To jest taki paradoks modlitwy, adoracji, bycia i trwania przy Jezusie i dla Niego. Po pierwsze dając wtedy siebie, jeszcze więcej otrzymujemy. Bóg oczyszcza nasze serca, umacnia je, by bardziej być dla innych. A więc adorując, i słuchając Jezusa zmienia się nasze patrzenie na świat, na rzeczywistość. Zaczynamy patrzeć tak jak On. Tak klarownie i przejrzyście, a jednocześnie z miłością i miłosierdziem wobec drugiego człowieka.
Co pewien czas niemałe poruszenie wywołują wśród wiernych pewne „innowacje” wprowadzane do liturgii. Należą do nich m.in. tańce. Czy taniec może sprzyjać modlitwie lub też być jej formą? Odpowiedź brzmi: tak! Kiedy duch wznosi się do Boga w czasie modlitwy, może się w nią angażować również całe nasze ciało. Taniec w sposób szczególny odzwierciedla naszą radość. Święty Tomasz z Akwinu, chcąc wyrazić, czym jest niebo, opisał je jako taniec wykonywany przez aniołów i świętych. Nic nie stało zatem na przeszkodzie, aby król Dawid wielbił Boga, tańcząc. Ale czy aby na pewno czasem odpowiednim do tańca jest liturgia?