logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Łukasz Kaźmierczak
Nieznośna lekkość sumienia
Przewodnik Katolicki
 


Nam strzelać kazano
 
Inny wypróbowany sposób obrony, bardzo chętnie stosowany przez byłych esbeków, polega na chowaniu się za plecami dawnych mocodawców i przełożonych. Ta stara jak świat metoda z lubością wykorzystywana jest od dawna przez wszelkiej maści zbrodniarzy. W ustach dawnych komunistycznych pretorian słyszymy więc charakterystyczne: „ja tylko wykonywałem rozkazy” czy: „byłem jedynie maleńkim trybikiem w machinie wielkiego systemu”. Zupełnie tak, jakbyśmy przenieśli się do sali sądowej w Norymberdze.
 
Do tej samej kategorii mechanizmów obronnych zaliczyć można również wyjaśnienia z nurtu „legitymistycznego”, a więc wszelkie wypowiedzi sugerujące, że „nasze działania były zgodne z ówczesnym prawem”, „broniliśmy legalnego ustroju” itp. itd.
 
No i zostaje jeszcze sposób „na patriotę”, czyli powtarzane co jakiś czas bajeczki o ratowaniu Polski przed radykałami z solidarnościowej ekstremy, dążącymi do krwawej jatki na miarę Powstania Warszawskiego (pokutujący do dziś propagandowy humbug z czasów zmilitaryzowanego Dziennika TV ), czy też - z taką lubością stosowany przez autorów stanu wojennego - argument o konieczności ochrony przed rzekomą interwencją radzieckiego Wielkiego Brata. 
 
Pijani bezkarnością
 
Ostatecznym argumentem mającym oczyścić i zrównać w prawach komunistycznych oprawców z ich dawnymi ofiarami jest jednak filozofia „panświnizmu”. Od lat w lewicowych mediach - przede wszystkim na łamach czasopisma dawnego rzecznika stanu wojennego - lansowana jest zatem wizja powszechnego „umoczenia”. Powtarza się w nich do znudzenia, że wszyscy tak naprawdę się zeszmacili, nieważne - ludzie Kościoła, „Solidarności” czy PZPR-u. Ma to sugerować, że dawni esbecy nie są gorsi niż księża - kobieciarze albo „solidaruchy” - karierowicze i łapówkarze.
 
Ta rehabilitacyjna retoryka sprawia zaś, że część dawnych bezpieczniaków decyduje się opuścić swoje bezpieczne „gawry”, próbując odzyskać utracony po 1989 roku splendor. Tak właśnie uczynił Henryk Krajewski, były esbek, który przez krótki czas zasiadał był we władzach dolnośląskiego SLD. „Byłem oficerem ZOMO i jestem z tego dumny” - powtarzał publicznie Krajewski, dawny pacyfikator opozycyjnych demonstracji w stanie wojennym. I dopiero wtedy, gdy w niektórych mediach podniosło się larum, jego współtowarzysze-socjaldemokraci - ci sami, którzy niemal przez aklamację wynieśli Krajewskiego na partyjny szczyt - „skłonili” go po kilku dniach do „dobrowolnej” rezygnacji z funkcji „w poczuciu odpowiedzialności za dobre imię partii”.
 
Bezkarność dawnych esbeków sprawia, że czasami dochodzi do sytuacji równie kuriozalnych co obrzydliwych. Tak było w Toruniu, gdzie podczas wystawy zdjęć „Twarze toruńskiej bezpieki” okazało się, że ochrania ją firma, której właścicielem jest Ryszard Górny - człowiek, którego zdjęcie znalazło się wśród twarzy esbeków pokazywanych na owej wystawie...
 
Nie warto tu już nawet wspominać o wysoko postawionych esbekach, którzy tak jak Roman Kurnik (w latach 80. szef kadr Służby Bezpieczeństwa) w ogóle nie potrzebowali żadnej rehabilitacji, bo po 1989 roku pozostać w wierchuszce policji czy specsłużb wolnej Polski... 
 
Zbrodniarz i klowni
 
Jedną z największych moralnych porażek III RP okazała się chyba jednak publiczna aktywność po 1989 roku niejakiego Grzegorza Piotrowskiego. Gwoli przypomnienia, Piotrowski - bezpośredni organizator, przywódca i wykonawca bestialskiego mordu na ks. Jerzym Popiełuszce - po wyjściu z więzienia rozpoczął pracę w skrajnie antyklerykalnym piśmie „Fakty i Mity”, gdzie szybko poznano się na jego antykościelnych „talentach”. Chętnie udzielał też wywiadów i z dumą obnosił się ze swoją wersją mordu na żoliborskim kapłanie, twierdząc, że „ksiądz zginął przypadkowo, próbując uwolnić się z więzów”.
 
„Niewinny” Piotrowski pozował przy tym na antyklerykalnego męczennika, ciemiężonego przez „czarne” państwo. Męczeńską „palmę” miał mu zapewnić również świeży 8-miesięczny wyrok więzienia za znieważanie sądu i sędziów, którzy rozpatrywali sprawę jego przedterminowego zwolnienia (w 2000 roku w wywiadzie telewizyjnym udzielonym podczas więziennej przepustki nazwał ich „clownami”, a sądy porównał z cyrkiem).
 
Piotrowski otoczył się także nimbem ostatniego niezłomnego, „rycerskiego” esbeka. Poprzez wyniosłe milczenie dawał zaś wręcz do zrozumienia, że choć wie o wiele więcej, niż powiedział na procesie toruńskim, to chroni swoich dawnych towarzyszy i mocodawców. Trudno się więc dziwić, że byli koledzy „Grześka” Piotrowskiego, indagowani publicznie, oceniają go nadal jako niezwykle inteligentnego i uroczego człowieka, i zachodzą przy tym w głowę, jak ktoś taki jak on mógł aż tak bardzo„skrewić robotę” z Popiełuszką... 
 
„Czyści” ludzie w moro
 
Taka cyniczna postawa nie byłaby jednak możliwa, gdyby nie panująca od lat ubecka „solidarność”, uniemożliwiająca osądzenie winnych komunistycznych zbrodni, a którą można porównać chyba tylko z legendarną omertą - zmową milczenia sycylijskiej mafii.
 
W ten sposób przez ostatnie kilkanaście lat zachowywali się zomowcy z plutonu specjalnego, którzy w 1981 roku strzelali do górników z „Wujka” i „Manifestu Lipcowego”. Ale za ich milczeniem nie stoi jakaś wybitna lojalność czy koleżeństwo, a jedynie zimna kalkulacja. Bo fachowcy „od bezśladowego skakania po nerkach”, co to niejedną pacyfikację mają na sumieniu, doskonale zdają sobie sprawę, że każdy z nich wie coś kompromitującego o drugim.
 
Tym bardziej więc należy się cieszyć, że pomimo owej zmowy milczenia katowicki Sąd Apelacyjny kilka dni temu uznał, że wszyscy oskarżeni zomowcy są współodpowiedzialni za pacyfikacją śląskich kopalni i śmierć górników z „Wujka”. Cóż jednak z tego, skoro dowódca plutonu ZOMO Roman Cieślak (skazany na 6 lat więzienia za wydanie rozkazu strzelania do górników) cały czas powtarza publicznie, że sumienie ma czyste i może spokojnie żyć. Podobnie czynią także twórcy stanu wojennego...
 
Na skruchę dawnych komunistycznych zbrodniarzy przyjdzie więc chyba jeszcze trochę poczekać. A póki co, pozostaje nam jedynie zatykać uszy, słysząc śmiech ludzi, którym „wybaczono”… 
 
Łukasz Kaźmierczak
 
 
Zobacz także
ks. Józef Bremer SJ
W listopadzie 2001 roku przypadała trzechsetna rocznica przekroczenia przez o. Eusebio Francisco Kino SJ rzeki Colorado. Z europejskiej czy polskiej perspektywy wydarzenie to może jest mało istotne. Inaczej sprawa wygląda z amerykańskiego i z meksykańskiego punktu widzenia. O. Kino jest jednym z dwóch jezuitów, których statuy stoją w Galerii Zasłużonych na Waszyngtońskim Kapitolu...
 
ks. Józef Bremer SJ
Historia ludzkości naznaczona jest zjawiskiem migracji. W ciągu dziejów ziemi i naszej cywilizacji człowiek przemieszcza się z jednego miejsca w drugie, w sobie wiadomym celu. Najsmutniejszym wydaje się być jednak fakt, że migracje bardzo często są procesem przymusowym. Wolny człowiek, wskutek różnego rodzaju splotu wydarzeń jest zmuszony - podobnie, jak Abraham – aby wyjść z ziemi rodzinnej i udać się w nieznane...
 
ks. Mariusz Rosik
Są chrześcijanie, którzy utrzymują, że grzeszne życie przodków może skutkować bezpośrednim wpływem złych duchów na następne pokolenia, a także powodować choroby, złe stany psychiczne, depresję czy skłonność do popełniania tych samych grzechów. Zwolennicy takich tez powołują się na zapowiedź Bożej kary "do trzeciego i czwartego pokolenia" (Wj 20,5; 34,7; Lb 14,18; Pwt 5,9) i zachęcają do modlitwy o zerwanie grzesznych, niekiedy wręcz demonicznych więzów, które łączą daną osobę z krewnymi.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS