Dlaczego młodzi ludzie szukają u księży ojcostwa?
Myślę, że dlatego, iż autentyczny ksiądz to "bezpieczny facet" - zarówno dla dziewczyn, jak i dla chłopaków. To bardzo piękne, że mają takie zaufanie. Ojciec przecież nie szuka swojego dobra, lecz dobra swoich dzieci. Gdy byłem bardzo młody, chciałem zatrzymać ich dla siebie. Pamiętam sceny zazdrości, które urządzałem, gdy dziewczyny zawiadamiały mnie, że wychodzą za mąż czy też idą do klasztoru. Mówiłem: "Wychowałem, a teraz idą!". Dziś wiem, że prawdziwa miłość nie trzyma młodych egoistycznie przy sobie. Myślę, że kapłaństwo powinno być bezpiecznym ojcostwem. Sądzę, że dziewczyny dlatego chętnie garną się do duszpasterstwa, bo wiedzą, że ja im nie zagrażam. A ja dzięki nim doświadczam tego, co mnie zawsze ogromnie fascynuje: przełożenia podniecenia na wzruszenie.
Czy ojcostwo księdza dzisiaj nie jest dla młodych pewnym dopełnieniem braku ojcostwa doświadczanego we własnym domu?
Sądzę, że na tę sprawę można spojrzeć jeszcze szerzej. Obecne czasy - czasy demokracji, w których wszyscy są kumplami, spowodowały ogromne osierocenie społeczne całej generacji. I nie w tym rzecz, że młodzi są dziś źli albo agresywni, ale że oni po prostu nie wiedzą, po co istnieje ojciec. Ojciec jest przecież ostatnią osobą, która będzie przez nich wysłuchana, bo większe racje są zawsze po stronie kolegów. Rówieśnicy tworzą dziś nieprawdopodobną grupę nacisku i wielu młodych czuje się przez nią osaczonych. Choroba sieroca dotyka także sfery społecznej i politycznej. Nie ma przywódców ponoszących odpowiedzialność. Nie ma skrystalizowanych osobowości politycznych (takich jak na przykład marszałek Piłsudski czy generał de Gaulle). Jedynie Papież swoim niedołężnym chodzeniem i mówieniem jest tak niekonwencjonalny, że przebija się poprzez standardy i dochodzi do głębi, w której realizuje się ojcostwo. Dziękuję mu więc za jego ojcowską starość, która mnie ośmiela, wyzwala, rodzi we mnie inną rzeczywistość. Tylko ojciec może stawiać wymagania. Jako ojciec w duszpasterstwie mogę nakazać, wymagać, mogę powiedzieć: "Ja oczekuję". Jako kolega nie mogę tego zrobić.
Jednak najpierw trzeba chyba sobie stworzyć możliwość stawiania wymagań. Co trzeba zrobić, żeby sobie zasłużyć na zaufanie, które mówi: "Idź", a młody człowiek idzie, "Zrób", a on zrobi?
Takie zaufanie buduje się przez całe lata. Mnie bardzo pomógł w tym fakt, że przełożeni - z pomocą Ducha Świętego oczywiście - nie przenosili mnie. W Poznaniu jestem już od dwudziestu kilku lat i moje więzi z ludźmi mogły się pogłębić. Mniej więcej wiem, kto jest kto, i ludzie wiedzą, kto jestem ja. Lekcja pedagogiczna w moim wydaniu wygląda w następujący sposób: gdy widzę piękną dziewczynę, mówię: "O! Jaka jesteś piękna!". Ona ma się zaróżowić i powiedzieć: "Dziękuję, miło mi". Gdy po raz drugi mówię: "O! Jaka jesteś piękna! Jaka wspaniała fryzura, jakie ubiory!" - ma się zaróżowić i powiedzieć: "Bardzo dziękuję". Ale gdybym po raz trzeci wystartował z tego typu komplementem, ma mi odpowiedzieć: "Wiem". Ona już wie, że jest piękna, przyjęta, zaakceptowana i wtedy możemy przejść w zupełnie inną sferę. W ten właśnie sposób uczę ich wymagania od siebie i od innych. To jednak trwa latami i bardzo ważna jest tutaj kwestia autorytetu.
Czym wobec tego jest autorytet ojcowski?
Można odpowiedzieć na to pytanie na przykładzie braku ojcostwa, zarówno w sztuce, jak i w nauce. W sztuce na przykład nie ma dziś mistrzów, którzy mają swoją szkołę, uczniów i wprowadzają ich w głębię widzenia świata.
A więc dzisiejsza sztuka jest osierocona?
Odpowiem na przykładzie pieśni i muzyki. Nadzieja w Biblii wyraża się pieśnią, poprzez psalmy, kantyki, lamentacje - poprzez Magnificat Maryi, Kantyk Symeona czy Zachariasza. Nadzieja w środowisku i społeczeństwie wyraża się pieśnią. Kiedy pieśń zamiera, świadczy to o beznadziei porażającej całe środowiska.
Myślę, że sierocy świat objawia się dekompozycją, która polega na tym, że nie ma nośników wiary, nadziei i miłości. Zapomnieliśmy o tym, co przypomina Papież - że nasza wiara musi być przełożona na kulturę. Ale do tego, by przełożyć wiarę na kulturę, trzeba świadomości ojcowskiej. Nie chcę niczego zarzucać duszpasterzom, ale za mało jest ojcowskiej postawy, która byłaby zaprzeczeniem powszechnej deklaracji, iż wiara jest moją prywatną sprawą i wszystko jedno, w co się wierzy, byle być dobrym człowiekiem.
Czy jest to pogląd wynikający z braku ojcostwa?
Myślę, że jeśli doświadczamy kryzysu wiary, to dlatego, że w wierze brak nam ojców, że wszyscy jesteśmy tylko braćmi. Sądzę też, że wyrazem ojcostwa w wierze jest dojrzałość do udzielenia błogosławieństwa. Nie jest ono wyrazem kapłaństwa, ale ojcostwa.
Nie wiedziałem o tym i dlatego w dniu prymicji nie chciałem, by błogosławili mnie rodzice, ponieważ myślałem, że błogosławieństwo jest gestem kapłańskim. Tymczasem ono jest gestem rodzicielskim.
Bardzo lubiłem odwiedzać księdza Gorzelanego w Krakowie. Kiedyś przyjechałem do niego razem z młodzieżą i ksiądz mówi tak: "Tu macie kopertę na wasze dzieła, a teraz pomodlimy się wspólnie i ja was pobłogosławię na drogę". Wtedy jedna z dziewcząt, nie znająca zupełnie księdza Gorzelanego, kopnęła mnie w kostkę i mówi: "Ten stary wie, po co został księdzem!". Bardzo mnie to zaskoczyło.
Mieszka w Tyńcu i nosi benedyktyński habit. Występuje w licznych programach telewizyjnych. Prowadzi festiwale muzyczne. Głosi rekolekcje. Pisze książki. Ma czas dla każdego. Jednym słowem: ojciec Leon Knabit OSB...
O radości rozmowę prowadzi Józef Tarnawski SP