logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Amedeo Cencini
Ojciec marnotrawny
Wydawnictwo eSPe
 


Rok wydania/ stron 2001, stron 72
Oprawa miękka
Format 115x190
Cena 9.50 zł.
ISBN 83-88683-28-4

 
Starszy syn: niepamięć miłości (lub zanik pamięci)
 
Starszy syn z przypowieści o synu marnotrawnym jest w pewnym sensie wyobrażeniem chorej pamięci albo też jakiegoś dziwnego sposobu stawiania się wobec własnej (lub cudzej) przeszłości.
 
SKAZANY NA ROBOTY PRZYMUSOWE
 
Zasadniczo ktoś taki jak starszy brat jest niewdzięcznikiem; nie jest on wdzięczny za otrzymane dobra, co więcej, nie zauważa nawet, że zawsze przebywał w domu ojca, że miał ojca, którego jest synem i z którym dzielił i dzieli wszystkie dobra. Jest jak sierota, bez zakorzenienia i bez relacji, bez rodzeństwa i bez rodziców. Uważa, że wszystko zawdzięcza samemu sobie, że jest całkowicie niezależny, że nie ma komu i za co dziękować, a przynajmniej nie skłania go do tego jego pamięć. Dobrego starca, który uważa się za jego ojca, zawsze uważał za szefa, za przełożonego, którego wstydził się poprosić choćby o pozwolenie na urządzenie sobie zabawy z przyjaciółmi; za właściciela, któremu służył przez całe życie (co uczyniło z niego niewolnika) i względem którego był skazany na roboty przymusowe; albo za władcę, którego obawiał się do tego stopnia, że nigdy nie przekroczył żadnego jego polecenia; albo za starego skąpca, który niczego mu nigdy nie podarował; albo za starego naiwniaka, oszukanego przez sprytnego młodszego syna i teraz ponownie oszukanego przez tego samego syna udającego skruchę; albo może za zwykłego współczesnego ojca, który zwykle wyróżnia i bardziej kocha młodszego syna półgłówka, zaś nie docenia starszego syna, który zawsze był względem niego lojalny.
 
W najgłębszej warstwie tej przypowieści starszy syn przedstawia postać surowego i moralizatorskiego cenzora, który kryje się po trosze w każdym z nas i sprzeciwia się powrotowi, odnalezieniu się brata, który się zagubił. Jest to ten wymiar dumnego i aroganckiego „ja”, które nie chce i nie potrafi zgodzić się na własne słabości, które chciałoby pokonać i unicestwić na zawsze każde ograniczenie i niedojrzałość, które nie nauczyło się przyjmować w pełni własnej przeszłości i odwdzięczać-wspominać – wśród własnych słabości – miłosierdzie Ojca.
 
Taki nienaturalny sposób patrzenia na swe przeszłe i teraźniejsze życie nie otwiera oczywiście na przyszłość, na ufność, na przeżywanie radości, na wspólne biesiadowanie, na pojednanie prowadzące do powołania, na życie w perspektywie wdzięczności za otrzymane dobro, co prowadziłoby do bezinteresownego i nieuchronnego – chociaż w pełni dobrowolnego – daru z samego siebie.
 
Ów starszy syn, a raczej ta sierota, kryje się, jak powiedzieliśmy, po trosze w każdym z nas i – jeśli nie zostanie rozpoznany – wyrządza ogromne szkody. Często to właśnie on uniemożliwia wielu młodym ludziom jakiekolwiek pojednanie, jakiekolwiek odwdzięczenie się rozumiane jako rozpoznawanie w historii własnego życia nowego znaczenia czy nowej logiki..., z której można byłoby wyprowadzić własny pomysł na życie. Moglibyśmy posunąć się do stwierdzenia, że ten ukryty w nas nieszczęśnik jest najbardziej odpowiedzialny za kryzys powołania. Nierzadko bowiem i dzisiaj można znaleźć młodych (i nie tylko młodych) ludzi z „chorą pamięcią”, którzy nie są pogodzeni z własnym życiem i z własną przeszłością i źle odczytują własną historię. W epoce programów gromadzenia danych w niemal nieograniczonych zasobach pamięci coraz częstsze są zjawiska niepamięci. Pewne odcinki życia są nigdy nie odwiedzane z powodu tajemniczych wirusów, które skażają pamięć albo czynią człowieka wierzącego pozbawionym pamięci, niezdolnym do uznania i opowiedzenia własnej historii, w której mógłby znaleźć punkt zaczepienia do odkrycia swego powołania. Mogą to też być diabelskie wirusy, które wymazują nawet całe partie życia, zwłaszcza okresy słabości, wraz z tajemnicą łaski Bożej, która zdolna jest działać także w ludzkiej słabości.
Przyjrzyjmy się przynajmniej niektórym rodzajom chorej i niepojednanej pamięci oraz przykładom złego odczytania własnych przeżyć.

Zobacz także
ks. Waldemar Irek
Los chrześcijanina został w akcie Chrztu Świętego oddany w ręce Bogu. Kościół po trzykroć zadał rodzicom pytanie, czego właściwie chcą dla swojego dziecka i czy są tego świadomi. Odtąd do Boga należy się zwracać w każdej sprawie życiowej. W zdrowiu i chorobie. On ciągle JEST blisko człowieka i nie opuszcza go nawet wtedy, gdy ten się odwraca i udaje, że Boga nie ma.
 
Ks. Mariusz Pohl
Kiedy Apostołowie prosili Chrystusa: „Przymnóż nam wiary”, to prawdopodobnie nie wiedzieli, o co prosili. I to chyba chciał im uświadomić Jezus – jak wielką moc mogą otrzymać do swej dyspozycji. Oczywiście, siła ta w żadnym wypadku nie powinna służyć popisywaniu się sztuczkami typu: „Morwo, przesadź się w morze”. Chrystus to nie David Coperfield: nie chce nas zabawiać, lecz zbawiać. I tak samo Kościół: nie jest instytucją rozrywkową ani magiczną pałeczką, lecz środowiskiem życia duchowego i drogą do Boga.
 
Przemysław Radzyński
Pamiętam jak opiekowałem się mocno upośledzonym chłopakiem – karmiłem go, przekładałem z łóżka na wózek. W tym czasie nie zdałem jakiegoś kolokwium u jednego z profesorów. Jak mnie zobaczył przy tym niepełnosprawnym, to podszedł do mnie i powiedział ze łzami w oczach, że nie muszę tego kolokwium u niego powtarzać, bo już zdałem egzamin z miłości.

Z ks. Janem Kaczkowskim rozmawia Przemysław Radzyński
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS