logo
Środa, 24 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bony, Horacji, Jerzego, Fidelisa, Grzegorza – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Jacques Marin
Ogień i radość. Ewangelizacja w Duchu Świętym
Wyd Marianow
 


Ta książka nie jest kolejnym pobożnym apelem do księży i zakonników, jakoby ewangelizacja była tylko „ich sprawą”. To wezwanie do wszystkich ochrzczonych, żeby jeszcze raz przyjrzeli się swojemu chrześcijańskiemu dowodowi tożsamości i tym wszystkim racjom, które pozwalają im nazywać się ludźmi wierzącymi.

 
Wydawca: PROMIC Wydawnictwo Księży Marianów
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-7502-335-0
Format: 116x190 Stron: 416
Rodzaj okładki: Miękka
 
 
Kup tą książkę
 

 

Rozdział 2

Rzym – Zesłanie Ducha Świętego 1975


PODCZAS ZESŁANIA DUCHA
Świętego w 1975 roku w Rzymie odbył się pierwszy międzynarodowy Kongres Odnowy Charyzmatycznej, zorganizowany przez braci z Ameryki.

Aby wziąć w nim udział, grupa modlitewna z Nevers, do której należałem od pół roku, dużo wcześniej przeprowadziła zbiórkę pieniędzy wśród swoich członków. Wszyscy podjęli modlitwę, zgodnie dochodząc do wniosku, że to ja, od niedawna członek grupy, powinienem jechać do Rzymu i tam ją reprezentować. Co za niespodzianka! Powiedziałem, że nie rozumiem tej sytuacji, i odmówiłem przyjęcia tego prezentu, który uznałem za wspaniałomyślny, ale zupełnie nielogiczny. "W świecie, podobnie jak w wojsku, tak się nie dzieje. Odpowiedzialność i zaszczyty przypadają najstarszym z grupy, będącym na najwyższym stopniu. A tu miałby z tego skorzystać jakiś szaraczek?".

Nosiłem też w zanadrzu inny – jak mi się wydawało – przekonujący argument. Otóż z powodu tego kongresu miałoby mnie nie być w pracy pięć dni. Oczywiście z okazji uroczystości Zesłania Ducha Świętego przypadały dni wolne, ale trzeba było poprosić dodatkowo o dwa dni. Pracowałem wtedy w wytwórni mebli artystycznych na skalę przemysłową. Fabryka zatrudniała czterystu pracowników. Dłuższa absencja była wykluczona. Dlatego oświadczyłem, że udział w rzymskim kongresie jest dla mnie po prostu niemożliwy. Po czym znów podjęliśmy modlitwę.

Przy wyjściu czekała na mnie jedna z sióstr z fraterni: "Gdybyś któregoś wieczoru przyjechał pomodlić się z nami, to wspólnie powierzymy to Panu". Propozycji wspólnej modlitwy się nie odrzuca, więc po całym dniu pracy przejechałem osiemdziesiąt kilometrów. Szybko okazało się, że obawa, iż moja prośba o dni wolne nie zostanie zrozumiana, nie pochodziła od Pana. Na miejscu przekonałem się, że dyrektor nie będzie temu w ogóle przeciwny i że nawet wyjdzie to wszystkim na dobre. Modlitwa pomogła mi wraz z siostrami uczynić taki akt wiary.

Dyrektor – jak mi to zostało obwieszczone w modlitwie – przyjął mnie niezwykle miło. Kiedy powiedziałem mu, że chodzi o kongres w Rzymie, wykrzyknął: "Ależ oczywiście! Jedź do Rzymu! To najpiękniejsze miasto na świecie! Weź tyle wolnych dni, ile ci trzeba". Zupełnie zapomniałem, że mój dyrektor jest Włochem... Jego reakcja, gdy doprecyzowałem "chrześcijański" cel spotkania, dodatkowo potwierdziła to, co mi wcześniej oznajmiono. "Pomodlisz się za mnie i za moją rodzinę" – dodał. I tak uczyniłem. Po powrocie nadarzyła się okazja, by podjąć z nim rozmowę o wierze. W tej kwestii obowiązuje mnie jednak dyskrecja.

Po kilku miesiącach, uświadomiwszy sobie wszystkie łaski otrzymane w Rzymie dla naszej grupy modlitewnej, lepiej zdałem sobie również sprawę z mojego sprzeciwu wobec słowa, jakie bracia i siostry z grupy otrzymali od Ducha Świętego w trakcie modlitwy na mój temat. Wytłumaczyli mi wtedy: "Tu nie o ciebie chodzi. Ty masz przywieźć stamtąd dla nas skarby łask". Pozwoliło mi to zrobić dogłębny rachunek sumienia i dostrzec wszystkie te sytuacje z przeszłości, w których stawiałem opór Bożej łasce. Mogłem dzięki temu odbyć solidną spowiedź z łaską szczerego żalu i skruchy. Spotkania z miłosiernym Panem nie sposób jednak oddać w myśli czy słowach.

Bóg, w swojej wierności i dobroci, pragnął dla mnie wyłącznie jednego: ażebym został napełniony potęgą łask Ducha Świętego. Ja zaś opierałem się Jego planowi miłości – tak w życiu osobistym, jak i w sprawowaniu kapłaństwa, do którego zostałem powołany. Rzeczywiście jako sługa Boga wybitny nie byłem. Choć pewnie celowałem w zaślepieniu, gdy rozmijałem się z celem, nie będąc tam, gdzie Duch Święty mnie oczekiwał. Toczyła się ostra walka, abym w końcu zgodził się być Mu posłusznym; dopiero zaczynałem doświadczać Jego potężnej mocy w ludzkich sercach.

Zgodnie ze słowem otrzymanym przez braci na modlitwie pobyt w Rzymie był od początku do końca błogosławiony, i to w sposób zdumiewający. Nasza grupa, wychodząc z samolotu na lotnisku w Rzymie, musiała przejść odprawę celną (w tamtych czasach wymagano jeszcze paszportów). Celnik siedział w swoim okienku za szybką z pleksiglasu. A my, stojąc w ogonku, intonowaliśmy śpiewy allelujatyczne – choć półgłosem, żeby nie przeszkadzać. Kolejka niemalże stała w miejscu, bardzo wolno się przesuwając. Podszedłem bliżej, żeby zobaczyć, co się dzieje. Biedny celnik nie przestawał płakać, jedną ręką ocierał łzy, w drugiej trzymał paszporty, czasem do góry nogami, udając, że je przegląda. Zwróciłem się wtedy do niego: "Jeśli to Panu przeszkadza, przestaniemy śpiewać". Jako ksiądz robotnik, rozumiałem, że mogliśmy utrudniać mu pracę. Celnik łamaną francuszczyzną odpowiedział: "Nie, nie! Śpiewajcie! To takie piękne!". Dopiero co wylądowaliśmy, a już mogliśmy przekonać się o pięknie i potędze wielbienia Ducha Świętego. Jeszcze nic nie widzieliśmy, nawet nie stawiliśmy się na kongres, w którym miało brać udział jedenaście tysięcy osób, a Duch Święty już się objawiał.

Kiedy pomiędzy uwielbieniem a katechezami wracaliśmy na kwaterę jako sześcio- lub dwunastoosobowa grupa, na bulwarach mijaliśmy innych wiernych. Zatrzymywaliśmy się wtedy, proklamując: "Alleluja!". Stawaliśmy w kręgu, chwytając się za ręce, i modliliśmy się we wszystkich językach. Czasem podejmowano tłumaczenie. Najistotniejszy jednak był namacalny, widoczny przejaw wielkiej komunii, jaka przez tyle godzin była naszym udziałem dzięki Duchowi Świętemu. Czasem opodal przystawał jakiś policjant. Popatrzył, zastanowił się, pojechał dalej... Nie bardzo rozumiał, co się dzieje, ale ukarać nas za nic nie mógł!

Katechezy na temat Ducha Świętego i charyzmatów miały charakter wyraźnie formacyjny, a jednocześnie bardzo mocno nas poruszały. Wychodząc z katechez małymi grupami, od razu wcielaliśmy w życie to, co przed chwilą otrzymaliśmy. Tak też było z katechezą na temat modlitwy, podczas której Duch Święty uzdrawiał chorych.

Nasza grupa frankofońska składała się z Francuzów i Kanadyjczyków – w sumie piętnastu osób. Siedząc w kręgu, mieliśmy modlić się nad obecnym wśród nas chorym. Okazało się jednak, że chorego... nie ma. Przypomniało mi się wtedy, że uzdrowienie już się u mnie rozpoczęło. Dlatego uklęknąłem, aby prosić o więcej wiary, podobnie jak apostołowie, którzy pewnego dnia zwrócili się do Jezusa: "Dodaj nam wiary" (Łk 17, 5). Po skończonej modlitwie wróciłem na swoje miejsce. Gdy siadałem, trąciłem łokciem pewną kobietę, która osunęła się na ziemię. O nic nie prosiła. Nikt też nic do niej nie mówił. Więc tak leżała, trwała, w spoczynku w Duchu Świętym... Po raz pierwszy widzieliśmy ten sposób działania Ducha, który dotyka nie tylko serc i dusz, ale także ciał. Nie mieliśmy całkowitej pewności, co się dzieje. Zaintonowaliśmy więc śpiewy allelujatyczne przewidziane w sytuacji zadziałania charyzmatu uzdrowienia. Kobieta zaczęła się podnosić, a my pomogliśmy jej usiąść. Głośnym śpiewem dziękowaliśmy Panu. Wówczas ona podniosła ręce do góry i poruszając dłońmi i palcami, powiedziała: "Spójrzcie, zostałam uzdrowiona. Mam siedemdziesiąt lat i nie byłam już w stanie sama się ubrać z powodu paraliżu!". Ta kobieta, o imieniu Jeanne, pochodziła z Montrealu.

Co się stało? W następstwie mojej modlitwy o wiarę zwyczajne dotknięcie tej osoby łokciem spowodowało uzdrowienie. W późniejszym czasie doświadczyłem tego wielokrotnie (np. kładąc rękę na ramieniu chorego) i wielu ludzi może o tym zaświadczyć. Z Ewangelii wiemy, że Jezus często uzdrawiał tym gestem: w przypadku dwóch niewidomych "dotknął ich oczu" (Mt 9, 29); "przyprowadzili Mu niewidomego i prosili, żeby się go dotknął" (Mk 8, 22); "Jezus wyciągnął rękę i dotknął go, mówiąc: "Chcę, bądź oczyszczony"" (Łk 5, 13); "I dotknąwszy ucha, uzdrowił go" (Łk 22, 51).

Podczas pobytu w Rzymie dosłownie z godziny na godzinę odkrywaliśmy potężną moc Ducha Świętego poprzez charyzmaty, których Bóg udziela "dla dobra wszystkich" (1 Kor 12, 7). Pan wysłuchiwał także tych, którzy w duchu wiary zorganizowali nasze rzymskie spotkanie.

Po spotkaniu międzynarodowym w Rzymie w kolejnych latach odbyło się wiele spotkań we Francji. Zwłaszcza spotkania w Lyonie i w Strasburgu, mające wyraźny wymiar ekumeniczny, wywarły duży wpływ na Odnowę Charyzmatyczną we Francji, doprowadzając do odnowienia posługiwania charyzmatami w grupach modlitewnych.


Zobacz także
ks. Andrzej Siemieniewski
Kto chce zrozumieć istotną nowość modlitwy w grupach charyzmatycznych, nie może nie zauważyć, że kulminacją pierwszego etapu drogi wzrastania w formacyjnym "Seminarium" jest pewna decyzja. Droga ta nie wyczerpuje się bowiem w sumujących się drobnych krokach akceptowania kolejnych porcji chrześcijańskiego poglądu na Boga i na człowieka, ale prowadzi do radykalnej w skutkach konfrontacji z całym dotychczasowym życiem. 
 
Joanna Jonderko-Bęczkowska
Nie wszyscy mają szczęście mieć świętych rodziców, takich jak np. Louis i Zélie Martin – beatyfikowani rodzice św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Co z całą rzeszą tych, których rodzice nie mogą służyć za dobry przykład? Jak czcić rodzica, dla którego dziecko bywa obciążeniem albo zabawką? Jak dzieci mają się nauczyć miłości od nieświętych rodziców? 
 
Dariusz Piórkowski SJ
Krew i woda, które wypłynęły z boku Zbawiciela, to symbol łaski. Dzisiaj Chrystus udziela jej wierzącym w sakramentach, by i oni odważyli się wejść i trwać na drodze dojrzewania. Bo miłości bezinteresownej nie można sobie wypracować ani na nią zasłużyć. Przyjmuje się ją z Bożych rąk jak kromkę chleba. Tyle że często przelewanie boskiej miłości nie dokonuje się inaczej, jak tylko przez otwartą ranę ludzkiego serca.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS