Wydawca: eSPe |
Jedność Boga nie jest samotnością
Ten szczególny sposób wyrażania się – przez my i nas – pojawia się również w innych miejscach Starego Testamentu, np. w Rdz 3, 22 i 11, 7. Niektórzy uczeni byliby skłonni pomijać ten fakt jako pozostałość pierwotnego, przedchrześcijańskiego kultu wielu bogów. Inni twierdzą, że jest to tylko przeniesienie przez autora na Boga tzw. "królewskiego "my"" [pluralis maiestaticus - przyp. red.] – pierwszej osoby liczby mnogiej używanej przez królów i królowe, mówiących za siebie i swoich poddanych, albo za siebie i Boga.
Żadne z tych wyjaśnień nie jest dla mnie zadowalające. Księga Rodzaju to kunsztowne dzieło literackie i teologiczne. To nieprawdopodobne, żeby autor tak wspaniałego utworu mógł po prostu przepuścić kilka raczej łatwo zauważalnych wyrażeń wiążących się z pogańskimi pozostałościami. Co więcej, chociaż Księga Rodzaju w swojej historii była wielokrotnie przepisywana i poddawana wielu zabiegom redaktorskim, żaden z jej starożytnych wydawców nie zdecydował się "poprawiać" tych zaimków z liczby mnogiej na pojedynczą.
Hipoteza "królewskiego my", na pewnym poziomie możliwa do utrzymania, wskazuje nam głębszą prawdę – coś, co papież Jan Paweł II nazwał "boskim My". Bowiem w tym układzie Bóg nie może mówić do kogokolwiek innego, niż On sam. "Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam". "Nasz" może tu oznaczać wyłącznie Boga, to musi być On sam.
Czy jednak mówienie o Kimś takim jak Bóg jako o Kimś, kto jest "sam" może być adekwatne? Nie możemy uzyskać odpowiedzi na to pytanie na podstawie zaimków w liczbie mnogiej w Księdze Rodzaju, odpowiedź na nie pozostaje ukryta. Objawia ją w pełni dopiero Ewangelia Jezusa Chrystusa. Tylko na jej podstawie możemy zrozumieć, dlaczego ludzkie stworzenie, aby stać się w pełni obrazem Boga, musi stanowić rodzinę. Jezus mówi o Swoim Ojcu jako o odrębnej Osobie, Kimś, do Kogo się modli, Kimś do kogo zmierza. Jednocześnie Jezus i Ojciec są również jednym. Jezus mówi również o trzeciej Boskiej Osobie, Pocieszycielu (J 15, 26), Duchu Świętym (J 20, 22), który zostanie zesłany na uczniów po Jego wstąpieniu do nieba.
Pod koniec Ewangelii według Mateusza, zaraz przed wniebowstąpieniem, Jezus objawia swoim uczniom imię Boga, co zresztą musiało być kolejną zaskakującą rewolucją. Aż do tego czasu Izraelici uważali "imię" Boga – określające Jego najgłębszą tożsamość – za niewysłowione i niemożliwe do wypowiedzenia. Jezus zaś mówi o nim jako o czymś intymnym, o imieniu rodzinnym: "imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego" (Mt 28, 19).
Nikomu nie przyszło do głowy poprawiać naszego Pana, wskazując, że przecież nie powinien używać słowa "imię" w liczbie pojedynczej, skoro wydaje się, iż w wypowiedzianym przez Niego zdaniu mowa jest o trzech imionach. W wersecie tym, podobnie jak w pierwszym rozdziale Księgi Rodzaju, mamy do czynienia z paradoksem: wielość a jednak jedność. W bezpośredni sposób ukazuje to Katechizm Kościoła Katolickiego, wyjaśniając, że mówimy o "imieniu" a nie o "imionach" ponieważ "jest tylko jeden Bóg, Ojciec wszechmogący, i Jego jedyny Syn, i Duch Święty: Trójca Święta" (KKK nr 233).
Bóg jest więc zarazem jeden i trzej. Jest to tajemnica Trójcy, "która stanowi centrum wiary i życia chrześcijańskiego. Jest tajemnicą Boga w sobie samym, a więc źródłem wszystkich innych tajemnic wiary oraz światłem, które je oświeca" (KKK nr 234).
Nie jest dobrze dla człowieka, aby był sam, ponieważ kiedy jest sam, nie jest w stanie wypełnić celu, do którego został stworzony. Bóg nie jest samotny, dlatego człowiek nie powinien być samotny. Pozostając sam, nie może nosić obrazu i podobieństwa Bożego.
Niewiastę dzielną któż znajdzie? Jej wartość przewyższa perły. (...) Otwiera dłoń ubogiemu i do nędzarza wyciąga swe ręce (Prz 31, 1.10). To znamienne, że długi poemat o dzielnej niewieście, liczący 22 wersety, zawiera tylko ten jeden werset, w którym autor wychwala niewiastę za to, co nazwalibyśmy dziś uczynkiem miłosierdzia. Opiewa się wdzięk kobiety, jej pracowitość, zaradność, a o miłosierdziu... tylko tyle!