logo
Wtorek, 16 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bernadety, Julii, Benedykta, Biruty, Erwina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Anna Mularska
Patrząc przez Bożą lunetę
materiał własny
 


Współczesny człowiek zadaje sobie wiele pytań związanych z trudnościami i rozterkami życia na tym "ziemskim padole". Ten, kto nie umie zaakceptować siebie i cieszyć się swoim życiem, doprowadza się do stanu powolnego niszczenia tzw. rdzy duchowej. Rośnie ona i coraz głębiej wnika w psychikę, uniemożliwiając jakiekolwiek przejawy spontanicznej radości, zadowolenia i satysfakcji z pracy naszych rąk.

Radość to sztuka. Cieszyć się z tego, że jestem taki, jaki jestem, to nie lada wyzwanie dla wielu współczesnych ludzi. Bóg uczynił mnie na Swój obraz i podobieństwo. Jestem istotą żyjącą w Jego zamyśle odwiecznie i w momencie, gdy czas się wypełnił, Stwórca powołał mnie do życia i tchnął w łono mojej matki. W Jego oczach jestem piękny i dobry. Jestem tym, którego Pan chciał od początku i którego od początku obdarzył bezgraniczną miłością. Choćbym zgrzeszył najsrożej przeciwko memu Bogu, On chce mi wszystko przebaczyć i uczynić mnie szczęśliwym, dając mi łaskę przyjaźni z Sobą. Stwórca przenika mnie całego, zna mnie najlepiej i widzi każde moje działanie (por. Ps 139,1-3). Jego Miłość rozciąga się nade mną, dając mi schronienie w dniach ciemności i lęku. Prawda o naszym istnieniu wyrażona jest w słowach Pieśni nad Pieśniami, gdzie każdy z nas może rozczytać się w słowach miłości Jezusa - Oblubieńca do naszej duszy.

Jednak wielu nie przyjmuje prawdy o sobie jako człowieku odwiecznie umiłowanym przez Wszechmogącego. Czynią ze swojego życia nieustanny jęk boleści i lament rozpaczy. Nie chcą poddać się w pokorze słowom Chrystusa, który mówi o swojej miłości do owiec, które stanowią jeden Lud Boży (por. J 10,11). Są problemami sami dla siebie, gdyż nie umieją zaakceptować swojej egzystencji w konkretnym miejscu, czasie i sposobie jej przeżywania. Problem ten stanowi fakt, iż nie mają oni Bożej perspektywy na wszystkie wydarzenia, których z łaski Pana doświadczają. Ich widzenie rzeczy opiera się wyłącznie na chwili teraźniejszej, a nie - jak powinno być u chrześcijan - sięgają wyżej, by od Ducha Świętego zaczerpnąć mądrości i daru poznania sensu swego bytowania. Są smutni i nie jest to błogosławiony smutek ewangeliczny, lecz ten, który prowadzi do duchowej śmierci i zwykle kończy się rozpaczą. Smutek z Boga spowodowany jest naszą ludzką niedoskonałością, grzechem i brakiem odpowiedzi na miłość Ojca. Tu punktem docelowym jest radość, gdyż jego owocem jest nawrócenie serca ku zbawieniu.

Skąd w człowieku tyle beznadziei, niemocy, strachu, złości wobec nadchodzących trudności życiowych? Pytanie to można rozwikłać na przykładzie Syna Bożego, Jezusa Chrystusa, który dla nas zstąpił z nieba. Gdy nie ma w nas Bożej perspektywy, to zatrzymamy się na momencie ukrzyżowania i bolesnej męki naszego Pana. Kończy się pewien etap doświadczania błogiego szczęścia, radości przebywania z Królem Izraela (por. J 1,49). Mesjasz, który był samą Miłością, zostaje w potworny sposób zabity. Nie będzie już cudownego rozmnożenia chleba ani nauk z mocą. Żaden głuchy już nie zostanie uzdrowiony, żaden ślepiec nie przejrzy, żaden paralityk nie wstanie z łoża, żaden opętany nie zostanie uwolniony, a trędowaty - oczyszczony. Skończył się rok łaski od Pana (por. Łk 4,19). Człowiek, trwający w poczuciu beznadziei i rozpaczy, widzi wyłącznie krzyż, na którym umiera Ten, który został ogłoszony światłem na oświecenie pogan i chwałą ludu Izraela (por. Łk 2,32). W jego duszy panuje ciemność i zwodnicze działanie szatana, który także apostoła Judasza Iskariotę doprowadził do samobójczej śmierci.

Każdy, komu brakuje Bożej perspektywy na swoje życie, powinien spojrzeć na Maryję - Matkę Bolesną. Jej życie nie było pozbawione przeciwności i wewnętrznego bólu. Ta, która Boskiego Syna porodziła w stajni, która uciekała z Niemowlęciem do Egiptu, która słyszała bolesną zapowiedź starca Symeona, teraz stoi pod Krzyżem. Mogłoby się wydawać, że miecz boleści, który dotknął Niepokalaną, przebił Ją na wskroś i umarła Ona wraz z Synem. Jednak Maryja - w pełni otwarta na łaskę i działanie Ducha Świętego - najpełniej doświadcza tajemnicy Bożej perspektywy. To właśnie ona daje Matce Bożej siłę, by nie utracić nadziei. Wie o tym, że chwila ta musi zostać do końca zrealizowana, gdyż jej celem jest poprzedzenie momentu ostatecznej chwały Jej Syna. Cierpi niewyobrażalne męki razem z Jezusem i przez to staje się Współodkupicielką ludzkości, jednak nie umiera w duchu. Podtrzymuje Ją nadzieja, że to Bóg jest zawsze zwycięzcą i żadna siła nie ma nad Nim władzy. Maryja trwa w bólu i ofiarowuje Swego Syna Bogu. Przez tę niezachwianą wiarę w ostateczną wygraną Chrystusa i niewiędnącą nadzieję jest Ona Matką Oczekującą. Jest Tą, która prowadzi całą ludzkość z ciemności Golgoty do poranka rozjaśnionego blaskiem Zmartwychwstałego Pana. Człowiek, który doświadcza swej nędzy i marności w sposób wzbudzający beznadzieję i rozpacz, powinien powierzyć siebie Matce, która pod Krzyżem stała. Ona jest pięknym przykładem ufności, która nie traci na swej sile nawet w chwili ostatecznej próby.

Na wszystko można patrzyć oczami Boga. Na cierpienie fizyczne, na niepełnosprawność, na ubóstwo materialne, na udręki wewnętrzne, na niezrozumienie i odrzucenie przez świat. Niezbędna jednak jest tu łaska Chrystusa, który wzbudza w sercach Mu poddanych Bożą perspektywę. Sprawia ona, że człowiek - doświadczający mocno i boleśnie trudności związanych z życiem na ziemi i walką wewnętrzną - oczekuje ufnie swojego "poranka". Nie rozumie danych mu przeciwności, ale w tym doznaniu nie buntuje się. Podobny jest więc do tego, który z pokorą poddaje się woli Boga i w Nim odnajduje wewnętrzną radość i pokój (por. 1 P 5,6-7). Coraz bardziej powierza on siebie Wszechwiedzącemu Bogu, jednocześnie wzrastając w miłości i oddaniu. Niepokój wywołany lękiem o samego siebie, o swoje bytowanie na ziemi, nie pochodzi od Boga. Sam Jezus przestrzega: "Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy" (Mt 6,34). Lęk ten może powodować choroby i zamykać na łaskę Bożego pokoju.

Jak piękny jest człowiek radosny, który w Panu odnajduje swój sens i nie lęka się żadnego doświadczenia, bo bezgranicznie ufa Miłości, która idzie przez Krzyż! Jak cudowny jest widok chorego, który cierpieniem swym uświęca siebie i innych, przybliżając ich do Boskiego źródła wody żywej! Jakim szczęściem napawa nas stan ducha tego, kto - tak jak Maryja - ufnie trwa w oczekiwaniu na dzień, w którym Pan Miłosierny podniesie z prochu nędzarza i wydźwignie ubogiego! Bądźcie błogosławieni, bo Bóg sam wywyższy was!

Anna Mularska
studentka II roku dziennikarstwa na UKSW

 
Zobacz także
Marcin Majewski

Gdy podróżuję po Ziemi Świętej napotykam rzeźby postaci biblijnych, których ręce, kolana i stopy są całkowicie wytarte przez pielgrzymów. To samo z kamieniami z czasów Jezusa. Każdy chce nie tylko nawiedzić święte miejsce, ale i dotknąć, fizycznie odczuć, przywitać się, wejść w bliski kontakt.

 
Marcin Majewski
Odkąd importowano z Zachodu kult ciała, wyretuszowane komputerowo postacie zapełniają filmy i gazety. Wywierana jest presja na odbiorcach, by zbliżali się do aktualnego ideału piękna. Patrząc później w lustro, przypisują sobie defekty, zamiast dostrzec niepowtarzalną urodę. Problem dotyczy ludzi w każdym wieku i obu płci. 
 
Dariusz Kowalczyk SJ
To pytanie zadał Piłat Jezusowi, kiedy Ten stwierdził, że przyszedł na świat, aby dać świadectwo prawdzie (por. J 18,37-38). Prefekt Judei nie czekał jednak na odpowiedź, bo jak zauważa ewangelista: „To powiedziawszy wyszedł…”. Gdyby rzeczywiście był zainteresowany odpowiedzią, mógłby usłyszeć: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem”, „Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, […] poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS