logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Ruth Burrows OCD
Ocean duszy
materiał własny
 


Oprawa: miękka
Liczba stron: 192
Wydawnictwo: W drodze
Wydanie: Poznań 2009
ISBN: 978-83-7033-715-5


 

Dzień Siódmy


...tu nie ma obojętności!


Skoro mowa o modlitwie, przypomina mi się, jak Petra zareagowała niegdyś na grupę młodych ludzi rozmawiających na ten temat. "To nie jest modlitwa - zawołała - takie obojętne podejście... modlitwa jest rzuceniem się na Boga tak, jak wygłodzony człowiek rzuca się na jedzenie, jak spragniony chłepcze wodę; jest trzymaniem się Boga tak, jak tonący trzyma się ostatniej deski ratunku... tu nie ma obojętności! Jak sprawić, aby zobaczyli, że Go potrzebuj ą, że nie mogą bez Niego ż y ć...?" W tym rzecz, osoba mieszkająca na pierwszej wyspie nie potrafi zrozumieć swojej potrzeby, nie może uświadomić sobie, że jest ślepa, biedna i chora. W odległy sposób wie o tym, ponieważ jest to część jej wiary, ale nie żyje tym. Te prawdy nie są zapisane w jej ciele. Kiedy Bóg się przybliży, wtedy je pozna.

"Tak wiele mówisz o bólu związanym z doświadczeniem ubóstwa, ale czy to zawsze musi być bolesne? Czy nie może być radosne, gdy jest się pewnym Bożej miłości, tego, że On kocha nas w naszym ubóstwie?" Na to pytanie płynące prosto z serca młodej, szczerej osoby Claire odpowiedziała przypowieścią.

Wysoko w górach Afryki mieszkało bardzo prymitywne plemię. Dla tych ludzi cały zewnętrzny świat ograniczał się do widocznego od czasu do czasu błysku odrzutowca mknącego wysoko ponad ich głowami; myśleli, że to bogowie posyłają do siebie strzały. Jednak pewnego dnia na górze pojawił się biały człowiek, młody antropolog, który przy był, aby z bliska przyjrzeć się ich życiu, jeśli oczywiście go przyjmą. Zakwaterowano go w chacie przywódcy, mieszkał tak przez parę lat i zakochał się w jego córce. Do tego cza su dziewczyna myślała o sobie, że jest zamożna - czyż jej ojciec nie był najbardziej potężny w ich plemieniu? Jednak im bardziej zbliżała się do swojego białego ukochanego, tym bardziej widziała, że jej bogactwa - bydło należące do rodziny, garnki i niewyprawione skóry - były ubóstwem w po równaniu z tym, co posiadał jej wybrany. Miał on wypchane zwierzęta, garbowane skóry, maszyny, stal do cięcia, zapałki do wzniecania ognia i przysmaki niewyobrażalne. Ale wi działa również, że jego największą rozkoszą było dzielenie się z nią swoimi bogactwami. Jej niedostatek jedynie wzmagał jego hojność, więc na początku poznała swoje ubóstwo jako słodycz, okoliczność sprawiającą przyjemność im obojgu.

Jednakże tak było tylko na początku. Kiedy mąż zabrał ją do swojego świata, dla małej afrykańskiej dziewczyny to nowe otoczenie okazało się przerażająco obce i zaczęła żałować swojego wyboru. Odkryła bowiem, że przeciwnicy jej męża śmiali się za plecami z jego prymitywnej kobiety, a przyjaciołom było go żal. Zdobyła gorzką wiedzę, że sprowadziła na swojego ukochanego pewnego rodzaju hańbę. Był to tylko początek jej smutku. Mąż naprawdę ją kochał, pragnął dzielić się z nią swoim sercem i przyjąć ją całkowicie do swojego życia. Kiedy jednak próbował mówić o rzeczach, które były mu najbliższe, słyszała, że jego głos się załamywał, ponieważ nie udawało się jej na wet nadążać za sensem słów, a co dopiero za głębią jego myślenia. Była odizolowana od niego przez swoje ubóstwo - a to sprawiało, że była mu żoną tylko w sensie fizycznym. Cierpiał z powodu jej niezdolności i niewiedzy, co dla niej było bólem niemal nie do zniesienia.

I tak docieramy do trzeciego etapu ubóstwa. Im jaśniej dziewczyna uświadamiała sobie, co jej stan oznaczał dla ukochanego, tym bardziej stanowcza, ze względu na męża, sta wała się jej wola ucieczki. Jednak równocześnie im większą wiedzę miała o sobie, tym bardziej nie było ucieczki - ubóstwo było zbyt totalne, aby w nim znaleźć jakąś ścieżkę do wzbogacenia. Przyszła jednak jeszcze trzecia świadomość, która zrównoważyła dwie pozostałe: że w swoim mężu nie tylko doszła do zrozumienia swojego ubóstwa, ale w nim również miała nieskończone i stale obecne wybawienie z tegoż ubóstwa. Jeśli byłaby gotowa uczynić z kulturowego, osobistego, intelektualnego, duchowego wzrostu jedyne, ogarniające wszystko zainteresowanie swojego życia, po święcić na to cały swój wolny czas, całą pomysłowość, całą energię i nigdy nie uznać porażki - wówczas od swojego męża mogłaby otrzymać wszystko, co jego miłość mogła jej ofiarować. I tak wzięła się do pracy, ucząc się, zadając pytania, zapamiętując, ćwicząc się w dostrzeganiu i nabywaniu wszystkich elementów obcej, wysoko rozwiniętej kultury. Osiągnęła swój cel. Stała się elegancka, inteligentna, piękna; pomiędzy nią i jej mężem dochodziło do wymiany intymnych spojrzeń całkowitego duchowego zrozumienia; posiadła intuicyjną wiedzę o tym, jak działa jego umysł, tak bardzo dopasowawszy do niego swój własny. A przy tym nie straciła niczego ze swej naturalności, która tak bardzo na początku zachwyciła jej męża; przeciwnie, dopiero teraz weszła w posiadanie swojego wrodzonego potencjału. Jej rozwój sprawił, że wszystko w niej zaczęło rozkwitać. Teraz jednak, bardziej niż kiedykolwiek, uświadomiła sobie, że to wszystko jest dziełem jej męża. Każde poznanie, każda faza wzrostu pochodzi z jego miłości i jego nauczania.

Co się dzieje? Nie wiemy, ponieważ jest to Boskie dzieło. Bóg dotyka nas wprost, bez pośrednictwa, bez form, pomijając normalną drogę, na której moje "ja" spotyka wszystko, co nie jest "ja". I przez tę krótką chwilę spotkania możemy powiedzieć, że dokonuje się zjednoczenie. Bóg jednoczy się z tym, co jest, jednoczy się z "ja" w takim stopniu, w jakim jest ono urzeczywistnione, lecz na tym etapie nasz potencjał jest zrealizowany jeszcze w małym stopniu. Gdybyśmy jednak mogli zobaczyć, co się dzieje, umarlibyśmy z radości i zdumienia... że też Bóg daje nam samego siebie! Nic, co stworzone, nie jest do tego podobne, to przekracza wszystko. Bóg jednoczy się ze mną i przez krótką chwilę kocham Go samego, a nie Jego obraz, a ten akt miłości przewyższa wszystkie moje zwyczajne działania. Bóg objawia siebie - stąd nazwa "kontemplacja wlana". To poznanie dokonuje się w najbardziej tajemnym "ja", a nie w świadomym umyśle.

Nigdy nie dość podkreślania, że kontemplacji mistycznej jako takiej nie można doświadczyć za pomocą zwykłego aparatu doświadczania: zmysłami, świadomym umysłem. Bóg mógłby włączyć światło i wówczas to, co się dzieje, byłoby "widoczne", ale rzadko tak się zdarza. Niemniej, będą skutki spotkania z Bogiem i te będzie można obserwować, choć może nie od razu, ponieważ, ogólnie rzecz ujmując, dotknięcia Boga na tym etapie są delikatne i nieczęste. Możemy nic nie wiedzieć o tym, co się wydarzyło. Mogą upłynąć lata, zanim ta łaska się powtórzy.

Aby to zobrazować, pomyślmy o naszym mieszkańcu pierwszej wyspy, jak przemierza ją wydeptaną, wyraźną ścieżką. Może iść zdecydowanym krokiem, ponieważ jest to ścieżka, którą rozumie. Ma ona swoje trudności i niespodzianki, ale on radzi sobie z nimi bardzo dobrze. Po jakimś czasie zaczyna czuć się mniej pewnie, chwiejnie stoi na nogach i wtedy zdaje sobie sprawę, że to, co było ścieżką, stało się pewnego rodzaju drogą na grobli, biegnącą nad lądem na pewnej wysokości - nie wysoko, może łatwo z niej zejść. Nie zauważył, kiedy nastąpiła zmiana. Gdy poczuje dziwność sytuacji, jest możliwe, że z obawy zeskoczy na bezpieczną, stałą ziemię. Jednak teraz się zorientuje, że nie ma żadnej innej ścieżki. Nie może iść dalej przez wyspę, może chodzić w kółko, może rozbić obóz, ale nie może posuwać się do przodu: jedyną drogą postępowania naprzód jest ten nieprzyjemny most i dlatego daje się skusić, żeby jeszcze raz spróbować. W miarę posuwania się do przodu nie będzie wcale łatwiej, wręcz przeciwnie. Most zaczyna rozciągać się nad morzem - wąska, śliska deska obmywana jest przez fale. Będzie miał pokusę, żeby zawrócić na bezpieczną wyspę, którą opuścił. Może to zrobić w dowolnym momencie.

Przekładając tę historię na prawdziwą sytuację życiową, zaczynamy czuć się zdumieni, że nie znajdujemy pocieszenia w modlitwie i sprawach duchowych. Nasz ogólny stan na modlitwie to zmieszanie, ciemność, nuda i bezradność; prawdę mówiąc, zupełne przeciwieństwo tego, jak - według naszych oczekiwań - powinien wyglądać postęp. Jest to skandal, kryzys. Czy zaakceptujemy ten niepokojący proces i będziemy wzrastać, czy też uciekniemy od tego, co jest w dużej mierze możliwe, wybierając bezpieczne życie na spowitej mgłą pierwszej wyspie w stanie ślepoty i słabości, które jednak wydają się światłem i siłą. Ta oschłość może pojawiać się bardzo stopniowo i być może upłynie trochę czasu, zanim ją zauważymy. Przyczyna jest oczywista i już o niej mówiliśmy. Ponieważ Bóg objawia samego siebie, nawet jeśli czyni to niewyraźnie, głębokie "ja" nie znajduje smaku w tym, czego może dostarczyć mu umysł w postaci myśli i koncepcji. Głębokie "ja" skosztowało wybornego pożywienia i teraz jego podniebienie nie gustuje w tym, co wcześniej sprawiało mu przyjemność.


1 2 3 4 5  następna
Zobacz także
ks. Damian Płatek SCJ

Biorąc do ręki nową książkę, często na początku przeglądamy spis treści, niekiedy spoglądamy pobieżnie na wstęp i zakończenie. A gdyby tak, biorąc do ręki Pismo Święte, rozpocząć od lektury pierwszej i ostatniej księgi? Pierwsze słowa biblijne, tj. Księgi Rodzaju, brzmią nam znajomo: „Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię” (Rdz 1,1). Ostatnie zaś, będące słowami Boga, w imieniu którego wypowiada się autor, wyrażają się w treści: „«Zaiste, przyjdę niebawem». Amen. Przyjdź, Panie Jezu! Łaska Pana Jezusa ze wszystkimi” (Ap 22,20-21). W historii zarówno świata, jak i zbawienia był „początek”, będzie też i „koniec”.

 
Paweł Baraniecki OCD
Tak jak przyjaźń, również modlitwa stawia przed nami wysokie wymagania. Nie można być przyjacielem w połowie, tak na pół gwizdka. Każdy, kto miał szczęście doświadczyć w życiu autentycznej przyjaźni, wie, że pielęgnowanie i troska o przyjaźń domaga się wierności. Dla kogoś z zewnątrz może się to wydawać właśnie przymusem, ale nie dla prawdziwych przyjaciół. O przyjaźń trzeba dbać, wybór przyjaźni, miłości zakłada również wybór podjęcia trudu troski o tę relację
 
 
ks. Jerzy Olszówka SDS
„Wolność” to słowo, obok którego chyba żaden człowiek nie przechodzi obojętnie. Odkąd człowiek istnieje odczuwa głęboką potrzebę „bycia wolnym”. O wolność nieustannie zabiega, przeżywa dramat, gdy ją traci, jest wrażliwy na przykłady jej łamania, cieszy się, gdy ją osiąga. Szczególnie w naszych czasach wiele mówi się i pisze o wolności. Jednak pomimo tak powszechnego używania słowa „wolność”, nie jest to słowo jednoznaczne.  
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS