logo
Wtorek, 23 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Ilony, Jerzego, Wojciecha – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
O. Rufus
Oporni rodzice
Franciszkański Świat
 


Człowiek, który nie słucha słowa Bożego,
upodabnia się do dzikiego zwierzęcia.

św. Jakub z Marchii

Co oni na to?

Nie myśl, że to tylko Twój dylemat. Bardzo wielu młodych ludzi, którzy chcą poświęcić swoje życie Bogu, napotyka na pewną trudność (a nawet przeszkodę), jaką jest niezrozumienie czy opór ze strony rodziców. Zdarza się to nie tylko w rodzinach, gdzie rodzice są ateistami, ale także u takich, którzy są blisko Boga i mogłoby się zdawać, że powinni się taką decyzją (powołującego Boga i odpowiadającego na wezwanie człowieka) ucieszyć.

Nic bardziej mylącego. Pan Bóg powołując młodych ludzi, dobiera sobie do współpracy bardzo różne osoby, wychowujące się w bardzo rozmaitych warunkach i rodzinach, mające rodziców o bardzo odmiennych poglądach. Bywa nawet, że o samym Bogu w ogóle nie słyszeli. Stąd również zrozumiałe wydaje się niezrozumienie powołania. Trudno rodzicom przyjąć tak „dziwny”, w ich mniemaniu, sposób życia. Nie znając Boga, nie mogą przecież przyjąć, że ich, często ukochane dziecko, zostało po imieniu, indywidualnie wezwane, że mogło je spotkać takie wyróżnienie. Nie mogą uznać podjęcia życia zakonnego za zaszczyt czy dobrą receptę na szczęście, skoro w ich mniemaniu Bóg nie istnieje.

Nawet, jeśli przyjmują Jego istnienie, to nie zawsze ich związki z Bogiem są na tyle zażyłe, że przyjąć mogą tak osobisty związek, relację, zażyłość ich pociechy z Bogiem, żeby zdobyć się na tak wielkie do Boga zaufanie. Prawdę mówiąc wcale tym rodzicom nie można się dziwić, skoro pewien opór takim planom dziecka (i Boga) stawiać potrafią rodzice, o których można powiedzieć, że są bardzo religijni i pobożni. Choć i to da się wytłumaczyć.Oczywiście, chciałoby się powiedzieć, dlaczego Pan Bóg powołując młodego człowieka, od razu nie pozałatwia tych spraw z rodzicami i najbliższymi. Przecież byłoby znacznie łatwiej pójść za głosem Pana i pewnie więcej osób głosowi Jezusa byłoby posłusznymi.

Czasem trzeba czekać wiele lat

Tymczasem zarówno, gdy chodzi o sam „materiał” jakim są powołani, jak i ich rodziny, nie podejrzewamy Boga o popełnianie pomyłek, „nieprzemyślane” działania ani też o brak logiki. Po jakimś bowiem czasie potrafimy dostrzec głębię i celowość takiego postępowania Boga. Czasem na ujawnienie przejrzystości zamysłów Bożych trzeba czekać wiele lat. Warto jednak i w tym zaufać Bogu, którego mądrość króluje nad ludzkimi domysłami w mierze niewyobrażalnej.

Sprawy powołania lepiej nie plątać z pomysłami ludzkimi, bo co człowiek może lepszego wymyślić od Boga. Szkoda, że nie wszyscy potrafią to przyjąć, tym bardziej męczą siebie samych, uprzykrzają życie również innym. Stąd w sprawie powołania warto z szacunkiem, ale zdecydowanie bardziej słuchać Boga niż ludzi. Dobrze jest prosić Boga, aby pomógł przyjąć i zrozumieć, że stawką podjęcia powołania jest szczęście ich dziecka, a za tym również szczęście rodziców.

Być pomostem...

Jest prawdą, że Bóg powołuje często osoby nie tylko z rodzin dalekich od Niego, ale nawet ze środowisk, w których Pan Bóg jest Kimś bardzo nieznanym a nawet niemile wspominanym. Młody człowiek powołany z takiej rodziny czy środowiska staje się często swego rodzaju pomostem, poprzez który mogą oni do Boga wrócić i rzeczywiście wielu z nich z tego korzysta. Przyniesione kiedyś do Boga przez rodziców dziecko (z racji chrztu św.) staje się tym, które „przyprowadza” tych rodziców, którzy dotąd Boga nie znali albo znali Go bardzo słabo lub drogę do Niego zagubili, a teraz do Boga wracają. Oczywiście, trzeba na to czasu, cierpliwości i modlitwy.

Jeśliby powołane dziecko na ten krok się nie zdobyło, to szansa rodziców zostałaby zmarnowana. Człowiek, kiedy osiąga pewien wiek, wchodząc w życie dorosłe „opuszcza” swoich rodziców. Nie zawsze dla tak szczytnych powodów, jak małżeństwo czy służba Bogu. Tym szczególniej należy rozważyć słowa Pana Jezusa delikatnie i roztropnie przypominającego o tym, że Kto bardziej miłuje swego ojca czy matkę, nie jest Mnie godzien. Oczywiście, pozostaje pewien ból. Jednak w większości takich sytuacji, po pewnym czasie (krótszym czy dłuższym), wszystko dochodzi do normy. Pewne obawy, że traci się dziecko, rozwiewa późniejsze doświadczenie.

Utracone szczęście

Okazuje się bowiem, że właśnie te dzieci (które się „straciło”) do końca życia rodziców najbardziej o nich pamiętają, gdy pozostałe gdzieś się gubią. Koniecznym przypomnienia wydaje się także sytuacja bardzo smutna w swoich skutkach, kiedy młody człowiek rezygnuje z pójścia za głosem powołania ze względu na rodziców. Trudno będzie mu znaleźć właściwe miejsce w życiu - wciąż będzie niespokojny, ciągle będzie czuł się „tułaczem”, bez końca będzie szukał swego szczęścia.

Po latach zauważy, odkryje, że utracił szczęście. Wtedy szuka winnego, a odnajduje się go... w rodzicach: że to przez nich nie poszedł tą drogą, którą rozpoznał jako swoją. Rodzice „odbijają piłeczkę” i zaczyna się swoisty ping pong, wzajemne oskarżanie. Zazwyczaj jest już wtedy za późno na naprawienie tego, co się zepsuło. Plan zepsuty Bogu On sam naprawi – często powołuje potomstwo tych ludzi, którzy nie podjęli albo porzucili drogę powołania.

Trudno jednak „naprawić” straty, które odnosi człowiek porzucający powołanie. Dlatego warto, aby właśnie dzieci, które odczuwają powołanie, mając rodziców, którzy nie potrafią zaakceptować takiego powołania, wzięły na siebie te początkowe, uboczne, niezbyt sympatyczne skutki powołania do zakonu. Na początku wymaga to pewnego wysiłku i zaparcia się siebie. Ale potem staje się cierpieniem błogosławionym. Szczęśliwym końcem, takim happy endem, jest radość obu stron. Nikt, bowiem, kto postanowił służyć Panu nie zostaje zawstydzony. A również dla rodziców służba dziecka staje się źródłem szczęścia i błogosławieństwa Bożego.

o. Rufus

 
Zobacz także
Małgorzata Baran
Rozstrzyganie sporów w Kościele wymaga, posiadania własnego sposobu postępowania, opartego na dokładnie określonych zasadach. Proces kanoniczny, aby mógł spełniać stawiane przed nim zadania musi, więc zawierać jako warunek konieczny i nie odłączny serię formalności...
 
Urszula Maria Wosicka

Jak żyć, by dosięgnąć unum necessarium – tego, co jedyne i konieczne? W poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie zrodziły się Wspólnoty Jerozolimskie. Odtąd w wielu miastach Europy, i nie tylko, tworzą miejsca ciszy, oazę dla spragnionych mieszkańców.

 
Jacek Ponikiewski
Ludzka godność jawi się jako wartość sama w sobie, wartość niezbywalna oraz nienaruszalna. Ciekawostką jest, że współcześnie została ona wsadzona w ramy roszczeniowo-prawne. W naszych czasach być człowiekiem, to znaczy mieć wyprostowaną postawę i przeciwstawny kciuk, a nie - mieć swego rodzaju kręgosłup moralny.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS