten Bergmann, Heart | Pixabay (cc)


Miłość i lęk w syntetycznej wypowiedzi św. Jana (1 J 4,18) są nie do pogodzenia. Nie ulega żadnej wątpliwości, iż Jezus podczas swego ziemskiego życia kochał, i to w sposób najdoskonalszy. Warto przyjrzeć się Jego miłości. Czy o niej mówił, czy ją wyrażał otwarcie? Jeśli tak, to wobec kogo? A lęk? Czy Jezus lękał się jako człowiek? Jak rozumieć Jego śmiertelną trwogę przed śmiercią? W końcu, jak to ma się do miłości, która usuwa wszelki lęk?
 
Ewangeliści o uczuciach Jezusa
 
Ewangelie nie koncentrują się ani na wyglądzie, ani na cechach charakteru Jezusa, lecz przekazują orędzie zbawienia, dobrą nowinę głoszącą dar odkupienia. Przypatrując się z bliska nauce, słowom, spotkaniom z osobami, czy różnym wydarzeniom z życia Jezusa, można też zauważyć emocje i uczucia, które charakteryzują Jego postawy. Zauważa się więc między innymi współczucie wobec tłumów (Mt 9,35-38; 14,13-21; 15,29-39) i wobec chorych (Mt 20,29-34; Mk 9,14-29), radość (Łk 10,17-24), żarliwość (J 2,13-22), smutek i płacz (Łk 19,28-44; 22,39-46), zdziwienie (Mk 6,1-6a), oburzenie (Mk 10,13-16), gniew i smutek (Mk 2,23–3,6), współczucie z surową przestrogą (Mk 1,40-45). 
 
Jak widać, Jezus przeżywał szeroki wachlarz uczuć i stanów. Warto jednak pamiętać, że Jego uczucia nie inicjowały czy też nie były częścią zachowań, gestów lub postaw ocenianych powszechnie jako negatywne. Bez wątpienia pokazują one Jezusa jako „pełnego” człowieka, czyli takiego, który ma i okazuje uczucia.

Miłość Jezusa
 
W Nowym Testamencie nie ma wielu tekstów, które mówiłyby wprost o miłości Jezusa lub opisywałyby wyrażanie Jego miłości. Ewangelie przedstawiające konkretne historie z życia Jezusa koncentrują się bardziej na Jego czynach, które z tej miłości wynikają. Synoptycy opisują jedno takie wydarzenie. Jezus spotyka bogatego młodzieńca, który w sercu ma wielkie pragnienia, któremu nie wystarcza zwykła wierność przykazaniom. Wtedy Ewangelista odnotowuje szczególne spojrzenie Jezusa (Mk 10,21). Często tłumaczy się, iż Jezus „spojrzał z miłością”. Jednak mamy tu do czynienia z dwiema czynnościami: „spojrzawszy na niego uważnie, umiłował go”. A zatem najpierw pojawia się baczna uwaga, zainteresowanie, spotkanie, kontakt spojrzeń i dusz. Potem pojawia się miłość, która wypływa od Jezusa w kierunku oczekującego na odpowiedź człowieka. Uczeni i komentatorzy zadawali sobie pytanie, co Marek miał na myśli, mówiąc tu o miłości Jezusa. Odwołując się do paralel w kulturze klasycznej, niektórzy widzą tutaj gest przyjacielskiego uścisku czy pocałunku; brak wystarczającej znajomości zwyczajów palestyńskich w tej epoce wyklucza jednak definitywną ocenę takiej interpretacji. Faktem jest, iż w relacjach między uczniem a nauczycielem istniała dużo większa ekspresja uczuć niż w czasach obecnych. Przykładem może być gest Judasza, który całuje swego mistrza, Jezusa. Inni chcą widzieć tutaj wewnętrzny akt miłosierdzia wobec człowieka. Z pewnością mamy tu do czynienia z konkretnym, werbalnym wyrazem postawy miłości Jezusa wobec spotkanego człowieka, z miłością, która zaprasza do pogłębienia życia, która staje się początkiem Bożego wezwania.
 
Ewangelie przynoszą jeszcze dwa przykłady miłości Jezusa skierowanej do konkretnych osób: umiłowanego ucznia w Czwartej Ewangelii oraz trójki rodzeństwa z Betanii.
 
W kontekście Ostatniej Wieczerzy pojawia się figura umiłowanego ucznia (J 13,23; por. 19,26; 21,7.20), tego, który spoczywa „na piersi Jezusa”. Co ciekawe, Ewangelista dla wyrażenia bliskości, więzi między uczniem i Jezusem, używa wyrażenia kolpos („pierś”, „łono”, „fałda szaty”, „zagłębienie”, „zanadrze”), które w Prologu (1,18) określa bliskość Ojca i Syna (zob. 13,23). Jedynie inaczej wyraża się „umiejscowienie”. Jezus spoczywa „wewnątrz” łona Ojca, w dynamicznej relacji (1,18), a uczeń „na” piersi Jezusa, w fizycznej bliskości Jego Osoby (13,23). Jest to obraz, który opisuje więź ucznia z Jezusem. Dzięki więzi miłości uczeń pozostaje z Jezusem do końca (19,26-27), staje się świadkiem Jego śmierci, otwartego boku (19,33-35) i pogrzebu (19,40). Gdy przybiega do grobu, wystarczy mu znak pozostawionych pogrzebowych płócien, aby uwierzyć, że Jezus żyje (20,8). Uczeń ten rozpoznaje Go stojącego w oddali na brzegu jeziora (21,7). Umiłowany uczeń jest przykładem przemiany, jakiej dokonuje w człowieku miłość Jezusa.
 
W J 11,5 użyto czasownika agapaô: „A Jezus miłował Martę i jej siostrę, i Łazarza”. Marta, wymieniona tu jako pierwsza, stanowi figurę umiłowanej uczennicy Jezusa. Jednak zanim padną słowa o miłości Jezusa do trójki rodzeństwa, siostry przekazują Mu wiadomość o chorobie brata: „choruje ten, którego Ty kochasz” (J 11,3). Występuje tu czasownik fileô opisujący częściej ludzką, raczej afektywną stronę miłości, przyjaźń. Być może tak to rozumiały siostry. Jezus natomiast wykracza poza emocjonalny akt miłości, idąc w kierunku komunikacji prawdziwego życia. A zatem miłość Jezusa przejawia się nie tylko we wskrzeszeniu Łazarza. To niezwykłe zdarzenie miało być znakiem, zapowiedzią większego cudu – zmartwychwstania. W rozmowie z Martą (J 11,21-27) dochodzi do przeobrażenia jej emocjonalnej miłości (fileô) w miłość (agapaô), która opiera się na wierze i prowadzi do zbawienia, do prawdziwego życia, które nie ma końca.
 
W Ewangelii według św. Jana jest najwięcej na temat miłości Jezusa. Jan przekazuje prawdę o miłości Ojca do Syna (J 3,35; 10,17; 17,23.24.26) oraz Syna do Ojca (J 14,31). Miłość ta niesie ze sobą pewien rodzaj umiłowania, podobny do miłości matki, która nachyla się nad dzieckiem, daje siebie samą i w tym znajduje własne szczęście. Nie jest to stan równości. Jest to relacja pełna szczodrości i serdeczności ze strony Ojca. Okazuje On taki rodzaj miłości przez to, że wszystko dał Synowi: „Ojciec miłuje Syna i wszystko oddał w Jego ręce” (J 3,35). Miłość ta staje się absolutną podstawą miłości do ludzi, do uczniów, którzy zostają wezwani do uczestnictwa w tej miłości. 
 
Uczniowie mają niejako dać się wszczepić w Bożą miłość, która zachodzi między Ojcem i Synem (J 13,34; 14,21; 15,9 nn.). Wtedy miłość uczniów będzie prawdziwa i trwała.
 
A miłość Jezusa bezpośrednio skierowana do człowieka? Ewangelista wspomina o niej w momencie rozpoczęcia opowieści o Ostatniej Wieczerzy (J 13,1). Miłość ta dochodzi do pełni, do szczytu, do końca, co wyrazi dar życia Jezusa dla zbawienia świata: „umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował”. Jest to początek drugiej części Czwartej Ewangelii i Ewangelista dobitnie uwypukla główny motyw męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Wszystko, co się dokona, będzie wyrazem doskonałej, pełnej miłości Jezusa do swoich. Wszystko w życiu Jezusa było wyrazem miłości. Jezus kochał ludzi miłością Bożą i ludzką zarazem.
 
Lęk Jezusa
 
Gdy uczniowie drżą ze strachu wobec szalejącej na jeziorze burzy, Jezus spokojnie śpi (Mk 4,38). Może nas to zadziwić, ale nie zanotowano w Nowym Testamencie w stosunku do Jezusa użycia typowych terminów oznaczających lęk: czasownika fobeomai („bać się”) ani rzeczownika fobos („lęk”, „strach”). Czy zatem Jezus nie odczuwał lęku? A może odczuwał go inaczej? Jak? Czy ma to jakiś związek z miłością? Co nam mówi o tym opis modlitwy Jezusa w Ogrodzie Oliwnym?
 
Ewangelie synoptyczne przekazują nam opowiadanie o modlitwie Jezusa przed męką. Miało to miejsce u stóp Góry Oliwnej, w ogrodzie, tłoczni oliwek. Często podkreśla się dogłębny ból i lęk Jezusa, który staje wobec najtrudniejszej godziny. Stan uczuciowy Jezusa oddaje cała gama terminów zastosowanych przez Ewangelistów dla uchwycenia tego niezwykłego momentu Jego życia. 
 
Mateusz (Mt 26,37) mówi o smutku Jezusa (czasownik lypeô), a następnie o Jego zmieszaniu, zaniepokojeniu, udręce (czasownik ademoneô). 
 
Podobnie Marek używa tego samego terminu (Mk 14,33), wraz z czasownikiem ekthambeomai, który oznacza zarówno zdumienie, zadziwienie, osłupienie, jak i trwogę. 
 
Łukasz określa stan Jezusa słowem agônia (Łk 22,44), co może oznaczać trwogę, wzburzenie, niepokój, a także walkę, zawody, a nawet tremę, lęk, trwogę, które wynikają z wątpliwości co do wyniku walki czy zawodów. 
 
Ewangelia Janowa nie przedstawia bolesnej modlitwy Jezusa w Getsemani, ale pojawia się w niej krótka wzmianka dotycząca stanu Jezusa w konfrontacji z bliską już Jego godziną: „Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Ależ właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę” (J 12,27). Pojawia się kolejny czasownik na oddanie emocji Jezusa: tarassô, który znaczy „poruszać”, „mącić”, „wzburzać”, „mieszać”, „wzruszać”, „wstrząsać”, „niepokoić”, „zakłócać”. To uczucie będzie towarzyszyć Jezusowi w obliczu śmierci Łazarza (J 11,33) oraz w momencie zapowiedzi bliskiej już zdrady Judasza (J 13,21).
 
Widać więc, iż mamy do czynienia ze szczególną i bardzo trudną sytuacją. Nie sposób dojść, czy chodzi tu o trwożliwy lęk, czy o jakieś przedziwne napięcie, zmieszanie, udrękę. Przychodzi nam z pomocą kontekst, zarówno Starego, jak i Nowego Testamentu.
 
Kontekst Nowego Testamentu pokazuje, że Jezusowe cierpienie było zapowiedziane. Jezus doskonale wiedział, ku czemu zmierza. Świadczą o tym zapowiedzi męki podające dokładnie czekające na Niego cierpienia. Jezus bardzo mocno sprzeciwiał się temu, co mogłoby Go odsunąć od wypełnienia tego zadania. Upomniał próbującego ochraniać Go Piotra (Mk 8,33).
 
W Liście do Hebrajczyków pojawia się stwierdzenie, które nawiązuje do modlitwy Jezusa przed męką: „Z głośnym wołaniem i płaczem za swych dni doczesnych zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości. I chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają” (Hbr 5,7-9). O jakiej nauce jest tutaj mowa? Syn Boży odczytał wolę Ojca zawartą w słowie Bożym, w psalmach, które mówiły o cierpiącym sprawiedliwym. Jego gorące wołanie i płacz objęły udręki Jego grzesznych braci. Stało się to dla Jezusa wypełnieniem Jego kapłańskiego posłannictwa, a jednocześnie oddaniem pełnej chwały Bogu.
 
Kiedy szuka się kontekstu interpretacyjnego dla doświadczenia Jezusa w Ogrójcu w Starym Testamencie, pojawia się wiele tekstów, szczególnie psalmów, które przedstawiają bolesną modlitwę cierpiących ludzi. Niektóre psalmy posługują się greckimi terminami używanymi przez Ewangelistów dla opisu stanu Jezusa. Modlący się w psalmach wołają do Boga, mówią o swoim lęku, trwodze, która ogarnia ich duszę i ciało, kości i wnętrzności. Lęk ten powoduje drżenie serca i jęk duszy (Ps 6,3-4.8; 31,10-11; 42,6.12; 43,5; 55,3-5). Podobieństwo opisu modlitwy Jezusa w Getsemani do lamentacji cierpiących, które są zawarte w psalmach, nie jest przypadkowe. Modlitwa Jezusa zbiera w sobie cały lęk ludzkości. Jezus staje się tu reprezentantem wszystkich ludzi cierpiących we wszystkich czasach. W Nim spotyka się lęk wszystkich stworzeń w obliczu śmierci, a nawet coś więcej – jak pisze Benedykt XVI – „wstrząs Tego, który jest samym życiem, wstrząs wywołany przez otchłań całej potęgi destrukcji, zła, tego co sprzeciwia się Bogu, i co teraz przytłacza Go bezpośrednio, co za chwilę ma wziąć na siebie – więcej nawet: przyjąć do swego wnętrza, w następstwie czego On sam «stanie się grzechem» (zob. 2 Kor 5,21)”1. W Jezusie dochodzi więc do niezwykłej konfrontacji, która prowadzi do przełomu. To w Nim możliwe jest od tej pory opowiedzenie się za Bogiem, przyjęcie Jego woli w najtrudniejszych momentach życia. Jezus doświadcza opuszczenia tak jak Izajaszowy Sługa Pański (Iz 53,3); staje się „grzechem” (2 Kor 5,21), „przekleństwem” (Ga 3,13), przyjmuje na siebie cały ogrom zła świata. Jego dusza staje się „smutna aż do śmierci” (por. Mt 26,38; Mk 14,34). Jest to smutek ogarniający całą osobę Jezusa. Doświadcza On wielkiego bólu, który budzi świadomość czy pragnienie śmierci, prowadzi do śmierci. I znów Jezus odzwierciedla w tym cierpiących bohaterów biblijnej historii (por. 1 Krl 19,4; Jon 4,9; Jr 20,14-18; Syr 51,6; 37,2). W tym wszystkim wzywa swoich uczniów do czujności, która charakteryzowała postawę paschalną (Mt 26,38; Mk 14,34; por. Wj 12,42), oraz do modlitwy, która miała stać się umocnieniem wszystkich uczniów w momencie próby (Łk 22,40.46). Czy zatem odważny Jezus w obliczu męki w Getsemani lęka się, potrzebuje ludzkiego wsparcia, obecności uczniów? Trud i udręka Jezusa nie świadczą o poddaniu się lękowi; są to dotkliwe doświadczenia cierpienia Syna Bożego, który odpowiada z pełnym zaufaniem Ojcu.
 
W opisie modlitwy w Getsemani Jezus odpowiada – według synoptyków – za pomocą trzeciej prośby modlitwy „Ojcze nasz”: „bądź wola Twoja” (por. Mt 26,42b; Mk 14,36b; Łk 22,42b). W Ewangelii Jana w obliczu nadchodzącej godziny Jezus odpowiada, posługując się pierwszą prośbą: „niech się święci imię Twoje” (por. J 12,28). Zaświadcza więc o swej nieugiętej chęci pełnienia woli Ojca, a jednocześnie jest przekonany, iż Jego oddanie, męka i śmierć będą największym znakiem uwielbienia Boga. Od tej chwili rozpoczyna się nowy czas zbawienia i objawienia miłości Boga do świata.
 
Miłość do Ojca wyraża się zatem w pełnej ufności i posłusznym powierzeniu się w momencie wejścia w doświadczenie męki. Zaufanie Jezusa oznacza, iż zna On nieskończoną miłość Ojca i wie, że powierzenie się Jemu doprowadzi do pełnego zwycięstwa. Zarazem miłość do człowieka i pragnienie ocalenia go przezwycięża w Jezusie wszelkie poruszenia Jego ludzkiej natury, związane z dobrowolnie przyjętym cierpieniem.
 
Lęk Jezusa a nasz lęk
 
Aby odkupić naszą naturę, Jezus wziął na siebie cały ciężar grzechu, zła, lęków, niepewności. Mówimy, iż stał się naszym bratem. 
 
Autorzy Nowego Testamentu bardzo dobitnie próbowali oddać łączność Jezusa z cierpiącą ludzkością: „Przez to bowiem, co sam wycierpiał poddany próbie, może przyjść z pomocą tym, którzy jej podlegają” (Hbr 2,18). 
 
Opisy udręk Jezusa nie są więc ani opisem Jego rezygnacji, ani też alegorią czy legendą o Jezusie, stworzoną przez Jego wspólnotę. Jest to opis rzeczywistego zapisu Jego doświadczenia, przeżytej w pełnej świadomości konfrontacji z kruchością ludzkiej natury, którą Jezus uzdalnia do nowej odpowiedzi Bogu. 
 
Ma to dla nas fundamentalne znaczenie. Jezus objął swoją zbawczą miłością wszystkie nasze lęki. To my jesteśmy dziedzicami lęku Adama i Ewy – lęku przed śmiercią, lęku przed Bogiem, który wzbudza trwogę i poczucie zagrożenia. 
 
Jezus, umiłowany Syn Ojca, który ufnie powierzał się Mu podczas całego swojego ziemskiego życia, w momencie bolesnej konfrontacji ponawia swój gest zawierzenia. Ufna modlitwa i czuły zwrot do Ojca: Abba (Mk 14,36), potwierdzają, że miłość ostatecznie zwycięża wszelki lęk.
 
Pomiędzy miłością a lękiem
 
Miłość ostatecznie zwycięża wszystko. To jest istota samego Boga, który jest miłością (1 J 4,8). I poznanie Boga dokonuje się właśnie przez miłość: „Kto nie miłuje, nie zna Boga” (1 J 4,8). Św. Jan wyjaśnia przedziwną zależność lęku i miłości: „W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości” (1 J 4,18). Objawia się tu miłość doskonała, taka, która osiąga swoją pełnię. Kryje się tu obraz Boga, który zaczyna zamieszkiwać w człowieku. Obecność Boga staje się nie do pogodzenia z pozostałościami obecności szatana, który jest ojcem kłamstwa, podejrzliwości i lęku. Doskonała miłość „wyrzuca” lęk z człowieka. Obraz ten wskazuje na pełne Boże królowanie. Lęk natomiast jako świadoma postawa życiowa odzwierciedla brak otwarcia się na tę miłość. Lęk kojarzy się z karą, to znaczy stanowi antycypację ostatecznej kary wiecznej, która jest oddzieleniem od Boga.
 
W Jezusie nic takiego nie miało miejsca. Prawdziwy Bóg i prawdziwy Człowiek przyjął na siebie skutki naszego zła i nasze lęki. Po to, aby je z nas „wyrzucić”, prowadząc drogą ku doskonałej miłości.

s. Judyta Pudełko PDDM
Pastores 60(3)2013 
 
Zobacz także
ks. Mieczysław Maliński
Dla mnie każda Msza święta jest inna. Bo ja jestem inny. Przecież codziennie przetaczają się przeze mnie nowe sprawy, problemy, radości, smutki, sukcesy i tragedie - dotyczące mojej osoby, mojej rodziny, mojego środowiska, mojego miasta, mojej Ojczyzny, Europy, świata...
 
ks. Tomasz Jelonek
Od Mojżesza rozpoczyna się historia formowania narodu jako takiego. On dla tego formowania wiele uczynił, będąc wodzem wyprowadzającym z niewoli egipskiej i prowadzącym przez pustynię, będąc pośrednikiem zawartego przymierza, kapłanem, prawodawcą i człowiekiem stojącym na początku zapisu Biblii...
 
Dariusz Kowalczyk SJ

Dzisiaj mamy taką niedobrą modę na to, by – broń Boże! – nikogo nie nawracać w żaden sposób. Mamy za to zachwycać się różnorodnością wiar i bez końca dialogować. Aż się chce napisać wiersz „Przyszedłem pana nawracać”… Wszak Jezus nie powiedział: „Mnóżcie religie i dialogujcie”, ale zaczął publiczną misję od wezwania: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1,15). Jego uczniowie mają robić podobnie: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (Mt 28,19). Wielki Post, który przeżywamy, jest czasem sposobnym, by osobiście zmierzyć się z wezwaniem do nawrócenia.

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS