logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
O. Rafał Skibiński OP
Nie biegnij tak, czyli o prawdziwym nawróceniu
List
 


Nie biegnij tak, czyli o prawdziwym nawróceniu

Zdarza się, że wierny uczeń Chrystusa ogłasza sobie i światu, że szuka Mistrza. I rzeczywiście, wszyscy widzą, że idzie coraz szybciej, przyspiesza. Wkrótce jednak okazuje się, że jest człowiekiem zapatrzonym w siebie, idącym za własnymi pragnieniami, szukającym siebie. Jak to się dzieje, że dawny wierny uczeń staje się egoistą?
Chciałbym zwrócić uwagę na pewne zjawisko, które naprawdę istnieje i któremu ja sam podlegam. Co roku w Wielkim Poście słyszę te same słowa, widzę te same problemy, ale kiedy ten okres przeminie, odkrywam że w gruncie rzeczy w ogóle ich nie zrozumiałem, nie skorzystałem z nich. Myślę tu przede wszystkim o krzyżu, cierpieniu i ofierze.

za mną tylko kurz

Wspomniany poszukiwacz siebie, przekonany, że szuka Mistrza, idzie na początku rzeczywiście z wielką szybkością. Łatwo mu wtedy przychodzi doradzanie innym - właściwie nie ma rzeczy łatwiejszej. Mija po drodze wszystkich przygarbionych, zbolałych i każe im podziwiać styl, w jakim podąża. To jest szatańska pokusa: minąć tych ludzi, tak żeby zobaczyli tylko kurz za mną. Oni zazwyczaj coś dźwigają i nie mają szans na przyspieszenie. Są obciążeni, utrudzeni, a ja ich jeszcze przytłaczam pokazując swój wspaniały styl. Bardzo trudno jest zatrzymać się choćby na chwilę, żeby komuś pomóc. Szkoda nam naszego lotu, naszej "wyższej" idei. Człowiek myśli sobie: "Mam tę szybkość, której on nie osiągnął. Szukam Mistrza, nie ma sensu marnować czasu na zatrzymywanie się, na litowanie się". Zwracam waszą uwagę na ten wyjątkowo podstępny moment. Doprawdy są to rzeczy dużo bardziej oddziaływujące niż nam się wydaje.

stary, drewniany, wierny

Wróćmy jednak do problemu człowieka, który tak bardzo się rozpędził. Co się z nim dzieje dalej? Po jakimś czasie pojawia się u niego zadyszka i odkrywa, że pędzi właściwie bez celu. Spostrzega, że nie o to mu chodziło na początku, czuje że traci siebie i nie wie już, po co tak duchowo goni. Widzi też, że jego serce wędruje gdzieś po manowcach i w końcu dochodzi do smutnego wniosku, że tyle szukał i nie znalazł ani drogi, ani Mistrza. Minął mnóstwo ludzi, a teraz nagle coś każe mu się zatrzymać. Myślę, że wtedy właśnie we wnętrzu tego człowieka najmocniej działa łaska Boża. Ona ma tam dużo do zrobienia. Ale najpierw go wycisza. Biegnący przypomina sobie o krzyżu, który pozostawił gdzieś na uboczu. Dobry, wierny krzyż. Niby tylko drewniany, niby niemy, a zaczyna pulsować życiem. To ten puls winno mieć moje serce, a tymczasem nabrałem wielkiego przyspieszenia, stałem się nerwowy i już tego nie wytrzymuję. Czuję jak krzyż, gdzieś za mną, delikatnie pulsuje. Zostawiłem go za plecami, ale teraz chciałbym go odnaleźć.

ramię w ramię

Dopiero wtedy zaczyna się prawdziwe poszukiwanie Mistrza. Poprzednie zjawisko było nieporozumieniem. Przeżyłem ten moment bardzo dawno temu i wierzcie mi: kiedy człowiek zatrzyma się w dowolnym miejscu tej pajęczyny dróg, kiedy stanie, zastanowi się i naprawdę zatęskni do Boga, niespodziewanie okaże się, że jego krzyż jest tuż obok, że wędrował z nim. Siła spajająca człowieka z krzyżem jest bardzo mocna. Dlatego krzyż z człowiekiem podąża. Nie wyswobodzę się od niego, nie ucieknę. Mogę wiele mówić o wolności, a oto ona przychodzi jako wolność wiary.

Wiem, że to jest bardzo trudne do zrozumienia, ale krzyż jest jedynym drogowskazem, jedynym kompasem, który człowiek dźwiga. Jest ciężki, czasem prawie nie do uniesienia i żeby temu podołać, człowiek musi się bardzo sprężyć. Podejmując ciężar zwalnia tempo. Nie pędzi już, lecz dostrzega człowieka idącego obok, który jest obciążony podobnie jak on sam. Już nie usiłuje nikomu imponować, ale podąża ramię w ramię.

Gdyby nie krzyż, człowiek nabrałby przyspieszenia, które w rezultacie stałoby się jego zgubą. Gdyby nie krzyż, nie dostrzegłby tego, kto idzie obok. Gdyby nie krzyż nie miałby się czym podzielić, albowiem napisane jest: Jeden drugiemu brzemiona noście, a tak wypełnicie prawo Chrystusowe, czyli prawo miłości. Gdyby nie krzyż, nie zobaczyłbym w drugim człowieku, w jego trudnej, czasem beznadziejnej sytuacji, Chrystusa. Zaiste, ciężki to drogowskaz, niewygodny i obezwładniający, ale jedyny.
Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy obciążeni utrudzeni jesteście, a ja was pokrzepię. Jeśli nie jesteście utrudzeni, jeśli wydaje wam się, że dajecie sobie radę sami, to z pewnością postawicie Mnie w pobliżu siebie tylko na ozdobę.

Efektowne, ale bez efektu

Powrót do krzyża, który odrzuciliśmy, choćby na chwilę i pod jakimkolwiek pretekstem, to jest właśnie nawrócenie. Wielki Post to czas rozważenia, co w moim dotychczasowym życiu jest pozorowane, co jest tylko na własny rachunek i co w moim pójściu za Mistrzem jest tylko deklaratywne. Czy moje życie nie jest ciągłym biegiem w fałszywej wolności, która zwie się samowolą? Czy nie jest szukaniem drogi w sposób egoistyczny? Czy nie czekam ciągle na coś lepszego, a to co przynosi życie odsuwam na potem?

Krzyż jest powrotem do samego siebie. Jest jedynym miejscem, gdzie człowiek odzyskuje swoją tożsamość, odnajduje się z Bogiem. Kiedy biegnę pozbawiony tego ciężaru, jestem jakby bez środka. Mój bieg jest bardzo efektowny, ale bez efektu. Odnajdując krzyż odnajduję również samego siebie, sens moich działań, sens wchodzenia w sytuacje wyglądające na beznadziejne. Krzyż, który niosę, jest moim kompasem, wystarczy, że wczuję się weń, a on mnie poprowadzi.

Najważniejszy gest w życiu

Spróbujmy to wszystko sprowadzić do naszego języka, do naszych wymiarów. Jest taka dobra zasada - nie żelazna, ale dobra - którą można roboczo przyjąć. Gdy mam do wyboru dwie drogi, łatwiejszą i trudniejszą, to raczej powinienem wybrać trudniejszą. Coś w tym jest, warto się nad tym zastanowić. Wybieranie trudniejszej drogi jest pewnym konkretem. Jak to wygląda na co dzień w moich kolejnych decyzjach, działaniach? Jeżeli odnajdziemy się wobec krzyża, jeśli na powrót przyjmiemy go na siebie, to sami w sobie odnajdziemy odpowiedź.

To, co powiedziałem, jest moim świadectwem. Każdy z nas ma pokusy porzucenia krzyża. Pretekstem może być wszystko i zawsze okaże się to bardzo racjonalne, logiczne, światłe, nowoczesne i jakie tam jeszcze chcecie. Zły duch będzie wykorzystywał każdą okazje, wszystko co cenisz, żeby ci udowodnić, że krzyż jest zbędny. Spróbujmy więc odnaleźć się, każdy w swojej sytuacji. Podejmujmy, każdy osobno swój krzyż, a wtedy być może okaże się, że dźwigamy razem. Wspólnota jest wspólnym dźwiganiem. Pamiętajmy, że często przeżycie, które nazywamy nawróceniem, jest tylko przyspieszonym bieganiem. Gdy przychodzi On, Mistrz, i mówi: Pójdź za mną, musimy wycofać się z tego pędu i to jest właśnie prawdziwe nawrócenie.

Na pewno po jakimś czasie przyjdzie nowa pokusa i kolejne niewierności, a po nich powroty. Zauważmy jednak, że podczas następujących po sobie momentów podejmowania krzyża, jakoś szlachetniejemy. Być może gest podejmowania krzyża jest dla każdego człowieka najważniejszym gestem w życiu? Kto wie, czy kiedyś nie okaże się, że nic nie liczy się w życiu tak bardzo, jak tych kilka momentów, kiedy zdecydowałem się i wróciłem do źródeł, do krzyża.
Wielki Post jest niesłychaną tajemnicą.

O. RAFAŁ SKIBIŃSKI OP

Homilia wygłoszona podczas popielcowej nocy czuwania wspólnoty "Nowe Życie" w Krakowie, w 1987 r.

 
Zobacz także
Andrzej Jędrzejewski
Tak sobie myślę od czego zależy decyzja o nawróceniu? Na pewno od wielu czynników, ale sądzę, że także od pracy. Od pracy wkładanej w to, w jakim "środowisku" przebywa nasza dusza i całe nasze życie emocjonalne. Proponuję zastanowić się, rozważyć czy mamy czas w grafiku dnia codziennego na aktywność w sferze duchowej?...
 
Andrzej Jędrzejewski
Jest to świadectwo Icchaka, polskiego Żyda, który po kilkudziesięciu latach przyjechał z Izraela do Polski, żeby pojednać się ze swoimi przybranymi rodzicami, doprowadzić ich do pojednania się z Bogiem w sakramencie pokuty i ukazać im kochającego Jezusa, który przebacza i uzdalnia do przebaczenia, który jest prawdą i Miłosierdziem samym...
 
o. Rafał Myszkowski OCD

„U Boga patrzeć, to kochać i obdarzać miłosierdziem”, mówi św. Jan od Krzyża (Pieśń Duchowa 19, 6; 31, 8). A u człowieka?... U człowieka patrzeć to często obserwować na chłodno, niekiedy nawet odzierać z godności, wyśmiewać lub praktykować rolę absolutnego władcy spoza szklanego ekranu. Ludzkie postaci odarte z wnętrza i prezentujące się przed naszymi oczyma na ekranie telewizora lub komputera przyzwyczajają nas niebezpiecznie do płaskiego patrzenia na realne osoby towarzyszące nam z całym bogactwem swojego wewnętrznego świata w naszej codzienności.

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS