logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Joanna Pakulska, Maciej Jaworski OCD
Otwórzcie serca
Zeszyty Karmelitańskie
 
fot. Abigail Keenan | Unsplash (cc)


Z o. Conradem de Meester, flamandzkim karmelitą bosym, wybitnym znawcą duchowości karmelitańskiej rozmawiają Joanna Pakulska, Maciej Jaworski OCD

Czy mógłby Ojciec opowiedzieć nam o swoim odkryciu św. Teresy od Dzieciątka Jezus i bł. Elżbiety od Trójcy Przenajświętszej?
 
Teresę z Lisieux znałem już w mojej młodości, ponieważ wstąpiłem do Karmelu w wieku 18 lat, już wcześniej czytałem jej dzieła. Uderzała mnie przede wszystkim sławna strona z rękopisu B, gdzie mówi ona o swoim powołaniu w sercu Kościoła. Już jako karmelita często czytałem Dzieje duszy, a później napisałem rozprawę doktorską o tym, co nazywam dynamiką ufności. Chciałem zbadać w jaki sposób Teresa odkryła małą drogę miłości miłosiernej Boga, która pobudza nas do nieskończonej ufności. Ufność ta wyzwala w Bogu działanie jego Ducha, który nas uświęca. Teresa wcześniej zrozumiała, że nie trzeba zdobywać świętości, lecz raczej otworzyć się na działanie Ducha Bożego żyjącego w nas, i współpracować z tym działaniem.
 
Jeżeli zaś chodzi o Elżbietę od Trójcy Przenajświętszej, która w świecie nazywała się Elżbieta Catez i która praktycznie była współczesna Teresie, urodziła się ona we Francji, w Dijon, w r. 1880 a więc 7 lat po Teresie. Miałem okazję podjąć się wydania krytycznego wszystkich jej dzieł, i to właśnie wtedy odkryłem całe bogactwo duchowości Elżbiety. Jest to duchowość wewnętrzna, duchowość obecności dla Boga, który jest obecny w niebie naszej duszy, jak ona sama mówiła. Także w tej chwili odkryłem piękno i prawość jej duszy, radykalizm z jakim oddaje się potrójnie świętemu Bogu.
 
Oto więc przed nami dwie karmelitanki, dwie Francuzki, dwie młode dziewczyny, ale, czy poza tym wszystkim jest coś, co je łączy?
 
Oczywiście Teresa i Elżbieta nie mogły na siebie wzajemnie wpłynąć, ponieważ Teresa zmarła kiedy Elżbieta miała 17 lat. Jestem jednak pewien, że gdyby się poznały, na przykład, gdyby przebywały w tym samym Karmelu, bardzo dobrze by się zrozumiały i pokochały. Teresa na pewno bardzo kochałaby Elżbietę. Nie znała jej jednak i wpływ mógł oddziaływać tylko w jednym kierunku. Elżbieta przeczytała już pierwsze wydanie Dziejów duszy. Książka ta ukazała się w r. 1898, a więc rok po śmierci Teresy, a już 6 miesięcy później, Elżbieta odkryła ją i przeczytała z wielką radością. Do dnia dzisiejszego zachowały się 4 kopie z aktu ofiarowania się Teresy Miłości Miłosiernej jakie sporządziła Elżbieta. Przepisała go ona przynajmniej 4 razy, aby mieć go zawsze przy sobie. Jest to tekst, który znała na pamięć. Widzimy więc, że Elżbieta była bardzo przywiązana do Miłości Miłosiernej Pana, której ona także chciała się oddać na całkowitą ofiarę.
 
Później napisała bardzo piękną modlitwę, która rozpoczyna się od słów: “O, mój Boże, Trójco, którą uwielbiam.” Zauważamy, że struktura tej modlitwy jest taka sama, jak struktura modlitwy Teresy, to znaczy ukazuje ona ideał, następnie rzeczywistość słabości i prośbę: “O, mój Boże, Ty sam bądź moją świętością.” Elżbieta prosi Jezusa, aby przybrał ją w siebie samego i ona sama oddaje się Duchowi Świętemu. Możemy powiedzieć, że modlitwa ta była dla Elżbiety aktem ofiarowania się. Obie modlitwy są bardzo podobne, ale podkreślają co innego. Elżbieta kładzie większy nacisk na zamieszkiwanie Trójcy Św. w niej samej, w niebie jej duszy. Jest w pewnym sensie bardziej zafascynowana tym, że Bóg-Trójca mieszka w nas. W pierwszej części swojej modlitwy wyjawia ona ideał świętości, lecz także skupia się na Bogu obecnym mówiąc: “Uspokój moją duszę i stwórz z niej swoje niebo, swoją siedzibę.” Świętość dla niej, to ofiarowanie duszy kontemplacyjnej Bogu z całkowitą gościnnością.
 
I tutaj ukazuje się naszym oczom obraz Betanii, o której mówił św. Łukasz w swojej ewangelii. Jezus przychodzi z wizytą do Betanii, a Elżbieta tak jak Maria chciałaby przyjąć go z gościnnością i pozostać u Jego stóp. Mówi: “Niech moja dusza będzie miejscem Twojego odpoczynku, niech będzie Twoją Betanią.” Jest to wyrażenie, którego używa już w swoich młodzieńczych pismach. Ofiarować swoją duszę jak Betanię, miejsce, w którym Jezus mógłby odpoczywać. Następnie Elżbieta prosi: “Niech pozostanę tutaj z wiarą, niech pozostanę tutaj uważna na Twoją obecność we mnie. Jest to serce przy sercu, obecność dla obecności. Niechaj pozostanę tutaj adorująca. W całej istocie adorująca, otwarta na Twoje stwórcze działanie.” Nie chodzi tutaj jedynie o to, aby być obecnym dla Boga, ale żeby rzeczywiście znajdować się w ręku Boga. Być Mu całkowicie oddaną.
 
Na koniec swojej modlitwy rzeczywiście odda się na ofiarę. Ideałem Elżbiety, podobnie jak w przypadku Teresy, jest świętość. Jest to jednak świętość o kolorycie bardziej kontemplacyjnym, świętość wewnętrzna, całkowite oddanie się Bogu, który zamieszkuje w niebie naszej duszy, Trzem osobom, które są tam obecne. W pierwszej części modlitwy Elżbieta mówi o swym ideale: “O, moje Trzy, Trójco.” Następnie jej ideał skupia się na Jezusie i mówi: “O mój umiłowany Chryste, ukrzyżowany z miłości.” Myślę, że mówi ona rzeczywiście do swojego krucyfiksu, że patrzy na niego mówiąc: “Chciałabym być małżonką dla Twojego serca.” Dla niej, podobnie jak dla Teresy, jest to duchowość bardzo oblubieńcza, duchowość oblubienicy, wiernego, całkowitego oddania się serca przy sercu. “Chciałabym być oblubienicą dla Twojego serca.” Pójdzie nawet o wiele dalej: “Chciałabym kochać Ciebie i umrzeć z miłości.” Zauważamy więc jej pragnienie całkowitego oddania się miłości. Chce uczynić swoje życie darem tak całkowitym, na ile tylko jest to możliwe. I taka właśnie jest pierwsza część jej modlitwy, ideał. Następnie przechodzi do rzeczywistości. “Nie mogę zrealizować mojego ideału”, mówi.
 
Teresa mówiła: “Po tylu latach czuję się jak małe ziarnko piasku u stóp góry świętości. Jeszcze nie doszłam do świętości, lecz proszę Jezusa, aby podniósł mnie w swych ramionach jak w windzie”. Elżbieta wypowie tę samą myśl: “Lecz czuję mą niemoc.” Te cztery słowa tworzą drugą część jej modlitwy. “W rzeczywistości nie mogę modlić się. Nie mogę oddawać się całkowicie kiedy zechcę, jestem słaba.” Jednak Elżbieta nie zatrzymuje się przy słabości. Wszystko wypowiedziane jest w tych czterech słowach. Zaraz po tym znajduje ona oparcie w Bogu, i w tym miejscu zaczyna się trzecia część modlitwy. Jest to zarazem rozwiązanie, synteza, pomost, który tworzy ona między ideałem i słabością. Jest to właśnie ta ślepa ufność w Boga, że to on może uczynić ją świętą. I Elżbieta prosi: “Proszę Cię, abyś przybrał mnie w siebie.” Słowa te zostały zaczerpnięte z modlitwy Teresy, która podobnie jak Elżbieta mówiła: “Chciałabym zostać świętą czuję jednak mą słabość i proszę Cię, abyś Ty sam był moją świętością.” Elżbieta wyraża tę samą myśl, lecz robi to słowami św. Pawła. “Proszę Cię, abyś przybrał mnie w siebie.” Św. Paweł mówi: “Przyobleczcie się w Chrystusa.” Elżbieta prosi Boga i następnie kontempluje Chrystusa mówiąc: “Nawet w nocy mej słabości będę na ciebie patrzeć, gwiazdo słońce ukryte w nocy.” Jeżeli chcielibyśmy zanalizować jej modlitwę, zobaczylibyśmy, że gwiazda ta nie znajduje się gdzieś na wysokościach.
 
Jeżeli chodzi o Teresę, wyobrażała ona sobie słońce, które jest gdzieś wysoko. Na przykład spójrzmy na tekst z rękopisu B, gdzie mówi o słońcu, które jest słońcem Trójcy Świętej. Jezus uosobiony jest przez orła, zstępującego na ziemię, biorącego na swoje ramiona małego ptaszka, jakim jest Teresa, i powracającego z nim do nieba. Jest to więc ruch zstępujący i wstępujący. Jeżeli idzie zaś o Elżbietę, gwiazda ta nie znajduje się dla niej na niebie, które jest gdzieś wysoko, lecz w niebie jej duszy. Zstępuje ona aż na dno swej duszy, tam gdzie znajduje się boskie słońce. I właśnie w niebie swej duszy chce bez końca spoglądać na tę gwiazdę. Adorować ją poprzez noce, wszystkie słabości… Ideałem dla niej jest Chrystus, ludzki i bliski zarazem. Po to, aby Jezus mógł zrealizować w niej samej świętość, musi ona oddać się Duchowi Świętemu, tak jak Teresa zrobiła to na koniec swojej własnej modlitwy. “Pragnąc, aby całe moje życie było aktem doskonałej miłości, poświęcam siebie na ofiarę całopalną twojej miłości miłosiernej.” Elżbieta w swojej modlitwie zwróci się do Ducha Świętego i powie mu, że ofiaruje mu swe człowieczeństwo po to, aby Jezus mógł ją napełniać i żyć w niej. Chce także modlić się, żyć w sercu Kościoła i dlatego właśnie prosi Jezusa, aby przybył do niej jako Zbawiciel. Prosi, aby Chrystus wziął w posiadanie jej duszę i dlatego właśnie ofiaruje się Trójcy Świętej. Postępuje więc podobnie jak Teresa, chodzi jej jednak o poszukiwanie nieba na samym dnie własnej duszy. Duchowość Elżbiety jest bardziej skupiona na obecności Boga wewnętrznego, Boga Trójcy.
 
Jak Elżbieta odkryła swoje powołanie Karmelitanki?
 
Wszystko zaczęło się dla niej przez pewne doświadczenie. Była ona muzykiem, nie otrzymała zbyt pobożnego wykształcenia, była dziewczynką taką jak wszystkie. Kiedy była mała, uczyła się w konserwatorium muzycznym, gdzie specjalizowała się w grze na fortepianie. Chciała pewnie zostać nauczycielką gry, i pojechać do konserwatorium paryskiego. Kiedy była mała, w wieku dziewięciu czy dziesięciu lat, od czasu do czasu w swoim sercu czuła pewną obecność, obecność wyższej miłości, miłości Bożej, która przybywała, a następnie znikała. Czuła, że Bóg ją bardzo kocha. Nie tylko wiedziała o tym, lecz czuła to. Z wielką radością otwierała serce na tę obecność. Odczuwała wielką radość, ofiarowała tej obecności całą swoją dziecięcą czułość. Wiedziała, że czułość ta, ta obecność pochodziła od Boga, a ponieważ miała bardzo prawe i szczere serce, chciała w odpowiedzi na tę miłość Boga, oddać się jej całkowicie i w ten sposób właśnie rozwinęła w sobie potrzebę wielkiej, wzajemnej miłości, a także potrzebę obecności Bożej w swym sercu. Obecność tę pojmowała jako przyjście Jezusa, działanie Jezusa i właśnie dlatego w czasie swej pierwszej komunii, którą przyjęła w wieku prawie jedenastu lat, oddała się całkowicie Jezusowi. Lubiła się modlić, a modliła się bardzo głęboko, ponieważ także głęboko doświadczała tego uczucia miłości i obecności, którą otrzymywała jako bardzo osobisty prezent, i chciała odpowiedzieć na tę miłość. Pragnęła oddać się całkowicie Jezusowi w życiu kontemplacyjnym. Później, kiedy była już karmelitanką jej przeorysza często powtarzała, że to Duch Święty nauczył ją tego wszystkiego. Nie żadna książka, lecz Duch Święty.
 
Jako młoda dziewczyna w wieku 14 lat spontanicznie złożyła śluby dziewictwa i ofiarowała się po komunii Jezusowi. W tej samej chwili poczuła wzbierające w niej słowo, które oddawało całkowicie jej aspiracje kontemplacyjne. Było to słowo “Karmel”. W tym właśnie momencie rozpoczyna się zupełnie inna, dość długa historia. Elżbieta chciała szybko wstąpić do Karmelu, będąc jeszcze bardzo młodą dziewczyną w wieku, szesnastu, siedemnastu lat. W tej epoce nie było to wyjątkowe, a nawet bardziej możliwe niż dzisiaj, ale jej mama stanowczo sprzeciwiała się temu zamiarowi, ponieważ miała tylko dwie córki, i druga z córek, Małgorzata chciała wyjść za mąż. W tamtej opoce było całkowicie normalne, że pani Catez pragnęła, aby Elżbieta pozostała w domu, by się nią zajmować. Nie było domów starców, a najstarsza z córek zostawała w domu zajmując się rodzicami. Pani Catez sprzeciwiała się więc zamiarowi córki, a w dodatku jej zdrowie było bardzo słabe. Było możliwe, by Elżbieta z poczucia obowiązku pozostała w domu, by zajmować się matką i żeby odczytała to jako wolę Bożą. Tak więc jej przyszłość karmelitańską jej marzenia dotyczące życia kontemplacyjnego były dość zagrożone. Być może nigdy nie mogłaby zrealizować swego marzenia. Jednak w tym momencie jej życia zdarzyło się coś cudownego, a mianowicie to, że w wieku siedemnastu lat Elżbieta przeżywa swoje nawrócenie. Wcześniej chciała całkowicie oddać się Jezusowi w klasztorze Karmelitanek, a cała jej uwaga była skierowana właśnie na to jutro, które będzie mogła przeżywać w klasztorze. Jednak w obliczu sprzeciwu swojej matki, zgadza się oddać całkowicie woli Jezusa niezależnie od tego, jaka będzie ta wola, nawet jeżeli będzie musiała pozostać w świecie, i zgadza się kochać Jezusa ponad wszystko tu i teraz. Tak właśnie wkracza w konkretną rzeczywistość woli Pana.
 
Są może jakieś odkrycia charakterystyczne dla tego okresu życia Elżbiety?
 
Są dwie charakterystyczne rzeczy, których Elżbieta wtedy doświadcza. Po pierwsze – uwewnętrznia ona swoją kontemplację, chce urzeczywistniać ją już, nie tylko w klasztorze, w środowisku klauzurowym, ale uwewnętrznia klasztor w swoim sercu. W tym właśnie momencie odkrywa niebo swojej duszy, wewnętrzną celę, Betanię istniejącą w jej sercu, będzie przeżywać kontemplację wewnątrz siebie. Wtedy odkrywa wielką wagę tego, że siedziba Jezusa znajduje się w jej wnętrzu.
 
Drugą z rzeczy, na którą chciałbym zwrócić uwagę i która również jest bardzo piękna i bardzo ważna, jest to, że jakby zeświecczą ona swoją kontemplację. Na razie nie będzie ona mogła przeżywać jej w klasztorze, jako mniszka, będzie jednak żyła w swojej wewnętrznej celi, pozostając w świecie. Elżbieta była bardzo uważna na obecność Boga we wszystkim i oddawała się życiu konkretnemu, życiu młodej osoby świeckiej, była wspaniałą pianistką często koncertowała dla swoich przyjaciół, dużo tańczyła, bo znajdowała się w środowisku wojskowym i burżuazyjnym, a także dużo podróżowała ze swoją matką. Podróżowała po całej Francji, była też w Szwajcarii, grała w tenisa i w inne gry. Krótko mówiąc, brała czynny udział w życiu społecznym. Lubiła bardzo dobrze się ubierać, a jeżeli spojrzycie na jej zdjęcia z tego okresu, zauważycie na pewno, że była bardzo elegancka, miała ładną fryzurę, bardzo piękne czarne oczy. Wszyscy wspominają jej spojrzenie, piękne i głębokie. Zależało jej bardzo na tym, aby być promienną, piękną, ponieważ podobnie jak Teresa z Avila: która zachowywała się w podobny sposób, Elżbieta mówiła: “Trzeba, aby świątynia Boga była piękna.” Pragnęła promieniować pięknością Boga jak każda młoda dziewczyna swego czasu, która brała udział w życiu konkretnym.
 
Czy myśli ojciec, że błogosławiona Elżbieta ma specjalne przesłanie dla artystów?
 
Tak, ponieważ sama była artystką miała duszę artysty, była bardzo dobrą pianistką. Jej siostra także studiowała muzykę, była jeszcze lepszą pianistką od Elżbiety pod względem technicznym, jednak Elżbieta wkładała o wiele więcej ze swojej duszy w muzykę, jaką wykonywała. Była więc wielką artystką.
 
Kiedy wychodząc z kościoła św. Michała w Dijon patrzyła na teatr, mówiła: “O, jak bardzo chciałabym być aktorką, artystką.” Jej otoczenie bardzo dziwiło się z tego powodu, ponieważ w tej epoce artyści nie byli osobami dobrze postrzeganymi. Między innymi z tego powodu, że trzeba było grać wszystkie role. Elżbieta mówiła: ” Tak bardzo chciałabym być artystką, aby sprawić, że Bóg będzie obecny w tym środowisku. Być artystką aktorką grając Boga, pokazując Boga, sprawiając, że Bóg będzie obecny w mojej grze na scenie, za pośrednictwem całej mojej istoty.” Mówiła także do jednej z przyjaciółek: “Dziś wieczorem wybieram się na wieczorek tańcujący, módl się za mnie, aby kiedy ktoś zbliży się do mnie, poczuł on we mnie obecność Boga.” Chciała być ikoną, obrazem Boga. Miała także głębokie wyczucie piękna. Spotkałem bardzo wielu artystów, bardzo wyczulonych na tę stronę jej osoby. Tak więc widzimy, że przez swoje życie chciała ona stworzyć dzieło sztuki. Dzieło, które nie byłoby jakimś utworem muzycznym, dziełem materialnym, czy też jakimś wyrazem plastycznym, ale dzieło, którym byłoby jej własne życie. Jej życie będzie więc dziełem sztuki, dziełem pięknym, które zostanie pokazane Bogu i w końcu zrozumie ona, podobnie jak Teresa, tylko na swój własny sposób, że to Bóg jest Boskim artystą, który powinien ukształtować jej duszę i że w rzeczywistości Duch Święty jest największym artystą jej życia.

Czy można by powiedzieć, że Elżbieta żyła głębokim życiem duchowym, pozostając w świecie?
 
Wielkim odkryciem Elżbiety było to, że głęboka kontemplacja możliwa jest także w świecie, że możliwa jest także dla osób świeckich, pod warunkiem, że podobnie jak ona, oddadzą się one całkowicie Bogu, oddadzą się jego konkretnej woli i będą jej wierne. Kiedy zrozumiała, że Bóg jest miłością, oddaje się całkowicie tej miłości. Ma bardzo prawe i zarazem bardzo radykalne serce. Pragnęła jak najczęściej być obecna dla Boga, obecnego w niej. Powiedziałbym, że znajdujemy u niej ciągłą kontynuację modlitwy, często powraca do obecności Jezusa w niej samej. Bardzo często wchodzi do swej wewnętrznej celi znajdującej się w jej sercu, w której spotyka Trójcę. Kiedy będzie już Karmelitanką, w swoich pismach jakże często będzie powtarzać przyjaciołom pozostałym w świecie: “Także i wy możecie żyć moim ideałem życia kontemplacyjnego, ponieważ wy także posiadacie własne niebo, jest to niebo waszych dusz i mieszka w nim Trójca Święta, mieszka w was łaska chrztu, obecność Boga. Dlatego także w świecie możecie żyć tą głęboką duchowością.” Widzimy więc, że Elżbieta przeszła całą tę drogę, bardzo głęboką, bardzo wewnętrzną ważną drogę świętości zanim miała jakikolwiek kontakt z literaturą duchową.
 
Gdzie Elżbieta szukała “duchowego pokarmu”?
 
Kiedy przeczytała Dzieje duszy w pierwszym wydaniu, miała dziewiętnaście lat i bardzo zafascynowała ją ta płomienna miłość, którą widziała u Teresy. Później w Karmelu przeczytała dzieła św. Jana od Krzyża. Od niego zapożyczyła mistyczne słownictwo, którym będzie się posługiwać w swoich pismach. Św. Jan od Krzyża dodał jej odwagi, aby postępowała zgodnie ze swoim ideałem. Należy jednak podkreślić, że to nie św. Jan utwierdził ją w jej ideale, ponieważ już dużo wcześniej sam Bóg utwierdził ją w tym, że jest na dobrej drodze. Rozwinęła całą duchowość zjednoczenia z Bogiem, duchowość życia kontemplacyjnego, duchowość miłosnej uwagi jaką otaczała Boga. W Karmelu Elżbieta przeczytała Nowy Testament, znała oczywiście wcześniej ewangelię, ale w Karmelu odkryła listy św. Pawła. W nich także odkryła swe imię zakonne. Imieniem tym była “Chwała łaski”. Oczywiście jej imieniem karmelitanki było imię: Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej, ale jako osobisty duchowy przydomek wybrała sobie ten, który pochodził z listu apostoła. Słów tych używa św. Paweł mówiąc, że przed założeniem świata Bóg przeznaczył nas ku chwale majestatu swej łaski (por. Ef 1, 4-6).
 
Elżbieta, która zajmowała się muzyką była zafascynowana pięknem. Często podkreślała piękno, świętość potrójnie świętego Boga. Cała jej dusza posiadała wielkie piękno psychologiczne, a także w swoim życiu duchowym pragnęła być bardzo piękną dla Boga, uczynić swe życie czymś wspaniałym, czymś co działałoby na chwałę Boga.
 
Co Elżbieta mówi o swoim miejscu w Karmelu i w Kościele?
 
W Karmelu Elżbieta odnalazła środowisko bardzo radykalne, oddane modlitwie. Żyła z siostrami, które posiadały ten sam co ona ideał. Widziała swoją wspólnotę jako karawanę, która razem maszeruje po pustyni, aby modlić się do Boga, wychwalać Go, zwracać całą swą uwagę na Jego miłość, na Jego obecność, a wszystko to dla Kościoła. Elżbieta nie mówiła o tym, być może, tak często jak Teresa, która zwykła była mawiać o sobie, że żyje dla dusz. Jednak mówiąc o tym, używała bardzo pięknego obrazu zawartego w słowach: “Ja będę ciągle trwać przy źródle, jak małe naczynie, które pozwala się wypełniać wodą żywą, pochodzącą ze źródła i które następnie wylewa tę wodę na dusze.” Używając tego obrazu Elżbieta mówi o tym samym o czym mówi Teresa, która pragnęła być miłością w sercu Kościoła, ponieważ to miłość sprawia, że wszystkie członki Ciała mistycznego mogą działać. Dalej Elżbieta mówi: “Małe naczynie, z którego woda się przelewa, także działa dla dobra wszystkich dusz.” W tekście, który napisała trzy lata po wstąpieniu do Karmelu, i który ponadto powstał po całym dniu modlitwy, oddaje się całkowicie Chrystusowi, aby on mógł ją przeobrazić. Nie jest to jeszcze jej ostatnia modlitwa. Swej ostatniej modlitwy Elżbieta nie spisała na papierze, ale spisała ją swoim życiem.
 
Jak Elżbieta przeżywała ostatnie chwile swego życia?
 
W tych czasach umierało na gruźlicę bardzo dużo młodych ludzi zarówno w klasztorach, jak i w świecie. W Lisieux co tydzień grzebano dwie osoby, które były ofiarami gruźlicy. Elżbieta także padła ofiarą tej choroby, będącej plagą tamtych czasów, a kiedy poczuła, że jest chora i że na pewno umrze, postanowiła zrealizować swoje ostatnie pragnienie: “Pragnę być przeobrażona już nie w Chrystusa, ale w Chrystusa ukrzyżowanego.” W swoim życiu pragnęła przeżywać na nowo cierpienia Chrystusa. Tak jak Zbawiciel, ofiarowała je za dusze. Ponieważ wiele cierpiała, była także bardzo szczęśliwa. Była niewyobrażalnie silna, nigdy się nie skarżyła, a kiedy spoglądamy na jej ostatnie zdjęcie, które zostało zrobione trzy tygodnie przed śmiercią możemy zauważyć, że trzyma się jeszcze prosto, i w swej postawie wygląda na osobę bardzo dumną.
 
Ostatni tekst jaki napisała, nazywamy jej ostatnimi rekolekcjami, ponieważ są to notatki z jej ostatnich rekolekcji. Możemy w nim zauważyć wiele akcentów osobistych. Mówi o sobie, że jest królową która jest dumna i szczęśliwa, ponieważ razem ze swym poniżonym i ukrzyżowanym Królem, może podążać drogą Kalwarii. Znajduje się po jego prawicy, jest wierna aż do końca. Jest wierna zanim nie zostanie przeobrażona w Chrystusa chwalebnego, wstępującego w chwałę.
 
Co Elżbieta i Teresa mogłyby powiedzieć współczesnemu człowiekowi?
 
Myślę, że razem mówią o wielkości i pięknie miłości Boga, obie także mówią, czy raczej krzyczą do współczesnych ludzi: “Prosimy was, nie zapominajcie o Bogu i nie zapominajcie o Chrystusie, który jest ikoną Bożej miłości, wyrażają i jest miłością oddającego się nam Boga”. Dlatego myślę, że zarówno Teresa, jak i Elżbieta w sposób bardzo wyraźny podkreślają miłość i wagę Boga, wagę pierwszego przykazania, którym jest kochać Boga ponad wszystko. Teresa i Elżbieta to dwie osoby, które w sposób całkowity oddały się miłości. Widzieliśmy to już w analizie tekstów ich modlitw. Są to dwie osoby, które całkowicie otworzyły się na Boga żyjącego. Dla nich Bóg nie jest jakimś abstrakcyjnym wyobrażeniem, nie jest to Bóg daleki i martwy, zagubiony gdzieś w chmurach.
 
Jest to Bóg, który mieszka w nas samych. Bóg jest Duchem, a one oddają się Duchowi Bożemu. Duch Święty pragnie działać i dzisiaj we mnie, w moim życiu, w tej chwili. Jeżeli pozwolimy Mu na to działanie, wejdzie w posiadanie naszego życia, przemieni je, stworzy z nas prawdziwych uczniów Jezusa, narzędzia Jego miłości w świecie, prawdziwych misjonarzy Boga, a także i wielkich mistyków, osoby całkowicie oddane Bogu. Coś takiego może się zdarzyć w każdych okolicznościach, np. w życiu konsekrowanym, ale również i w życiu świeckim. Wszędzie, w każdych okolicznościach można być uczniem Jezusa, wszędzie możemy być chrześcijanami, żyjącymi we właściwym sobie powołaniu, czy to będzie powołanie matki lub ojca rodziny, powołanie studenta, sportowca, polityka, artysty, osoby żyjącej życiem kontemplacyjnym, księdza, osoby młodej czy starszej. Duch Święty został dany wszystkim i należy się na Niego otworzyć. Jest to wielkie przesłanie Teresy i Elżbiety. Jest to krzyk, który mówi nam, że Bóg istnieje. Kochajcie Go! On pragnie działać w was, jest darem samym z siebie, jest działaniem. Przyjmijcie Go, otwórzcie drzwi waszego serca.
 
Uważam, że jest także trzeci aspekt, który jest dla nich wspólny, jest wspólny w ich przesłaniu, a jest nim doświadczenie Boga w bardzo młodym wieku. Obie przystąpiły do pierwszej Komunii św. w dość młodym wieku, ponieważ taki był zwyczaj w tamtych czasach. Teresa miała wówczas dokładnie jedenaście lat i pięć miesięcy, a Elżbieta dziesięć lat i dziewięć miesięcy. Obie przeżyły tę pierwszą Komunię św., to pierwsze spotkanie eucharystyczne z Jezusem jako bardzo wielką łaskę. W przypadku Teresy i Elżbiety trzeba się przyzwyczaić do tego, aby patrzeć na nie jako na młode święte. Duch Święty działa w nich, w ich dziecięcych sercach, w ich dziecięcej psychologii, w psychologii młodych dziewcząt. Tym właśnie jest młodość, i w przypadku Elżbiety i Teresy najpiękniejsze jest to, że możemy zauważyć, jak potrafiły one, w bardzo młodym wieku, oddać się całkowicie miłości Boga, ofiarować się obecności Jezusa. Pozwoliły kształtować się Jezusowi, a im wcześniej zaczynamy oddawać się w szczery, w poważny sposób Jezusowi, tym większe ma to znaczenie dla późniejszego życia.
 
Jakie zagadnienia są charakterystyczne dla Teresy, a jakie dla Elżbiety?
 
Teresa z Lisieux będzie mówiła nam o miłosierdziu Bożym, będzie mówiła o tym przede wszystkim, ponieważ jest to jej wielki charyzmat. Będzie mówiła o miłosierdziu, bez granic, ponieważ nasza niemoc nie może być granicą dla Boga, nasza słabość nie może być granicą, nawet nasz grzech nie jest granicą dla Boga, nie jest dla Niego żadną przeszkodą. Teresa mówiła: “Jeżeli popełniłabym wszystkie możliwe grzechy, wszystkie możliwe zbrodnie, zawsze będę miała tę samą ufność i czuję, że będzie to tylko kropla wody która wpada w Boski ogień, i natychmiast wyparowuje.” W ten właśnie sposób działa w nas miłosierdzie Boże. Teresa jest oczywiście doktorem miłości miłosiernej i dlatego przekazuje nam swoje przesłanie nadziei.
 
W naszych czasach jest wielu ludzi, którzy często z powodu zamykania się na obecność Boga, bardzo łatwo tracą nadzieję i radość, tym bardziej kiedy przychodzą jakieś trudne momenty, próby, samotność, kiedy jest się pozostawionym samemu sobie, kiedy nie ma się pracy… Teresa przekazuje nam swoje przesłanie nadziei. Najważniejsze w tym przesłaniu jest to, że ona sama przeżyła wiele prób psychicznych, wiemy, czym była dla niej strata matki i osób, które jej matkę zastępowały. Przez to stała się nadzwyczaj wrażliwa, a trwało to u niej, aż do czternastego roku życia. Mogłaby pogrążyć się w depresji, jednak ciągle miała nadzieję, ciągle modliła się, ponawiała wysiłki, i w końcu, dzięki “łasce Bożego Narodzenia” w roku 1886, odnalazła całą siłę swej duszy.
 
Teresa uczy nas, że nigdy nie trzeba tracić nadziei, że każdy może mieć swą “łaskę Bożego Narodzenia”. Przesłanie Teresy jest więc, przede wszystkim przesłaniem nadziei i przesłaniem miłości miłosiernej. Mógłbym jeszcze powiedzieć bardzo dużo chcąc podkreślić jej “szerokie jak świat serce”. Posiadała ona ducha misyjnego, była bardzo solidarna, modlitwą swoją otaczała cały świat. Chciałbym jednak podkreślić coś, co jest bardzo ważne, a mianowicie to, że pod koniec swojego życia przeżyła bardzo głęboką noc wiary i doświadczyła wszystkich pytań, jakie rozum może postawić wierze, wszystkich wątpliwości na temat nieba i istnienia Boga. Sama przeżyła dramat współczesnego człowieka, borykającego się z wieloma pytaniami, z licznymi wątpliwościami, i często żyjącego w środowisku ludzi niewierzących. Wspaniałe w życiu Teresy jest to, że odkrywa ona odpowiedzi zawsze w trudnych momentach. Ucieka się wtedy do Jezusa i mówi: “Kiedy przychodzi pokusa przeciwko wierze, biegnę do mojego Jezusa.” W ten sposób pogłębia jeszcze swoją wiarę w Jezusa. Teresa posuwa się naprzód w nocy, lecz w ręce trzyma zapaloną lampę wiary. Jak sama mówi: “błyszczącą pochodnię wiary.” Myślę, że jest to przesłanie głębokiej wiary, i dlatego właśnie Teresa jest osobą bardzo nowoczesną. Współczesny człowiek stawia sobie wiele pytań, i Teresa jest mu bliska, ponieważ na te wszystkie pytania znajduje odpowiedź. Odpowiedzią tą jest Jezus i jego ewangelia – pochodnia wiary. Teresa była bardzo solidarna ze wszystkimi, zarówno z osobami niewierzącymi, jak i wierzącymi, z grzesznikami i ze świętymi. Siedzi przy stole grzeszników, choć sama tak go nie nazywa. Dla niej jest to stół cierpienia, stół goryczy, przy którym siedzą grzesznicy, przy którym siedzą wszyscy ludzie. Teresa była bardzo solidarna ze wszystkimi cierpiącymi, a szczególnie z cierpiącymi osobami niewierzącymi. Elżbieta natomiast ma dla nas bardzo piękne przesłanie, które jest przesłaniem obecności Boga. Przypomina nam ona, że nie jesteśmy puści, że mieszka w nas Bóg. Bóg, który jest żywy, i który nas kocha. Często mówi o Bogu, który jest tylko miłością. Piękne jest, że ukazuje nam ona duchowość obecności dla Boga, otaczania Go coraz większą uwagą i to wszędzie, w każdym środowisku w którym się żyje. Elżbieta przeżyła swoje doświadczenie, swoje zjednoczenie z Bogiem, kontemplację w wewnętrznej celi swojego serca jako młoda, świecka dziewczyna. A wszystko to przeżywała w świecie podróżując i tańcząc. Chciała, by Bóg przez nią promieniował. Często powtarza nam ona, że to co jest najważniejsze, to nie fizyczna samotność, ale w samotności fizycznej np. w samotności karmelitanek, rzeczą najważniejszą jest wewnętrzny spokój, wewnętrzna uwaga, miłość odpowiadająca na miłość Boga. Pozwolić, aby Bóg zamieszkał w nas. Oddać się miłości. Elżbieta mówi o wzajemności miłości i wzajemności obecności dla Boga, który jest obecny wszędzie. Bóg jest obecny w taki sam sposób w samotnej celi karmelitanki, czy też w celi pustelnika, jak w pociągu lub w miejscu pracy. Zawsze możemy odnaleźć Boga pod warunkiem, że sami pozwolimy mu się wypełnić jego obecnością.
 
Dodałbym jeszcze coś, co jest bardzo piękne u Elżbiety. Mianowicie to, że miała ona wielu przyjaciół i w ostatnich wersach listu, jaki napisała do swojego wielkiego przyjaciela Karola, pisze: “Mój kochany Karolu, mój Braciszku, jeszcze bardziej będę Cię kochać w niebie niż na ziemi.” Jest to ostatnie zdanie napisane przez Elżbietę. Miała ona także wiele przyjaciółek, które posiadały inne niż ona powołanie, wyszły za mąż, urodziły dzieci. Elżbieta pisywała do nich. Koresponduje także ze swoją siostrą Małgorzatą, przyszłą matką dziewięciorga dzieci. Do tych wszystkich młodych mam odnoszą się słowa: “Jesteście sakramentami Boga i musicie nauczyć swoje dzieci, aby kochały Jezusa, aby modliły się do Jezusa i do Maryi. To właśnie wy jesteście narzędziami Boga.” Do swojej siostry Małgorzaty wypowiedziała to sławne zdanie: “Działając w tobie, Bóg pragnie sprawiać, aby Go kochano.” I takie jest właśnie nasze powołanie w świecie. Mamy nieść miłość Boga, Bóg ma działać w nas, w naszym życiu. Wtedy właśnie jesteśmy wypełnieni Jego obecnością. Elżbieta postrzegała to jako łaskę mistyczną.
 
Chce oddać tę obecność tak wielu ludziom na całym świecie. Elżbieta mówiła: “Trzeba wychować nasze serce do modlitwy. A do tego trzeba powracać świadomością o obecności Boga wiele razy w ciągu dnia.” Twierdzi także: “Istnieje niebo w waszej duszy, istnieje wasza wewnętrzna cela, to wewnętrzne sanktuarium. W tym sanktuarium znajduje się Trójca Święta. A więc po prostu podczas paru chwil spójrzcie na Boga obecnego w was, spotkajcie się spojrzeniem z tym Bogiem, powiedzcie Mu, że Go kochacie, powiedzcie Mu, że jesteście szczęśliwi ponieważ On was kocha i powtarzajcie to po kilka razy dziennie. Właśnie w ten sposób staniecie się kontemplatykami, osobami modlitewnymi. W sposób jakby automatyczny i na pewno po jakimś czasie odczujecie także, ze to nie wy szukacie Boga, ale Bóg sam was szuka i chce się z wami spotkać. Odkryjecie, że Bóg was kocha, odczujecie to wcześniej, jeszcze niż zaczniecie o Nim myśleć. Obudzi się w was łaska, obecność Boga, która wytworzy w was potrzebę wzajemnej obecności.” Dlaczego Bóg miałby ograniczyć ten dar do Teresy czy do Elżbiety? Przecież istnieją miliardy ludzi, miliardy kobiet i mężczyzn, którzy tak bardzo Go potrzebują. A jeżeli otworzymy drzwi naszego serca i naszej duszy, to Bóg na pewno w nich zagości.
 
Wiem, że w dzisiejszych czasach wielu młodych fascynuje się osobą Teresy z Lisieux. Myślę, że bliska im jest jej koncepcja słabości. Czy mógłby ojciec przedstawić ją bliżej?
 
Słabość Teresy jest bardzo rzeczywista. Często nie sądzilibyśmy w ten sposób, ale Teresa sama przyznaje, szczególnie na koniec Rękopisu B, w długim liście do swojej siostry Marii, z września 1896 r., w którym zwraca się do Jezusa i wypowiada to znane zdanie: “O Jezu! Gdybyś znalazł duszę mniejszą i bardziej słabą od mojej, ale nie jest to możliwe, wypełniłbyś tę duszę jeszcze większymi łaskami niż napełniłeś mnie, pod warunkiem, że otworzyłaby się ona na Ciebie z nieskończoną ufnością”
 
Teresa była przekonana, iż była najsłabszą duszą, i myślę, że miała taką świadomość, ponieważ jako dziecko przez dziesięć lat musiała zmagać się ze swoją słabością która nie wynikała z błędów moralnych, ale była to przede wszystkim słabość psychiczna. Cierpiała bardzo z tego powodu, była nadwrażliwa, pragnęła przezwyciężyć samą siebie, walczyła z własnymi słabościami, jednak często nie udawało jej się powstrzymać łez, bardzo dużo płakała. Te łzy były dla niej powodem do smutku, żalu. Były oznaką własnej słabości. Mówiła potem: “Byłam jeszcze w powijakach dzieciństwa.” W pewnym momencie swojego życia rozchorowała się, ponieważ została rozdzielona z Paulina. Paulina była dla niej drugą mamą. Po wstąpieniu do Karmelu, Teresa poczuła się sama, biedna, opuszczona. Wielu rzeczy się obawiała. Dlatego już wcześniej mówiłem, że mogła pogrążyć się w depresji, w chorobie nerwowej. Świadomość tego, że pomagało jej Boże miłosierdzie, utwierdziła ją w przekonaniu, iż powinna być siostrą dla wszystkich tych, którzy są słabi.
 
W liście, który napisała na Wielkanoc 1896 r. do o. Roulland mówi, że gdyby nie otrzymała tej łaski i siły, “łaski Bożego narodzenia” nigdy nie mogłaby wstąpić do Karmelu. Bardzo dobrze znała swoją psychiczną słabość. Teresa, jak sama mówi, miała bardzo wrażliwe i kochające serce. Powtarza to dwa razy w swojej autobiografii. Było to więc serce, które bardzo łatwo wibruje razem z tym, co jest piękne, bogate, przyjemne, pozytywne, a zarazem serce bardzo kochające, serce, które potrafi się ofiarowywać. Czujemy tutaj, że Teresa dobrze wiedziała jakie są możliwości jej własnego serca. Zarówno te pozytywne – skłonne do miłości, do tego, aby posunąć się w niej daleko, ale także możliwości serca, które mogłoby ją w tej miłości zgubić. Często powtarza, że na dnie serca jest podobna do Marii Magdaleny. Mówi także, że byłaby w stanie przejść jak Maria Magdalena całą drogę, która jest przede wszystkim drogą miłości Chrystusa i drogą kontemplacji, ale jest także drogą grzechu. Teresa mówiła: “Czuję, że posiadając taką naturę jaką mam, mogłabym upaść tak nisko, jak Maria Magdalena.” Ma więc całkowitą świadomość możliwości swojego serca.
 
Wszyscy na dnie naszych serc jesteśmy bardzo słabi. Jesteśmy osobami słabymi, grzesznikami. Odczuwamy to. Możemy wszyscy zwracać się do Matki Bożej mówiąc: “Módl się za nami grzesznymi.” Teresa poznała te możliwości serca i mówi o nich w bardzo piękny, obrazowy sposób: “To prawda, że nigdy nie upadłam w grzechu śmiertelnym, ale stało się to jedynie za sprawą łaski Bożej, dlatego, że Bóg usunął wszystkie kamienie, wszystkie głazy z mojej drogi, a więc teraz powinnam kochać Pana podwójnie. Ponieważ nie wybaczył mi wiele, podnosząc mnie po upadku, ale wybaczył mi wszystko, z góry usuwając głazy, na których mogłabym upaść. A więc nie powinnam kochać Go bardzo, ale powinnam kochać Go w sposób nieskończony.” Teresa ma więc świadomość, że jest podobna do Marii Magdaleny, i dlatego widzimy, że zna ona bardzo dobrze ludzkie serce. Zna także ludzkie słabości. I tacy są właśnie najwięksi święci, którzy sami być może nigdy ciężko nie zgrzeszyli, ale doskonale znają słabość człowieka.
 
Zauważmy, że Niepokalaną Dziewicę nazywamy Matką, ucieczką grzeszników. A Jezusa, który nigdy nie zgrzeszył, nazywano przyjacielem grzeszników i Zbawicielem grzeszników. Nikt lepiej od niego nie rozumiał głębi ludzkiej słabości. Teresa także czuje się bardzo bliska grzesznikom. Możemy odnaleźć u niej bardzo piękne słowa na ten temat, które napisała po odkryciu Miłości Miłosiernej Boga. Mówi: “Z całą naszą słabością jaka by ona nie była, a jest ona nieskończona, zawsze możemy pójść do Boga, zwrócić się do niego.” Nawet jeżeli Teresa nigdy ciężko nie zgrzeszyła, miała bardzo głębokie wyczucie grzechu. Po słabości psychicznej, po słabości jaką Teresa odkrywa w swoim sercu, możliwościach upadku jakie są w nas, możliwościach grzechu, jest jeszcze trzecia rzecz, o której chciałbym powiedzieć, mianowicie to, że Teresa jest mistyczką. Im bardziej zbliża się ona do Boga, tym lepiej widzi, że nie daje mu jeszcze tej miłości jaką pragnęłaby Mu ofiarować. Im bardziej zbliża się do Boskiego słońca, tym lepiej widzi wszystkie najmniejsze plamki, najmniejsze ziarnka kurzu, jakie są w jej życiu, a więc im bardziej staje się mistyczką im bardziej jest bliska Bogu, tym ma większe poczucie słabości. Nigdy nie będzie taką jaką chciałaby być dla Boga, nie stanie się taką jeżeli Bóg sam nie będzie kochał w jej własnym sercu. Teresa uznaje się za małą siostrę najbiedniejszych. Uważam, że to osoby pod każdym względem najbiedniejsze, najbardziej zagubione, mogą czuć się najlepiej w Jej towarzystwie. Święta odkrywa Jezusa miłosiernego. Często cytuje to zdanie z Ewangelii, które mówi o tym, że Jezus przyszedł do grzeszników. A więc jest to miłość, poszukująca grzeszników, poszukująca ubogich, poszukująca maluczkiego, właśnie dlatego, że jest biedny. Obrazem tego jest Jezus, który bierze na swoje ramiona zagubioną owcę. Jakże piękny gest. Jak dobrze jest spoczywać na ramionach Jezusa.
 
Czy Elżbieta przeżywa swą słabość w sposób podobny do Teresy?
 
U Elżbiety sprawa przedstawia się w zupełnie inny sposób. Nie jest ona typem małej duszy. Wszyscy jesteśmy małymi duszami, ale Elżbieta nie jest duszą słabą jest dusza silną. Posiadała bardzo dużą siłę woli, prawość i przejrzystość. Miała “żelazną” wolę. Nie możemy więc powiedzieć, że jest to mała dusza osoby nadwrażliwej, łatwo popadającej w depresję. Choć była bardzo wrażliwa, to jednak potrafiła nad tym zapanować, czując jednocześnie, że jej serce zdolne jest do wszystkiego. W swoim dzienniczku mówi, że bez miłosierdzia Boga byłaby zdolna do wszystkiego co dobre i złe. Każdy jest zdolny do wszystkiego. Być może nie do wszystkiego, ale do wielu rzeczy. Do rzeczy tak najlepszych, jak i najgorszych. Uważam, że poczucie słabości u Elżbiety, jest poczuciem oddalenia.
 
Rozumie, że im bardziej kocha się Boga, tym bardziej odczuwa się potrzebę otwarcia się na jego działanie, na jego łaskę, na jego miłosierdzie. Sama często podąża za Teresą mówiąc, że trzeba oddać się Bogu jak dziecko, jak dziecko w ramionach matki. Kiedy widzimy nasze błędy i nasze zapominanie się, musimy po prostu potrafić rzucić to wszystko w ogień miłości Bożej, który jest naszym miłosierdziem, który jest ogniem miłosiernym, spalającym wszystko płomieniem, który jest naszym czyśćcem. To właśnie miłość jest naszym czyśćcem. Elżbieta oddaje się Bogu, i w swej wielkiej wierze mówi: “Wiem, że Bóg pragnie pomóc mi, i teraz, umocniona jego łaską, pewna jego miłości, pewna jego pomocy idę naprzód.” W swej modlitwie mówi: “Chciałabym, chciałabym, chciałabym Cię kochać, chciałabym być oblubienicą dla twojego serca. Ale czuję moją niemoc i proszę Cię, abyś przyoblekł mnie w siebie.” Następnie trzy razy powtarza: “Chcę ciągle na ciebie patrzeć, chcę oddać ci się, chcę…”
 
Kiedy była bardzo chora (Wielkanoc, roku 1906) uważano, że niedługo umrze. Rzeczywiście zmarła 9 listopada, tego samego roku. Mówiła: “Tak bardzo byłabym szczęśliwa, gdybym zmarła w dzień Wielkanocy, ale kiedy znajduję się przed Bogiem, czuję się tak mała, i z tak bardzo z pustymi rękami”. Elżbieta zwraca się do wszystkich podobnie jak Teresa, znajdujemy u niej jednak szczególną nutkę siły. Każda z nich przeżywa świętość na swój własny sposób, według miary łaski Bożej. We wszystkich nas mieszka Bóg, mieszka w wewnętrznej celi naszego serca, w niebie naszej duszy. Dlatego Święte mówią do nas: “Otwórzcie je Chrystusowi”.
 
Rozmawiali: Joanna Pakulska i Maciej Jaworski OCD
Tłumaczyła Joanna Pakulska
Karmel, 1/1999 
 
Zobacz także
Beata Szymczak-Zienczyk
Człowiek ma brać swój krzyż na ramiona, czyli swoje słabości, a nie cudze. Czasem, kiedy rozmawiam z np. pracodawcami, to mówią, że pewne sytuacje im „wiążą ręce”, bo są chrześcijanami i powinni być miłosierni. Trzeba być „ludzkim” pracodawcą, rozumieć, że nie każdy jest doskonały i nie na wszystkim się zna w danym fachu, ale nie oznacza to, by tolerować na przykład lenistwo, czy „robienie łaski”, że się pracuje.
 
redakcja czasopisma
Kościół katolicki obchodzi 8 września święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Nie wiemy dokładnie, kiedy narodziła się Maryja, a data tego święta wynika z tradycji kultu maryjnego. Świętowane tego wydarzenia niesie głęboką treść teologiczną. Narodzenie Maryi było bezpośrednią zapowiedzią przyjścia Zbawiciela. Ojcowie Kościoła mówili, że Maryja poprzedza przyjście Mesjasza tak, jak nastanie jutrzenki zapowiada pełny blask dnia. 
 
dk. Jakub Zinkow

Bóg powołał człowieka do wolności. Jak podaje Katechizm, „wolność jest zakorzenioną w rozumie i woli władzą działania lub niedziałania” (KKK 1731). Z jednej strony jest wielkim darem, ale wiąże się z równie wielką odpowiedzialnością. Oznacza to, że Bóg traktuje nas naprawdę poważnie. Nie jesteśmy marionetkami, które tylko pozornie żyją, a tak naprawdę są sterowane przez kogoś innego. 

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS