logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Alessandro Pronzato
Modlić się gdzie, jak, kiedy, dlaczego
Wydawnictwo Salwator
 


Modlić się gdzie, jak, kiedy, dlaczego...

 

Modlitwa prośby

Prosić o więcej niż pragniemy


Nasza specjalizacja jest zakwestionowana

Dla wielu chrześcijan jest to jedyna forma modlitwy.

Modlić się – według niektórych – oznacza po prostu prosić.

W tym specyficznym sektorze wszyscy uważają się za ekspertów. I biada jeśli kwestionuje się tę specjalizację.

Jest to rodzaj modlitwy „instynktownej”, ale nie zawsze jest rozumiana jej prawdziwa natura i jej komplikacje.

W związku z tym powstaje wiele nieporozumień, które w końcu fałszują relację z Bogiem i poprawną interpretację modlitwy.

Fałszerstwo najbardziej widoczne i irytujące dla kogoś, kto zachowuje minimum wrażliwości religijnej, polega na przesadnym utylitaryzmie, a więc na prawie magicznym wykorzystywaniu religii. Prowadzi to do uznania, że Bóg jest na służbie u mnie, że jest do mojej dyspozycji.

Innym bardzo częstym wykoślawieniem jest odmawianie modlitwy – prośby w momentach zagrożenia życia, w przypadkach dramatycznych, w sytuacjach tragicznych; bez wyjścia.

Jednym słowem traktowanie jej jako sygnału alarmowego, którego człowiek desperacko uczepia się, gdy wybija godzina niebezpieczeństwa.

Zapomina się, że powiązanie z Bogiem włącza się w codzienność, w normalność egzystencji, zarówno w dni piękne jak i te szare, gdy jest pogoda i gdy na naszym horyzoncie pojawia się burza. Tymczasem zbyt wielu ludzi zauważa Go jedynie w okolicznościach, w których nie może dać sobie rady bez Niego.

Ale najbardziej typowy zamęt jest związany z wysłuchaniem. Pewne jednostki, gdy stwierdzają, że ich prośby nie zostały spełnione zgodnie z ich zamysłem, w odpowiednim czasie i w sposób upragniony (albo narzucony), zarzucają praktykę modlitwy.

Aby rozwiać te i inne nieporozumienia, postarajmy się wprowadzić trochę jasności.

Modlitwa prośby musi posiadać trzy zasadnicze cechy:

– musi być modlitwą ufną,
– musi być modlitwą „natchnioną”,
– jest na pewno modlitwą wysłuchaną.

Modlitwa ufna

Wiara, która stoi u podstaw każdego doświadczenia modlitewnego, przyjmuje tutaj szczególny wymiar ufności. Ufności bazującej na Ojcu, który miłuje swe stworzenia, jest wrażliwy na ich potrzeby, troszczy się o ich dobro i radość, któremu nie są obce wszystkie ich problemy, który dzieli ich trudności.

„I Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie a znajdziecie, kołaczcie a otworzą wam. Każdy bowiem kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje, a kołaczącemu otworzą” (Łk 11,9).

W Ewangelii Jezus zachęca usilnie, by prosić i to prosić wytrwale, nie zniechęcając się.

„Powiedział im też… że powinni się modlić i nie ustawać…” (Łk 8,1).

Nie musimy obawiać się „naprzykrzania się” Bogu naszymi prośbami (Łk 11,5-8; Mt 15,21-28; Mk 8,24-30).

Ale Jezus ostrzega również: „Albowiem wie wasz Ojciec, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie” (Mt 6,8).

Antyczny kodeks (D) posiada ten znaczący wariant: „…nim otworzycie usta”.

„I będzie tak, zanim zawołają, ja im odpowiem; oni jeszcze mówić będą a Ja już wysłucham” (Iz 65,24).

Jeśli tak się sprawy mają, czy modlitwa błagalna staje się zbędna?

Nie. Modlitwa jest konieczna. To, co wydaje się niepotrzebne, to przedstawianie niekończącej się i bardzo dokładnej litanii naszych potrzeb.

Ojciec wie, zanim…

Bóg nie musi być dokładnie poinformowany o tym, czego ci potrzeba.

Raczej cieszy się z twojej informacji dotyczącej wiary, ufności. Z otrzymywania wiadomości o twojej miłości. Bardziej niż informować Go o wszystkich twoich najdrobniejszych biedach i o wszystkich twoich pragnieniach, musisz w modlitwie okazać Mu Twoje synowskie zaufanie, Twoje spokojne zawierzenie. Musisz zakomunikować Mu Twą najgłębszą prośbę: by On okazał się Ojcem.

Wierzyć, jeszcze raz oznacza pewność, że On wie…

Odwrotność zaufania: lęk

Z punktu widzenia praktycznego:

– nie przesadzaj z liczbą próśb,

– zrób tak, by prośby nie stanowiły upoważnienia dla Boga wobec naszych odpowiedzialności i by nie zamieniały modlitwy w alibi dla naszego lenistwa.

Bez wątpienia istnieją sytuacje krańcowe, w których doświadczamy naszej całkowitej niemocy i w których zdajemy sobie sprawę, że nie możemy absolutnie nic uczynić. Wówczas jest jak najbardziej słuszne, że my, Jego współpracownicy, prosimy Go o dzielenie z nami naszych trosk i naszych lęków.

Św. Paweł daje taką radę: macie ciężary nieznośne, które was martwią? „O nic się zbytnio nie troskajcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem” (Flp 4,6).

Nie wolno nam jednak uciekać się do Ojca jedynie w wypadkach zagrożenia, gdy absolutnie nie potrafimy sami sobie poradzić. Trzeba uznać swoją zależność od Niego również wtedy, gdy potrafimy sami wybrnąć z kłopotu, bez cudownych interwencji z góry.Również i w tych wypadkach „zależymy” od Jego darów, od zdolności w jakie nas wyposażył.

Syn, który wierzy, zawsze zależy od Ojca, również wtedy, gdy radzi sobie, nie uciekając się do sygnałów alarmowych, również w wypadkach, w których udaje mu się odrobić zadanie samodzielnie.

Ojciec interweniuje również wtedy, gdy obdarza nas odwagą i wolą rozwiązania problemu.

Ufać – nie oznacza rozkazywać Bogu

Ojciec nie musi być informowany, gdyż On „wie z wyprzedzeniem”.

Tym bardziej nie może otrzymywać od nas rozkazów.

Wielką pokusą człowieka jest chęć zmiany miejsc, uzurpowanie sobie miejsca Boga.

Słuchając treści pewnych drobiazgowych modlitw, ma się wrażenie, że ten, kto je wypowiada, łudzi się, iż nagina Boga, że uzależnia Go od siebie.

Gdy człowiek pretenduje do zagwarantowania sobie Boga, do przytrzymania Go, jego ręka nie dosięga Boga, ale jakiegoś bożka. Grzech pogaństwa jest często powleczony religijnością. Nie bez powodu pierwsi chrześcijanie byli oskarżani o to, że nie są „religijni”.

Bóg jest blisko. Bóg jest Tym, na kogo możesz liczyć. Ale nie jest do naszej dyspozycji. Nie jest na naszą miarę.

Musimy unikać odwracania ról. To my w modlitwie oddajemy się Bogu do dyspozycji. Gdy się modlimy, otwieramy się, oddajemy się do dyspozycji Jego działaniu.

Styl pewnych modlitw ukazuje niestety chęć przypisywania Bogu określonego „zadania”, wyznaczając również sposoby i czas, narzucając ilości i terminy.

Przeciwieństwem zaufania jest nie tylko lęk, strapienie, ale również pretensjonalność, albo jak kto woli zarozumiałość.
Ton i treść pewnych modlitw, również tych tak zwanych „spontanicznych”, „wolnych”, jakie czasami słyszy się na zgromadzeniach liturgicznych, ujawniają zarozumiałość w „pouczaniu” Boga, w tłumaczeniu szczegółowo co i jak ma uczynić, w sugerowaniu rozwiązań problemów osobistych, jak i tych dotyczących Kościoła i całego świata.

Pewne „inwokacje” wydają się być raczej „służbowym rozliczaniem”, często podobne są do „spisu wydatków”. 

Modlitwa „natchniona”

„Podobnie także Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami. Ten zaś, który przenika serca, zna zamiar Ducha, [wie], że przyczynia się za świętymi, zgodnie z wolą Bożą” (Rz 8,26-27).

Tutaj zostają nam wytoczone dokładne oskarżenia dotyczące modlitwy. Właśnie w tym specyficznym sektorze, jakim jest modlitwa błagalna, w której wszyscy uważamy się za specjalistów.

Ale co mówi nam św. Paweł?

Gdy się modlimy, czynimy to prawie zawsze dlatego, że mamy określone prośby do Pana.

Modlitwa błagalna, w naszej panoramie religijnej, zajmuje niestety miejsce należne innym rodzajom modlitw, które też powinny być praktykowane: uwielbieniu, błogosławieństwu, dziękczynieniu, adoracji, ofiarowaniu, kontemplacji.

Faktem jest, że mamy zbyt wiele spraw, o które chcemy prosić. Potrzeby są niezliczone. Poza tymi zwykłymi, są nieprzewidziane, przykre wypadki, których nie można było uwzględnić. Od zdrowia po szkołę, przez problemy ekonomiczne i rodzinne, lista „łask”, o które trzeba prosić i pukać do drzwi Pana, powiększa się każdego dnia.

I nie zawsze On (tak przynajmniej myślimy… po cichu) gotów jest ich wysłuchać, jak byśmy sobie tego życzyli. Pozostanie więc zawsze zbyt dużo spraw niezałatwionych, które zmuszają nas, wbrew naszej woli, do ponaglania.

Św. Paweł zarzuca nam, że „nawet nie umiemy się modlić tak jak trzeba”.

Prawdopodobnie, gdy pisał do chrześcijan z Rzymu, nie praktykowano jeszcze pewnych form modlitwy; wierzący nie odkryli jeszcze odpowiednich miejsc, sposobów i kompetentnych urzędów, by móc przedstawiać swe prośby.

Wystarczy posłuchać dzisiaj niektórych „zwykłych modlitw”. Dokuczliwe, dręczące, decydujące, zaopatrzone w dokładną dokumentację, nawet trochę domyślne, nierzadko niedyskretne, przesadne w tonie, ośmieliłbym się powiedzieć wręcz bezczelne. Wszystko jest wyliczone w sposób szczegółowy. Ponieważ sprawy mają się tak a tak i ponieważ jedyne rozwiązanie jest następujące – Bóg jest zobligowany do wysłuchania nas, skrupulatnie stosując się do naszych informacji i instrukcji.

W gruncie rzeczy ułatwiamy Mu zadanie. Wypełniliśmy ankietę, nie pomijając niczego. On ma ją jedynie podpisać i przyłożyć stempel: „do wypłaty”.

Bieda polega na tym, że „nawet nie wiemy, jak się trzeba modlić”.

Z pominięciem Ducha, który modli się w nas „w błaganiach, których nie można wyrazić”, nasze błagania nigdy nie dotarłyby do Ojca. Co więcej, mówiąc bardziej radykalnie, modlitwa byłaby niemożliwa.

On zna nasze potrzeby, ale często ich nie „uznaje”

Trzy uwagi.

Przede wszystkim nieprawdą jest, że Duch pełni funkcję „osoby ustalającej najwyższą cenę”, że pełni funkcję filtra czy racjonowania, gdyż przesadzamy, wymagamy zbyt wiele, nadużywamy szlachetności Pana.

Może być odwrotnie. Nasza modlitwa zbyt często czyni zbyt ograniczone obliczenia. Jest bardziej dostosowana do naszych możliwości, niż do dyspozycyjności Boga, „Pana rzeczy niemożliwych”.

Przede wszystkim: nasza modlitwa nie zawsze potrafi zdać sprawę ze wszystkich naszych prawdziwych potrzeb. Nie zauważamy brakujących nam istotnych rzeczy.

Duch jednak, bardziej niż „osobą ograniczającą”, jest „osobą ponaglającą”. Ponagla nas do przesadzania, do proszenia o coraz więcej. A ponieważ jesteśmy zbyt nieśmiali i ostrożni, dopilnowuje, byśmy uzyskali to, co należy się nam jako synom.

Po drugie. Wobec jakiejś przeszkody, trudności, jakiegokolwiek zatoru, zazwyczaj wymagamy, by Bóg przedsięwziął odpowiednie kroki, wyrównując teren, usuwając niemiłe realia.

Tymczasem nie zdajemy sobie sprawy, że „korzystniej jest prosić”, by Pan dał nam odwagę, inteligencję, fantazję do stawienia czoła tej sytuacji. By pozwolił nam zrozumieć, że rozwiązanie należy do nas.
W końcu. Zadaniem Ducha nie jest „popieranie” naszych próśb, zapewnienie pomyślnego rezultatu – i to w krótkim czasie – naszej sprawie. Nie, Duch musi „natchnąć” naszą modlitwę, nasze prośby, nie czyniąc je swoimi, nie zalecając ich autorytatywnie.

To my musimy wejść w perspektywę Ducha, a nie odwrotnie.
Sądzę, że nieporozumienie dotyczące zbyt częstego włączania Ducha – również do uroczystych okazji – wynika z naszego pragnienia, by Duch nas zadowolił, by wysłuchał naszych sugestii, przyjął nasze perspektywy, zamiast zaufać mu, całkowicie zawierzyć Jego „błaganiom, których nie można wyrazić słowami” i Jego trudnemu do przewidzenia działaniu.
Wzywamy Ducha, by zaprowadził nas tam, gdzie ustaliliśmy, że pójdziemy, by objawił się… zgodnie z wyborami jakich dokonaliśmy i o które mocno zabiegaliśmy wszystkimi środkami (również tymi mniej jasnymi…).
Powinniśmy przynajmniej podejrzewać, że jeśli Bóg wysłucha nas zgodnie z naszymi życzeniami a nie życzeniami Ducha, zgodnie z naszymi projektami, to więcej stracimy, niż zyskamy.
Jeśli chodzi o modlitwę, trzeba koniecznie usunąć się na odludzie i oddać głos Duchowi, nie ulegając pokusie zagłuszenia Go naszymi nachalnymi prośbami czy poprawkami.
Jedynym sposobem, by uniknąć rozczarowań, gdy nasze modlitwy nie zostaną wysłuchane, jest sprawić, by nasze prośby, dzięki podszeptom Ducha, nie były niestosowne.
Modlitwy niestosowne to te, które są poniżej oczekiwań Boga…To te, w których Ojciec „nie rozpoznaje” potrzeb dzieci.
Tak, Ojciec zna nasze potrzeby. Niestety często nie „rozpoznaje” ich w naszej modlitwie.

 

Modlitwa na pewno wysłuchana…
Chrystus dostarczył nam dokładnych gwarancji, dotyczących wysłuchania naszych modlitw. Zapewnił, że wszystko, o co prosimy w Jego imię, Ojciec nam da.
„Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: o cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię moje. Do tej pory o nic nie prosiliście w imię moje. Proście a otrzymacie, aby radość wasza była pełna” (J 16,23-24; por. J 14,13-14;15,16).
Dlaczego więc liczne prośby nie zostają wysłuchane?
Wielu z nas często pyta, dlaczego Bóg nie wysłuchuje nas, nie zwraca uwagi na nasze błagania, nawet na te, które są pilne i mają ważne poparcie, dlaczego rozczarowuje nasze nadzieje, poddaje nas niekończącemu się wyczekiwaniu, a potem odsyła z pustymi rękami…
Jak pogodzić pewność wysłuchania, zagwarantowaną słowami samego Jezusa, z negatywnymi doświadczeniami, których doświadczyliśmy?

 

...ale nie zawsze tak, jak chcemy
Fragment Listu do Hebrajczyków może nam pomóc w rozwikłaniu tej gmatwaniny. Jest to zdanie, które wydaje się sprzeczne:
„Z głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości. A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał.” (Hbr 5,7-8)
Jezus nie mógł uniknąć męki i śmierci, które ogromnie Go przerażały. A jednak stwierdza się, że został wysłuchany.
Z jednej strony uznaje się, że Bóg ulega woli Syna (dzięki Jego uległości), gdyż wysłuchuje Jego modlitwy przeszywającej serce.
Z drugiej uznaje się, że Chrystus poddał się „boleśnie” woli Ojca.
Jak pogodzić te dwa stwierdzenia?
A. Vanhoye – jeden z najbardziej uznanych komentatorów tego tekstu – zauważa, że czytając uważnie, stwierdza się, iż zaistniała „przemiana” prośby w trakcie modlitwy, która ukazuje się jako rzeczywistość dynamiczna, żywa.
Jezus instynktownie pragnąłby uniknąć śmierci. Żali się przed Bogiem w dramatycznej modlitwie, w gorącej suplikacji.

Jednak ta modlitwa, przeniknięta wielką „miłością”, a więc szacunkiem do Boga, nie rości sobie prawa do narzucenia ustalonego już uprzednio rozwiązania.
„Ten, kto się modli, wyrzeka się własnych decyzji, ale otwiera się na działanie Boga i oddaje się, nie bez bolesnej walki, sile przyciągania, która wywołuje w nim przemianę.
Przedmiot modlitwy staje się drugorzędny. To co jest ważne ponad wszystko, to relacja z Bogiem” (A. Vanhoye).
Jezus błaga o uwolnienie, jednak dodaje: „wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty” (Mt 26,39).
To, co początkowo wydawało się prostym warunkiem dodatkowym, zgodą na prośbę („niech Mnie ominie ten kielich”), staje się zasadniczą prośbą: „Niech się stanie wola Twoja” (Mt 26,42).
W ten sposób modlitwa zmienia pragnienie, które kształtuje się zgodnie z wolą Ojca, bez względu na to, jaką by ona nie była. Faktycznie ten, kto się modli, pragnie przede wszystkim, by dwie wole połączyły się w miłości.
Łatwo zrozumieć, dlaczego autor „listu” nazywa modlitwę ofiarą.
Ten sam komentator kończy: „Początkowe pragnienie Jezusa zostaje odrzucone: Jezus nie rezygnuje z prośby o zwycięstwo nad śmiercią: zawierza jednak całkowicie Bogu, jeżeli chodzi o drogę, jaką musi przebyć”.
Modlitwa Chrystusa została wysłuchana: odniósł On zwycięstwo nad śmiercią, jednak przechodząc przez nią, a nie unikając jej.
Absurdem jest więc wydawanie Bogu dyspozycji na modlitwie.
Bóg wysłuchuje na pewno, ale na „swój” sposób. To jest zgodne z nieskończoną wspaniałomyślnością Ojca, nie na „nasz sposób”, który jest zawsze ograniczony w stosunku do projektów Boskich.
To, że Bóg nie bierze dosłownie naszych próśb, jest z korzyścią dla nas.
Modlitwa wysłuchana jest modlitwą, która nas przemienia, wprowadza do projektu Boga, włącza w Jego działanie.
Osobiście bardziej wolę Boga, który mnie zaskakuje, niż Boga, który mnie „zadowala”.

 

Zgodzić się na zmiany
„A o cokolwiek prosić będziecie w imię moje, to uczynię, aby Ojciec był otoczony chwałą w Synu. O cokolwiek prosić Mnie będziecie w imię moje, Ja to sprawię” (J 14,13-14).
Adrienne von Speyr napisała piękny komentarz do tego tekstu. Cytuję ją w wolnym przekładzie.
„Wyrażenie «w imię moje» przyjmuje różne odcienie. Tutaj mogłoby oznaczać «w łączności ze Mną», «złączeni ze Mną», «w komunii ze Mną». Może być również odniesieniem – jak u św. Jana w rozdziale 1., wers 51. – do drabiny Jakuba. Niebo zostanie otwarte i nie zostanie już więcej przerwana łączność pomiędzy Bogiem a ludźmi. Miejscem takiej łączności jest Jezus.
Należy również zwrócić uwagę na fakt, że wszystkie czasowniki są w liczbie mnogiej, a więc chodzi o modlitwę wspólnoty. Treścią prośby są sprawy wspólnotowe. Można by dodać: również prośby poszczególnych jednostek, które wspólnota uznaje za swoje.

Ale prosić „w Jego imię” – oznacza również „w Jego duchu”. Chodzi o wyrażenie zgody, aby On użyczył swego ducha naszym prośbom, by je przemienił zgodnie ze swymi intencjami. Wówczas prośba zrealizuje się w Nim.
Trzeba przekreślić siebie, zdać się na Niego, pozwolić, by On zrozumiał i zinterpretował nasze prośby lepiej, niż my to potrafimy.
W tym wypadku spełnienie prośby nie będzie prawie nigdy takie, o jakie zabiegaliśmy i jakiego oczekiwaliśmy.
Wysłuchanie czasami będzie odpowiadać naszym życzeniom, ale często będzie całkowicie „inne”, nierozpoznawalne w stosunku do naszych oczekiwań. Dlatego prosić „w imię Syna” oznacza, że będzie się wysłuchanym w Jego imię, w Jego sposób!
Odpowiedź Boga jest pewna, niezawodna i przewyższa to, o co prosiliśmy, choć pozornie nie otrzymujemy tego, czego oczekujemy.

 

Pragnienia złe są pragnieniami małymi
Przyjacielu, czytelniku, jeśli pozwolisz, kończąc te rozważania na temat modlitwy błagalnej, chciałbym przekazać w braterskim tonie – mam nadzieję, że nie zabrzmi to zbyt „po ojcowsku” – rodzaj streszczenia spraw, jakie starałem się wytłumaczyć na poprzednich stronach.
Nie poddawaj się swemu zniecierpliwieniu.
Nie ufaj też swoim pragnieniom.
Bóg pragnie wysłuchać ciebie, twoich modlitw.
Nie chce jednak wysłuchać twoich maleńkich pragnień, niewystarczających, nędznych, ograniczonych, wypaczonych.
Bóg pragnie cię wysłuchać, ale nie zawsze pragnie tego, czego ty pragniesz.
Oto daje ci Ducha, nie tylko by zaradzić wielkiej słabości twojej modlitwy, ale by przyjść ci z pomocą w słabości, kruchości, niestałości twych pragnień.
Musimy zgodzić się: „Sam Duch przyczynia się za nami”. I nie czyni tego łagodnie, ale „w błaganiach, których nie można wyrazić słowami”.
Bóg nie potrafi się oprzeć, pozostać obojętnym na tak intensywne i dramatyczne błagania.

On „przenika serca”. I zbyt często znajduje w nich rozczarowującą rzeczywistość, skromne pragnienia, śmieszne projekty.
Jednak w głębi naszych serc jest Duch. Dlatego Bóg „wie, jakie są pragnienia Ducha”. My także musimy być przekonani, że są dla nas korzystniejsze. Nie chodzi o to, że Bóg nam nie ufa.
On nie ufa naszemu brakowi zaufania.
Duch nie zostaje nam posłany jako ten, który ogranicza, który ustala najwyższy poziom, ostrożnie pomniejszając prośby. Ale jako śmiały interpretator wymogów i pragnień najbardziej zuchwałych i wręcz niemożliwych.
My bowiem prosimy za mało i źle.
Bóg marzy o „rzeczach wielkich”, o „rzeczach wspaniałych”, nawet o „rzeczach niemożliwych” dla swych dzieci.
Bóg jest rozczarowany nie tyle tym, co dla Niego robimy, ile ograniczaniem Go w czynieniu dla nas dobra.


 

Fragmenty książki Alessandro Pronzato "Modlić się gdzie jak kiedy dlaczego"
http://www.katolik.pl/index1.php?st=ksiazki&id=792
Do nabycia w sklepie internetowym Wydawnictwa Salwator:
www.salwator.com


Zobacz także
Redakcja Miłujcie się!

Autentyczna, żywa wiara wyraża się w trudzie codziennej modlitwy. Kto przestaje się modlić, w praktyce staje się ateistą, duchowo obumiera i traci największy duchowy skarb, jakim są wiara, nadzieja i miłość. W liście apostolskim Rosarium Virginis Mariae (RVM) Ojciec Święty Jan Paweł II apeluje, prosi i zachęca, abyśmy na nowo odkryli skarb modlitwy różańcowej. Jest to „modlitwa umiłowana przez licznych świętych (…). W swej prostocie i głębi pozostaje (…) modlitwą o wielkim znaczeniu, przynoszącą owoce świętości” (RVM 1).

 
ks. Mariusz Rosik
Pawłową naukę o małżeństwie w różnych kierunkach rozwijali wczesnochrześcijańscy pisarze. Jedni widzieli w nim piękny i pobłogosławiony przez Boga związek, inni raczej skuteczną ochronę przed nieokiełznaną namiętnością ludzką, a jeszcze inni dopatrywali się w małżeńskiej harmonii obrazu przyszłego życia. Bogactwo tych spojrzeń ze zrozumiałych względów musimy tu ograniczyć. Zatrzymamy się na trzech: Tertuliana, św. Jana Chryzostoma i św. Augustyna. 
 
ks. Józef Dębiński
obec wielkiej prawdy wiary, jaką jest zmartwychwstanie Chrystusa, nie można nic mówić. Trzeba uklęknąć i uwierzyć. Może dlatego tę tajemnicę wiary ojcowie nasi oprawili w tyle pięknych znaków, zwyczajów, obrzędów, aby człowiek mógł odczuć, że Jezus żyje. Przyjrzyjmy się więc jedynie niektórym naszym zwyczajom, aby przez ich zrozumienie bliższa stała się nam tajemnica o zmartwychwstaniu Pana.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS