logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Mieczysław A. Krąpiec OP
Odpowiedzialność chrześcijanina za politykę
Cywilizacja
 


Polityka jako panowanie
 
Przejdźmy teraz do analizy rozumienia terminu „polityka”. Wyrażenie to jest jeszcze bardziej wieloznaczne, aniżeli „odpowiedzialność”. Mówimy bowiem o polityce tak społecznej, jak i indywidualnej, jaką człowiek prowadzi w stosunku do siebie samego, gdy sam sobie tłumaczy jak ma postępować, gdy preferuje działalność jednych władz psychicznych bardziej niż innych; słowem, gdy w stosunku do siebie, do swoich pożądań, nastawień „politykuje”, akcentując jedne wartości bardziej niż drugie. W klasycznej tradycji filozoficznej rozróżniano tzw. potestas despotica – „panowanie bezwzględne”, jakie człowiek posiada nad sobą w aspekcie motorycznym, gdy używa rozmaitych organów motorycznych (ręce, nogi, mięśnie) i potestas politica – „panowanie polityczne”, które człowiek sprawuje wobec swych władz psychicznych pożądawczych (zwłaszcza pożądania zmysłowego), gdy poprzez wywołanie odpowiednich obrazów wyobraźni potrafi siebie opanować i podporządkować rozumowi swe życie zmysłowo-pożądawcze, seksualne.
 
Mówimy o „polityce” w sensie pierwotnym i zasadniczym. W tym też sensie polityką byłoby dobieranie właściwych (realnych i realnie możliwych!) środków dla celu, jakim jest wspólne dobro. Motywem wszelkiego działania międzyludzkiego (a stosunki międzyludzkie stanowiły greckie państwo – polis) jest wspólne dobro społeczności. Tylko wspólne dobro jest racją dobierania właściwych środków, podporządkowanych celowi nadrzędnemu – wspólnemu dobru. Czymże jest jednak owo wspólne dobro, będące celem nadrzędnym społecznych działań? Jeśli rzeczywiście dobro jest celem, to może ono być tylko takim dobrem, które jest do osiągnięcia dla każdego człowieka – członka społeczności i poprzez które cała społeczność staje się lepsza i szlachetniejsza. A takim dobrem-celem jest wewnętrzny osobowy rozwój człowieka: rozwój ludzkich osobowych potencjalności, jego wartości specyficznie ludzkich, poznawczych, twórczych, moralnych. Im bardziej poszczególny człowiek jest wewnętrznie rozwinięty, im bardziej jest moralnie lepszy, im jest bardziej wykształcony, tym społeczność jest lepsza, bogatsza. Wewnętrzny rozwój człowieka poprzez aktualizację jego osobowych potencjalności jest ostatecznym celem wszelkich międzyludzkich działalności społecznych – polityki. Tak pojęte dobro wspólne jako cel działań „politycznych” posiada swe konieczne uwarunkowania poprzez celowe gromadzenie środków materialnych w danym społeczeństwie, umożliwiających realizację nadrzędnego celu – rozwoju osobowego człowieka. Środkami są wszelkie dobra ekonomiczne, w stosunku do których konieczna jest odpowiednia polityka ekonomiczna, jakiej realizacja nie może niszczyć nadrzędnego dobra: wartości osobowych, stanowiących o naczelnym dobru wspólnym.
 
Najbardziej doniosłym działem polityki społecznej (obejmującej celowe funkcjonowanie najrozmaitszych grup społecznych: od rodziny, poprzez gminy, partie, instytucje takie jak szkolnictwo, szpitalnictwo itd.) jest niewątpliwie polityka państwowa, której celem jest dobro wspólne obywateli danego państwa. I w tej dziedzinie mamy największe, już nie tylko praktyczne, ale także teoretyczne dewiacje i skrzywienia. Od czasów bowiem I. Kanta i jego krytyki metafizyki jako dziedziny nierealnej na polu bytu, oderwano od bytu – a w tym wypadku od bytowo-osobowej struktury człowieka – całą dziedzinę moralności jako sferę wartości istniejących poza bytem. Moralność miała, pozornie, pozostać dziedziną całkowicie autonomiczną, a stała się kompletnie służebna nie w stosunku do rozumu, ale w stosunku do sfery dążeniowo-uczuciowej. Zrozumienie interesu własnego państwa stało się naczelną maksymą polityki, w stosunku do której wszelkie inne wartości etyczne stały się służebne i podporządkowane. Dobry polityk to taki, który realizuje per fas i nefas interes własnego państwa i jego potęgę. A skoro dziedzina bytu, dziedzina bytów osobowych także jest ostatecznie niepoznawalna, to maksyma naczelna polityki nawet nie może zostać ograniczona poprzez obiektywne wartości bytowe osób ludzkich, bo moralność miała być autonomiczna – niezależna od metafizyki i bytu, który jest niepoznawalny. A gdy pod wpływem G. W. F. Hegla dołączono jeszcze teorię absolutnej supremacji państwa jako tworu wyższego nad nadsubiektywnym duchem przejawiającym się w poszczególnych jednostkach – to polityka w dużej mierze stawała się naprawdę „brudną robotą” w stosunku do konkretnych ludzi, którzy byli jedynie na usługach „całości” wyższej – państwa jako wcielenia ducha obiektywnego. Nadto praktyki polityczne XVIII i XIX w. nie ograniczały się żadnymi moralnymi względami, ale kierowały się jedynie uzyskaniem realnego sukcesu dla swego państwa. Wszystko to doprowadziło do stanu, gdy interesy państwowe poczęły się wyraźnie sprzeciwiać interesom obywateli wielu państwowych społeczności – w których kierowanie się prawdą, moralnością zostało realnie odrzucone, albo też poprzez „nowomowę” wprowadzono inne rozumienie prawdy i moralności – stworzone na użytek systemu politycznego. Sukcesy polityki państwowej nie były jednoznaczne z sukcesem i rozwojem obywateli, bo oddalenie się od prawdy pociągnęło zniweczenie wolności w niektórych ustrojach, albo jej zwyrodnienie w postaci terroru mniej lub bardziej zorganizowanego. Jeszcze do dziś wydaje się, że polityka państwowa nie ma wiele wspólnego z moralnością, a nieśmiałe próby poddania polityki pod rygory czy ideały moralności traktuje się jako marzycielstwo niewiele mające wspólnego z życiem.
 
Zobacz także
Joanna Sztaudynger
Eskimosi bardzo szanują prywatność drugiego człowieka. Jeśli zadają ci pytanie, czy jadłeś już kolację, to jest to zaproszenie, żeby przyjść do nich. Nie spytają wprost. Ale jeśli odpowiesz, że już jesteś po kolacji, to na pewno nie będą cię namawiać, żebyś wpadł jeszcze do nich. Jak już się jednak u nich znajdziesz i usiądziecie razem do stołu, to nie trzeba rozmawiać.

O samotności, w której można doświadczyć Boga, szacunku wobec odrębności drugiego człowieka i mądrości Waqa wśród Eskimosów – opowiada Wojtek Werhun SJ w rozmowie z Joanną Sztaudynger.
 
Maurycy Teo
Dusza ludzka, znana także jako dusza rozumna, istniała od samego początku ludzkości. Zaczęto jednak o niej mówić i zastanawiać się nad nią nieco później. Tales z Miletu nie zajmował się tym zagadnieniem niemal wcale, zakładając, że dusza (a raczej życie, gr. dzoe) jest nieodłączną częścią materii (gr. hyle). Jego dwaj następcy - Anaksymander i Anaksymenes - podchodzili do tego tematu podobnie...
 
Magdalena Urlich
Z proszeniem jest tak: ile osób, tyle podejść do sprawy. Niektórzy nie lubią innych o nic prosić. Boją się, co ktoś o nich pomyśli. Że oceni: nieporadny, niezdara. Albo przeciwnie: bezczelny, roszczeniowa. Czasem zanim zdecydujemy się prosić, pojawia się lęk przed tym, że za bardzo obciążymy kogoś naszym problemem. Albo niepewność, czy ktoś mówi „tak”, bo naprawdę chce pomóc, czy tylko nie potrafi powiedzieć „nie”.  
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS