logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Alessandro Pronzato
Modlić się gdzie, jak, kiedy, dlaczego
Wydawnictwo Salwator
 


Modlić się gdzie, jak, kiedy, dlaczego...

 

Uzasadnienie

Pozwól własnym pragnieniom kierować się ku źródłu



Znowu nowa książka o modlitwie? Jest ich już wiele w obiegu, wręcz zbyt wiele. Niektóre doskonałe – i to niekoniecznie te najnowsze – inne są takie sobie. Sam napisałem ich ponad pół tuzina, wszystkie naturalnie należą do drugiej kategorii.

Dlaczego więc dodawać jeszcze jeden tom do ogromnego mnóstwa, wręcz zniechęcającego?

Faktem jest – jak tłumaczy Italo Calvino – że pisze się, by się nauczyć. Ja jeszcze nie nauczyłem się modlić. Zawsze odkrywam na bezkresnym terytorium modlitwy coś nowego, zaskakującego. I nie potrafię się oprzeć chęci zdania sprawy, radośnie choć skromnie, z moich dotychczasowych odkryć.

Byłbym głupcem, gdybym przybierał postawę nauczyciela. Jeden jest bowiem Nauczyciel nie do zastąpienia, zazdrosny o swój tytuł (Mt 23,10). Choć odznaczał się wielką zażyłością z modlitwą i modlił się w sposób tak fascynujący, że wzbudzał „pragnienie modlitwy” w tym, kto obserwował Go zdumiony (Łk 11,1), nie pozostawił na ten temat książek.

Dzisiaj niemało chrześcijan odczuwa potrzebę modlitwy. To sam świat – jałowy, powierzchowny, krzykliwy, banalny – prowokuje ją w sposób dojmujący, wręcz gwałtowny.

Jednak nie zawsze wiedzą „jak” zaspokoić to pragnienie. Pewne formy z przeszłości, przejęte za pośrednictwem wychowania o krótkim oddechu, wydają się im nieodpowiednie dla wzrostu we wierze dla nowych sytuacji egzystencjalnych. Uznają je za kalki ograniczające ich spontaniczne ruchy albo wręcz za nieznośne założenie gipsu na ich myśli i uczucia najbardziej autentyczne.

Jakby tego było jeszcze mało, warunki dzisiejszego życia: zgiełk, niepokój, pośpiech, rozpacz, utylitarystyczna mentalność, zobowiązania wszelkiego rodzaju, poza zmniejszeniem, wręcz anulowaniem obszaru modlitwy, czynią ją problematyczną, by nie powiedzieć niemożliwą.

Postanowiłem więc rozwinąć moje rozważania wokół trzech podstawowych punktów.

Przede wszystkim zatroszczyłem się o ustalenie podstawowych warunków, które umożliwiają, ułatwiają i ożywiają modlitwę, mając świadomość, że modlitwy się nie improwizuje i że nie rozwija się ona siłą bezwładu. Trzeba ujawnić niebezpieczeństwo związane tak z przyzwyczajeniami, jak i z lekkomyślnością. Nie można wejść do świata modlitwy z obciążeniami i nadmiarem przestarzałej dewocji, albo z mentalnością panującą w dzisiejszym społeczeństwie.

Postanowiłem więc ukazać prosto i jasno klasyczne formy modlitwy (uwielbienie, adorację, dziękczynienie, błaganie, skruchę, kontemplację), by odzyskać bogactwa i nadzwyczajną różnorodność, jakie znajdują się w wielkiej tradycji Kościoła w tym względzie i by rozproszyć w ten sposób dwuznaczność zbyt wielu „recytatorów”. Wykazują oni jedynie znajomość modlitwy rozumianej jako „prośbę o łaski”, albo jako wypełnienie uciążliwego obowiązku religijnego.

Wreszcie w trzeciej części, starałem się wykazać, że klasyczne formy modlitwy, dalekie od zmuszania do przebycia obowiązkowych dróg, mogą zmienić się w zadziwiający wachlarz doświadczeń. I to w zależności od miejsc, konkretnych sytuacji, stanów ducha, przypadkowych konieczności, licznych prowokacji życia codziennego, nawet od środków transportu…

Jednym słowem, istnieją nieskończone okazje, które przekładają się na różne i stymulujące doświadczenia modlitwy. Chodzi właściwie o odpowiedź na odwieczne pytania: gdzie, jak, kiedy i dlaczego.

Trzecia część jest z konieczności niekompletna. Ma raczej charakter wprowadzający niż podsumowujący. Ograniczyłem się do ukazania niektórych śladów i do przewidzenia możliwości. Każdy może i musi samodzielnie próbować, wymyślać, odkrywać, doświadczać, przystosowywać.

To co wydaje mi się znamienne, to raczej zwrócenie uwagi na sposób, w jaki można uniknąć przeszkód formalizmu, jak i tych odwrotnych – nielogicznej spontaniczności, jak i prefabrykowanych formułek, np. pustki dającej zadowolenie. („Ogołocenie” stanowi slogan trochę dzisiaj nadużywany. W perspektywie chrześcijańskiej dąży się do ogołocenia, by tę pustkę wypełnić).

Można „badać” nowe ziemie, nie tracąc jednak łączności z solidnym i rodzinnym, ugruntowanym przez wieki terenem doświadczenia.

„Formy” nie mogą zgasić fantazji. A fantazja ze swej strony nie może wyprzeć pewnych form, które zawsze są na służbie życia i zabezpieczają przed odstępstwami i strasznymi wypadkami.

Serce niekoniecznie jest wrogiem umysłu. Pewne zdesperowane formy irracjonalizmu, popisującego się określonymi doświadczeniami, egzotycznymi i dzikimi, naszych czasów, stanowią obrazę nie tyle dobrego smaku, ile samej godności osoby.

Modlitwa, jeśli nie chce skazać się na oschłość, nie może unikać uczucia. Ale uczuciowość ckliwa i wylewna, jaką można zauważyć w określonych praktykach pobożnych i doświadczeniach grupy, stanowi degenerację, ośmieliłbym się powiedzieć, rozkład modlitwy.

Przede wszystkim: odkrycie „nowego” nie oznacza koniecznie całkowitego odrzucenia „starego”, albo lepiej „dawnego”.

Niech mi wolno będzie zakończyć pewną osobistą dygresją.

Moja „parafia” jest… posunięta w latach. Dawniej modliłem się z młodymi. Teraz modlę się w Domu Santa Maria z osobami, których wiek zawarty jest między siedemdziesiątym ósmym a sto pierwszym rokiem życia.

Nie postawiłem sobie jednak pytania, czy ta aktualna modlitwa jest przestarzała, staroświecka.

Odkrywam po prostu, że choć przy akompaniamencie kaszlu, wydobywającego się z kawern*, rzęzień, wzdychań, lamentów, nadprogramowych inwokacji, improwizowanych komentarzy, pozycji ustalonych nie przez rytuał, ale przez artrozę i inne dolegliwości, nasza modlitwa jest prawdziwa, poważna i radosna równocześnie, wręcz piękna.

Nie. Nie ma pretensji, by być „nową”, a tym mniej „młodą”.

Co więcej: jest modlitwą „czcigodną”, która posiada odwagę wieku, która niesie z honorem ciężar lat. Moje staruszki i moi staruszkowie potwierdzają słuszność obserwacji A. Maillot’a, według którego, by być ze swojego czasu, trzeba umieć okazywać własny wiek.

Świeżość bowiem może być stara.

Nowość może przybywać z daleka, może być zrodzona wiele lat temu.

Moi „parafianie” pozwalają mi zrozumieć, że utrata zębów nie oznacza utraty smaku chleba. Oni spokojnie przeżuwają. Nie formułki, jak oświadcza banalnie jakiś mądrala. Powiedziałbym, że przeżuwają powietrze nieodzowne dla ich życia, dla ich wiary, ich nadziei.

A ponadto, oni nigdy nie pytali mnie „dlaczego”?

Gdybym odważył się im tłumaczyć, z pewnością zdrzemnęliby się. Im chodzi o modlenie się, a nie o stawianie pytań na temat modlitwy.

Kiedy czuwam przy kimś, kto ma przekroczyć ostatni próg, choć jest nieobecny, choć nie odpowiada, a lekarz oświadcza mi, że on już niczego nie rozumie, uważam, że moja modlitwa jest jedynie „akompaniamentem” rozmowy, której on w swym sercu nie przerywa nawet w tym momencie. I kiedy otwiera oczy na kilka chwil, widzę w nich błysk porozumienia: tak jest dobrze.

Przyjaciele, czytelnicy, pominąwszy gadaninę, modlitwa jest rozmową słowami, których nigdy nie powinno się przerywać.
W gruncie rzeczy ta książka ma na celu podanie pewnych przewodów. Chodzi o to, by ująć własny przewód, włączyć do gniazdka i zrealizować komunikowanie się. Potem będzie można swobodnie zapomnieć o przewodach, które włożyłem do rąk.

Ważne jest, by wydobyć pragnienie, by odkryć źródło.

Potem każdy będzie posłuszny wyłącznie samemu pragnieniu.
 

Fragmenty książki Alessandro Pronzato "Modlić się gdzie jak kiedy dlaczego"
http://www.katolik.pl/index1.php?st=ksiazki&id=792
Do nabycia w sklepie internetowym Wydawnictwa Salwator:
www.salwator.com


Zobacz także
Marian Zawada OCD
Przedziwne są drogi Boże, a zjednoczenie najprzedziwniejsze. W swojej drugiej wersji — człowieczeństwa skażonego grzechem — człowiek był mało zdatnym „materiałem” do połączenia się ze Stwórcą. Pobożni Izraelici wierzyli, że mogą jedynie „stać przed Panem” i wpatrywać się w Jego święte Oblicze. Był to najwyższy stopień dopuszczenia do Boga, natomiast o jedności z Nim nie mogło być mowy. Wiele zmieniło się za Chrystusa.
 
Sylwia Haberka

Wielu z nas odczuwa duży lęk przed tak zwanym utknięciem na mieliźnie, a dokładniej przed zatrzymaniem się w miejscu, nieefektywnością, zahamowaniem rozwoju. Życie utożsamiamy z działaniem. Stagnacja ma posmak śmierci. Historia biblijnego Izraela i dzieje chrześcijaństwa potwierdzają, że w takim myśleniu jest trochę racji. Życie ludzi, którzy na swojej drodze spotkali Boga, faktycznie było pełne pasji i stanowiło ożywczy impuls dla otaczającego ich świata.

 
ks. Mieczysław Piotrowski TChr.

Upadek moralności i zanik poczucia grzechu prowadzi do odrzucania radosnej prawdy o zbawieniu, w tym również objawionej prawdy o istnieniu piekła. Sama myśl o wiecznej karze piekła budzi u ludzi słabej wiary oraz u niewierzących silny sprzeciw. Osoby takie uważają bowiem, że wiecznego potępienia nie da się pogodzić z prawdą o Bogu, który przecież zawsze kocha i zawsze przebacza.

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS