Kiedy słyszymy o posłuszeństwie w Kościele, kojarzy się nam ono zazwyczaj z dyscypliną zakonną lub też relacją prezbiterów do biskupów. Trzeba jednak podkreślić, że posłuszeństwo zajmuje ważne miejsce w życiu każdego chrześcijanina. Można wręcz powiedzieć, że bez posłuszeństwa nie ma chrześcijanina. Jest ono bowiem wymownym świadectwem wiary, zaufania Bogu i życia we wspólnocie, która tworzy ciało Chrystusa. Relacja posłuszeństwa względem Boga daje się zweryfikować jedynie w poddaniu się człowieka widzialnej ludzkiej władzy, czy to kościelnej, czy jakiejkolwiek innej. Można też powiedzieć inaczej, że posłuszeństwo objawia się w życiu chrześcijanina przez jego poddanie się prawu (nie tylko Bożemu), zawsze jednak „ze względu na Pana” (zob. 1 P 2,13; Rz 13,1-8). Jeśli zabraknie tego podstawowego odniesienia, mamy do czynienia z wypaczoną wizją posłuszeństwa, którego skrajne przejawy są obecne w „posłuszeństwie” bezrefleksyjnym (uzyskanym przez różnego rodzaju musztrę lub przemoc) oraz w posłuszeństwie motywowanym (czasem aż do tego stopnia, że traci ono znamię posłuszeństwa). Ani jednej, ani drugiej postawy nie sposób przyjąć jako autentycznego posłuszeństwa.
Pozytywny wymiar ograniczenia człowieka
Zagadnienie posłuszeństwa i nieposłuszeństwa człowieka trzeba najpierw rozważyć w świetle początków jego relacji do Boga. Umieściwszy człowieka w ogrodzie rajskim, Bóg dał mu przykazanie: „Z wszelkiego drzewa tego ogrodu możesz spożywać do woli, ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść, bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz” (Rdz 2,16-17).
To polecenie stanowiło ograniczenie wolności człowieka, jaką Bóg człowieka obdarzył. Było ono jednocześnie wyrazem granicy bytu i sposobu bycia człowieka, ażeby mógł on istnieć na obraz i podobieństwo Boga. Człowiek bowiem stworzony na obraz i podobieństwo Boga musiał mieć odniesienie do Niego, potrzebował tego odniesienia, by móc być Jego obrazem. Tak więc ograniczenie to dawało gwarancję udziału w nieograniczoności Boga. Posłuszeństwo temu przykazaniu-słowu Boga pozwalało pozostawać w życiodajnej relacji z Nim.
Dane przez Boga przykazanie ograniczało więc człowieka nie tylko negatywnie (jako zakaz), lecz także gwarantowało kontakt i egzystencjalną więź z Bogiem. Było środkiem trzymającym ograniczonego w swej naturze człowieka przy „granicy” nieskończoności Boga.
Jak długo człowiek trzymał się tej „granicy” nieskończonego, nieograniczonego Boga i wynikającego z niej ograniczenia, mógł istnieć na obraz Boga. Jedynym warunkiem życia w komunii z Nim było poddanie się owemu ograniczeniu, które gwarantowało człowiekowi egzystencję na Jego obraz i podobieństwo.
Inaczej mówiąc, był to dany człowiekowi „zakaz” (chociaż nie w sensie uniemożliwienia) odejścia od Boga albo raczej realne „ostrzeżenie” wskazujące na skutki odejścia i próby uniezależnienia się od Niego.
Człowiek tak długo mógł istnieć na obraz i podobieństwo Boga, jak długo pozostawał w tym „ograniczającym” go dialogu z Bogiem i nie sięgał po poznanie dobra i zła na własną rękę. Czerpiąc życie od Boga, mógł stanowić także jedno z drugim człowiekiem, dając mu swoje życie w bezwarunkowej miłości (w darze z siebie, według języka Nowego Testamentu: aż do miłości „nieprzyjaciół”).
Patrząc na tę sytuację z zewnątrz, można stwierdzić, że to Boże przykazanie, będąc zakazem, ograniczało człowieka w jego wolności – jeśli się ją rozumie i przeżywa w sposób absolutny i niezależny od Boga. Do takiego „rozumowania” człowiek doszedł de facto w grzechu, wskutek kuszenia szatana. Kusiciel przyszedł niejako z zewnątrz (z pola – zob. Rdz 3,1), by zasiać w człowieku pragnienie bycia jak Bóg, niezależnie od Niego, insynuując, jakoby przykazanie Boże pozbawiło go pełni życia.