logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
J. McManus CSsR
Odkryj swoją wartość
Wydawnictwo Homo Dei
 


Wydawca: Homo Dei
Rok wydania: 2010
ISBN: 978-60998-91-5
Format: 148×210
Stron: 150
Rodzaj okładki: miękka 

Kup tą książkę

 

Dlaczego inni mają dla nas takie znaczenie?

Dlaczego pozwalamy, by cudze zdanie tak wpływało na naszą samoocenę? Bo taką mamy naturę: jesteśmy gatunkiem głęboko społecznym. Dla własnego zdrowia, a nawet przetrwania, musimy żyć wśród innych, nawiązywać z nimi kontakty, dawać i otrzymywać wsparcie i miłość. Ludzkie istnienie jest zawsze współistnieniem, dlatego odczuwamy silną potrzebę, by dobrze ułożyć sobie stosunki z innymi, zyskać ich życzliwość i aprobatę. Zastanawiając się nad cudzą opinią o nas, sprawdzamy, jak bardzo włączyliśmy się w swoją społeczność, jaką przyznaje się nam w niej wartość - a przez to możemy modyfikować swoje zachowanie, jeśli niedostatecznie pasujemy do otoczenia lub jeśli wywołujemy krytykę.

Wszyscy pragniemy mieć znaczenie dla innych[5]: pragniemy wierzyć, że jesteśmy dla nich ważni, że troszczą się o nas. Szukamy kogoś, kto będzie nas cenił, szanował; pragniemy czuć się potrzebni. Czerpiemy z tego poczucia wielką moc[6]. Dla tych, dla których mamy znaczenie i którzy mają znaczenie dla nas, jesteśmy gotowi do niezwykłych poświęceń - wystarczy pomyśleć, czego dokonują rodzice dla swojego potomstwa, żołnierze dla towarzyszy broni, pielęgniarki dla pacjentów; wystarczy pomyśleć o radości płynącej z zakochania się lub urodzenia dziecka. Jako ksiądz znam radość ofiarowywania swojego czasu i talentów, by pomagać innym w znajdowaniu sensu życia, pociechy w nieszczęściu, pokoju w trudnościach, przebaczenia i pojednania mimo powątpiewania w siebie. Jestem pewny, że moi rodzice doznawali tej radości, żyjąc dla siebie nawzajem i dla rodziny. Wiedzieli, że mają znaczenie dla swoich dzieci, podobnie jak ja wiem, że mam znaczenie dla osób, którym pomagam.

Niewiele jest natomiast doznań bardziej niszczycielskich niż poczucie, że nikt o nas nie dba. Pragnąc mieć znaczenie, liczymy się z cudzymi opiniami: przyswajamy je, traktujemy jako charakterystykę naszego "ja". W naturalny sposób oceniamy siebie tak, jak oceniliby nas inni. Ocena ta może jednak zachęcać lub przygnębiać. Czy jest coś smutniejszego niż stwierdzenie: "Nikomu na mnie nie zależy"? Ktoś, kto uważa swoje słowa i czyny za nieistotne, bo nikomu nie jest potrzebny, znajduje się w ogromnym niebezpieczeństwie. Nie potrafi my żyć, nie mając znaczenia. Jeśli nie dostrzegamy ani jednej osoby, dla której bylibyśmy ważni, jeśli nie widzimy sensu własnego życia, możemy po prostu wybrać śmierć.

Opanować siebie

Z perspektywy psychologicznej nasze pojmowanie samych siebie wynika zatem w dużej mierze z tego, jak odbierają nas inni. Czy to oznacza, że nie mamy fundamentalnego "ja", niezależnego od cudzych opinii? Czy nasza samoocena, nasza tożsamość pochodzą w całości z zewnątrz?

My, ludzie, jesteśmy istotami skłonnymi do refleksji: zastanawiamy się nad wszystkim, co robimy. Nie tylko dostrzegamy, na przykład, pewne kształty w układzie chmur, ale też uświadamiamy sobie, że je widzimy, i analizujemy swoje skojarzenia ("Dlaczego interpretuję ten układ właśnie w taki sposób?"). Myślimy i działamy, obserwujemy siebie podczas myślenia i działania i tworzymy teorie o sobie.
Z naszej refleksji wypływa między innymi wniosek, że odgrywamy w życiu rozmaite role. Można być księgowym, nauczycielem w szkółce niedzielnej, ojcem, synem, bratem, mężem, aktorem amatorem, ogrodnikiem - wszystkimi naraz, a w każdej z ról mieć pewną tożsamość: zbiór wykazywanych cech, umiejętności, specyficznych zalet i wad. Niewykluczone, że tożsamość ojca będzie się znacznie różnić od tożsamości zapracowanego księgowego, od tożsamości przyjmowanej w zaciszu ogrodu lub wśród przyjaciół w pubie. Zdarza się, że ten sam człowiek zachowuje się i postrzega siebie (a także jest postrzegany przez otoczenie) zupełnie inaczej w poszczególnych rolach i sytuacjach. Każda tożsamość wiąże się też z jakimś poczuciem własnej wartości: można być zadowolonym z siebie jako księgowego, a uważać się za okropnego ojca.

Odkrycie, że nasza tożsamość i poczucie własnej wartości są rozdzielone między rozmaite role, budzi niepokój: czy oznacza to brak wewnętrznej spójności, zintegrowanego "ja"? Możemy mieć wrażenie psychicznego rozpadu: Nie wiem, kim jestem! Zdecydowanie wolelibyśmy czegoś takiego uniknąć. Zdrowie psychiczne zależy zresztą w dużej mierze od poczucia spójnej tożsamości, tej samej w różnych rolach i sytuacjach.

Trzeba jednak pamiętać, że sami też wypracowujemy spójną koncepcję naszego "ja" przez namysł nad sobą i dokonywanie własnych ocen: szukamy odpowiedzi na pytanie: "Kim jestem?", a nie tylko biernie przyjmujemy cudze opinie. Na przykład, niektóre nasze tożsamości są dla nas ważniejsze od innych, czego dowodzi ta wypowiedź pewnej uczonej samotnie wychowującej syna:

Jako matka (istotna rola, ale nie pierwszoplanowa, skoro mój dorosły syn wyjechał na studia) muszę z konieczności utrzymywać w domu porządek, a nigdy nie byłam w tym dobra. Rola sprzątającej jest mi narzucona i nie cenię jej ani nie uważam za ważną - zapewne dlatego, że się w niej nie wyróżniam. Kiedy jestem sama w domu i nie ma mnie kto krytykować, jest to też rola o niedużym znaczeniu. Choć wiem, że marnie sobie z nią radzę, zwykle nie szkodzi to mojemu ogólnemu poczuciu tożsamości i samoocenie, która opiera się na czymś innym, istotniejszym dla mnie. Ale niech tylko odwiedzi mnie teściowa, a znaczenie wysprzątanej kuchni w stosunku do sporządzenia raportu naukowego od razu wzrasta - i bardzo niekorzystnie wpływa na moje poczucie własnej wartości! Nawet wtedy jednak zdolność do refleksji chroni mój obraz własnej osoby: bagatelizuję "zło" bałaganiarstwa, przesuwając na sam środek drzwi lodówki plakietkę z napisem: "Nieskazitelne domy należą do nudnych kobiet".

Tworząc ogólne poczucie własnego "ja", wybieramy zatem między naszymi rozmaitymi tożsamościami i staramy się, by samoocena odzwierciedlała tożsamości, które są dla nas istotne. W ten sposób zaczynamy brać odpowiedzialność za siebie, zamiast pozwalać, by opisywali i osądzali nas inni. Takie opracowywanie obrazu własnej osoby pomaga nam znaleźć spójną tożsamość, rozpoznać, co tworzy naszą indywidualność obejmującą różne role i sytuacje. Możemy także chronić poczucie własnej wartości, doceniając to, w czym jesteśmy dobrzy, a pomniejszając wagę tego, z czym sobie nie radzimy. Możemy też, odwrotnie - a raczej przewrotnie - deprecjonować samych siebie, skupiając się na tym, co nam nie wychodzi.
Poszukiwanie spójności nie oznacza, oczywiście, że mamy prosty obraz własnej osoby. Przeciwnie, możemy postrzegać siebie jako skomplikowane istoty pełne sprzeczności, a nawet konfl iktów, jak wskazują refleksje urodzonej w Rosji baronowej Katarzyny de Hueck Doherty, autorki pism religijnych i założycielki Madonna House (kontemplacyjnego zgromadzenia osób świeckich z główną siedzibą w Kanadzie). Mając ponad osiemdziesiąt lat, baronowa udzieliła wywiadu, w którym opowiadała o własnych "ja" poznanych w trakcie swojej duchowej podróży:

Wydaje się, że są we mnie trzy osoby. Jest ktoś, kogo nazywam Baronową. To osoba oddana ascetyzmowi i modlitwie. Baronowa wierzy w Boga, to ona założyła zgromadzenie, ona pisała książki na tematy duchowe i próbuje poświęcić życie ubogim. To Baronowa nie ma cierpliwości do spraw tego świata i stara się koncentrować na wieczności.

Jest też we mnie osoba, którą nazywam Katarzyną. Katarzyna to przede wszystkim kobieta, która ceni piękne przedmioty, zbytek, doznania zmysłowe. Lubi bezczynność, długie kąpiele, eleganckie stroje, makijaż, smaczne potrawy i dobre wino, a jako mężatka znajdowała przyjemność w zdrowym seksie. Cieszy się życiem doczesnym i nie pragnie wyrzeczeń ani ubóstwa. Nie jest wierząca jak Baronowa. Przeciwnie, nie znosi Baronowej i pozostaje z nią w napiętych stosunkach.
I jest we mnie ktoś jeszcze, mała dziewczynka, która leży na stoku wzgórza w Finlandii, patrzy na obłoki i marzy. Dziewczynka różni się i od Baronowej, i od Katarzyny.

Z upływem lat coraz bardziej czuję się Baronową, coraz mocniej tęsknię za Katarzyną, ale tak naprawdę chyba jestem tą małą dziewczynką snującą marzenia na stoku wzgórza w Finlandii[7].

Oczywiście baronowa nie mówi tu o "rozszczepieniu jaźni" z hollywoodzkich dramatów. Nie chodzi jej o persony przejmujące kontrolę w różnych sytuacjach, ale o aspekty jednej skomplikowanej osoby, która - tak się składa - potrafi wyrazić i akceptować tę złożoność lepiej niż większość z nas, osób równie skomplikowanych.

Przypisy:

[4] L.H. Ervin, S. Stryker, Theorising the Relationship between Self-Esteem and Identity, w: T. Owens, S. Stryker, N. Goodman (red.), Extending Self-Esteem Theory and Research. Sociological and Psychological Currents, Cambridge: Cambridge University Press 2001.
[5] M. Rosenberg, M.E. McCulloch, Mattering. Inferred Significance and Mental Health among Adolescents, "Research in Community and Health" (1981), t. 2, s. 163-182.
[6] L. Pearlin, A.J. LeBlanc, Bereavement and the Loss of Mattering, w: T. Owens, S. Stryker, N. Goodman (red.), Extending Self-Esteem Theory and Research, dz. cyt.
[7] Cytat z: Ronald Rolheiser, "Scottish Catholic Observer" z 19 września 2003 roku.


Zobacz także

Liturgia godzin jest formą uświęcenia dnia przez modlitwę psalmami w kluczowych jego momentach. Do jej odmawiania zobowiązane są przede wszystkim osoby duchowne i zakonne. Pozostałych wiernych Kościół usilnie zachęca do tego rodzaju modlitwy. Boże Oficjum podzielone jest na tzw. godziny, odmawiane w określonych porach dnia. W układzie tym nie chodzi jednak o wydzielenie z dnia jakiegoś odcinka czasu, dla poświęcenia go Bogu. Jest to raczej rodzaj zaczynu, który ma przekształcać i kierować ku Niemu każdą przeżywaną chwilę.

 
o. Mateusz Pindelski SP
Po przyjęciu Sakramentu Chorych można jeszcze żyć długie lata, stanowi on dobrą okazję, żeby pomyśleć o przygotowaniu się na śmierć. Bardzo ważną rolę odgrywają przy tym bliscy i przyjaciele chorego: z różnych powodów ludzie boją się tego Sakramentu – trzeba im pomóc poprzez modlitwę i życzliwą rozmowę...
 
ks. Edward Staniek
Dlaczego Słowo Boże zawarte w Piśmie Świętym, kazaniach, katechezach posiada tak małą skuteczność? Dlaczego można go słuchać nawet podziwiać, nie dostosowując do niego swego życia? Dlaczego jest tak mało twórcze? Oto pytania, z którymi boryka się prawie każdy kapłan i katecheta widząc marne owoce swojej pracy.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS