logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Andrzej Drogoś SDS
Poznać i uwierzyć czyli o możliwości poznania Boga i o tym, co dalej
Zeszyty Formacji Duchowej
 


Teologia nie zawsze wystarczy 
 
Minęły już (na szczęście czasy, gdy teologia dzierżyła monopol w dziedzinie prawdy i racji i gdy zdawało się, że jedynie ona zdolna jest satysfakcjonująco i wyczerpująco odpowiedzieć na wszelkie ludzkie pytania i poszukiwania. Odkąd przedmiotem swojej refleksji uczyniła jedynie to, co stanowi jej wyłączną domenę i zaczęła się przy tym posługiwać właściwą sobie metodą, ergo: odkąd stała się w nowoczesnym rozumieniu nauką – teologia spokorniała. Zdała sobie bowiem sprawę z tego, że nie jest w stanie w pełni uczciwie, to znaczy nie przekraczając granic, które sama sobie nakreśliła, i wyczerpująco odpowiedzieć na wszystkie pytania, które w umyśle poszukującego człowieka rodzi każde, poruszenie jego serca. Z powyższego wynika jeden istotny fakt: teologia jest wystarczająca a zarazem niezbędna tam, gdzie rzecz dotyczy wiedzy i poznania, gdzie w grę wchodzi (jedynie) to, co racjonalne (to znaczy: poddane ocenie umysłu i zdolności krytycznej refleksji); tam natomiast, gdzie idzie o coś więcej, o coś, co przekracza to, co (jedynie) racjonalne (gdzie idzie na przykład o wiarę) –teologia, by była sobą i by była uczciwa, musi zmilknąć.
 
Porządkując (i upraszczając zarazem, niestety) to, co dotychczas zostało powiedziane, możemy stwierdzić, że wszędzie tam, gdzie pytania dotyczą porządku wiedzy i poznania, o udzielenie wyczerpującej odpowiedzi możemy i powinniśmy prosić teologię, tam natomiast, gdzie pytania dotyczą porządku wiary, teologia (rozumiana jako nowoczesna nauka) staje się niewystarczająca Wiara bowiem nie jest zwyczajnym poznaniem, poznaniem "przez rozum"; wiara jest poznaniem "przez uczucie".
 
Aby więc poznać Boga w porządku wiary, trzeba zdobyć się na to, aby przekroczyć ograniczenia teologii.
 
Inspiracji ku temu można (trzeba) szukać gdzie indziej, na przykład w literaturze. Nie przypadkiem za motto niniejszych rozważań wzięte zostały dwa tak różne w swojej istocie i charakterze fragmenty wypowiedzi. Nie ma w tym zestawieniu nic obrazoburczego ani uwłaczającego godności Słowa natchnionego; przeciwnie, pokazuje ono, że inspiracje "poza-teologiczne" otwierać mogą nowe przestrzenie i perspektywy tam, gdzie teologia rozumiana jako nauka staje się bezradna.
 
Co jest po drugiej stronie lustra?
 
Żadnemu dorosłemu i mądrze myślącemu człowiekowi nie przyszła by do głowy myśl, by mógł  jak Alicja – szukać inaczej (choć nie mniej realniej niż ta dostępna zwykłemu poznaniu) rzeczywistości, rzeczywistości znajdującej się "po drugiej stronie lustra". Co więcej, nie tylko podjęcie takich poszukiwań, ale nawet sama myśl o ich możliwości, niechybnie naraziłaby naszego dorosłego człowieka na śmieszność i kpiny ze strony innych, podobnie jak on racjonalnie myślących, osób.
 
Skąd zatem biorą się tacy ludzie, ludzie, którzy wiedzą, że "po drugiej stronie jest inna rzeczywistość? Biorą się oni stąd, że niektórzy są zdolni – czy to za przyczyną szczególnej intuicji, czy za przyczyną łaski – wzbić się ponad racjonalność poznania, narażając się tym samym na bycie śmiesznym prostaczkiem w świecie uczonych.
 
Owo pragnienie, by zajrzeć "na drugą stronę lustra", a w konsekwencji, by odkryć istnienie innych, niedostępnych dla zwykłego śmiertelnika światów i móc się w nie zanurzyć, charakteryzuje jedynie tych, którzy mają serce większe niż rozum.
 
W tym dziecięco-dorosłym pragnieniu, pragnieniu (powiedzmy to raz jeszcze bardzo wyraźnie) przekraczającym to, co jest jedynie racjonalne (ergo: naukowe), łączą się w jedno dwie bardzo ważne cechy konstytuujące istotę każdego człowieka, a mianowicie: świadomość własnych ograniczeń (w tym również ograniczeń w sferze możliwości poznania doświadczalnej i pozadoświadczalnej rzeczywistości) oraz potrzeba ich przekraczania ten sposób dochodzi w człowieku do twórczego napięcia między tym, co ogranicza, a tym, co każe owe ograniczenia przekraczać; dochodzi do napięcia niezbędnego, by człowiek mógł stawać się w pełni sobą.
 
Powróćmy z wyprawy "na drugą stronę lustra" do teologii, by na jej gruncie sformułować istotne pytanie: Czy możliwe jest poznanie Boga? A jeżeli tak, to na jakiej dokonuje się płaszczyźnie? I czy poznanie racjonalne i pozaracjonalne, poznanie w porządku wiedzy i w porządku wiary, mają wspólną płaszczyznę? Oraz: co z poznania Boga może i powinno wynikać?
 
Czy poznanie Boga jest możliwe?
 
Człowiek – istota ze swej natury religijna, byt zorientowany na Absolut – od początku swego świadomego (refleksyjnego) istnienia stawiał sobie pytania o transcendentalny wymiar otaczającej go rzeczywistości oraz o istnienie Boga będącego źródłem i celem życia, a także o możliwość, zakres i formy wzajemnych relacji. Źródłem owych pytań było wspomniane wcześniej, a będące w człowieku, napięcie będące katalizatorem nie tylko możliwości poznania Boga, ale i wiary w Niego.
 
Podejmowane na przestrzeni wieków i pokoleń próby udzielenia odpowiedzi na te fundamentalne i pierwszoplanowe pytania układają się w dzieje ludzkiej refleksji (także teologicznej) nad Bogiem widzianym oczami człowieka. Patrząc na te próby z perspektywy miejsca, w którym znajdujemy się dzisiaj, można uczciwie powiedzieć, że poznanie Boga leży w zasięgu ludzkich możliwości. I to z dwóch generalnych (obejmujących całość interesującego nas zagadnienia) powodów: zarówno dlatego, że taka jest potrzeba ludzkiego serca a zarazem możliwości ludzkiej natury (rozumu, który przecież jest darem Boga), jak i dlatego – przede wszystkim dlatego – że to Bóg jest Tym, który pozwala się znaleźć i poznać.
 
Znaleźliśmy się więc w bardzo ważnym punkcie – na styku dwu rzeczywistości, które jednocześnie muszą się spotkać i nałożyć na siebie, aby mogło dokonać się to, co nazywamy możliwością poznania Boga. Te konieczne rzeczywistości (fenomeny) to: pragnienie ludzkiego serca i przyzwolenie Boga, który zechciał (zapragnął) objawić Siebie człowiekowi.
 
Płaszczyzny poznania Boga
 
Nie rozwijając szerzej tematu i nie analizując dogłębnie możliwości poznania Boga przez człowieka, ograniczmy się jedynie do dokonania generalnego rozróżnienia – do wskazania dwu porządków, dwu płaszczyzn tego poznania.
 
Pierwszą (pierwszą w znaczeniu porządkującym, nie wartościującym) z nich, obejmującą to, co możemy nazwać "porządkiem obiektywnym" (właściwym teologii rozumianej jako nauce) jest płaszczyzna poznania rozumowego. Na tej płaszczyźnie dokonuje się całość intelektualnej (naukowej) refleksji nad zagadnieniem istnienia, istoty i przymiotów Boga oraz nad możliwością i formami wzajemnych relacji pomiędzy Nim a poszukującym i poznającym Go człowiekiem.
 
Drugą, ważniejszą dla naszych rozważań, płaszczyzną, na której dokonuje się poznanie Boga, obejmującą "porządek subiektywny" (bo właściwy jedynie konkretnemu człowiekowi), jest płaszczyzna poznania dokonującego się przez wiarę.
 
Na tych dwu płaszczyznach – rozumowej i mistycznej (rozumianej jako poza – czy ponad – racjonalne doświadczenie Absolutu) dokonuje się całość procesu poznawania Boga przez człowieka. Takie poznawanie, rozumiane w sensie głębszym i szerszym niż proste zdobywanie (zdobycie) wiedzy i zdolność do krytycznej refleksji nad nią, jest w stanie sprostać stawianym przed nim wymaganiom.
 
Spróbujmy teraz przyjrzeć się i pokrótce opisać wzajemne relacje zachodzące pomiędzy poznaniem Boga "przez rozum" i poznaniem Go "przez wiarę" oraz pokazać, które z nich i dlaczego wydają się być jedynie właściwe.
 
Relacje pomiędzy poznaniem Boga "przez rozum" i "przez wiarę"
 
W pismach największego teologa wśród ewangelistów znajdujemy znamienne, ważne i brzemienne w skutkach wyznanie: "Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam…" (1 J 4,16). Całość tego, co dokonuje się w człowieku w odniesieniu do Boga, który jest Miłością, zamyka się w dwóch pojęciach: "poznać" oraz "uwierzyć". Jakie relacje mogą pomiędzy nimi zachodzić?

Poznać czy uwierzyć?
 
Powszechne – choć błędne – przekonanie głosi, że wiara zaczyna się tam, gdzie kończą się kompetencje rozumu (nauki). Przekonanie takie prowadzi do stworzenia fałszywej opozycji: albo rozum, albo wiara. Tymczasem są to dwa różne porządki – nie wykluczają się one, ale dopełniają i wzajemnie ubogacają: wiara pozwala lepiej poznać, poznanie pomaga głębiej i prawdziwiej wierzyć.
 
Pomiędzy poznaniem i wiarą nie ma i nie może być opozycji.
 
Poznać by uwierzyć?
Takie zestawienie wzajemnych relacji pomiędzy poznaniem a wiarą sugeruje, że poznanie poprzedza wiarę więcej – że nawet jest w stosunku do niej uprzednie i niezbędne. Czy jednak zawsze wpierw trzeba wiedzieć, by potem móc uwierzyć? Czy trzeba dogłębnie znać, by móc kochać? Wydaje się, że nie zawsze. Sugerowanie, że wcześniejsze poznanie jest warunkiem późniejszej wiary zdaje się być nieporozumieniem bądź nawet nadużyciem. Te dwie płaszczyzny wzajemnie się dopełniające w perspektywie czasowej mogą "dziać się" (i najczęściej tak właśnie jest) równocześnie.
 
Niekoniecznie więc wpierw trzeba poznać (do końca), by potem móc uwierzyć. Czasem dopiero wiara domagać się będzie poznania swego przedmiotu.
 
Poznać i uwierzyć
 
Wydaje się, że w próbie opisu i wzajemnego przyporządkowania w relacjach między "poznaniem" a "wiarą" najwłaściwszym (i być może jedynie dopuszczalnym) ustawieniem będzie to, które zgodne jest z literą i duchem cytowanego tekstu; trzeba (zarówno) poznać (jak) i uwierzyć.
 
Rozumowe poznanie Boga nie przekracza nigdy granicy ludzkich możliwości. Poprzedzone być jednak musi "impulsem" ze strony Boga, który pozwala się znaleźć i poznać. Samo jednak poznanie rozumowe (tak ważne w porządku teologicznym) jest niewystarczające w zaistnieniu wzajemnych relacji i napięć pojawiających się na linii człowiek – Bóg oraz w próbie ich opisu.
 
Wydaje się, że tak, jak poznanie Boga musi być poprzedzone wcześniejszym "zaproszeniem" ze strony Boga, tak ono samo z kolei stać się musi impulsem do osiągnięcia "czegoś więcej". Czym owo "więcej" jest?
 
Konsekwencje poznania Boga
 
Rozumowe (teologiczne) poznanie Boga nie może być celem samym w sobie. Celem, do którego dąży człowiek, wchodząc w relacje z Bogiem, nie jest wiedza. Poznanie rozumowe (teologiczne) musi służyć, prowadząc człowieka ku "czemuś więcej" – ku zadzierzgnięciu i zacieśnieniu wzajemnych więzów, które są więzami miłości ("poznali i uwierzyli miłości…"). W tym kontekście teologia, która umożliwia racjonalne poznanie Boga, musi przestać wystarczać sama sobie – musi stać się służebnicą wiary.
 
Poznanie Boga będzie o tyle twórcze i owocne, o ile prowadzić będzie do wiary, która jest odpowiedzią człowieka na miłość Boga. W tym właśnie znaczeniu wiara może być rozumiana jako poznanie "przez uczucie" – poznanie przez miłość.
 
Konsekwencją pełnego i prawdziwego poznania Boga jest (musi być) wiara rozumiana jako odpowiedź człowieka na miłość Boga. Ta odpowiedź musi stać się świadectwem.
 
W przestrzeni wiary
 
Wiara nie jest wytworem intelektu. Nie jest wiedzą ani znajomością Boga i Bożych spraw. To znaczy: jest również i tym, ale poznanie stanowi zaledwie część wiary. Wiara rodzi się w sercu i jest przestrzenią serca. Jest ufnością.
 
Nie ma wiary uniwersalnej, jednakowej dla wszystkich, tak jak nie ma dwu identycznych osób, tak samo czujących, myślących, przeżywających. Każdy człowiek w splocie zawierzeń i zwątpień sam wykuwa kształt swojej wiary.
 
Wiara nie jest wiedzą, jest doświadczeniem. Rodzi się ze spotkania z Bogiem, z przeżywania Go (w tym kontekście rozumiemy, że poznanie jest częścią przeżywania Boga, zatem częścią – wiary).
 
I wreszcie – by zarysowanej przestrzeni wiary nie pozbawić czegoś bardzo ważnego i niezbędnego – trzeba powiedzieć jeszcze jedno. Wiara nie może żyć sama dla siebie. Wiara musi sama siebie przekraczać, dążąc do wyrażenia siebie przez czyn. A zatem, zarówno poznanie Boga, jak i sama wiara prowadzić mają do świadectwa życia. Bo cóż byłaby warta taka wiara, za którą nie trzeba by było oddawać życia?
 
Poznanie i wiara rodzą świadectwo
 
Oddajmy, raz jeszcze, głos literaturze: niech w kilku zdaniach, w jednej intuicji wyrazi to, czemu w opisie teologicznym trzeba by poświęcić o wiele więcej miejsca
 
"- Czy potrafi pan umrzeć dla miłości?
- Nie wie, ale wydaje mi się, że teraz nie.
- Otóż właśnie. Ale potrafi pan umrzeć dla idei. Ja zaś mam dosyć ludzi umierających dla idei(…). Żyć i umierać dla tego, co się kocha – tylko to się liczy…"
(Albert Camus, Dżuma).
 
Tu leży źródło słabości współczesnego chrześcijaństwa: że zbyt często wiarę zmieniamy w ideę – w ideę, którą potrafimy głosić, o którą potrafimy walczyć, ale za którą nie potrafimy oddawać życia. Chrześcijaństwo mające swoje źródło w wierze pojmowanej jako idea nie może być skuteczne i porywające.
 
Nie pozostaje zatem nic innego, niż to: "poznać i uwierzyć". To zaś domaga się świadectwa.

Zamiast zakończenia
 
"Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne: to one właśnie dają o Mnie świadectwo. A przecież chcecie przyjść do Mnie, aby mieć życie" (J 5, 39-40).
 
ks. Andrzej Drogoś SDS
Zeszyty Formacji Duchowej
 
fot. Marcus Dall Col | Unsplash (cc)