logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Mateusz Czarnecki
Niewyspane ojcostwo
List
 


Ojcostwo – misja czy oczywistość

Bywały chwile, gdy przychodził mi do głowy pomysł, by zostać księdzem lub zakonnikiem. W moim przypadku był na tyle abstrakcyjny, że z wrodzonej przekory brałem go nawet pod uwagę. Nic bardziej oderwanego od rzeczywistości niż stwierdzić: "Byłbym dobrym księdzem, takim z powołania". Bycie mężem, tatą, wyobrażałem sobie znacznie rzadziej. Pewnie dlatego, że było mi dużo bliższe, niż myślałem.

Ojcostwa nigdy nie traktowałem jako swojej przyszłej misji, idei czy czekającego na mnie życiowego zadania. Było ono oczywistą, choć odległą częścią moich dążeń, to jest Boskiego planu wcielonego w moją osobowość i wrażliwość: chęci związania się z dziewczyną, w której ze wzajemnością odkryję najbliższą mi osobę. Na samą myśl o tym chciało się żyć. Jeśli wykazałem w tej dziedzinie intuicję i "rzetelność" postępowania, zawdzięczam je swojemu tacie. Cenniejszego dziedzictwa nie mogłem chyba otrzymać.

Dziewczyna to dziewczyna

Dziewczyna to dziewczyna. Nie jest na spróbowanie, jakieś z nią chodzenie, lecz na życie. Tak myślałem. A może nawet nie myślałem. Przekonanie to rosło ze mną od dzieciństwa. I choć czasem mnie ono uwierało i studziło młodzieńczą krew, to właśnie dzięki niemu później programowo nie szukałem żony, ani tym bardziej nie starałem się odkryć żadnego powołania.

Życie działało szybciej, niż sam bym wymyślił. Ja tylko po swojemu, czyli chyba właściwie, podchodziłem do napotykanych mnie sytuacji. I gdy w jednej z nich postanowiłem zagaić rozmowę z upatrzoną przeze mnie dziewczyną(był październik, pierwszy dzień studiów), spotkanie okazało się mieć ciąg dalszy.

Kolejne decyzje i zobowiązania, które nie bez drżenia podjąłem, mają smak mojego własnego życia. Były i są językiem miłosnym wobec tej, która wzbudziła mój Adamowy zachwyt.

Kawalerska perspektywa

Pojąłem żonę nie dla dzieci, lecz dla niej samej. Wiedziałem, że tak się zaczyna twórczość życia. Z całą dynamiką wszelkich napięć, sprowadzoną w jedno niewielkie miejsce, którym jest dom. Z czułością i poczuciem krzywdy. Konfliktami i zrozumieniem. Rodzina jest twórczym tyglem. Niepowstrzymana zmienność i intensywność życia okazuje się rewersem tego, co często z przekąsem nazywa się stabilizacją. Do czego cenniejszego mogłem zmierzać? Najdoskonalszy wybór. I nic zwyczajniejszego pod słońcem.

Nad rozważaniem doniosłości roli mężczyzny w rodzinie nie spędzałem długich chwil. Jak mógłbym znieść nadmiar powagi, którą naszpikowany jest dyskurs o wychowywaniu dzieci, podjęciu odpowiedzialności, i rekompensujące te "trudy" uwznioślanie powołania? Zresztą, o istocie powołań i o"ideałach", o tym, czym jest ojcostwo, czym życie mnisze itd., mówi się najwięcej wtedy, gdy brak jest samych powołanych - czy to ojców, czy mnichów. Moje rozumienie rzeczy mówi mi, że powołanie do ojcostwa nie jest czymś, co się wybiera na drodze wielkich rozważań, poszukiwań czy rachub. Jeśli spotkałem kobietę, którą kocham, nie pożera mnie pytanie, czy aby na pewno chcę z nią być, ponieważ odpowiedzią jest ona sama, ta, którą kocham. Ojcostwo pojawia się jako coś nieodłącznego od tej miłości. Mąż nie będzie poważnie rozmyślał nad tym, co stracił, skoro stał się mężem, ani też rodzice nie będą kalkulować ryzyka. Bo to, co robią, jest dla nich nade wszystko oczywiste.

Gdy się oświadczyłem i moja kawalerska perspektywa, z jej niezmierzonymi i nieokreślonymi możliwościami, ostatecznie zaczęła się kurczyć, niemiałem wyobrażenia siebie w roli ojca rodziny. Oczywiście rozmawialiśmy z narzeczoną o tym, co dla nas – przyszłych rodziców będzie istotne. Począwszy od wiary. I że będzie improwizacja na temat naszych osobowości, wraz z tym, co wynieśliśmy z własnych domów. Gotowość na założenie rodziny byłaś wiadomością, iż czeka nas nieprzewidywalne.

 
1 2  następna
Zobacz także
Paweł Porwit OCD
Słowa, które nie rodzą się w wewnętrznym pokoju i pełnym otwarciu na drugą osobę, czy też nie wypływają z serca, są puste. Nie są nośnikiem treści, sensu i nie porywają. Nie prowadzą do spotkania, przemiany i do głębszej prawdy, a zatem do wewnętrznej wolności. W sytuacjach niejasności, czy też braku przejrzystości, osoba męczy się ze sobą i męczy słuchacza, gdyż co innego komunikuje słowami, a co innego swoją twarzą, postawą ciała. 

Z o. Tadeuszem Florkiem, karmelitą bosym, psychologiem i kierownikiem duchowym, rozmawia Paweł Porwit OCD
 
ks. Jacek Jan Pawłowicz

Cudzołóstwo - jak pisał ks. E. Staniek - jest zawsze bardzo bolesną i krwawą raną, zadaną temu "jednemu ciału", które zgodnie z wolą Boga stanowią małżonkowie. Jest źródłem cierpienia, zamknięcia, samotności, nieszczęścia, które przezywa zdradzony współmałżonek i dzieci. "Nie cudzołóż" to wykluczenie porzucenia człowieka, to wezwanie do brania odpowiedzialności za drugiego. Jest ono również wielką niesprawiedliwością. Ten, kto je popełnia, nie dotrzymuje podjętych zobowiązań...

 
Krzysztof Maślanka
Każdy człowiek znajduje się w swym własnym centrum, z którego nie sposób uciec. Uwięziony we własnym ciele, ograniczony przestrzennie może jednak podróżować po lądach i oceanach rodzimej planety lub kilka tysięcy metrów ponad jej powierzchnią. Kilkuset astronautom dane było krążyć po orbicie wokół Ziemi; kilkunastu miało okazję chodzić po zapylonej i nieprzyjaznej powierzchni jej naturalnego satelity – Księżyca. Te ostatnie sukcesy techniki propaganda prasowa zwykła nazywać „podbojem kosmosu”, ale odrobina wyobraźni pokazuje, że to skrajna przesada...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS