logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Bogdan Czupryn
Problem granic wolności
 


Wolne stanowienie siebie nie polega jednak na swoistym stwarzaniu ex nihilo. W podstawowym samopoznaniu odnajdujemy siebie jako obiektywnie istniejące "ja"[5]. Człowiek spotyka się z sobą jako obiektywną rzeczywistością osobową. Nie tworzy zatem siebie jako osoby, lecz aktualizuje te dyspozycje, które go, jako osobę stanowią. Nie mogę zatem robić z sobą wszystkiego, nie niszcząc zarazem siebie. Nawet gdyby możliwe było całkowite uniezależnienie się od warunków zewnętrznych tworzących kontekst działania, co w praktyce jest niemożliwe, to uniezależnienie się od siebie, od tego, co stanowi moją obiektywną naturę, jest po prostu absurdalną fikcją. Właściwa człowiekowi wolność jest na miarę właściwego mu osobowego istnienia, a więc przygodna. Nie usprawiedliwia to jednak postrzegania jej tylko w perspektywie ograniczeń. Przeciwnie, umieszczona w perspektywie osobowej ujawnia się jako droga do wypełnienia sensu istnienia przez miłość. To prawda, że człowiek nie potrafi uniezależnić się od wszystkiego, ale potrafi stać się wszystkim dla innych przez miłość. Bardzo pięknie wyraża tę postawę św. Paweł: Stałem się wszystkim dla wszystkich, żeby w ogóle ocalić przynajmniej niektórych (I Kor 9, 22). I na tym ostatecznie polega wielkość przygodnej wolności człowieka.

Pozostaje jeszcze do rozstrzygnięcia kwestia źródeł tej tajemniczej siły autodeterminacji, która zadziwia, ale też i niepokoi. Od razu trzeba zaznaczyć, że skoro mamy do czynienia z tajemnicą, na pełne wyjaśnienie nie ma co liczyć. Możemy jednak wskazać obszar dla bardziej szczegółowych poszukiwań. Otóż, warto sobie uświadomić, że omawiana siła autodeterminacji, która buduje, ujawnia się przede wszystkim w relacjach do innych osób; również ta niszcząca pojawia się na tej samej płaszczyźnie odniesień, choć w innym układzie aksjologicznym. Mamy prawo domniemywać, że sposób ujęcia osoby, do której się zwracamy, stanowi przyczynę wyzwalania z siebie siły woli. Tak więc miłość, jako najwyższa forma afirmacji drugiego człowieka, daje siłę budowania, która czasami zaskakuje nas samych. Młoda matka, zakochana we własnym maleństwie, mówi ze zdziwieniem: "Nie potrafię zrozumieć skąd mam tyle siły, aby wszystko ogarnąć i jeszcze tak bardzo cieszyć się życiem".

Konsekwentnie, na zasadzie przeciwstawienia, nienawiść potrafi wyzwolić taką energię niszczenia, która budzi trwogę. A zatem w tajemnicy miłości należy szukać źródeł mocy wolności. Miłość do Boga byłaby więc jej rozszerzeniem i ugruntowaniem. 

W podsumowaniu tej części rozważań warto podkreślić, że choć właściwa człowiekowi wolność ma charakter przygodny, to jednak jest drogą do autentycznej wielkości. A odpowiadając zwolennikom absolutyzacji należy powiedzieć, że to wolność jest dla człowieka, a nie człowiek dla wolności. W imię wolności nie można niszczyć innych, ale też nie można niszczyć siebie. Aby przygodna wolność była drogą budowania, musi być – jak każda przygodna rzeczywistość – odpowiednio zabezpieczona.
 
Wolność zabezpieczona dobrem

W ramach dominujących współcześnie przekonań przyjmuje się zasadniczo negatywnie sformułowane zabezpieczenie wolności: można czynić wszystko dopóki nie szkodzi się innym. Pozornie brzmi przekonywująco, ale czy jest skuteczne? Co właściwie tutaj zabezpieczamy: wolność czy raczej człowieka przed jej nadużywaniem? Podstawowe rozróżnienie: zabezpieczać wolność i zabezpieczać przed szkodliwym jej wykorzystaniem, trzeba mieć na uwadze, aby właściwe ująć istotę samego zabezpieczania. Konsekwentnie należy rozstrzygnąć, czy zabezpieczenie przed wolnością jest równoznaczne z zabezpieczeniem samej wolności. Wydaje się, że w przytoczonej wyżej zasadzie mamy do czynienia jedynie z zabezpieczeniem przed wolnością. Akcent został położony na innych adresatów moich wolnych działań: im właśnie nie mogę szkodzić. Bez cienia złośliwości należy jednak zapytać, czy z tego wynika, że mogę szkodzić sobie? Czy moja wolność daje mi prawo szkodzenia sobie? Kierując się wewnętrzną logiką przytoczonej zasady, należałoby odpowiedzieć: o ile nie szkodzisz innym. Ale – pytajmy dalej – czy mogę tak szkodzić sobie, aby zarazem nie szkodzić innym? Czy ktoś kto upija się w samotności, szkodzi tylko sobie? Czy ktoś, kto w zaciszu swoich czterech ścian ogląda pasjami filmy pornograficzne, szkodzi tylko sobie? Nie trzeba wnikliwych badań, wystarczy potoczna obserwacja, aby zauważyć, że postawa: "przecież nikomu nie szkodzę" doprowadziła do wielu poważnych uzależnień, które w ostatecznym rozrachunku krzywdzą również innych. Obok powyższych – poważnych, jak się wydaje – wątpliwości pojawia się też trudność natury praktycznej, która dotyczy wartościowania szkody czy krzywdy. Kto powinien rozstrzygać o jej zaistnieniu i rozmiarach? Czy autor działania, czy raczej ten, do kogo jest ono adresowane? Wydaje się, zgodnie z duchem analizowanej zasady, że przede wszystkim ten drugi. Ale jak rozstrzygnąć, czy jego poczucie krzywdy jest właściwe i kiedy powinno się pojawiać: już w trakcie działania czy po jego zakończeniu? Jeżeli opowiemy się za drugą ewentualnością, to jaki limit czasu należałoby przyjąć? Poza tym, czy każde aktualne poczucie krzywdy przekreśla pozytywną wartość działania? Dziecko czuje się skrzywdzone, gdy w jakiś sposób przymusza się je do zastrzyku lub wzięcia niedobrego syropu.
 
Zobacz także
Katarzyna Padło
Analiza sytuacji związanych ze zjawiskiem agresji i przemocy w szkole pokazuje, że młodzi ludzie nie zawsze mogą liczyć na wsparcie i profesjonalną pomoc w sytuacji doświadczania przez nich przemocy. Przeprowadzone badania* pokazały, że już na poziomie postrzegania zjawiska przemocy i agresji w szkole istnieją spore rozbieżności pomiędzy punktem widzenia nauczycieli a tym, jak widzą tę kwestię uczniowie. 
 
ks. Paweł Bortkiewicz TChr
Kim nie chce być człowiek? – tak postawione pytanie budzi w pewnej chwili uśmiech politowania. Jak to: kim nie chce być? To oczywiste – nie chce być wielkim przegranym w grze tego życia. A więc – nie chce być chorym, biednym, pozbawionym prestiżu, odartym z uznania, nie chce być wykluczonym, nie chce być zmarginalizowanym, nie chce być samotnym… 
 
Agnieszka Myszewska
Gdy kochamy, doświadczamy cierpienia, bo nieprawość jest naszym domem, przyzwyczailiśmy się do niej. A miłość chce nas poprowadzić dalej. Przeprowadza nas przez ogień. Bo w ogniu doświadcza się złoto, a ludzi miłych Bogu - w piecu utrapienia (Syr 3,5). Nie dlatego, że cierpienie ma taką moc uszlachetniania, jakiej nie posiada nic innego na świecie. Ale dlatego, że im bardziej zbliżamy się do Tego, który jest miłością, tym bardziej oczyszczamy się ze wszystkiego, co miłością nie jest.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS