logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
o. Michał Adamski OP
Na przekór wszystkiemu
List
 


 Podobne momenty odnajdziemy w życiu wielu świętych. Nie raz czuli się opuszczeni i samotni, byli przekonani, że zamknęło się przed nimi niebo, a Bóg jest daleko. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, kiedy umierała, mówiła, że chce wierzyć w niebo, bo nie miała odwagi powiedzieć: „Wierzę w niebo". Zdarza się, że wiara dojrzała doznaje niezwykle bolesnego oczyszczenia. Św. Faustyna pisała w „Dzienniczku": „Trudno mi, Panie Boże, sobie wyobrazić, że ktoś na tym świecie może wątpić". Zapiski te powstały w czasach, kiedy doświadczała wielu łask od Boga. Kilka lat później nie miał już w sobie tak niezłomnej wiary: „Panie Jezu, jak bardzo dusza cierpi umierająca, która doświadcza rozłąki" – z goryczą pisała święta. Potrafiła wtedy ofiarowywać swoją bezradność nie tylko za siebie, ale i za innych zagubionych tak jak ona.

Pokonać rozpacz
 
Na krzyżu Jezus wypowiada słowa, które niejednemu z nas mogą wydać się gorszące. Dramatyczny okrzyk: Boże, mój Boże, czemuś mnie opuścił (Mk 15, 34), niektórzy uznają za świadectwo utraty wiary, poddanie się rozpaczy. Bez względu na interpretację czujemy, że jest w nim coś autentycznego, rzeczywistego. Niejednokrotnie, kiedy zmagamy się z bólem, wyrzucamy z siebie równie mocne słowa. Nie muszą być one jednak naszą ostateczną deklaracją. Jeżeli cierpiący człowiek mówi: „Lepiej, żeby mnie nie było, żebym umarł", nie oznacza to, że wydał na siebie wyrok, że chce umrzeć, ale że w ten sposób opisuje swoje przeżycia, to, co z nim się dzieje. Jezus pozwala przemówić swoim emocjom, daje wyraz cierpieniu, osamotnieniu, którego doświadcza.
 
Nie zapomnijmy jednak, że tak naprawdę Jego słowa są dosłownym cytatem z pierwszego wersu Psalmu 22. Jezus, jak każdy pobożny Żyd, zna Psalmy i modli się nimi. Możemy przypuszczać, że na krzyżu (choćby w myślach) wypowiedział cały Psalm, który kończy się wyznaniem wiary. Jezus zawierzył Bogu do końca. Poddał się Jego woli, zaufał, chociaż czuł, że niedługo umrze. Jego oddanie wyrażało się nawet w tym, że po śmierci Ojciec powołał go do życia. Nie uniknął bólu i cierpienia, ale jednocześnie udało mu się pokonać rozpacz. Wyprzedził nas, a teraz pokazuje nam drogę. Nie obiecuje, że będzie ona łatwa i przyjemna, ale mówi, że on już ją przeszedł. W Liście do Hebrajczyków możemy przeczytać, że Jezus stał się w pełni człowiekiem, doświadczył jego trosk, smutków, wątpliwości, był wielokrotnie kuszony, ale nie uległ. Przypomina przewodnika, który wędrując trudną trasą, doświadczając załamań pogody, nie zagubił się, ale znalazł drogę powrotną. Nie jest kimś, kto zostaje w schronisku z mapą na kolanach i łącząc się z nami przez telefon komórkowy, mówi: „Idźcie w lewo, a potem w prawo". Przeszedł szlak i bardzo dobrze go zna. W Liście do Hebrajczyków czytamy dalej: My, którzyśmy się uciekli do uchwycenia zaofiarowanej nam nadziei, trzymajmy się jej jak bezpiecznej i silnej dla duszy kotwicy, która przenika poza zasłonę, gdzie Jezus jako poprzednik wszedł za nas stawszy się arcykapłanem na wieki (Hbr 6, 17-18). Nadzieja jest jak lina, która łączy nas z Jezusem. Nawet, kiedy tkwimy w środku ciemności, ona jest na wyciągnięcie ręki.

Czy nadejdzie koniec?
 
Nadzieja jest językiem miłości. Jezus oddając się Ojcu, wyznaje swoją miłość nie tylko do Niego, ale także do człowieka. Bóg prowokuje nas, abyśmy weszli w ten Jego wewnętrzny dialog miłości i zawierzenia. Gdzieś w głębi serca można usłyszeć Jego wołanie: „Adamie (człowieku), gdzie jesteś?" Bóg wychodzi do nas i ukazuje się nam, bo trudno jest zawierzyć komuś, kogo się nie zna. W nas również wpisana została potrzeba zaufania, zawierzenia. C.S. Lewis pisał, że każde pragnienie jest zapowiedzią nasycenia. Za tęsknotą, czasami neurotyczną, która nami targa, kryje się jakaś pełnia. Pozostaje pytanie, czy odkryję ją w Bogu, czy może w jakiejś utopii, a może w sobie i swoim życiu. Odpowiedź, która się w nas rodzi, może być nieporadna, zniekształcona przez grzech, który obciąża poznanie i niszczy zdolność kochania.
 
Z różnych powodów mogę przez jakiś czas nie słyszeć wołania Boga. Wtedy-jak mówili mistycy – mam trwać w tym miejscu, w którym jestem, i czekać. W małżeństwie, a także w przyjaźni czy kapłaństwie przychodzi moment jałowości, pustki, pozostaje wtedy coś, co pięknie nazywa się „wiernością ostateczną". To wierność wspomnieniu, troska o codzienność, rozmowę, modlitwę, ufność, że uda nam się odnaleźć miłość w miejscu, gdzie ją zgubiliśmy. Może się zdarzyć, że nigdy nie uda nam się jej odnaleźć i nasz świat stanie się uboższy, zabraknie uniesień, wielkich emocji. Może także nadejść kolejny kryzys. Znam takich małżonków, którzy nie sypiają ze sobą, i księży, którzy się nie modlą. To bolesny punkt na mapie ich życia i wierności, problem, przed którym nie powinni uciekać, ale się z nim zmierzyć. Myślę, że bardziej zabójcze jest odgrywanie teatrzyków na przykład wtedy, gdy nasza wiara i zaufanie sprowadzają się do automatycznego wypełniania religijnych czy małżeńskich czynności. Rezygnacja z czegoś, co sprawiało nam satysfakcję, co było treścią naszego życia, niekoniecznie musi oznaczać poddanie się rozpaczy. Może to być próba ocalenia czegoś ważniejszego. Dobrze wyszkolona i zdyscyplinowana armia, nawet kiedy doświadcza porażki i ustępuje pola przeciwnikowi, stara się zgodnie z planem przesuwać linię obrony i walczyć dalej. Taktyczny odwrót żadnemu żołnierzowi nie przynosi ujmy.
 
Może nadejść taka chwila, kiedy pozostanie ostatni wał, okop, którego będzie bronić tylko garstka ocalałych. Nawet niezwyciężeni ponoszą w końcu klęski. Czy taki moment może nadejść w naszym życiu? Kiedy jesteśmy przekonani, że właśnie się zbliża, warto odpowiedzieć sobie na pytanie św. Pawła: „Czy już broniliście się aż do przelewu krwi?". Niekiedy pozwalamy bólowi całkowicie sobą zawładnąć, koncentrujemy się tylko na nim, nie myślimy o niczym innym. Rodzina, dzieci, bliscy przestają nas interesować. Przytłacza nas jednak nie tyle sam ból, co nasze wyobrażenia. Wówczas sami sobie gotujemy klęskę.
 
Jean Dominique Bauby po kilku latach zmagań, walki o siebie i swoją godność, nauczył się porozumiewać ze światem. Jedno mrugnięcie oznaczało „nie", dwa – „tak". Dzięki temu nieskomplikowanemu systemowi znaków udało mu się napisać książkę o swoim życiu, której tytuł brzmi „Motyl i skafander". Zarówno książka, jak i film nie mają w sobie nic pretensjonalnego. Zawarto w nich bardzo prostą prawdę: niezależnie od tego, w jaki skafander zostaniemy wciśnięci przez życie, pozostanie w nas jeszcze coś tak pięknego i ulotnego jak motyl – niezbywalne piękno, moja godność, która nigdy nie zostanie zniszczona. To coś, o co warto walczyć.

Michał Adamski OP
 
Zobacz także
Krzysztof Pilch
Ostatnie rekolekcje Papieża bardzo szybko wydały owoce; jego śmierć wzbudziła smutek, ale również nadzieję i wiarę. Miliony ludzi pośrednio lub bezpośrednio wzięły udział w pogrzebie Ojca Świętego. To wtedy stacje telewizyjne całego świata pokazały pielgrzymów z transparentami Santo subito. Wyrażały one przekonanie, że Jan Paweł II przez całe życie szedł prostą drogą do nieba i tam też trafił po śmierci.
 
Bartłomiej Dobroczyński
Katolicyzm teoretycznie jest dominującym wyznaniem w Polsce. Polacy, mimo że bardzo często nie żyją zgodnie ze wskazaniami Kościoła, nie tak łatwo zrezygnują z etykiety katolików, bo musieliby wtedy odrzucić też Boże Narodzenie, "koszyk wielkanocny", św. Mikołaja, Jana Pawła II... I co by wtedy pozostało? Światowid?
 
ks. Wojciech Przybylski
Kiedy w Norymberdze zapytano zbrodniarzy hitlerowskich, dlaczego z ich rąk poniosło śmierć tylu niewinnych, odpowiedzieli: „Taki był rozkaz”. Na co sędziowie: „A gdzie było wasze sumienie?”. Wierzono, że ponad ludzkim prawem istnieje instancja ostateczna, której podlegają wszyscy. Jak to możliwe, że całujący swoje dzieci gestapowcy, z czułością odnoszący się do swoich psów, bez skrupułów mordowali ludzi w komorach gazowych?
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS