logo
Czwartek, 18 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Apoloniusza, Bogusławy, Gościsławy – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Antoni Rachmajda OCD
O przyjaźni
Zeszyty Karmelitańskie
 


Rola przyjaciela na przestrzeni życia

Czy przyjaciele są nam rzeczywiście potrzebni dziś, w erze Naszej Klasy czy Twittera?

Wydaje mi się, że przyjaciel jest oczekiwany nawet przez największego mizantropa, myśliciela, nawet w zakonie kontemplacyjnym. Ja przynajmniej nie wyobrażam sobie, żebym w moich sądach, opiniach, radościach i w moich smutkach nie potrzebował jakiegoś Punktu Odniesienia. Bym nie pragnął, aby ktoś jeszcze miał udział w tym moim "wewnętrznym programie"… Przynajmniej, by nie był poinformowany… Obserwuję, że i z przyjaźnią tak jest - na początku chcemy kogoś zagarnąć, zawłaszczyć. Z czasem (wraz z naszą dojrzałością) to napięcie łagodnieje i być może wystarcza już świadomość wzajemnej wrażliwej uwagi? (Nawet jakiś rodzaj czułości, ale jakby z oddalenia?) Właśnie to poczucie przyjacielskości.
Dramat ludzi starych polega na tym, że oni, w naszych młodszych oczach, już nie zasługują na wzajemność. Nie są już warci ani czułości, ani jakichś starań, troski o nich. Należą do czasu przeszłego. W jakimś sensie teraźniejszość już ich nie dotyczy. Ciała ich są nieinteresujące, portfele też już nie mają nic do przekazania, uczucia wygasły… Ale przecież, i właśnie może nawet najbardziej wtedy, chodzi o to, by ktoś chciał ich choćby tylko wysłuchać? Każdy ma swoją historię, swoją opowieść i chciałby komuś właściwemu (bywa, że w końcu komukolwiek chętnemu) opowiedzieć swoje istnienie. Człowiek po prostu chce być wysłuchany. Chce zwierzyć się, opowiedzieć swoje życie. I nie ma komu. Bo nikt nie ma czasu. Bo ktoś jest już nudny, nieatrakcyjny. Bo nie warto, bo zakłada się z góry, że nic z tego nie wyniknie. I to jest dramat starości. Dramat, o którym się nie mówi. Że ludzie starzy, pozostawieni sami sobie umierają, odchodzą rozgoryczeni, bez satysfakcji, że ktoś przynajmniej chciał ich wysłuchać… Jeśli ktoś taki nie pozostawia jakiegoś świadectwa (książki, dzieła, domu, sadu, jakiegoś dokonania trwalszego) odchodzi w przekonaniu całkowitego zapomnienia.

To dla ludzi starszych jest bardzo ważne.

Jest to jakże ważne, podstawowe. Człowiek na tym etapie życia jest esencjonalny, już bezinteresowny. Nie potrzebuje już zapłaty, honorarium, czułości, erotyki, nie ma już żadnego innego tzw. interesu. Oczekuje tylko świadectwa… Poświadczenia swojej egzystencji.

Tak często jest. Tym bardziej dziś, w epoce gonienia i bycia gonionym...

To problem każdego z nas. Na ile jesteśmy nieuważni, na ile moglibyśmy wysilić się. Choćby wobec sąsiadów. Kwestia - czy się było wystarczająco uważnym wobec kogoś obok… Pozostającego w milczeniu…

Czyli przyjaźń to także umiejętność bycia uważnym? Umiejętność przyjęcia drugiej osoby?

Sztuka przyjaźni w ogromnej mierze jest sztuką okazania uwagi, odczytania intencji... Umiejętnością zasygnalizowania gotowości, dobrej woli…

Dojrzewanie w przyjaźni

Przyjaźń jest w pewien sposób najgłębsza w wymiarze człowieczeństwa, tej tzw. "ludzkości"…

W sensie egzystencjalnym - tak. Myślę, że pierwszą warstwą przyjaźni jest świadomość współudziału w Losie. Później, "na wyższym poziomie realizacji", budzi się potrzeba dzielenia się tym samym uczestnictwem. Łączy nas ten sam sposób bycia, te same książki, ten sam rodzaj poczucia humoru... To nas "klei", czyni silniejszymi - wzmacnia nas… Nie tylko ja taki się zdarzyłem, ale ktoś obok też?

To dotyczy wyborów zasadniczych, a w tzw. kwestiach pomniejszych?

Ważna jest całość… Oprócz użytecznych drobiazgów, wynikających z praktyczności (trzeba w czymś pomóc, wyprowadzić psa - to taka przyjazna użyteczność) w życiu jako takim i nawet w codziennym byciu, ważne jest nade wszystko to nadrzędne poczucie, że płyniemy w tej samej łódce. A czasem jest to ledwie tratwa, przysłowiowa deska ratunku…

Czy w pojęcie przyjaźni wpisana jest jakaś dynamika? Możliwość innego, lepszego pojmowania?

I to pojęcie, zdawałoby się - takie stałe, ulega przekształceniom. Zwiększa swoją pojemność. Lub odwrotnie - oczyszcza się, redukuje. Z pewnością dzieje się tak z powodu wieku, ale także i z powodu nowych doświadczeń. A gdybym miał się dzielić dokładnie osobistymi zdarzeniami, odczuciami? Może nawet tymi, które mi się ostatnio przytrafiły… Doprawdy powinienem powtórzyć to wypróbowane: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Uświadomiłem sobie, że nie muszę się podobać, ani się starać dla powodów wcześniej wystarczających. Nie stracę tego, co we mnie i w moim odczuciu zapisane jest jako właściwe, dobre. Tego nikt mnie nie pozbawi. Tak jak nikt nie odbierze ludziom zapisanej w nich pamięci. Można zakazać jej upublicznienia, ale pozbawić? Usiłowano mi odebrać tamto czy owamto, przyszyć jakąś łatkę, zepsuć reputację? Drugiej biografii sobie nie wymyślę. Jak zostałem rzeczywiście zapamiętany, taki pozostanę. I tym kimś pozostanę. W pewnym wieku i na etapie określonej dojrzałości dochodzimy do "wolności od zdobywać". Ale też nie oczekujemy łask… szczególniejszej uwagi. Być może jest nam przykro, że jesteśmy marginalizowani, niedoceniani, pomijani itp., ale mamy tego świadomość. I to też wyznacza status wolności bardziej dojrzałej. Może to jeden z nielicznych pozytywów, jaki przynosi nam wiek - uwalnianie się od napięć i oceny zewnętrznej.

Mądrość, prawda, dobroć - oblicza przyjaźni

Przyjaźnie są czym bezcennym, ale i trudnym. Św. Teresa mówiła, że wielkim złem jest człowiek sam na drodze modlitwy; i doświadczyła pseudoprzyjaciół, którzy źle doradzali jej w kwestiach modlitwy, nie umiejąc odróżnić dobra od zła. Tym bardziej ceniła ludzi wykształconych. Pragnęła spotykać się z nimi, rozmawiać. Możemy powiedzieć, że była w jej życiu przyjaźń mądrości. Pewna znajoma osoba, gdy rozmawia z kimś, kto wątpi w Boga czy Kościół, radzi: "wierz w Boga, który nie jest głupszy od ciebie!". Ja to parafrazuję, mówiąc: "zadawaj się z ludźmi, którzy nie są głupsi od ciebie!". Dlatego nasze "Zeszyty" też poszukują tych, którzy są przyjaciółmi mądrości, osób niezależnych. Bo takie jeszcze są w Polsce.

I na świecie. Mam to szczęście, że o paru osobach na globie mogę powiedzieć, iż znam je i wiem, że mogę na nie liczyć. I to nie teoretycznie, ale realnie, osobiście. Rozległość kuli ziemskiej nie jest dziś przeszkodą. Każdy jest zajęty w swoim miejscu, ale jest internet. Mam poczucie, że mój "punkt", który mam tam gdzieś w świecie, z serdecznością i troską nadaje w moją stronę. I wiem, że to są czyste intencje, właściwe rozróżnienia. Właściwa ocena naszych podobnych wyborów, usytuowań. Jest rodzajem szczęścia znaleźć takie Punkty - Miejsca, w których możemy potwierdzić w pełni swoją istotę.

Gdybyśmy chcieli rozróżnić przyjaźń prawdziwą i nieprawdziwą, to czy możemy powiedzieć, że ta nieprawdziwa łatwiej może zdarzyć się w pewnym środowisku, nie tylko i nie od razu wprost mafijnym (gdzie jest ojciec chrzestny i tę przyjaźń zawiera się pod groźbą utraty życia), ale jednak w pewnej wspólnocie interesów czy to politycznych, czy ekonomicznych? To, co obserwujemy ostatnio w Polsce, a czego wcześniej najjaskrawszym przykładem była afera Rywina. Wildstein w "Dolinie nicości" dobrze oddał tę grę przenikającą każdy rodzaj kontaktu.

Nie mylmy odczuć i pojęć. To tylko interes. Żadna przyjaźń. Po prostu brutalna racja interesu. I strach... Podstawą, fundamentem takiej "przyjacielskiej umowy" jest przestępstwo, kłamstwo, chęć oszukania…Więc oni wszyscy może też grają między sobą? Bo co ich łączy? Chęć przechytrzenia drugiego? Przekręcenia i urwania łba prawdzie. Pseudo przyjaźń… Zbudowana na ciemnym fundamencie.

 
Zobacz także
ks. Józef Bakałarz TChr
Królestwo Boże rozpoczyna się tam, gdzie w nas kończy się królestwo grzechu. Bóg zagarnia nas wtedy dla Siebie. Przebywa On w człowieku Sobie oddanym. W nim zamieszkuje i obdarza go bogactwem swej łaski. I wtedy Chrystus rzeczywiście jest Królem ludzkiego serca. Nasz Pan pragnie, aby mógł stać się Królem serc...
 
ks. Józef Bakałarz TChr
Mityzacja rzeczywistości jest zabiegiem tak starym, jak stary jest człowiek i jego dzieje. Jednak obok mitów, które funkcjonują w powiązaniu z pewnymi archetypami czy paradygmatami myślenia, najczęściej spotykamy się z mitami tworzonymi na „użytek własny”. Można powiedzieć, że część mitów, jakie sami tworzymy, czy też przejmujemy od innych, jest karykaturą rzeczywistości okrojonej do naszych potrzeb.  
 
ks. Jacek Siepsiak SJ
Zmartwychwstanie jest – jakby to ująć – środkiem do celu, a nie celem. Istotą tego wydarzenia związanego z Chrystusem jest to, że On przeżył śmierć, że On żyje. Jezus po Zmartwychwstaniu się objawia, w związku z czym Ewangeliści nie musieli chyba używać argumentu pustego grobu.

Z teologiem Elżbietą Wiater, patrologiem Henrykiem Pietrasem SJ oraz poetą i publicystą Wacławem Oszajcą SJ rozmawia Jacek Siepsiak SJ


 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS