logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Leszek Galarowicz
Nie taki bobas straszny, jak go malują
Przewodnik Katolicki
 


Na świat przychodzi mały człowiek

Pojawienie się na świecie pierwszego dziecka jest dla rodziców wyjątkowym przeżyciem. Najpierw towarzyszy im ogromna radość, do której z czasem dochodzą wątpliwości i obawy. Świeżo upieczeni rodzice nie wiedzą, jak poradzą sobie w nowej sytuacji, jak oni sami się zmienią i w jakim stopniu zmieni się ich życie.

Przyjście na świat małego człowieka sprawia, że muszą oni na nowo zorganizować życie rodziny, zrezygnować z wielu własnych wygód i przyjemności. Im później dziecko się pojawia, tym trudniej przychodzi zmienić swoje przyzwyczajenia, styl życia, sposób spędzania wolnego czasu. Od teraz jego sen, kąpiel, jedzenie, pielęgnacja wyznaczają rytm ich życia. Zazwyczaj przez kilka pierwszych miesięcy w sposób naturalny maleństwem zajmuje się mama. Aż wreszcie nadchodzi moment, w którym musimy zdecydować, kto dalej będzie opiekował się naszą pociechą.

Nie mieli raczej takich dylematów nasi dziadkowie. Gdy w domu było kilkoro dzieci, naturalną koleją rzeczy było pozostanie w domu mamy. Nasi rodzice, podobnie jak my, stawali już jednak przed trudnymi decyzjami. Najczęściej wybierali między pozostawieniem dziecka w żłobku a opieką ze strony mamy, która musiała zrezygnować z pracy zawodowej. Nasze pokolenie jest chyba dziś w bardziej komfortowym położeniu. Prócz żłobków niektórzy mogą zdecydować się na opiekunkę do dziecka (jest ich dziś zdecydowanie więcej niż dawniej), a niektórzy szczęśliwcy mogą też liczyć na opiekę babci nad pociechą.

Pierwsze miesiące życia

Przez pierwsze miesiące życia nasz synek był pod opieką żony; ja sporo pracowałem. Sytuacja całkowicie się zmieniła, gdy dowiedziałem się, że stracę w szkole znaczną część godzin na rzecz koleżanki, która wraca akurat z urlopu wychowawczego. W najmniej odpowiednim momencie, kiedy nasz pierworodny miał kilka miesięcy, znalazłem się w dość niewygodnym położeniu. Chcąc nie chcąc, stałem się początkującą nianią.

Ranki i przedpołudnia nasz synek spędzał z opiekunką z sąsiedztwa, a całe popołudnie był „skazany” na tatę, a tata na niego. Nie będę ukrywał – początkowo nie byłem tym zachwycony. I nie chodzi tu wcale o zmienianie pieluch i tym podobne „atrakcje”, ale o bardzo zakorzenione w naszej świadomości przekonanie, że mężczyzna powinien być w pracy, a nie zajmować się dzieckiem.

Ucieczka w pracę

Czasy się trochę zmieniają, ale nadal w naszym społeczeństwie najczęściej powielany jest schemat, w którym dziecko jest od początku swojego życia przy mamie. Kiedy po kilku miesiącach urlop macierzyński się kończy, mama zazwyczaj wraca do pracy albo (jeśli może sobie na to pozwolić) zostaje z dzieckiem aż do momentu, gdy można pociechę posłać do przedszkola. Wprawdzie mężczyźni mogą obecnie pójść zamiast kobiet na „tacierzyński”, ale wśród rodziny czy znajomych próżno szukać takich śmiałków. Zazwyczaj oboje rodzice pracują, z tym że młode mamy jak najszybciej wracają po pracy do domu, a tatusiowie wracają późnymi wieczorami…

Część par jest zadowolona z takiego układu. Jak to się jednak dzieje, że wraz z pojawieniem się dziecka, mężczyźni nagle zaczynają pracować dłużej? Nie wynika to wbrew pozorom z faktu, że narodziny potomka dodają im nowych sił do pracy czy ich domowy budżet bardzo ucierpiałby bez nadgodzin głowy rodziny. Panowie wolą nieraz zostać dłużej godzinę czy dwie w pracy, bo wtedy omijają ich obowiązki, których nie uniknęliby w domu. Praca zapewnia im bezpieczne schronienie. W pracy nie muszą przewijać, pilnować, karmić dziecka. Zapewne nie wszyscy młodzi ojcowie uciekają przed urokami wczesnego rodzicielstwa, ale spora część albo nie broni się przed nadgodzinami, albo wręcz prosi pracodawcę o dodatkowe zajęcia.

 
1 2  następna
Zobacz także
Dariusz Piórkowski SJ

Dzisiejsza przypowieść (Mt 22, 1-14) traktuje właśnie o tym, jak nie pomieszać spraw ważnych z pilnymi, nie mówiąc już o błahych. Bo bywa i tak, że potrafimy przyczepić do rzeczy drugorzędnych jak rzep do psiego ogona. I długo nie możemy się od nich odczepić. Kiedyś uderzyło mnie, jak to spora grupa ludzi, przy jednym z supermarketów, koczowała całą noc, żeby dostać odtwarzacz DVD za parę złotych. Chciało się. Nie było zimno. Najwidoczniej ocenili, że bardzo potrzebują takiej rzeczy. Czy wystaliby tyle w kościele, by w końcu przyjąć Pana Jezusa do swoich serc?

 
Dariusz Piórkowski SJ
Artykuł został usunięty, ponieważ redakcja Tygodnika Powszechnego zakończyła współpracę ze wszystkimi serwisami internetowymi, także z naszym.

Zapraszamy do czytania innych ciekawych artykułów w naszej czytelni.
 
ks. Marek Chmielewski SDB
Dzieci pytają rodziców, jak to się stało, że się spotkali i pobrali. Kiedy, gdzie, jak i kto w tym brał udział. Muszą to wiedzieć. Łatwiej im wtedy się określić, opisać swoją tożsamość. Na tym budują poczucie własnej wartości. Młodzi pytają swoich księży, jak to się stało, że poszli za głosem powołania. To nie prosta ciekawość. Stoi za tym potrzeba zmierzenia się z pytaniem o własną przyszłość.  
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS