logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Wojciech Werhun SJ
Naprawdę chcesz wyzdrowieć?
Szum z Nieba
 


„Czy chcesz wyzdrowieć?” – zapytał Jezus chromego nad sadzawką Betesda. Odpowiedź wydaje się oczywista zarówno w sytuacji tamtego chorego, jak i w moim poturbowanym i poranionym życiu. Bo czy można w takiej sytuacji chcieć czegoś innego?!
 
Uzdrowienia, z jakimi spotykamy się w Ewangeliach, opowieściach oraz w czasie modlitw i Eucharystii, są dla nas jedynie wierzchołkiem góry lodowej działania Pana Boga w życiu uzdrowionej osoby. Widzimy jedynie, że ktoś potrzebuje, prosi – i otrzymuje. Rośnie nasza wiara, ale zaraz pojawiają się pytania i wątpliwości: no dobrze, a co ze mną?
 
Przyjmijmy na samym początku, że uzdrowienie nie jest momentem oderwanym od rzeczywistości i mojego życia. To zakładałoby, że dotąd Bóg był daleko i nagle sobie o mnie przypomniał, bo zobaczył, że Go proszę o pomoc. Uzdrowienie – zarówno w życiu postaci z Ewangelii, jak i ludzi współczesnych – jest raczej wisienką położoną na czubku tortu. Ale czym jest i skąd się wziął ów tort?
 
Okruchy tortu w Piśmie świętym możemy zauważyć w słowach lub faktach z życia osób uzdrawianych: od lat trzydziestu ośmiu, od urodzenia, „jeśli zechcesz”, upadł Mu do nóg, żaden nie mógł jej uleczyć, zaczął wołać itd. Wszystkie te sytuacje pokazują, że każda z osób przebyła w swoim życiu pewną drogę z Bogiem. Był to czas wielkiego bólu, cierpienia i niepokoju – jednocześnie pełen obecności Pana, do którego oni sami uporczywie dobijali się ze swoim nieszczęściem. Tę piękną prawdę ujmuje Dawid, pisząc w Psalmie 139: „Panie, przenikasz i znasz mnie, Ty wiesz kiedy siadam i wstaję. Z daleka przenikasz moje zmysły (…) Wybadaj mnie, Boże, i poznaj moje serce; doświadcz mnie i poznaj moje troski” (Ps 139, 1-2. 23). Tak powoli piecze się mój tort. Zostawmy jednak samo uzdrowienie Panu Bogu, a skupmy się na tym, co nam najbliższe – na przygotowaniu.
 
Etap pierwszy: uzdrowienie nie jest najważniejsze

Zacznijmy od poukładania sobie spraw najważniejszych. Św. Ignacy w swojej książeczce Ćwiczenia Duchowe przedstawia pierwszą i podstawową zasadę życia człowieka, która będzie dla nas punktem odniesienia: „Człowiek po to jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony. Z tego wynika, że człowiek ma korzystać z nich w całej tej mierze, w jakiej mu one pomagają do jego celu, a znów w całej tej mierze winien się od nich uwalniać, w jakiej mu są przeszkodą do tegoż celu” (ĆD 23). Innymi słowy, moim celem jest bliska, miłosna relacja z Bogiem, a uzdrowienie – podobnie jak charyzmaty, dary, Pismo święte itp. – jest tylko środkiem, który ma pomóc w osiągnięciu tego celu. Pomóc, a nie przeszkodzić. Już tutaj pojawia się pierwszy moment mojego przygotowania – czy faktycznie zależy mi na relacji z Bogiem, czy też moim celem staje się samo uzdrowienie? A jeżeli relacja z Bogiem, to dlaczego mało o nią walczę, a gdy nie otrzymuję tego, co chcę, to łatwo rezygnuję…? Choćbym był zdrowy i silny, bez zranień i problemów, z idealną rodziną i pracą, choćbym głosił Słowo z mocą i posługiwał cudownie charyzmatami, a przyjaźni z Panem bym nie miał – byłbym niczym. Bóg zaprasza mnie do zaufania Jemu, do oddania wszystkiego w Jego ręce, do wolności wobec moich zranień i bólu, abym był pełen pokoju i wiary. Jeżeli pragnę bardziej uzdrowienia niż Boga – powinienem prosić Go o łaskę szczerego nawrócenia, podtrzymywać z Nim relację i przyjmować z ufnością codzienne doświadczenia.
 
Etap drugi: burzenie barier

 
Kiedy Jezus przychodzi do mojego życia i sam Go doń zapraszam, to chce uzdrowić mnie całego. Prawdziwa przyjaźń, miłość, szczera relacja zakłada całkowitą przejrzystość i oddanie się drugiemu człowiekowi bez reszty. Nie mogę być małżonkiem lub zakonnikiem tylko ciałem, a emocjami już nie – albo tylko w domu, a w pracy już nie. Jeżeli Jezus wchodzi ze mną w relację i daje mi swoją Miłość – a Jego Miłość uzdrawia – to chce być ze mną we wszystkim. Wszystko oznacza dwie sfery: pierwszą, której bardzo pragnę – odpuszczenie grzechów, uwolnienie od łańcuchów złego, uzdrowienie wewnętrzne i fizyczne, oraz drugą, którą wolę sobie zatrzymać – moje postawy, przyzwyczajenia, pragnienia, potrzeby itp. A tu pojawia się mój drugi problem – stawianie Panu Bogu barier i wyznaczanie Mu granic uzdrowienia. Jeżeli odnajduję się w tej sytuacji, to powinienem robić to samo, co w pierwszym etapie, oraz podjąć współpracę z Bogiem w uzdrawianiu mnie całego. Polega ona zarówno na dopuszczaniu Pana do wszystkich swoich wad i złych postaw, jak i na osobistym wysiłku w ich zmienianiu – na ciągłym, osobistym zwracaniu się do Boga ze swoimi słabościami. Jeżeli ze swojej strony nie podejmę żadnej pracy – pozwolę, by spaliły mi się wąsy jak starcowi z tej anegdoty:
 
Pewien starzec lubił palić fajkę po kolacji.
Któregoś wieczora jego córka poczuła, że coś się pali. 
Krzyknęła: – Na Boga świętego, tato, palą ci się wąsy!
– Wiem – odpowiedział gniewnie starzec. – Nie widzisz, że proszę o deszcz?
 
Etap trzeci: proces, który trwa i boli
 
Wszystkie etapy, choć wymieniane po kolei – dzieją się równocześnie. Trzeci etap jest tym wszystkim, co przeżywam wewnętrznie, oraz czego doznaję z zewnątrz od świata i Boga. Jest mieszanką różnych doznań, przeżyć, reakcji, procesów, które się we mnie dokonują, oraz myśli i odpowiedzi, jakie udało mi się sformułować w moim życiu. Ogólnie rzecz biorąc – jest to moja szara codzienność, która nie będzie ani bardziej, ani mniej realna niż to, co przeżywam w tym momencie, choćby czytając ten artykuł. I właśnie tutaj mogę dać Panu Bogu największe „pole manewru”. Mój proces uzdrawiania będzie się dokonywał codziennie i będzie mnie popychał do przodu w trzech sferach:
 
Sfera poznania siebie zauważenia moich ran, niestabilności psychicznej i emocjonalnej, dostrzeżenia niepokojów, lęków i innych uczuć, które mnie paraliżują i nie pozwalają mi żyć w radości i spokoju. Tu również będzie mi przypominana moja historia i wydarzenia, które miały wpływ na moje dzisiejsze skrępowanie.
 
Sfera zrozumienia siebie dostrzeżenia pewnej logiki i konkretnych mechanizmów uczuciowych, które mną manipulują. Łączenie faktów z mojej codzienności i przeszłości w jedną całość, zauważenie tendencji i powtarzających się zachowań, znalezienie odpowiedzi na pytanie: dlaczego pewne zdarzenia mnie bolą i rozbijają; dlaczego reaguję tak, a nie inaczej?
 
Sfera akceptacji siebie zdolność do wewnętrznego zgodzenia się na swój los, pogodzenie się ze swoją słabością i jej konsekwencjami, przyjęcie jej po to, by ją w wolności powierzać Panu Bogu. Oczywiście wszystko dzieje się w odniesieniu do Pana Boga, w uporczywym wołaniu do Niego w swojej biedzie.
 
Niezbędnik człowieka pragnącego uzdrowienia
 
No dobrze, ale co robić? Św. Ignacy, który w swoim życiu głeboko doświadczył uzdrawiającej miłości Boga, zostawił Kościołowi konkretne narzędzia. Pierwszym z nich jest ignacjański Rachunek Sumienia. Jest to codzienna modlitwa, podczas której spotykam się z Jezusem, oddaję Mu to, co potrzebuje uzdrowienia, i dostrzegam jak On prowadzi mnie, z dnia na dzień, przez poznanie, zrozumienia i akceptację siebie – do łaski uzdrowienia. Drugim narzędziem jest towarzyszenie duchowe. Towarzyszem może być kapłan lub osoba, którą kapłan uzna za wystarczająco dojrzałą i kompetentną. Rozmawiając z nią, opowiadam jej o swoich przeżyciach, dzięki czemu mogę popatrzeć na nie z innej strony lub zauważyć coś, czego do tej pory nie widziałem.
 
Na nasz proces uzdrowienia składa się wiele mniejszych uzdrowień – zauważę coś drobnego, zrozumiem i zaakceptuję, a Pan Bóg mnie uleczy. A za jakiś czas na nowo zobaczę, że to tylko część czegoś większego, co znowu oddam Panu Bogu, zaakceptuję i zostanę uzdrowiony. Ta przygoda bycia uzdrawianym przez Pana Boga trwa bardzo długo – i chwała Panu, bo dzięki temu ciągle się Go trzymamy i czujemy całym sobą, jak bardzo Go potrzebujemy, i że nic bez Niego nie możemy zrobić.
 
Jeśli więc chcesz rozpocząć tę przygodę z Panem – musisz pozwolić jej trwać tyle, ile to konieczne, i zaakceptować ból, jaki ci towarzyszy w codziennym życiu, relacjach, pracy i modlitwie. Bo właśnie tam przychodzi do ciebie Jezus.
  
Wojciech Werhun SJ
 
Zobacz także
Aneta Pisarczyk
To nieprawda, że nasze ciała są oddzielone od psychiki. To nieprawda, że jesteśmy jedynie tym, co duchowe lub że wystarczy nam troszczyć się o ciało, psychika zaś musi poradzić sobie sama. Prawdą natomiast jest fakt, że na zdrowie naszego ciała ma wpływ zarówno nasza kondycja psychiczna, jak i sfera duchowa. Jesteśmy więc całością. Nie można zadbać o własne zdrowie w sposób optymalny, nie dotykając świata własnych emocji, myśli i przekonań. Zaniedbana psychika boli. Krwawi niczym niegojąca się rana. Choruje. Jak w takim razie utrzymać ją w zdrowiu? 
 
Maciej Tabor
Ewangelia opowiada o kilku sytuacjach, w których ludzie pragnący uzdrowienia musieli przepchnąć się przez tłum i stanąć na środku tacy, jacy byli: sparaliżowani i niewidomi. Tak było w synagodze z mężczyzną, który miał uschłą rękę, tak było z paralitykiem przyniesionym na łóżku, tak było z niewidomym Bartymeuszem wrzeszczącym o zmiłowanie u bram Jerycha i uciszanym przez przechodzących.
 
Elżbieta Wiater

Co stanowi o tym, że Kościół to Kościół, a nie klub intelektualnych dywagacji, przestrzeń dostarczająca estetycznych uniesień tudzież towarzyski krąg, spotykający się raz w tygodniu przy chlebie i winie? Jeśli chcemy odnaleźć odpowiedź na to pytanie, warto najpierw odpowiedzieć sobie na inne – co stanowi o tym, że ja to ja?

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS