logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
O lanym poniedziałku słów kilka
 


Nie znamy prawdziwej genezy lanego poniedziałku. Jedni widzą ją w Jerozolimie, kiedy to schodzących się i rozmawiających o zmartwychwstaniu chrześcijan, żydzi oblewali z okien wodą, żeby ich rozgonić. Inni wiążą go z chrztem Polski i Litwy, kiedy to tłumy kropiono święconą wodą. Jednak już w prasłowiańskich czasach woda miała moc oczyszczającą, a Kościół tylko potwierdził stary zwyczaj. Jedno wiemy na pewno – w Wielkanocny Poniedziałek trzeba być polanym.
 
Poniedziałkowe przyśpiewki
 
Najstarszy polski dokument, w którym pojawia się dyngus to uchwała synodu diecezji poznańskiej z roku 1420. Czytamy w niej: „Zabraniajcie, aby w drugie i trzecie święto wielkanocne mężczyźni kobiet, a kobiety mężczyzn nie ważyli się napastować o jaja i inne podarunki, co pospolicie się nazywa dyngować, ani do wody ciągnąć, bo swawole i dręczenie takie nie odbywają się bez grzechu śmiertelnego i obrazy imienia Boskiego”.
 
Mimo próśb i gróźb zabawa przetrwała, a nawet się rozwinęła, bo w wielu polskich miejscowościach nie wystarczyło już samo dyngowanie i polewanie wodą, a rozwinął się zwyczaj układania wierszyków, które młodzieńcy wykrzykiwali, wymieniając „wady i zalety wiejskich panien”. A często nie były to wierszyki miłe, każda jednak dziewczyna wiedziała, że lepiej jest być wymienioną choćby z najgorszej strony, niż w ogóle pominiętą. Znosiły więc rymowanki miłe: W pierwszej chałupie ode dwora/Jest tam dziewka piękna, młoda/Na imię jej Jagna,/Do Boga i ludzi podobna,/A niech się nie boi,/Bo tam za nią Marcin stoi,/I dla jej urody/pięć kubełków wody; i niemiłe: Panna Jadwiga, bogobojna,/Ale chłopa pragnąca,/Krowy nie wydoi, bo się ogona boi,/Izby nie wymiecie, po kolana śmiecie,/Jest taka gruba, że potrzebuje, dwie fury pyrzu,/do wyłożenia w łyżu/Jak chleb upiecze,/to się szczur pod skórką przewlecze,/Za karę dostanie sześć wiader wody.
 
Śmigus czy dyngus?
 
Nazw dla lanego poniedziałku było wiele: Lejek, Święty Lejek, Oblewanka… Dziś niemalże ogólnopolską nazwą jest śmigus-dyngus. Powstała ona z połączenia dwóch słów oznaczających dwa różne wielkanocne zwyczaje. Pierwszym jest wspomniany już dyngus, pochodzący od słowa „dyng”, oznaczającego „wykup” dawany chłopakom chodzącym po gospodarstwach i śpiewającym o Jezusie. Dyngiem mogło być jedzenie, pieniądze lub… wódka – co wieś to inny obyczaj.
 
Śmigus pochodzi najprawdopodobniej od niemieckiego słowa „schmagustern”, oznaczającego uderzanie brzozową rózgą po nogach – czyli naszego „smagania”. Zwyczaj ten także wiązał się z wielkoponiedziałkowym oblewaniem wodą i wykupem od tego. Chodziło się więc „ze śmigusem po dyngusie” – oblewając wodą, smagając rózgami, wykrzykując wierszyki i licząc na datki: Przyszedłem tu po dyngusie/Leży placek na obrusie/Tata kraje, mama daje/Proszę o malowane jaje!
 
Zwyczaje z biegiem lat mieszały się, pojawił się np. mokry szmigust, w którym starsi oblewali kobietom jedynie palce, a młodsi całymi wiadrami polewali się nawzajem, co mogło trwać aż do Zielonych Świątek. Było chodzenie chłopców z kogutkiem i dziewcząt z gaikiem i zbieranie datków za przyśpiewki witające nadchodzące lato. Był wreszcie krakowski traczyk – baranek, z którym chodzono od domu do domu i „dyngusowano”.
 
Dziś zwyczaje te spotykamy już głównie w książkach i opowieściach rodziców i dziadków. A szkoda, bo radości dawały co nie miara, a poniedziałkowe harce i swawole pozwalały choć trochę spalić niedzielne ucztowanie. I chociaż w XV-wiecznych kazaniach pojawia się skarga, że „wczoraj spowiadali się, jutro biegną do domów, po izbach, napastując dobrych ludzi, wołając: «daj jaja, daj jaja»”, to zabawa musiała być przednia. Przypomnijmy sobie nasze dyngusy sprzed lat – czyż nie uśmiechamy się teraz do wspomnień?
 
Katarzyna Gorgoń
www.franciszkanie.pl