logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Peter Kreeft
Miłość silniejsza niż śmierć
Wyd Marianow
 


W jednej ze swoich najbardziej refleksyjnych książek chrześcijański filozof Peter Kreeft, snuje rozważania na temat znaczenia śmiertelnej choroby na jaką wszyscy chorujemy. Tą chorobą jest śmierć. To jak podchodzimy do śmierci, co czujemy, jak sobie z nią radzimy i jak umieramy, zależy od naszej odpowiedzi na pytanie, czym jest śmierć. Jak mówi Kreeft, „życie albo ma znacznie, albo jest bez znaczenia, a to zależy od tego, czym jest śmierć”.

 

Wydawca: PROMIC Wydawnictwo Księży Marianów
Rok wydania: 2010
ISBN: 978-83-7502-201-8
Format: 125x196
Rodzaj okładki: Miękka

 
Kup tą książkę  
 

 
Rama do życia

 
OBRAZ POTRZEBUJE RAMY. Rama jest więc swoistym przyjacielem obrazu. I taką ramą jest śmierć, która tym sposobem staje się naszym przyjacielem. 
 
Rozważmy, w jaki sposób rama stwarza obraz. Przypuśćmy, że Mona Lisa nie ma ramy i sięga poza nasz pokój i następny, gdzie znajdują się inni ludzie, sięga poza dom, miasto, kraj, aż po najbliższą planetę. Nie byłaby to już Mona Lisa. Byłaby wszystkim, a więc niczym. Byłaby wszystkim w ogóle, a więc niczym w szczególe.
 
Jeżeli zatem nie byłoby śmierci, to bylibyśmy jak ten obraz bez ramy: wszystkim, czyli niczym. Nasz nieskończony czas, byłby niczym nieskończona przestrzeń obrazu, a sposobem na pozbycie się tej ramy byłaby sztuczna nieśmiertelność. Przypuśćmy nawet, że genetycy spełniliby te swoje groźby. Nazywają to obietnicą. Chcą tego dokonać przez przeprogramowanie ludzkich genów, by się nie starzały, tak jak nie starzeją się komórki rakowe. Przypuśćmy więc, że miałbyś biliony lat i miliony żyć. Kim byś wówczas był? Miałbyś milion masek i nikogo konkretnego nie byłoby pod nimi. Maski miałyby swoją tożsamość, ponieważ są skończone i śmiertelne, ale ty nie byłbyś śmiertelny. Mógłbyś być Napoleonem, Józefiną, Einsteinem, Attylą, Hugh Hefnerem, Kleopatrą, św. Franciszkiem albo Woody Allenem, Sokratesem, a może Elvisem, ale – tak naprawdę – kim ty byś był? Śmierć stawia to ostateczne pytanie i zmusza nas do odpowiedzi. Bo "bycie osiąga swoją pełnię w śmierci" [6]. Heideggerowe bycie tu (dasein) znaczy "bycie-tu-oto" (istnienie), "bycie-w-świecie". Nawet jeżeli jest życie po śmierci, to i tak bycie-tu osiąga swoją pełnię w śmierci. Bez śmierci nie bylibyśmy całością. Bez śmierci nie byłoby wewnętrznego ja.
 
Sheldon Vanauken we wstrząsającej, poruszającej i cudownej książce Severe Mercy, tak mówi o tej jedności wewnętrznego ja:
 
Myślę, że pełnia może być osiągnięta tylko przez śmierć. Pisząc o moim zrozumieniu tego niezwykłego fenomenu, odnoszę się do lektury Davida Copperfielda, powieści w znacznej mierze autobiograficznej. W tej książce Dickensa śledzimy ucieczkę małego Davida do ciotki Betsey Trootwood, jego młodzieńczą miłość do Dory i dojrzałą do Agnes. Kiedy czytamy rozdział po rozdziale, tak jak byśmy przeżywali tydzień po tygodniu, David jest tym, kim jest w konkretnym momencie czasu książki. I kiedy na końcu zamykamy powieść, "każdy David" – mały chłopiec, młodzieniec, mężczyzna – jest tak samo zamknięty, a wszyscy razem w pełni są jednym. Całym Davidem. Jesteśmy wtedy, w odniesieniu do czasu uchwyconego przez autora, w wieczności. Widzimy wszystko w naszym własnym "teraz", poniekąd tak, jak Bóg widzi wszystko w swoim wiecznym "teraz". On widzi całą historię, która była, jest i będzie. Jeśli zaś ja zobaczyłem całą Davy  w jednym momencie, to była to niebiańska wizja jej wiecznego życia. Tylko że w niebie nie będę miał wizji, będę miał ją – całą... Mówię o tym, bo wszystkie "Davy" zaczęły do mnie napływać wkrótce po jej śmierci. Wtedy niejako pochwyciłem jej pełnię... Czasami mówi się, że czwarty wymiar to "czas" lub "trwanie", że to sytuacja, gdy nie widzimy osoby ani rzeczy w żadnym momencie swojego patrzenia... Tak potrafią coś zobaczyć ci, co prawdziwie kochają... Tak, wówczas ją widziałem [8].

 
Można to wyjaśnić w inny sposób. Przypuśćmy, że nigdy się nie narodziliśmy (bo narodziny, podobnie jak śmierć, otaczają cię jak rama i sprawiają, że masz swój koniec). Jeśli więc nigdy byś się nie narodził, nie miałbyś określonego wieku. Zresztą, gdyby nikt się nie narodził, nikt nie byłby starszy czy młodszy od innych. Wtedy nie byłbyś niczyim rodzicem i niczyim dzieckiem. Byłbyś prawie... nikim.
 
Śmierć jest zatem tak niezbędna dla życia, jak niezbędna dla mowy jest cisza. Określa ramy i nadaje znaczenie. Kierkegaard to rozumiał: 

 
Dzisiejszy świat i całe nasze życie pogrążone są w chorobie. Gdybym był lekarzem i gdyby poproszono mnie o radę, powiedziałbym: Zadbaj o ciszę! Trzeba przywrócić człowiekowi ciszę. Słowo Boga nie może być usłyszane w gwarze dzisiejszego świata. A nawet gdyby wysunięto je na pierwszy plan z całą gamą towarzyszących mu dźwięków, tak by było słyszalne pośród wszystkich innych dźwięków, to nie byłoby to już Słowo Boga. Dlatego zadbaj o ciszę [9].
 
Tymczasem śmierć stwarza ciszę.
 
Umierający często pragną ciszy. Stopniowo odsuwają się od przyjaciół i rodziny, nawet od tych, których kochają najbardziej. Często to wycofywanie jest źle rozumiane. A to czas na ciszę, nie na mówienie, na ramę, nie na obraz. Umierając, chcemy zapytać: "Jakie jest znaczenie mojego życia, skoro już się wypełniło?". Osiągasz koniec i widzisz całość. Pewna moja studentka tak to ujęła w swojej pracy:

 
Na podstawie doświadczeń innych, widzę, że kiedy nadchodzi ważna zmiana, to koncentruję się na niej... Przypominam sobie dni, a w szczególności noce przed moim ślubem. Były one dla mnie bardzo trudne. Z nikim nie potrafiłam rozmawiać.... ani ze znajomymi, ani z przyjaciółmi, ani z bliskimi, ani nawet z narzeczonym... Potrzebowałam dostrzec te szczególne aspekty mojej osobowości, które chciałabym zabrać z mojego życia, nie wnosząc je w małżeństwo, do małżeństwa chciałam wnieść skondensowane ja. I to zabrałam ze sobą. Ludzie, którzy wycofują się, by przygotować się na śmierć, mogą doświadczyć czegoś podobnego.

___________________________________
Przypisy:

[6] Zob. Martin Heidegger, Bycie i czas, przeł. B. Baran, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1994, s. 189.
[7] Davy, żona Sheldona Vanaukena, zmarła w wieku 40 lat, po ponad siedemnastu latach małżeństwa.
[8] Sheldon Vanauken, A Severe Mercy, Harper & Row, San Francisco 1977, s. 185. 195.
[9] Zob. Max Picard, The World of Silence, Regnery, Chicago 1952, s. 232.
 

Zobacz także
ks. Kamil Falkowski

Wątpliwości w wierze to chwile, kiedy możesz swoją wiarę zweryfikować – zapytać siebie, w co tak naprawdę wierzysz. Od dzieciństwa chodzisz „do kościółka”, odmawiasz „paciorek”, a w piątki jesz rybę zamiast schabowego. I pewnego dnia pytasz: Ale właściwie dlaczego, po co to wszystko? Zaczynasz szukać. I wtedy się zaczyna! Przygoda z Jezusem, który nie zainstalował we mnie ani w Tobie aplikacji o nazwie „wiara”. Czy jest to Jego porażka, czy dar? Bóg ­zaprasza Cię do poznawania i stopniowego odkrywania wiary, czyli relacji z Nim.

 
ks. Wojciech Przybylski

Błogosławiony Ignacy Kłopotowski był wizjonerem, śnił o rzeczach wielkich. I nie tylko śnił. Tam, gdzie inni mówili o nieprzekraczalnych trudnościach, on uruchamiał wyobraźnię i zmysł wiary, szukając sposobów, by wcielić słowo, ideę, myśl w czyn. Idea była zazwyczaj odpowiedzią na palące potrzeby ludzi, czasu i środowisk, w których przyszło mu żyć oraz pracować. Widział więcej, dalej.

 
Aneta Pisarczyk
Codziennie dajemy coś z siebie innym ludziom. Z pobieżnych nawet obserwacji wynika, że niektórym osobom dawanie to przychodzi łatwiej, innym zaś sprawia ono znaczną trudność. Niektórzy z nas więcej zatrzymują dla siebie, inni natomiast chętniej dzielą się sobą oraz tym, co posiadają. Jaka jest miara dawania?
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS