logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Maciej Brachowicz
Nieuświadomiona rewolucja
Imago
 


Utylitaryzm a prawa zwierząt

Czy zwierzęta mają prawa? Ktoś złośliwie zauważył, że największym problemem tej koncepcji jest, aby zwierzęta same ich przestrzegały. W tym żartobliwym stwierdzeniu kryje się głęboka prawda – jeżeli zwierzęta polują na siebie nawzajem nie szanując "prawa do życia" zwierząt innych gatunków to znaczy to tyle, że znajdują się w stanie natury, z którego nie powinniśmy ich na siłę wyrywać i tworzyć tak daleko posuniętej fikcji prawnej. Oczywiście nie oznacza to, że człowiek może sobie pozwolić na zupełną dowolność w postępowaniu ze zwierzętami - jako na istocie rozumnej, zdolnej do kierowania się kryteriami dobra i zła, obciążony jest większą odpowiedzialnością, szczególnie za zwierzęta udomowione, ale nie powinien zwierzętom nadawać praw podmiotowych, tak jakby były one w stanie z nich racjonalnie skorzystać. Oczywiste jest, że racjonalnie mogliby korzystać z nich tylko ludzie, a szczególnie sędziowie, jak zauważył Richard Posner sam będący sędzią, którzy staliby się wyrazicielami "woli" populacji znacznie przewyższającej populację ludzką.
Trudno zrozumieć także, jakie miałyby być podstawy dla praw zwierząt. Nie wdając się w szczegóły, warto zauważyć, że Powszechna Deklaracja Praw Człowieka ONZ z 1948 r., kamień węgielny praw człowieka, zaczyna się od podkreślenia, iż ludzie obdarzeni są rozumem i sumieniem, co stanowi podstawę ich praw.

Choć zwierzęta zdradzają pewne przejawy rozumności, bez wątpienia nie mają sumienia, nie kierują się w swoich zachowaniach rozumieniem i pragnieniem osiągania dobra, do czego zdolni są ludzie. Jakie są za tym podstawy ich "praw"? Nie jest to bez wątpienia "stworzenie na obraz i podobieństwo" Boga. Pomijając argumentację religijną trudno też znaleźć uzasadnienie dla praw zwierząt w ich naturze, w tym czym są. Nie radzi sobie z tym także Powszechna Deklaracja Praw Zwierząt z 1977 r. (dokument Międzynarodowej Ligi na rzecz Praw Zwierząt, a więc pozbawiony rangi PDPCz), która po prostu ogłasza, iż "wszystkie zwierzęta rodzą się z równym prawem do życia i istnienia", zupełnie pomijając próbę wyjaśnienia, skąd się te prawa biorą.

Utylitaryści postrzegają źródła praw zwierząt w tym, że tak jak ludzie mogą one cierpieć, są też zdolne do ograniczonego rozumienia i to w stopniu większym niż ludzie na pewnych etapach życia. Mają zatem dla nich większą wartość niż płody, przynajmniej na wczesnym etapie, co podkreśliła ostatnio Magdalena Środa zarzucając środowiskom pro life niewłaściwie priorytety. Te twierdzenia są jednak bezsensem. Po pierwsze, zdolność rozumowania zwierząt jest ograniczona i bez wątpienia nie są one zdolne do kierowania się pojęciem dobra czy słuszności, a do tego właśnie służy (a przynajmniej powinno służyć) prawo - do prowadzenia jego podmiotów w kierunku dobra (dziś przyjmuje się raczej, że prawo powinno zostawiać ludziom maksymalną swobodę wyboru, ale i to odbywa się przy milczącym założeniu, że ludzie będą wybierali raczej dobro niż zło). Po drugie, choć nie podlega wątpliwości, że zwierzęta mogą cierpieć, przechodzenie od możliwości cierpienia do posiadania prawa nie znajduje żadnego logicznego uzasadnienia.

Na tym etapie należy odróżnić od utylitaryzmu ruch praw zwierząt sensu stricto, który od samego utylitaryzmu różni się pewnymi uzasadnieniem, a także niektórymi konsekwencjami. Utylitaryzm opiera się na założeniu konieczności osiągnięcia największego szczęścia lub najmniejszego cierpienia dla jak największej ilości podmiotów. Ruch praw zwierząt, którego najbardziej znanym wyrazicielem jest Tom Regan, opiera się na założeniu, że każdy "podmiot życia" powinien mieć zapewnioną ochronę prawną przez uznanie jego praw indywidualnych. Do tej kategorii zalicza się, podobnie jak w przypadku utylitaryzmu, istoty świadome. Choć konkluzje, do jakich dochodzą obydwa ruchy są bardzo podobne, np. konieczność przejścia na wegetarianizm, są też i pewne różnice. Konsekwentny utylitarysta musiałby bowiem chronić konkretnego eksperymentu na pewnej grupie zwierząt, nawet zadającego im duże cierpienie, gdyby taki eksperyment miał przynieść uzdrowienie dla dużej ilości cierpiących ludzi. Konsekwentny przedstawiciel ruchu praw zwierząt sprzeciwiłby się takiemu eksperymentowi.

W swojej najbardziej znanej książce, The Case for Animal Rights, Tom Regan twierdzi, że status dzieci nienarodzonych jako "podmiotów życia" nie jest przesądzony. Nie wyklucza go definitywnie przyznając, że mogą nim być, ale w tym wypadku nie jest to szczególnie nobliwy status, gdyż takie samo "ustępstwo" czyni wobec drzew. Zatem, choć Regan nie jest tak radykalny w wykluczaniu dzieci nienarodzonych ze społeczności objętej ochroną prawną, jak np. najbardziej znany utylitarysta Peter Singer, czyni krok w tą samą stronę potwierdzając, że ruchy mające na celu zapewnienie praw zwierząt z konieczności prowadzą do szerzenia kultury śmierci wśród społeczności ludzkiej.

Biorąc pod uwagę większą powszechność i radykalizm utylitaryzmu będę go w dalszej części tekstu traktował jako emblematyczny dla obydwu ruchów.
 
Zobacz także
dr Piotr Kwiatek OFMCap
Czy się tego pragnie, czy nie, konflikty są głęboko zakorzenione w doświadczeniu każdego człowieka. Przychodzą one na świat razem z nami. Pojawiają się nie tylko w środowisku pracy, w szkole, w polityce czy biznesie, spotkamy je także w zaciszu własnego domu. Spory wiodą ze sobą zarówno ludzie wykształceni, jak i prości, chodzący do kościoła i ci, których tam się nie spotka. Zatem sztuką życia jest niekoniecznie omijanie lub eliminowanie sporów, ale raczej opanowanie umiejętności konstruktywnego ich przeżywania.  
 
dr Piotr Kwiatek OFMCap
Eucharystia to szczególny moment w życiu każdego chrześcijanina. Przychodzimy na nią z różnym nastawieniem i z wieloma oczekiwaniami. Najczęściej robimy to, by spotkać Pana Boga i z Nim poprzebywać. Innymi czynnikami, które bierzemy pod uwagę przy wyborze konkretnej Mszy, są: godzina jej odprawiania, długość, kościół, w którym jest sprawowana, odległość od niego, plan dnia, a coraz częściej także jakość kazania i sam kaznodzieja. Wszystkie te czynniki sprawiają, że zaczynamy nazywać Eucharystię „moją Mszą Świętą”. 
 
Fr. Justin
Stanowczo odrzucam naukę Kościoła o zapobieganiu ciąży. Dziwię się, że papież jest tak zacofany w tej sprawie, chociaż miliony małżeństw odrzucają wtrącanie się duchowieństwa w sprawy intymne sypialń małżeńskich. Kościół musiałby ekskomunikować wszystkie małżeństwa katolickie, które nie mają dzieci co dziewięć miesięcy.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS