To jest taki paradoks modlitwy, adoracji, bycia i trwania przy Jezusie i dla Niego. Po pierwsze dając wtedy siebie, jeszcze więcej otrzymujemy. Bóg oczyszcza nasze serca, umacnia je, by bardziej być dla innych. A więc adorując, i słuchając Jezusa zmienia się nasze patrzenie na świat, na rzeczywistość. Zaczynamy patrzeć tak jak On. Tak klarownie i przejrzyście, a jednocześnie z miłością i miłosierdziem wobec drugiego człowieka.
Przez pięć lat Bóg przygotowywał mnie do kierownictwa. Poprzez tę różnorodność kapłanów zobaczyłam różne "style" kierowania: popychanie do przodu, przynaglanie, naciskanie oraz stawanie całkowicie z boku, odsuwanie się od osoby kierowanej. Dzięki temu nauczyłam się od siebie wymagać, widząc, że mój wzrost zależy od pracy jaką wkładam w moje życie duchowe, od współpracy z Duchem świętym w moim tempie.