logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Henryk Skoczylas CSMA
Opiekuńcza miłość
Któż jak Bóg
 


„Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem…
Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich brałem.
Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę
– schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go”
(Oz 11, 1-4)

„Tak nisko upadł lud,
że nie umiał już chronić swego potomstwa”
(Albert Dam)

 

Okazuje się, że przeżycia z dzieciństwa mają wpływ na całe nasze późniejsze życie. Doktor David Henry przez całe życie nie był w stanie wymazać ze swego serca trzech rzeczy, które pozostawiło w nim dzieciństwo: biedy, zmartwienia i żałoby. Urodził się w Stanach Zjednoczonych, w Południowej Wirginii, w górskiej wiosce odciętej od świata. Chociaż jego ojciec pracował ciężko po piętnaście godzin na dobę, nie był w stanie zapracować na godne utrzymanie czteroosobowej rodziny, gdyż mnóstwo pieniędzy pochłaniało leczenie córki, która i tak umarła w piętnastym roku życia. Wszyscy w rodzinie cierpieli po swojemu, ale na ten temat zapanowała zmowa milczenia. David jeszcze za życia swej siostry wyjechał z domu do pobliskiego miasta, gdzie pracował i uczył się. Był nieprzeciętnie zdolny. Po szkole średniej bez trudu dostał się na medycynę, zdobył stypendium i został wyróżniającym się chirurgiem. 

Narodziny bliźniąt

Od początku zaczął pracować w szpitalu w Lexington. Wiodło mu się dobrze, ceniono go i on także dawał z siebie wszystko. Wkrótce założył rodzinę i w rok później oczekiwał na narodziny swego dziecka. Miało to miejsce w roku 1964. Pewnej zimowej nocy, doktor David Henry pomimo strasznej zamieci śnieżnej szczęśliwie zawiózł żonę do szpitala, ale lekarz który miał odebrać poród uległ niestety wypadkowi. To zmusiło doktora do samodzielnego odebrania porodu. Na świat przyszły jego własne bliźnięta. Syn, urodzony jako pierwszy, okazał się całkowicie zdrowy. Kiedy pojawia się córka, doktor od razu dostrzegł, że jest chora na zespół Downa. W ułamku sekundy – sądząc, że robi to, by uchronić przed bólem swoją żonę, Norah – podejmuje decyzję, która na zawsze odmienia dotychczasowe życie jego i żony. Prosi pielęgniarkę, Caroline Gill, aby zawiozła dziecko do domu opieki dla niepełnosprawnych w Louisville i nigdy nie ujawniała sekretu jego istnienia. Caroline nie potrafi jednak tak po prostu porzucić niemowlęcia. Przenosi się do innego miasta i decyduje się sama wychowywać niepełnosprawne dziecko. Żona doktora, Norah Henry, która wie tylko tyle, że córeczka zmarła przy narodzinach, wciąż żyje w nieutulonym żalu, co wywiera zgubny wpływ na całe jej małżeństwo.

Pielęgniarka Caroline Gill

Jej prawdziwe życie zaczęło się dopiero wtedy, gdy z Phoebe, porzuconą córką doktora na ręku, zawróciła z domu opieki dla niepełnosprawnych w Louisville. Spakowała manatki i dyskretnie wyprowadziła się z Lexington, przeprowadzając się do odległego o setki kilometrów Pittsburga, gdzie wkrótce znalazła dobrą pracę i dom dla siebie i dziecka. Została zatrudniona przez Dorotę March w charakterze opiekunki jej ojca, osoby starszej i schorowanej. Ta praca była dla niej prawdziwym darem niebios i Caroline świetnie o tym wiedziała. Była to bowiem praca z zamieszkaniem. Dorota March miała tytuł doktora w dziedzinie fizyki. Pracowała na wydziale uniwersytetu, którym niegdyś kierował jej ojciec, Leo March, błyskotliwy i dobrze znany naukowiec. Starszy pan miał teraz osiemdziesiąt parę lat i wciąż był w niezłej kondycji fizycznej, ale problem w tym, że zaczęły mu się zdarzać zaniki pamięci i od czasu do czasu tracił poczucie zdrowego rozsądku. Po jego śmierci, Dorota March pozwoliła im nadal mieszkać w tym domu, a Caroline bez problemu otrzymała zatrudnienie w szpitalu. Wkrótce po tym wyszła za mąż za dobrego i pogodnego człowieka, który stał się dla Phoebe prawdziwym ojcem.

Skutki ukrywanej tajemnicy

Rok 1970. Żona doktora Henry’ego, Norah nie potrafiła już odbierać świata w ten sam sposób, co wcześniej. Strata, jaką poniosła, pozostawiła na niej piętno bezradności, i z tą bezradnością walczyła, wypełniając dzień aż do ostatniej minuty; wciąż nosiła w sobie smutek jak ciemny kamień zamknięty w zaciśniętej dłoni. Doktor David marzył o tym, żeby przynieść jej ukojenie, ale żadne właściwe słowa nie przychodziły mu na myśl. Na pozór był człowiekiem, któremu w życiu wszystko się udało, a mimo to nigdy nie czuł – choć miał taką nadzieję – dumy, spełnienia ani pewności siebie. Każdego ranka zatrzymywał się na progu gabinetu i obserwował swój czysty, uporządkowany świat: ułożone porządnie rzędy instrumentów, nieskażoną biel tkaniny przykrywającej stół do badań. Teraz zrozumiał, że żyje jak w więzieniu od momentu, gdy oddał Caroline Gill swoją córkę. Całe jego życie kręciło się dookoła tamtego pojedynczego zdarzenia – wciąż widział nowonarodzone dziecko, leżące w jego ramionach, a potem własne ręce, wyciągnięte do obcej kobiety, żeby oddać jej maleństwo. Otóż z tego powodu, teraz, chociaż żyją w ogromnym wygodnym domu, czują się jak para całkiem obcych sobie ludzi. Niezależnie od tego, jak bardzo David stara się uczynić życie swego syna Paula gładkim jak jedwab, pozostaje faktem, że zbudował to życie na kłamstwie. Chciał uchronić żonę i jedynaka przed problemami, z powodu których sam cierpiał w dzieciństwie, a mimo to jego wysiłki wykreowały innego rodzaju cierpienia, których istnienia nie potrafił przewidzieć.

 
1 2  następna
Zobacz także
Monika Białkowska
Jedni je lubią, drudzy się boją, jeszcze inni omijają „na wszelki wypadek” – jakby udawanie, że cmentarze nie istnieją, odsuwało od nas konieczność śmierci. Ani udawanie, ani lęk nie zmienią rzeczywistości: śmierć przyjdzie. Boimy się własnej śmierci i boimy się śmierci bliskich. Być może właśnie uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny, kiedy odwiedzamy groby, są dobrą okazją do tego, by skonfrontować się ze swoimi lękami. To okazja, by zapytać o ich źródło, o sens i o to, czy jesteśmy wobec nich bezradni. 
 
ks. Marek Wójtowicz SJ
W liście apostolskim Jana Pawła II Salvifici doloris z 1984 r. jest rozdział zatytułowany Ewangelia cierpienia, w którym czytamy: Człowiek nie odnajduje sensu swego cierpienia na swoim ludzkim poziomie, ale na poziomie cierpienia Chrystusa. Równocześnie jednak z tego Chrystusowego poziomu ów zbawczy sens cierpienia „zstępuje na poziom człowieka” i staje się poniekąd wyrazem jego własnej odpowiedzi. 
 
ks. Marek Dziewiecki
Pierwszą rzeczą, która jest zła dla człowieka, to samotność. Każdy potrzebuje wsparcia ze strony różnych ludzi i środowisk, pragnie wnieść swój pozytywny wkład w życie innych. Wspólnota rodzinna - chociaż najważniejsza - nie może zaspokoić wszystkich naszych potrzeb czy aspiracji. Konieczne są również inne wspólnoty i środowiska: szkolne, rówieśnicze, regionalne...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS