logo
Środa, 24 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bony, Horacji, Jerzego, Fidelisa, Grzegorza – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Timothy Radcliffe OP
Po co być chrześcijaninem?
Wydawnictwo Salwator
 


 

 
Dzień 2
 
Nauka spontaniczności
 
Spontaniczność
 
„To jest ciało Moje, za was wydane”. Nie było to jakieś jednostkowe działanie, które Jezus mógł podjąć lub odrzucić. Ewangelie synoptyczne pokazują, że wszystko, co Jezus dotąd uczynił, zmierzało do tego punktu. Powołanie uczniów, posiłki z jawnogrzesznicami i poborcami, rozmnożenie chleba — wszystkie te wydarzenia mają swój koniec w Jego twórczym akcie, założeniu wspólnoty Ciała Chrystusa. Bez tego cały dotychczasowy przebieg Jego życia nie miałby sensu. Cała wolność, jaką Jezus okazał, przebaczając grzechy, dotykając trędowatego, wychodząc poza prawo, wszystko to ma swoje zwieńczenie w akcie skrajnej wolności. Gdy czytamy Ewangelię, dostrzegamy w tym pewną nieuniknioność, której nie dałoby się jednak z góry zgadnąć. I musi to zrobić, i robi to w sposób najbardziej wolny.
 
Jeśli ktoś zastanawia się nad tym, do czego jest skłonne nasze społeczeństwo, że wolność dotyczy wyboru między alternatywami, wtedy życie staje się serią wyborów. Jeśli dokona się złego wyboru, można iść do spowiedzi i go zatrzeć. Trzy zabójstwa i dwie nieczyste myśli w tygodniu — żaden problem! Zacznij od nowa. Wszyscy rzecz jasna podchodzimy niepewnie do tego sakramentu, prosząc o zmazanie naszych grzechów, a wychodzimy z poczuciem oczyszczenia: i tak powinniśmy czynić. Ale jeśli nadal tkwimy na tym poziomie, myśląc o naszym życiu jako o serii kolejnych dobrych i złych czynów, wtedy pozostajemy moralnie infantylni. Nasza osobista historia to nie jest, jak powiedział Henry Ford o historii w ogóle, „po prostu jedne cholerstwo za drugim”. Jak zobaczymy w ostatnim rozdziale, nadajemy sens naszemu życiu, układając o nim opowieść. Nasze opowiadanie pokazuje, kim jesteśmy. Nasza tożsamość określa się wtedy, gdy starzejąc się, na nowo piszemy autobiografię. Gdy więc podejmujemy główne decyzje, wtedy decydujemy o kierunku naszego życia i o historii, jaką można by o nim opowiedzieć. Podejmujemy decyzję o tym, kim jesteśmy, a nie tylko o tym, co robimy.
 
Jeśli ktoś myśli, że moralność to podporządkowanie się regułom, będzie mógł ocenić jakość życia moralnego przez policzenie, ile razy reguły były przestrzegane albo łamane. Jednakże starsza tradycja, którą znajdziemy u teologów takich jak Tomasz z Akwinu, myśli w kategoriach całego kierunku czyjegoś życia. Nasze opowiadanie o sobie dotyczy podróży do Boga, od którego pochodzimy. Etyka dotyczy sił na podróż do domu. Życie cnotliwe to takie, które pomaga nam utrzymać właściwy kierunek w drodze. Łacińskie virtus, tłumaczone jako „cnota”, znaczy dosłownie „siła”, siła do podróży. Cnoty kardynalne — męstwo, umiarkowanie, roztropność i sprawiedliwość — pomagają nam w drodze. Cnoty teologiczne — wiara, nadzieja i miłość — dają nam przedsmak celu podróży. (...)
 
Cnoty są drogami do wolności, a naszą najgłębszą wolnością jest czynić spontanicznie to, co jest dobre, ponieważ tego najgłębiej pragniemy. Często ma się wrażenie, że czyn jest specjalnie moralny, gdyż wymagał dużego wysiłku. Że osoba, która zdołała się powstrzymać przed drugą butelką wina ogromnym wysiłkiem woli, jest lepsza od tej, która na szczęście dobrze wie, że jedna wystarczy. Nie tak jednak myślał Akwinata. Cnoty wiodą nas ku wolności czynienia łatwo i bez wysiłku tego, co jest dobre, jak dobry gracz potrafi spontanicznie strzelić gola, nie kalkulując kąta i toru lotu. Jego ciało wie, co robić. Dobrej klasy piłkarz opanowuje piłkę, prawie o tym nie myśląc.
 
Oczywiście potrzebujemy reguł i przykazań, jak pianista potrzebuje nut. Istnieją one jednak tylko po to, by nas nauczyć wolności i przypomnieć nam, czego najgłębiej pragniemy. Herbert McCabe napisał: „Etyka dotyczy w całości robienia tego, co się chce, to znaczy bycia wolnym. Najwięcej trudności wynika z rozpoznania tego, co chcemy”[7]. Dziesięć Przykazań nie stanowi zewnętrznego skrępowania naszej wolności: mówią nam one, kim jesteśmy. Jeśli czuję się porwany nagłym pragnieniem zabicia przeora, wtedy „nie zabijaj” przypomina mi, że jestem jego bratem i tak naprawdę nie chcę go zabić. Gdybym to uczynił, miałbym wyrzuty sumienia. Żal to przykrość z powodu tego, co się uczyniło w przeszłości. Wyrzuty sumienia to odkrycie, że nigdy naprawdę nie chciałem tego zrobić. Spontaniczność jest owocem prostoty serca.
 
Spontaniczność nie polega na robieniu pierwszej rzeczy, jaka przyjdzie nam do głowy. Jest działaniem z centrum swojego bytowania, gdzie przebywa Bóg podtrzymujący nas w istnieniu. Pomyślmy o całkowitej spontaniczności Jezusa. Widzi uczniów na brzegu i powołuje ich. Nie postanowił z góry, że znajdzie sobie uczniów, a potem nie osądzał ich, że będą odpowiednimi kandydatami. Widzi bogatego młodego człowieka i bez wahania obdarza go miłością. Widzi Zacheusza na drzewie i zaraz mu mówi: „Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu” (Łk 19,5). Jezus często działa prędko. Jak kapitan Jack Aubrey w powieściach Patricka O’Briana: „Nie ma chwili do stracenia”. W Ewangelii według świętego Mateusza Pasoliniego Jezus jest stale zajęty. Nie żeby się spieszył, ale Jego działania realizowane są bez wahania i pewnie. Pomyślmy o kontraście między Judaszem, którego wyobrażam sobie jako wahającego się, zmieszanego, zapadającego się w grzech, a Jezusem, który jest cały w każdym czynie, wcielony w działaniu. Jest w pełni w tym, co robi. Chrystus czyni w nas wszystkie nasze działania swoimi. „Sprawiedliwy usprawiedliwia; łaski pełen napełnia łaską każdy swój krok”[8].
 
Taka spontaniczność jest dla nas owocem głębokiego przełomu, narodzenia na nowo. Pomyślmy o franciszkaninie w Auschwitz, św. Maksymilianie Kolbe. Pewnego letniego dnia w 1941 roku trzech więźniów uciekło z obozu koncentracyjnego, a strażnicy postanowili zabić w rewanżu dziesięciu więźniów. Gdy ci byli ustawieni, ojciec Kolbe nagle wystąpił z szeregu, wskazał jednego z tych mężczyzn, który był żonaty i miał dzieci, po czym zajął jego miejsce. Kolbe został zamordowany. Był to spontaniczny czyn osoby całkowicie wolnej. Nauczenie się takiej wolności wymagało jednak lat małych dobrych czynów, błędów i próbowania na nowo, wspinania się po stopniach spontaniczności.
 
Donald Nicholl, ówczesny dyrektor instytutu ekumenicznego w Tantur, opowiadał, jak pewnego dnia biegał koło Jerozolimy i na ścieżce napotkał grupę młodych robotników palestyńskich. Miał ich minąć, gdy jeden z nich spontanicznie wyciągnął rękę, wpychając mu do rąk winogrona z okrzykiem: „Jesteś spragniony!”. Nicholl podaje to za przykład „głębokiej spontaniczności świętych, którzy nie reagują płytko, ale odpowiadają z głębi swej istoty, z serca”[9]. Gdy to przeczytałem, uświadomiłem sobie, że tego samego ranka postąpiłem odwrotnie. Gdy byłem w kościele na medytacji przed mszą, bardzo brudny staruszek podszedł do mnie i wyjął z kieszeni wstrętny stary lekkostrawny suchar i próbował mi dać. Byłem tak zirytowany tym, że przerwał mi modlitwę, że powiedziałem natychmiast: „Nie, dziękuję”. Wtedy dał go siostrze dominikance, będącej obok mnie, która go miło przyjęła. Byłem głęboko zawstydzony. Przyszedł ze swoim małym darem, a ja go odrzuciłem. Czekałem na niego, aż przyjdzie, mając nadzieję, że będę miał drugą szansę. Nie miałem jej.
 
Przyjmuje się zwykle, że w naszym konsumenckim świecie człowiek jest tym bardziej wolny, im więcej ma możliwości wyboru. Kto może wybrać jeden z dziesięciu rodzajów piwa, jest bardziej wolny od tego, który ma tylko dwie marki. Ale gdyby dorosnąć do głębszej wolności, jaką jest spontaniczność, może być odwrotnie. Niewiele jest głębokich i fundamentalnych wyborów, a te prowadzą do wolności i szczęścia w Bogu. Istnieje tylko jeden długoterminowy cel, który kształtuje życie i nadaje mu spójność. Należy więc dokonać pewnych wyborów, ponieważ są one po prostu częścią nas samych. Pomyślmy znowu o Jezusie. Rowan Williams błyskotliwie dowodzi, że Jego najgłębsza wolność polegała na tym, że czynił wolę Ojca, a nie coś innego.
 
Na poziomie uczuć może panować niepokój, jasna świadomość ceny, wzdryganie się przed tym, co nadchodzi, ale nie ma ostatecznie niepewności. I nie znaczy to, że Jezusowi była w pewien sposób oszczędzona trudność podejmowania ludzkich decyzji w obliczu strasznego ryzyka i agonii, lecz raczej, że to, kim jest, decyduje o sprawie raz na zawsze. Jest całkowicie wolny, by być sobą. W gruncie rzeczy jest nie do pomyślenia, że mógłby odrzucić swoje powołanie — jest to możliwe teoretycznie, na tej zasadzie, że może to w zasadzie każda istota ludzka zdolna powiedzieć wszystkiemu «tak» lub «nie». Ale to nie umniejsza jego wolności; zamiast tego zaprowadza to, co jest najważniejszą wolnością w ogóle[10].
 
Ewangelia św. Marka mówi nam raz po raz, że Syn Człowieczy musi pójść do Jeruzalem, gdzie musi cierpieć i umrzeć. Przyjmując tę konieczność, Jezus jest w najwyższym stopniu wolny, ponieważ to, co musi uczynić, wyraża to, kim najgłębiej jest.
 
Wejście w tę wolność, która jest darem samego Chrystusa, wymaga, byśmy się wyzwolili od błędnego pojęcia Boga. Musimy zniszczyć idola przedstawiającego Boga jako dużą, potężną postać, pojmowaną jako męska, który nas pogania i mówi nam, co mamy robić, żeby nas lubił. Musimy pozbyć się wyobrażenia o Bogu, który sprzeciwia się naszej wolności i trzyma nas w pułapce infantylnego posłuszeństwa. Tak wiele ludzkich żywotów zostało zniweczonych przez kult tego obcego bożka. Musimy odkryć Boga, który jest źródłem wolności wytryskującej w samym centrum naszego bytowania, który w każdej chwili daje nam istnienie.
 

Przypisy:
7 - H. McCabe, Law..., s. 61.
8 - G. Manley Hopkins, As kingfishers catch fire, w: Complete Poems, Oxford 1948, s. 95.
9 - D. Nicholl, Holiness, dz. cyt., s. 149; wyd. pol. Świętość, s. 181.
10 - R. Williams, Silence and Honey Cakes, Oxford 2003, s. 55.

Zobacz także
Louis Evely SJ
Ile razy mieliśmy odwagę wziąć na serio wezwanie: Przyjdź, Duchu Święty? Czy życzyliśmy sobie, żeby nas stworzył na nowo? Kto odważa się życzyć sobie aż tyle? Kto wzbudza pragnienie tak bulwersującej obecności? Kto do tego zmierza umyślnie, z potrzeby serca? Potrzebujemy dowartościować nasze codzienne, monotonne życie, z którego tak mało jesteśmy zadowoleni, to życie, na które nigdy nie umieliśmy popatrzeć jako na święte, jako na miejsce, w którym Bóg zawsze chce nas spotykać. 
 
dk. Jacek Jan Pawłowicz

Coraz częściej daje się słyszeć głosy dochodzące z różnych środowisk kościelnych i pozakościelnych, czy nie nadszedł już czas, aby Kościół złagodził lub przynajmniej uprościł swoje procedury odnośnie do orzekania o nieważności małżeństwa, tak jak to ma miejsce np. w Cerkwi prawosławnej. Można nawet spotkać się z opinią, że w gruncie rzeczy w praktyce „rozwody” udzielane w Cerkwi prawosławnej i stwierdzenia nieważności małżeństwa orzekane przez sądy biskupie w Kościele katolickim to akty bardzo sobie bliskie, pomimo że inaczej się nazywają i inaczej się je uzasadnia od strony teologicznej.

 
ks. Ryszard Kempiak SDB
W Ewangeliach synoptycznych są trzy opowiadania z życia Jezusa, które w szczególny sposób ukazują Jego synostwo Boże. Zalicza się do nich opis chrztu, kuszenia i przemienienia. W przekazie pierwotnego Kościoła spełniały one ważną funkcję teologiczną, ukazując Boskie synostwo Jezusa, a jednocześnie zachowały charakter historyczny, odwołując się do autentycznych wydarzeń i przeżyć Chrystusa. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS