logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
J. McManus CSsR
Odkryj swoją wartość
Wydawnictwo Homo Dei
 


Wydawca: Homo Dei
Rok wydania: 2010
ISBN: 978-60998-91-5
Format: 148×210
Stron: 150
Rodzaj okładki: miękka 

Kup tą książkę

 

Stosowanie niewłaściwych norm:

sukces i porażka

Życiowe sukcesy i porażki bywają podstawą samooceny tak często, że mogą sprawiać wrażenie naturalnej, koniecznej miary naszej wartości. Tego podstawowego przekonania chyba nie musimy poddawać krytycznej analizie?
Psychiatra James Gill SJ pisał:

Z badań socjologicznych w Stanach Zjednoczonych wynika, że oceniamy własną wartość, przyglądając się nie tyle sobie, ile swoim sukcesom - zarówno w sferze materialnej, jak i duchowej. Rzecz jasna, mierzymy sukces według różnych kryteriów, ale w zasadzie każdy uczy się w dzieciństwie - od rodziców, nauczycieli i innych autorytetów - stosować cztery główne wskaźniki własnych dokonań: znaczenie, kompetencję, prawość i władzę[15].

Coopersmith tłumaczy te cztery wskaźniki w następujący sposób: "zdolność do wpływania na innych i panowania nad nimi nazwiemy władzą; akceptację, zainteresowanie i życzliwość, jakie budzimy - znaczeniem; przestrzeganie norm moralnych - prawością; a skuteczność w spełnianiu oczekiwań - kompetencją"[16].

Nasza kultura rzeczywiście jest zorientowana na sukces. Liczą się w niej osiągnięcia i - jak pisał Gill - od dzieciństwa wpaja się nam przekonanie, że to one są sprawdzianem naszej wartości. Odnoś sukcesy w szkole albo będziesz do niczego! Odnoś sukcesy w pracy i życiu prywatnym albo okażesz się nieudacznikiem! Stale jesteśmy bombardowani takimi informacjami. Ale czy nasze dokonania są właściwą podstawą samooceny?

Jak ważne jest dla nas powodzenie w wymienionych przez Gilla dziedzinach? W jakim stopniu postawą wobec siebie odzwierciedlamy wielkość własnych osiągnięć - lub porażek? Co by się zmieniło w naszej samoocenie, gdyby odebrano nam wszystkie sukcesy? Co by się zmieniło, gdybyśmy zdołali poprawić wszystkie swoje niedociągnięcia?

Żydowski psychiatra Bruno Bettelheim[17] przeżył niewolę w nazistowskim obozie koncentracyjnym. Będąc tam, zauważył, że niektórzy więźniowie bardzo szybko się załamywali lub zaczynali się utożsamiać ze swoimi prześladowcami, szukając u nich wsparcia w próbie odzyskania tożsamości, inni zaś byli bardziej odporni i niezależni. Jak stwierdził, słabość okazywali zwykle ci, którzy poczucie własnej wartości czerpali głównie z dawnych osiągnięć: z piastowanych przed wojną stanowisk, dokonań zyskujących im powszechny szacunek. Lepiej natomiast radzili sobie ci, których samoocena przetrwała to obozowe ogołocenie, bo nie opierała się na sukcesach ani na porażkach.

Są nawet naukowe dowody na to, że sukcesy i porażki to nie jedyne źródło poczucia własnej wartości. Psychologia wyróżnia tu dwa elementy[18]: ocenę własnych dokonań, czyli skutecznego osiągania celów w najważniejszych dla nas dziedzinach, oraz subiektywne spojrzenie na siebie jako osobę. Społeczeństwo nakłania nas do stosowania miary skuteczności - i do pewnego stopnia właśnie tak postępujemy: sukcesy i porażki podnoszą lub obniżają naszą opinię o nas samych. Jest to jednak uproszczony obraz metody wartościowania siebie. Ktoś nastawiony do siebie bardzo pozytywnie łatwo bowiem radzi sobie z niepowodzeniem: patrzy na nie z dystansu - i zachowuje dobre mniemanie o sobie. Życie nie może przecież być nieprzerwanym pasmem sukcesów! Z kolei ktoś nastawiony do siebie negatywnie, uporawszy się z jakimś zadaniem, nie dostrzega w tym przejawu swojej skuteczności, ale uznaje powodzenie za łut szczęścia - i nadal myśli o sobie źle.

Wydaje się zatem, że nasze zasadnicze nastawienie wobec siebie (pochodzące może jeszcze z dzieciństwa i nigdy nie kwestionowane) wpływa na sposób, w jaki interpretujemy swoje sukcesy i porażki, a nie jest ich prostym odzwierciedleniem. Poczucie własnej wartości zależy więc bardziej od naszych podstawowych przekonań, od pozytywnego lub negatywnego stosunku do nas samych, niż tylko od naszych powodzeń i niepowodzeń. Jest w dosłownym sensie "kwestią wewnętrzną".

Duchowość, sukces i poczucie własnej wartości

Z perspektywy duchowej sukcesy i porażki nie mają znaczenia dla naszej wewnętrznej wartości, podobnie jak postawa innych wobec nas. Wszyscy jesteśmy cenni w oczach Bożych! Wartość wewnętrzna nie płynie z tego, co robimy lub co posiadamy, ale z tego, że istniejemy - z naszej predyspozycji do Boga, a nie z zajmowanej przez nas pozycji w świecie.

Przypomnijmy sobie opowieść o dobrym Samarytaninie, który zatrzymał się w podróży, by pomóc napadniętemu i pobitemu człowiekowi. Zwykle podkreślamy różnicę między Samarytaninem i tymi, którzy wcześniej mijali rannego, ale się nim nie zainteresowali. Warto jednak także zwrócić uwagę na kontrast między bezradną ofiarą i skutecznym wybawicielem. Kto wydaje się bardziej wartościowy? Główną myślą przypowieści jest niewątpliwie to, że - przynajmniej w opinii Samarytanina - pobity cudzoziemiec, choć ignorowany przez wszystkich, zasługuje na życzliwość i wsparcie. Samarytanin traktuje obcego z szacunkiem, jaki mógłby okazać samemu sobie - i zdobywa tym nasze poważanie. Bo czy w głębi serca nie przyznajemy mu racji?

Obcy nie zyskuje szacunku i życzliwości Samarytanina przez swoje działanie, powodzenie ani pozycję w świecie - obrabowany i porzucony nie wygląda przecież na człowieka sukcesu - ale przez samo swoje istnienie. Naczelny rabin Jonathan Sacks pisał:

Nasza ludzka godność wynika stąd, że nikt, nawet genetycznie jednakowe bliźnięta, nie jest dokładnie taki sam jak ktoś inny. Nikogo z nas nie można zastąpić, wymienić, traktować tylko jako przedstawiciela pewnego typu. Właśnie to sprawia, że jesteśmy osobami, a nie zwykłymi organizmami czy mechanizmami[19].
Nasza zorientowana na sukces kultura szybko przechodzi od stwierdzenia: "Nie udało mi się", do oceny: "Jestem nieudacznikiem". Jednak porażka w konkretnej sprawie: konkurencji sportowej, egzaminie, przedsięwzięciu handlowym, powinna być dla nas rozczarowaniem, niczym więcej. Czy (w idealnych warunkach) nie kochamy dziecka bez względu na to, czy zajmuje pierwsze miejsce w zawodach, czy zdaje egzaminy z najwyższą lokatą i wszędzie budzi sympatię? Czy nie zdarza nam się szczególnie ciepłymi uczuciami darzyć właśnie kogoś, kto boryka się z problemami? Miłość dotyczy przecież osoby, nie jej sukcesów, statusu lub popularności. Łatwo jest nam to przyznać w odniesieniu do innych - lecz odrzucamy tę tezę, kiedy chodzi o nas samych. A każdy jest wartościowy i godny szacunku niezależnie od zasobności swojego konta bankowego, stopni na egzaminie, rekordu życiowego w sprincie, opinii otoczenia. Dlaczego tak trudno nam to przyjąć do wiadomości?

Przypisy:

[15] J. Gill, "Human Development" 1980, nr 3, s. 34.
[16] S. Coopersmith, Antecedents of Self-Esteem, dz. cyt., s. 18.
[17] B. Bettelheim, Wystarczająco dobrzy rodzice: jak wychowywać dziecko, tłum. D. Kubicka, M. Gawlik, Poznań: Rebis 2005.
[18] T. Owens, S. Stryker, N. Goodman (red.), Extending Self-Esteem Theory and Research, dz. cyt.
[19] J. Sacks, The Dignity of Difference: How to Avoid the Clash of Civilizations, London: Continuum 2003, s. 47.
 

Kup tą książkę


Zobacz także
Cezary Sękalski
Wśród mistrzów życia duchowego byli tacy, którzy działali na niewielkim terenie i mieli ograniczony krąg odbiorców. Propozycje formacyjne niektórych z nich traciły swoją aktualność wraz z przemianami społecznymi i kulturalnymi. Byli jednak i tacy, którzy odcisnęli ogromne piętno na rozwoju duchowości chrześcijańskiej, a ich propozycja do dziś pozostaje niezwykle aktualna. Do takich z pewnością należy św. Ignacy Loyola. 
 
ks. Krzysztof Grzywocz
Jeżeli sam człowiek jest autorem swoich snów, gdzie więc miejsce dla Boga? Jedno nie wyklucza drugiego. Przez sen mówi Bóg i człowiek. Nawet jeżeli w tej "produkcji" akcent pada na człowieka, Bóg nie pozostaje niemy. Mówi: "zobacz, jakie jest twoje wnętrze, nie bój się skonfrontować z prawdą o sobie, od której uciekasz"...
 
kl. Karol Szlezinger SCJ
Bóg na wiele sposobów pokazuje człowiekowi, że go kocha. Jednak dla wielu katolików miłość Boża jest pojęciem abstrakcyjnym. Nie mogą powiedzieć, że doświadczyli Bożej miłości, a tym bardziej że na niej zbudowali swoje życie. Problem leży głównie po stronie człowieka, który nie chce albo nie potrafi zauważyć czy przyjąć tego, że Bóg go kocha. Jakie są przejawy Bożej miłości względem nas? W jaki sposób Bóg przekonuje nas o swojej miłości? 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS