Tajemnica spojrzenia

Maryja stojąc "wyprostowana" pod krzyżem, miała twarz prawie na wysokości twarzy Chrystusa pochylonego na krzyżu. Kiedy Jezus powiedział: "Niewiasto, oto syn Twój", z pewnością patrzyła na Niego tak wyraziście, że nie potrzebował wymieniać jej imienia. Któż mógłby przeniknąć tajemnicę spojrzenia Matki i Syna w podobnej sytuacji? W każdym ludzkim cierpieniu istnieje wymiar bardzo intymny, "prywatny", który realizuje się "w rodzinie" pośród tych, którzy są zjednoczeni więzami krwi. Zatem również między Chrystusem i Maryją.

Radość przeraźliwie cierpiąca przepływała z jednego do drugiego, jak woda w połączonych naczyniach. Wypływała ona z faktu, że nie starali się już opierać bólowi, byli bezbronni wobec cierpienia, pozwalali mu dobrowolnie sobą zawładnąć aż do końca. Po walce nastąpił pokój. Stali się jednym w bólu i grzechu całego świata. Jezus bezpośrednio jako "ofiara przebłagalna za nasze grzechy" (por. 1 J 2, 2), Maryja pośrednio, przez swoją podwójną jedność (cielesną i duchową) z Synem.

Ostatnią rzeczą jaką uczynił Syn na krzyżu, zanim odszedł w mrok śmierci wypowiadając słowa: "Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego" (Łk 23, 46), było pełne miłości uwielbienie woli Ojca. Maryja zrozumiała, że powinna naśladować Go również i w tym. Ona uwielbiała nieprzeniknioną i świętą wolę Ojca, zanim przeraźliwa samotność wtargnęła do Jej duszy i trwała w niej aż do śmierci.
 

R. Cantalamessa

teksty pochodzą z książki: "Z Maryją na co dzień - Rozważania na wszystkie dni roku"
(C) Copyright: Wydawnictwo SALWATOR,   Kraków 2000
www.salwator.com