logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Anna Dembińska
Pójdę sobie i będziecie żałować
Miesięcznik W drodze
 


No dobrze, skoro nie klapsy, to może kary?
 
Rodzice dyskutują, wymieniają się doświadczeniami związanymi ze stawianiem do kąta, sadzaniem na „karnego jeżyka” (bardziej skomplikowana wersja stawiania do kąta), odbieraniem przywilejów. A jeśli kary, to oczywiście równolegle też nagrody, bo one motywują do dobrego zachowania – tu wszyscy się zwykle zgadzamy. 
 
Gdy napomykam o idei wychowywania bez kar i nagród, rodzice myślą, że ich podpuszczam, w najlepszym razie obruszają się, że oto serwuje się im odgrzewany kotlet dawno skompromitowanego bezstresowego wychowania. Zapewniam, że to coś zgoła przeciwnego i że zaraz wytłumaczę, o co tu naprawdę chodzi – ale najpierw muszę krótko opowiedzieć o tym, co w wychowaniu jest najważniejsze.
 
Krótko o więzi
 
Najważniejsza – zdaniem psychologów – jest więź. To od jakości więzi z rodzicem zależy, jak dziecko będzie postrzegało siebie i innych. Relacja z rodzicem stanie się dla niego matrycą relacji ze światem, związek z mamą i tatą – punktem wyjścia wszystkich kolejnych związków. W ogromnym skrócie: dziecko, które boi się swojego rodzica i utraty jego miłości i bliskości, będzie bało się ludzi, świata, wyzwań. Dziecko, z którym rodzic walczy, które próbuje złamać, wzrasta w nieufności, podejrzliwości i wrogości wobec innych. Dziecko, którego indywidualność i potrzeby są traktowane przez rodzica z szacunkiem (nie mylić z uległością i spełnianiem zachcianek!), uczy się szacunku do ludzi i do siebie samego. 
 
Nasze metody wychowawcze, wszystkie nasze rodzicielskie interwencje, małe i większe wychowawcze krucjaty – ich słuszność i celowość warto oceniać z perspektywy inwestycji w więź. Czy to, co robię jest inwestycją w poczucie bezpieczeństwa mojego dziecka i w jego zaufanie do mnie jako rodzica? Czy to, czego ono doświadcza w relacji ze mną, uczy je, jak być dobrym i mądrym człowiekiem? I czy wierzę, że moje dziecko jest (bo jest!) z natury motywowane do budowania ze mną jak najlepszej relacji? 
 
Uwaga: kary i nagrody
 
Podstawą pomysłu wychowania bez kar i nagród jest – z pozoru sztuczne, ale mimo wszystko niezbędne – rozróżnienie na kary i konsekwencje. Uważa się, że dzieci powinny ponosić konsekwencje swoich zachowań, nie powinny jednak być dodatkowo karane (poza poniesieniem konsekwencji). Konsekwencja może być przy tym zarówno naturalna (rzuciłeś zabawką, więc się zepsuła i teraz nie możesz się bawić), jak i narzucona przez rodzica (umówiliśmy się, że dobranockę oglądasz w piżamie, więc skoro nie jesteś przebrany, to nie włączamy telewizora). Ważne, żeby w sposób logiczny wynikała z przewinienia i żeby nie była zanadto odroczona w czasie (a najlepiej – natychmiastowa; im młodsze dziecko, tym mniejszy dopuszczalny odstęp czasowy między zachowaniem a jego konsekwencjami). 
 
No i co w tym odkrywczego?! – obruszają się niekiedy rodzice. 
 
Wtedy próbujemy przypomnieć sobie, jakie kary wymierzyliśmy ostatnio dzieciom. I okazuje się, że kary wybieramy często tak, żeby były dotkliwe, a niekoniecznie logiczne: zakaz telewizji za bałagan w pokoju; szlaban na komputer za dwóję z przyrody; zabranie z rąk lizaka za kopnięcie kolegi. Karzemy często automatycznie – mówimy pierwszą rzecz, która przyjdzie nam do głowy, często potem w ogóle tego nie egzekwujemy, przez co sami podważamy swój autorytet. Warto więc uprzedzać fakty: wydając polecenie czy zakazując czegoś, powinniśmy już z góry wiedzieć, co zrobimy, gdy dziecko się nie zastosuje. 
 
Jeśli mamy z nim dobrą, serdeczną relację, opartą na szacunku i bliskości, to wystarczająco dotkliwą „karą” będzie już nasze niezadowolenie, a naprawienie szkody – wystarczającą lekcją. Nie ma potrzeby, by prócz tej lekcji dodatkowo jeszcze „dawać nauczkę” – bo służy to nie tyle wychowaniu, ile naszej satysfakcji, że oto pokazaliśmy coś dziecku. Być może jednak jesteśmy za mało pewni siebie, by ufać, że nasze dziecko i bez tego pokazywania dostrzeże, że zrobiło źle?
 
Jak silnie tkwi w nas mechanizm „ja ci pokażę”, widać choćby wtedy, gdy przychodzi nam reagować na rękoczyny między rodzeństwem. Bo co zwykle robimy, gdy jedno z naszych dzieci uderzy drugie? Odciągamy winowajcę i apelujemy do jego sumienia: 
 
– Co ty wyprawiasz, przecież mogłeś jej zrobić krzywdę! Zobacz, ona płacze przez ciebie! Czy ty nie rozumiesz, że nie wolno bić?! Marsz do swojego pokoju! 
 
Co w tym złego? To, że skupiamy się na niewłaściwym dziecku. Przecież naszej troski i uwagi potrzebuje teraz to z nich, które zostało uderzone. Ale my koniecznie chcemy pokazać małemu winowajcy, że takie zachowanie nie ujdzie mu płazem – i przypadkiem uczymy go, że bicie jest dobrym sposobem na znalezienie się w centrum zainteresowania rodzica. 

A bycie w centrum zainteresowania rodzica to nagroda, o którą dzieci są gotowe walczyć zawsze i wszędzie, nawet za cenę bycia upomnianym czy uderzonym. Nie doceniamy zwykle tego, jak potężnym orężem w wychowaniu jest nasza uwaga. Tymczasem, jeśli nauczymy się z niej umiejętnie korzystać, może się okazać, że żadne dodatkowe kary i nagrody nie są już potrzebne. 
 
– Przypomnijcie sobie – proszę rodziców – jak biegaliście po klasie, a nauczyciel usiłował nakłonić was do zajęcia miejsc. Jak to robił? 
 
Jeśli działał w sposób typowy, to pewnie prosił biegających, żeby przestali biegać. Nagrodę (zainteresowanie ze strony opiekuna) otrzymywali więc nie ci, którzy wykonali polecenie, lecz ci niesubordynowani. Idę o zakład, że w grupie nieposłusznych byli zawsze ci sami uczniowie. 
 
Zobacz także
ks. Robert Skrzypczak
W postnowoczesnym podejściu do życia liczy się tylko jedno: teraz! Lecz by to osiągnąć, trzeba nauczyć się podróżowania bez bagażu, trzeba uwolnić się od wszystkiego. Ma to wpływ, oczywiście, także na ludzkie związki. Człowiek nie może znaleźć pewności nawet w uczuciach. Wielu młodych ludzi nie przyjmuje do wiadomości, że z seksem należy poczekać do momentu, aż pojawi się ta właściwa osoba. 
 
Ks. Edward Staniek
Świat Boży jest zbudowany na prawdzie i harmonii, świat złego na chaosie i niszczeniu wszystkich autorytetów. Trzeba mieć oczy otwarte, by dostrzec oszczerstwa rzucane pod adresem ludzi prawych i broniących Bożej hierarchii wartości. Dlatego medycyna ducha jest jeszcze ważniejsza niż medycyna ciała.
 
Fr. Justin
Słyszałem jak spiker mówił w radio, że płód jest masą komórek i stąd nie można nazwać go dzieckiem. Jak należy na to odpowiedzieć? Kiedy Bóg tchnie duszę w ciało? czy w chwili poczęcia?
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS