logo
Czwartek, 18 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Apoloniusza, Bogusławy, Gościsławy – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Maksymilian Nawara OSB
Oddychać Imieniem
List
 


Człowieka wierzącego nie trzeba przekonywać o konieczności modlitwy. Nie tylko dlatego, że słyszał już o tym setki razy, ale także dlatego, że – bardziej lub mniej – czuje, że modlitwa jest podstawową potrzebą ludzkiego serca. Można na tę potrzebę reagować okazjonalnie: kiedy „źle się dzieje" lub „gdy jest nam dobrze". Można też podjąć decyzję: „chcę się modlić niezależnie od wszystkiego". Często jednak pojawia się problem – „chcę, ale nie za bardzo wiem jak". Modlitwa kojarzy się nam z czymś żmudnym, trudnym, a nawet nudnym.

Spotkanie z Bogiem bardzo często jest odbiciem naszego życia. W życiu mamy tyle różnych, bardzo ważnych rzeczy do zrobienia, tyle musimy osiągnąć i wypracować. Na modlitwie chcielibyśmy robić dokładnie to samo. W myśl zasady „im więcej, tym lepiej", mnożymy zewnętrzne formy z nastawieniem na konkretny zysk. Co zrobić, żeby modlitwa nie była wyliczaniem kolejnych formułek, a stała się integralną cząstką mnie samego, żeby przeniknęła moje życie? Problem ten nurtował chrześcijan już od samych początków. Właśnie dlatego św. Paweł w Liście do Tesaloniczan wzywa chrześcijan, aby modlili się nieustannie (por. Tes 5, 17). Ale co to znaczy? Wielu mnichów i wielu świeckich nie mogło znaleźć właściwej odpowiedzi na te pytania. W końcu jako odpowiedź pojawiła się konkretna praktyka duchowa.

Modlitwa powtarzana

Czytanie Pisma Świętego (lectio divina) było i jest nadal podstawową praktyką duchową mnichów. Nie było to jednak „czytanie" w naszym współczesnym rozumieniu. Dzisiaj, kiedy czytamy, „przymyśliwujemy" słowa, rozważamy je, szukamy ich znaczenia. Wydaje nam się, że im więcej rzeczy jesteśmy w stanie wymyślić podczas naszego czytania, tym jest ono lepsze.

Dla Ojców Pustyni czytanie duchowe było raczej przebywaniem ze Słowem Bożym, „przeżuwaniem" Słowa, niż myśleniem o nim. Dlatego uczyli się oni wielu fragmentów Pisma Świętego na pamięć i po prostu je powtarzali. Powtarzając, pozwalali Słowu zamieszkać w swoim wnętrzu. Nasiąkali Słowem, jak gąbka nasiąka wodą. Fragmenty te naturalnie się skracały. Z czasem zaczęły przyjmować formę jedno- lub kilkuzdaniowych krótkich modlitw – dziś nazwalibyśmy je aktami strzelistymi. Tak zrodziła się modlitwa jednozdaniowa (monologiczna). Formuła (jedno zdanie lub jedno słowo) stała się refrenem, który był powtarzany przez cały dzień. Nie chodziło jednak o mechaniczne powtarzanie, ale raczej o „modlitwę serca". Nie chodziło o rozmyślania i analizy, ale raczej o przebywanie „przed obliczem Boga", całkowite skupienie na Jednym – na samym tylko Bogu.

Mnisi szukali w Piśmie Świętym takich zdań, które same stanowiły modlitwę. Na przykład słowa Celnika: O Boże, miej litość dla mnie grzesznika (Łk 18,13), lub ślepego żebraka spod Jerycha: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną (Mk 10, 47). Słowa te stopniowo przybrały kształt formuły modlitwy Jezusowej: „Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną grzesznikiem" lub „Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną". Powtarzanych formuł było wiele, jednak w bardzo krótkim czasie to właśnie formuła modlitwy Jezusowej zdobyła największą popularność.

Św. Jan Kasjan, mnich, który w IV w. spędził wiele lat w pustelniach Egiptu – gdzie od Ojców Pustyni przejął tradycję modlitwy monologicznej („modlitwy jednego słowa"), by ją później przekazać mnichom Zachodu – tak streszcza swoją naukę o medytacji: „Niech dusza nieustannie trzyma się bardzo krótkiej formuły, aż wzmocniona nieprzerwanym i ciągłym jej medytowaniem, porzuci bogate i rozległe myśli i zgodzi się na ubóstwo, ograniczając się do jednego wersetu. (...) W ten sposób nasza dusza dojdzie do modlitwy bez skazy, gdzie umysł nie zajmuje się już postaciami wyobraźni, nie wymawia nawet głośno słów, nie zatrzymuje się nad sensem wyrazów, lecz gdzie serce płonie ogniem, pełne jest nie-wysłowionego zachwytu, a w duchu panuje nienasycone pragnienie". A św. Jan Klimak nauczał: „Niech wspomnienie Jezusa złączy się z każdym twoim oddechem". Jak bowiem kropla wody żłobi kamień, nie siłą uderzenia, lecz częstotliwością spadania, tak modlitwa przenika do serca.

Oddech i prosty kręgosłup

W uważności na słowo modlitwy, na obecność, w ciągłym powracaniu do wezwania i ciągłym zaczynaniu od początku, bardzo pomaga postawa ciała. Oddychanie jest czymś tak naturalnym, że nie zwracamy na nie uwagi. Prawdą jest jednak, że każdy człowiek wziął kiedyś pierwszy wdech, co równało się z wejściem w ten świat. Otrzymał życie od Boga. Za każdym razem, kiedy wdycha powietrze, otrzymuje ten dar życia raz jeszcze. Przy końcu ziemskiego biegu nastąpi ostatni wydech, co będzie równało się z oddaniem życia Bogu. Można zatem powiedzieć, że życie to oddech. Oddychaniu towarzyszyło wzywanie świętych imion. „Imię" w tradycji judeochrześcijańskiej oznacza „obecność". Znać kogoś z imienia to znać jego istotę, esencję. Dlatego Mojżesz pytał Boga o imię i dlatego imię w wielu miejscach Pisma Świętego jest tajemnicze, a drugie przykazanie brzmi: „Nie wzywaj imienia Pana Boga nadaremno". Zatem niech wspomnienie imienia Jezusa będzie obecne w każdym naszym wdechu. Za każdym razem, kiedy wdychamy powietrze, otrzymujemy oddech życia. Stajemy w obecności Bożej. Przyjmujemy Go. Kiedy wydychamy powietrze, oddajemy Panu wszystko, co w nas jest, mówiąc po prostu: „zmiłuj się nade mną". Na przykładzie formuły modlitwy Jezusowej możemy powiedzieć, że modlitwa monologiczna ma dwie części: wdech (wezwanie) „Panie Jezu Chryste (Synu Boży)"; wydech (wyznanie): „zmiłuj się nade mną (grzesznikiem)".

 
1 2  następna
Zobacz także
Ks. M. Piotrowski TChr
To, co odróżnia chrześcijaństwo od innych religii, to wstrząsający fakt Wcielenia. Prawdziwy Bóg staje się prawdziwym człowiekiem w łonie dziewicy Maryi. Pan Bóg stwarza każdą nową ludzką osobę podczas aktu zbliżenia kobiety i mężczyzny. Poczęcie Jezusa dokonało się inaczej, miało całkowicie inny charakter. Jezus Chrystus staje się człowiekiem bez udziału ludzkiego ojca, ponieważ Jego jedynym Ojcem jest Bóg Ojciec...
 
Paweł Kozacki OP
Kiedy stajesz wobec nieszczęścia, jakim jest utrata ukochanej osoby, kogoś, z kim dzieliłeś życie, z kim zjadłeś beczkę soli, kto był zawsze w zasięgu telefonu – możesz tylko zamilknąć. Czasami taki ból przekracza ludzką wytrzymałość. Sprawia, że człowiek niemalże popada w szaleństwo, szukając wszędzie śladów tego, kto odszedł. Zrozpaczony, chce zobaczyć postać zmarłego, usłyszeć jego głos, przebywać w miejscach, w których go widywał. Niepogodzony z odejściem wyrusza na poszukiwanie umarłego.
 
o. Arkadiusz Bąk
„Wzmocnij naszą wiarę” (Łk 17,5) – to prośba skierowana do Pana przez Jego najbliższych towarzyszy. Słowa te okazują się być aktualne także dzisiaj, w naszych – jak powiadają niektórzy – trudnych czasach. Beznadzieja, zniechęcenie, agresja, nietrwałość, pożądliwość, zgorszenia – to tylko niektóre przejawy słabej wiary, a może nawet jej braku. To nic nowego. Zawsze tak było. Nowym i zaskakującym okazać się może jednak liczba osób, które nie mają siły, odwagi, bądź też... nie chcą o wiarę prosić. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS