logo
Środa, 24 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bony, Horacji, Jerzego, Fidelisa, Grzegorza – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Amedeo Cencini
Ojciec marnotrawny
Wydawnictwo eSPe
 


Rok wydania/ stron 2001, stron 72
Oprawa miękka
Format 115x190
Cena 9.50 zł.
ISBN 83-88683-28-4

 
Syn marnotrawny: pielgrzymka pojednanej pamięci
 
Spróbujemy wreszcie przejść drogę, która mogłaby doprowadzić młodego człowieka do pojednania z samym sobą i z własną przeszłością, a następnie do odpowiedniej decyzji powołaniowej co do jego przyszłości. Patrząc z punktu widzenia Roku Jubileuszowego możemy wyobrazić sobie tę podróż jako pielgrzymkę pokutną. Syn marnotrawny wydaje się być ikoną takiego pielgrzyma. Powołaniowe kierownictwo duchowe winno być pojmowane właśnie jako pielgrzymka pokutna, która doprowadza do pojednania powołaniowego.
 
Spójrzmy na najbardziej decydujące etapy tej pielgrzymki na tle omawianej przypowieści, a zarazem na tle przeżywanego wydarzenia jubileuszowego. Moglibyśmy też podjąć pewne kluczowe hasła tego wydarzenia.
 
Pielgrzymka
 
Syn marnotrawny wydaje się lubić podróże. Porzuca ojcowski dom w poszukiwaniu szczęścia, lecz później – oszukany i rozczarowany własną przygodą – wraca do domu ojca. Jest to droga typowa dla wszystkich, dla każdego dziecka na jego drodze życiowej. Mamy tu do czynienia z pewną cyklicznością, która wydaje się stanowić część tajemnicy bycia dzieckiem; wyrusza się i wraca do punktu wyjścia, chociaż przebieg tej drogi jest zawsze różny i różne jest odkrywanie znaczenia i sposobu bycia synem. Co chcemy przez to powiedzieć?
 
1. Pielgrzymowanie syna
 
Chcemy podkreślić, jakie znaczenie ma uważanie się za pielgrzymów w poszukiwaniu sensu, prawdy, siebie samych, Boga... Być dziećmi Bożymi znaczy stopniowo pojmować znaczenie tej relacji. Jest to pierwszy etap na drodze kierownictwa duchowego: zafascynowanie i pobudzenie do podjęcia decyzji odbycia „świętej drogi”, usunięcie pewnego lenistwa czy chęci odbycia tej drogi bez przemieszczania się, bez ponoszenia trudu, bez „wstawania z miejsca” lub spychając zajęcie się tą sprawą na innych. Wybór powołania – jako wyraz bycia synem w pełni – znajduje się na końcu przebytej przez nas drogi, na którą wkroczyliśmy właśnie dlatego, że pociągnęła nas i zaskoczyła nadzwyczajność prawdy i daru.
 
Jakże trudno jest dziś spowodować u młodzieży zaskoczenie i zauroczenie prawdą albo sprawić, by zechciała ona poszukiwać jej i ją zgłębiać oraz pielgrzymować na drogach życia i wiary! Dziś bardzo mocno podkreśla się skłonność do oczekiwania, że inni zrobią to, co do nich należy, że za młodzież trzeba wszystko zrobić, jakby chciała ona uwolnić się od samej siebie. Mówi się też, że młodzież oczekuje, że życie w pewnej chwili po prostu wszystko przed nią odsłoni, zwalniając ją od trudów poszukiwań. Poszukiwań, które muszą być konkretne i nie mogą być byle jakie czy improwizowane. Rozważmy więc poszczególne etapy tego pielgrzymowania.
 
2. Etapy pielgrzymowania
 
Pielgrzymowanie, o którym mówimy w świetle tej przypowieści, jest przede wszystkim zmierzaniem do własnej, synowskiej tożsamości, a zatem do pełnego pojednania z prawdą o samym sobie, do pojednania prowadzącego do powołania i do odkrycia Bożego planu względem siebie. Jest zmierzaniem zapoczątkowanym przez oddalenie się od ojcowskiego domu z ambicją – zresztą wkrótce okazało się, że chybioną – stworzenia i spełnienia siebie poza relacją z ojcem („w odległej krainie”). Odtąd właśnie zaczyna się prawdziwe pielgrzymowanie syna, każdego syna, w jego poszczególnych etapach.
 
• „Już nie jestem godzien nazywać się twoim synem...”
 
Pierwszy etap jest być może najdłuższy; chodzi o „wejście w samych siebie”, czyli o odkrycie pełnej prawdy o sobie. W naszej przypowieści ta prawda o samym sobie została wyrażona przy pomocy dwóch bardzo jasnych stwierdzeń, jakby dwóch uwag, które młodszy syn trzeźwo czyni pod własnym adresem. Pierwsze stwierdzenie jest uznaniem swej porażki i wynika z porównania sytuacji własnej nędzy z sytuacją najemników w domu jego ojca. Drugie stwierdzenie jest szczerym i niedwuznacznym przyznaniem się do własnego grzechu i niegodności.
 
Ważny jest fakt, iż on uznaje, że nie jest już godzien nazywać się „synem”. Co znaczy być synem, zostaje powiedziane na końcu przypowieści, kiedy ojciec – próbując przekonać starszego syna – wyznaje mu: „wszystko moje do ciebie należy” (Łk 15,31). Gdy młodszy syn stwierdza swoją niegodność, by być synem, oświadcza – choć pośrednio – że coś zostało przerwane w tej ich relacji, w tej doskonałej jedności pomiędzy tym, co ma ojciec, a tym, co posiada syn; przyznaje, że sam postawił się poza tą logiką lub że tak naprawdę nigdy w nią nie wierzył. Rzeczywiście, najpierw zażądał własnej części dziedzictwa, uważając, że należy mu się ona na mocy prawa („daj mi część majątku, która na mnie przypada”), nie zaś na zasadzie niezasłużonego daru. Przywłaszczywszy ją sobie, użył jej dla samego siebie, roztrwonił ją, zaprzedając jednocześnie samego siebie i staczając się do poziomu pastucha świń. Nie potraktował swej części jako daru i zgodnie z logiką daru.
 
W życiu każdego z nas zdarzyło się mniej więcej coś takiego: syn marnotrawny wyraża naturalną i głęboko – obecną w każdym z nas – chęć pójścia sobie, zabrania własnej części, pojmowania życia jako coś należnego, a dóbr otrzymanych jako coś, „co na mnie przypada”, by następnie łudzić się, że można realizować się niezależnie od zobowiązań, również od zobowiązań wobec Boga, odbieranego nie jak dobry ojciec, ale jak podstępny pracodawca... Ważne jest, by – prowadząc młodego człowieka – pomóc mu zdać sobie sprawę z tej sytuacji oraz dostrzec jej fałsz.
 
Kompetentny kierownik duchowy nie daje po prostu wskazówek czy nakazów, lecz prowadzi daną osobę do zdania sobie sprawy z tego, że sama wyrządziła sobie krzywdę. Należy prowadzić młodego człowieka do zrozumienia, że nie wypada mu nadal postępować w ten sposób. Wyrzekł się swojego bycia synem, to teraz karmi świnie...
 
Zwykle odczucie zaskoczenia pięknem prawdy następuje równocześnie z wyzwoleniem, jakie daje uznanie własnej porażki; ale i sama porażka może zadziałać jako coś, co nas otwiera na odczucie zaskoczenia, tak jak się to przytrafiło synowi marnotrawnemu.
 
• „Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca”
 
Być może to, co popchnęło syna do powrotu do ojca, nie było motywem szlachetnym, ale liczy się to, że postanowił podźwignąć się ze swej sytuacji i wyruszyć do tego, którego nie przestał nazywać „swoim ojcem” („zabiorę się i pójdę do mego ojca...”), by szczerze wyznać mu własny grzech i oświadczyć, że jest gotów być nawet najemnikiem i ostatnim z jego sług.
 
Oto decydujący etap towarzyszenia duchowego: wprowadzić kogoś na drogę ku Ojcu w znaczeniu, które wcześniej uściśliliśmy (być ojcem samego siebie) i wskazanym przez przypowieść (odczuć litość do samego siebie), ponieważ tylko On, jako Stwórca i Ojciec mojego życia, może mi ukazać mnie samego, odkrywając przede mną powołanie, rolę, którą powinienem odegrać w życiu. To doświadczenie jest udziałem Piotra: „Ty masz słowa życia wiecznego” (J 6,68). Jest ono także udziałem strażników wysłanych przez faryzeuszy, by pochwycili Jezusa; zostali oni urzeczeni Jego słowami: „Nigdy jeszcze nikt nie przemawiał tak, jak ten człowiek przemawia” (J 7,46). Być synem oznacza także wyrzeczenie się ambicji do samookreślenia się, do posiadania kluczy zrozumienia własnej osoby, do nieposiadania żadnych pośredników...; Być synem oznacza uczyć się prosić, u-praszać, wiedząc, że „każde powołanie rodzi się z u-praszania”. Być synem oznacza nieustannie „powracać” do Ojca nie tylko po to, aby odnaleźć samego siebie, lecz także po to, by przywrócić tę życiową relację, w której człowiek rozpoznaje własną godność, ponieważ to, co należy do Ojca, należy także niego.
 
Towarzyszenie powołaniowe powinno zrodzić w młodym człowieku pewną za ojcostwem, jak również tęsknotę za prawdą, autentycznością, mądrością i za pięknem.
Szczęśliwy młody człowiek, który ma blisko siebie kogoś, kto mu towarzyszy w tym powrocie i zawsze wspiera jego decyzję! Szczęśliwy młody człowiek, który powróciwszy do Ojca odnosi wrażenie, że powrócił do własnego domu, że odnalazł własne korzenie! Szczęśliwy młody człowiek, który nauczył się odnajdywać siebie ukrytego z Chrystusem w Bogu, w Jego Słowie, w kontemplowanej tajemnicy!
 
•„Ojciec wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go”
 
Trzeci etap jest po prostu przyjęciem daru. Tu bowiem nie spotykamy już słów młodszego syna, nic się nam już więcej nie mówi o nim i o jego reakcji, lecz wszystko pozwala nam sądzić, że syn pozwolił się objąć tym uściskiem i że w uścisku tym odkrył i zarazem odnalazł ojcostwo swego ojca oraz prawdziwsze znaczenie bycia jego synem.
 
Ojcowskie wybiegnięcie naprzeciw, wzruszenie, rzucenie się na szyję, pocałunek i słowa ojca stanowią teraz o wartości syna, wyrażają jego godność, mówią ile jest wart. Jednocześnie stają się sposobem odczytania jego przeszłości, która zostaje wyzwolona-odbudowana, ale i – jak wspomnieliśmy wcześniej – sposobem zaprojektowania jego teraźniejszości i przyszłości. Podobnie najlepsza szata, pierścień na rękę, sandały na nogi, uczta, święto, a nawet utuczone cielę, które czyni z ojca kogoś, kto się nie ogląda na koszty – wszystko to jest znakiem radości i staje się częścią nowego – czekającego na zrealizowanie się – wymiaru syna. To nowe powołanie syna jest jakby teraz dopiero usłyszanym wezwaniem do przeżycia w zupełnie nowy sposób jego synowskiego wymiaru. Jakże prawdziwe jest to, co mówi ojciec jakby usprawiedliwiając się ze swojej radości: „Ten syn mój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”. Umarła w nim świadomość bycia synem, a teraz, wracając do życia, obudził w sobie świadomość obowiązku doprowadzenia swojego synostwa do pełnego wymiaru; stracił z oczu swoje powołanie, a teraz je odnajduje.
 
Oto gdzie i kiedy dokonuje się odkrycie własnego powołania: ojcowskie rzucenie się na szyję i pocałunek pozwalają odkryć jednocześnie i syna, i powołanego lub – jeśli wolimy – pozwalają dostrzec wewnątrz swego synostwa wezwanie do jego przeżycia, do bycia godnym otrzymanego daru, do postrzegania całego życia jako przypowieści, wyrażającej piękno bycia synem i określającej przyszłość jako konkretną i oryginalną interpretację tego piękna.
 
Decydującym etapem jest świadomość bycia synem, zdawanie sobie sprawy, że nie uczyniliśmy nic, by zasłużyć sobie na istnienie oraz na pozostawanie codziennie wobec nieoczekiwanego i zawsze niezasłużonego daru, który stale odnosi nas do tajemnicy życia i który woła z mocą i żąda z naciskiem, by tę tajemnicę przyjąć. Zainwestujmy więc w tę centralną prawdę, ponieważ jeśli doprowadzimy młodego człowieka do tej świadomości, staną się możliwe wszystkie inne wezwania. Najpierw jednak doprowadźmy do tej odnowionej i wzruszającej świadomości. Kryzys powołaniowy jest kryzysem świadomości synowskiej (czyli jest kryzysem wiary!).

Zobacz także
Ewa Olszewska
Gdy słyszę „przepis na szybko”, skojarzenia mam dość jednoznaczne. Lakoniczny, konkretny, prosty, w znaczeniu niezłożony, kilkuskładnikowy i – co niezmiernie ważne – powszechny. Inaczej mówiąc, jeśli postąpię zgodnie z przepisem, osiągnę cel. Jedynym warunkiem jest ścisłe przestrzeganie zaleceń, bez własnych pomysłów, wariacji, ulepszeń czy uproszczeń, które mogłyby tylko zaszkodzić. Tyle na wstępie o formie naszych rozważań. 
 
Krzysztof Przybyłowicz
Św. Paweł pisał do chrześcijan zamieszkujących w Kolosach: Jeśli więc razem z Chrystusem powstaliście z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus "zasiadający po prawicy Boga". Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi. Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu...
 
ks. Jarosław Klimczyk CRL
Piszę te słowa w przeddzień ogłoszenia Roku Kapłańskiego przez papieża Benedykta XVI i w tym czasie zastanawiam się co to znaczy być dobrym i świętym kapłanem i co mam zrobić, jak mam żyć, aby nim zostać. Z Ewangelii wyczytałem zdanie Pana Jezusa wypowiedziane w wieczerniku w Wielki Czwartek: Sługa nie jest większy od swojego Pana...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS