logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Daniel Ange
Modlitwa oddech życia
Wyd Marianow
 



Wydawnictwo Księży Marianów
Warszawa, styczeń 2006
liczba stron - 216
ISBN: 83-7119-474-9
format 110x180  mm
cena - 15,50 zł
 
Kup tą książkę

 
Modlitwa-źródło: kiedy w głębi pulsuje serce
 
“Ogrodem zamkniętym jesteś, siostro ma, oblubienico, ogrodem zamkniętym, źródłem zapieczętowanym. (...) źródłem mego ogrodu, zdrojem wód żywych spływających z Libanu.”
(Pnp 4,12.15)
 

Wszystkie modlitwy u źródła
 
Jednak ta wielka modlitwa Kościoła, i modlitwa w rodzinie, i spontaniczna modlitwa uwielbienia, i żarliwe orędownictwo, i płomienne dziękczynienie, słowem: wszelkie formy modlitwy (o których powiemy później) są czcze i puste, są słowami na wiatr, gitarą bez strun, jeśli w ich głębi nie ma modlitwy serca, nie ma serca pogrążonego w modlitwie. Jeśli serce nie jest pogrążone w modlitwie, to pełne harmonii gesty, śpiewy medytacyjne, najbardziej entuzjastyczne okrzyki, najlepiej przygotowana liturgia są jak cudowne kwiaty, które, pozbawione korzeni, szybko więdną.
 
Modlitwa chóralna (liturgia) zakłada i wyzwala modlitwę serca, aby po modlitwie uwielbienia całego Kościoła (albo przed nią) słuchać Boga w kościele własnej duszy. Powszechna odpowiedzialność pociąga za sobą osobistą zażyłość. Aby być ambasadorem Króla, należy najpierw spotkać się z Nim. W ten sposób wielka modlitwa liturgiczna, która obiega pustynie i oceany, rozpoczyna się najpierw od przejścia przez własny kraj. Liturgia, która obejmuje wszystkie miejsca i czasy, każe bić mojemu sercu tu, w tej właśnie chwili.
 
Nawet adoracja Ciała Jezusa przede mną zakłada kontemplację Jego Oblicza wewnątrz mnie samego. Aby złożone na ołtarzu chleb i wino stały się prawdziwym gestem, trzeba, bym najpierw i jednocześnie ofiarował sam siebie na ołtarzu mojego serca.
Eucharystia w kościele zakłada więc i wprowadza liturgię do sanktuarium mojej duszy.
To jest oracja; pochodzi od łac. czasownika orare, co oznacza “modlić się” (stąd oratorium, orant), ale w języku potocznym – modlitwę wewnętrzną. Modlitwę milczących głębi, modlitwę serca i duszy.
Słowem, u początku tych różnorodnych strumieni konieczne jest źródło, w przeciwnym razie strumienie te natychmiast wyschną.
Przyjdź więc i napij się ze źródła!
 

Pragnę twojej wody
 
Więc powiedz mi wreszcie, co to za źródło? A wcześniej jeszcze powiedz mi, kto pomoże mi znaleźć do niego ścieżkę? A gdy w końcu znajdę do niego drogę, kto mnie tam wpuści?
Któż, jeśli nie pielgrzym z Jerozolimy, który w palącym słońcu południa, w upale, wyczerpany osuwa się na brzeg mojej studni. Jego usta spękane z nienasyconego pragnienia. Czy przyjdzie mu tu umrzeć z pragnienia, niczym zwierzęciu na pustyni? Albo zemdleć? A więc ośmiela się mnie prosić:
 
 Jedną szklankę wody, proszę! Choć jedną!
- Gdzie mam ją zanurzyć na tej pustyni, jak ci się zdaje?
– Spójrz, tam, niedaleko!
 
Nagle moje oczy otwierają się i widzę to, czego nie widziałam: strużkę wody na czerwonym piasku.
Idę wzdłuż tej strużki i – co widzę – wypływa ona z mojego własnego serca.
 
– Tak, źródło, którego pragnę, to twoje serce.
– Ale moje serce jest puste, pęknięte, bo rozdałam zbyt wiele miłości, nigdy nie dostając nic w zamian. Już nie mogę kochać, za dużo flirtowałam! Na próżno! Jestem z moim szóstym i zapewne nie ostatnim mężczyzną. Żaden z nich nie kochał mnie za to, że jestem. Dla nich jestem tylko rzeczą, przedmiotem służącym przyjemności. Została mi już tylko kropla miłości, którą mogę ci dać. Wszystko roztrwoniłam, wszystko mi wydarto: zawsze mnie wykorzystywano. Moje źródło? Wyschło!
 
– Dokonamy przelania!
– Jak to?
– Tak, do twojego pękniętego serca przeleję ze źródła mojego Serca wody żywe, które z niego tryskają, bo moje Serce nie jest pęknięte, ale przebite. To nie to samo. W ten sposób twoje wyschnięte serce przemieni się w... źródło. Będziesz źródłem! Nikt dotychczas nie mógł ugasić twojego pragnienia. Teraz ja je zaspokoję na zawsze. A wówczas będziesz mogła – jak ja, i ze mną – dać pić wielu!.
 
I oto młoda, źle kochana kobieta o złamanym sercu biegnie, by ofiarować żywą wodę prawdy całej wiosce. Ona, najbardziej pogardzana... Z tego wszystkiego zapomniała swojego dzbana, od tej chwili już bezużytecznego... (por. J 4,28).
 

Wypędzony, wygnany, porzucony!
 
A skąd wytryska źródło? Z twojego serca. Jest tak od chwili, gdy otworzyły je wody chrztu. Nawet gdy ty o tym nie wiesz. Jest ono źródłem, ponieważ płynie w tobie Źródło jedyne: źródło z Serca Jezusa. Tryska po wszystkie czasy. Nic nie może go wysuszyć. Ale wszystkim można je zasypać. Nie możesz go osuszyć, ale możesz przeszkadzać mu płynąć, a więc sycić się, a przez ciebie i wielu innych. Gdy zwyczajnie i po prostu nie przychodzisz nigdy z niego pić... Więc jak chcesz, żeby zaspokoiło ono twoje pragnienie?
 
W czasie pielgrzymki na Synaj definitywnie zepsuła się nasza stara taksówka. Potworny sierpniowy upał! Sterczące z parzącego piasku jakieś szkielety wielbłądów... Leżąc pod samochodem w poszukiwaniu odrobiny cienia myślimy o tym, jak nasi ojcowie umierali tutaj z pragnienia... Po zapadnięciu nocy ciche “bul, bul”... Potrącam moją torbę, słyszę wodę w manierce, o której zapomniałem. Dzięki tym kilku kroplom gorącej wody i chłodowi nocy znajdujemy dość sił, by iść... Halucynacje? Spływające strumienie w środku pustyni! To nie było złudzenie, to oaza El-Faran. Byliśmy uratowani! “Zmartwychwstali!”. Dzięki tej wodzie żywej możemy kontynuować nasz nocny marsz aż do góry Horeb na Synaju.
 
I tak nosimy w sobie źródło, które pozwala nam żyć... Nie wiedząc o tym, umieramy z pragnienia na pustyni świata, będąc tuż obok źródła.
I to jest właśnie mój dramat. Żyję na zewnątrz mojego serca. Przebywam na peryferiach, z daleka od mojego centrum. Rozpraszam się na zewnątrz. Flirtuję z każdym, kto się nawinie. Dzielę się na tysiące kawałków. Włóczę się poza domem. Uprawiam turystykę daleko poza moim krajem. Zwlekam z powrotem. I to od tak dawna, że już zgubiłem drogę. Już nie odnajduję jej śladów. Jestem wyczerpany, bo biegałem na wszystkie strony. Umieram z pragnienia...
 
Nie wiem, ani skąd przychodzę, ani dokąd idę. Jestem wyalienowany, wydalony, wypędzony, wygnany. Moja tożsamość? Zapomniana! Moja twarz? Już jej nie poznaję! Tyle udawałem, że wcale (albo już) nie wiem, kim jestem.
A kto mówi wyalienowany, mówi manipulowany, kierowany przez innych. I kiedy mówię “ja”, to już nie ja, ale ktoś inny, ten, kogo sobie wymyśliłem, wyobraziłem. Jak w kinie. Gram jakąś postać. Naśladuję znane gwiazdy. Choćby trzeba było nosić maski i peruki!
 
A dlaczego odszedłem tak daleko od samego siebie? Ponieważ dałem się podbić – w podwójnym sensie: olśnić i wziąć w niewolę – wspaniałości stworzeń. Uwiodły mnie, zafascynowały, olśniły. Nie rozszyfrowałem ich przesłania: “Nie jesteśmy Stworzycielem, a tylko jedną z Jego twarzy”. Więc wzięły mnie w niewolę. Ujarzmiły. A moje serce z domu zmieniło się w więzienie... ze źródła w pustą dziurę.
 
Późno Cię umiłowałem, Piękności tak dawna, a tak nowa, późno Cię umiłowałem. W głębi duszy byłaś, a ja się błąkałem po bezdrożach i tam Ciebie szukałem, biegnąc bezładnie ku rzeczom pięknym, które stworzyłaś. Ze mną byłaś, a ja nie byłem z Tobą. One mnie więziły z dala od Ciebie – rzeczy, które by nie istniały, gdyby w Tobie nie były.

Zobacz także
o. Jacek Wolan SP
Całe zdarzenie można wyobrazić sobie tak: mały Jezus staje przy swoim „ojcu” Józefie i podpatrując jego zachowanie, śledzi jego ruchy. Z czasem zaczyna zachowywać się tak, jak Józef i próbuje powtarzać za nim nie całkiem jeszcze zrozumiałe formuły. To słowa modlitwy „Szema”, którą do dziś każdy pobożny Żyd wypowiada kilka razy dziennie, najczęściej rano i wieczorem. Każdy chłopiec powinien się jej nauczyć przed dwunastym rokiem życia.
 
o. Jacek Wolan SP

Kiedy padał deszcz, ks. Dolindo wychodził na miasto. Widząc na ulicy moknącą osobę, zapraszał ją pod swój parasol. Wspólna droga stawała się okazją do rozmowy, która rodziła zaufanie i przekształcała się w spowiedź. A kiedy grzechy były naprawdę ciężkie, ks. Dolindo obejmował penitenta i mówił: „Jesteś dobrym człowiekiem, nie wiem, czy ja miałbym tyle odwagi, by wyznać winy”.

 
ks. Wojciech Przybylski

Błogosławiony Ignacy Kłopotowski był wizjonerem, śnił o rzeczach wielkich. I nie tylko śnił. Tam, gdzie inni mówili o nieprzekraczalnych trudnościach, on uruchamiał wyobraźnię i zmysł wiary, szukając sposobów, by wcielić słowo, ideę, myśl w czyn. Idea była zazwyczaj odpowiedzią na palące potrzeby ludzi, czasu i środowisk, w których przyszło mu żyć oraz pracować. Widział więcej, dalej.

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS