logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Zbigniew Mirek
Przebaczenie - czyli droga do domu ojca
 


Przebaczenie nie jest ucieczką od odpowiedzialności. To był początek pierwszego tygodnia rekolekcji. Trzeba było zacząć od bardzo trudnego i bolesnego wyznania tych najbardziej upokarzających grzechów. Trzeba było po raz pierwszy wyjść na światło; stanąć nie jak dotąd anonimowo i w cieniu drugiej strony konfesjonału, ale twarzą w twarz przed kapłanem ze swymi grzechami i powiedzieć – to wszystko moje. Wydawało mi się, że to będzie niemal niemożliwe, ale pamiętając o słowach kapłana wprowadzającego w rekolekcje, oddałem Jezusowi ten najcięższy balast grzechów z całą szczodrobliwością serca i w całej prawdzie na jaką było mnie stać. To było chyba najboleśniejsze i najbardziej upokarzające doświadczenie mojego życia. Nic więc dziwnego, że oddzieliwszy mój grzech ode mnie i wypowiedziawszy go przed kapłanem poczułem się lekki jak ptak, wolny i pełen radości. Choć nie była to spowiedź w dosłownym znaczeniu, to jednak wyznanie grzechów sprawiło, że czułem się jakbym został obmyty z cuchnącego błota moich win i jakbym powrócił do dziecięcej niemal niewinności. Wszystko zdawało się być nowe; przeszłość przekreślona już nie ciążyła, przyszłość pełna najpiękniejszych obietnic, a ja jak biała niezapisana karta - jakbym nigdy nie popełnił grzechu. Pomyślałem, jak to dobrze, że już nigdy nie będę musiał przeżywać poniżenia związanego z wyznawaniem tych grzechów, jak to dobrze że one już nie istnieją, że jestem z nich obmyty. Nie przypuszczałem jak bardzo się myliłem.
 
Jeszcze tego samego dnia wieczorem, Pan Jezus uzmysłowił mi, że niczego nie rozumiem. Ze swymi grzechami postąpiłem jak ktoś, kto wyrzuca śmieci ze swojego podwórka za płot na zieloną łąkę, nie myśląc o tym, że zmienia tylko miejsce ich składowania. Tam będą nadal leżeć szpecąc i zanieczyszczając środowisko. Zaczynałem rozumieć, że to moje wyznanie grzechów było tylko ucieczką od niechlubnej przeszłości, ucieczką od odpowiedzialności. Tymczasem, żadnego z tych grzechów-śmieci nie da się wymazać, na czym tak mi zależało, i muszę się pogodzić z tym, że na całą wieczność zostaną ze mną jako część mojego życia. Byłem tym odkryciem przybity, zniknęła radość, zrozumiałem, że jaśli ktoś kiedykolwiek zapyta mnie o moje życie, nie będę mógł udawać, że ta szpetna sterta śmieci za płotem to nie moje grzechy. W dodatku codziennie będę musiał na nie patrzyć. Wkrótce jednak Pan Jezus pokazał mi, że nie do końca wszystko zrozumiałem. Uciec od odpowiedzialności nie można. Nie można też śmieci, w dodatku takich, które się nie rozkładają i zatruwają środowisko, wyrzucać – one wymagają utylizacji. Pan Jezus jakby mówił: moja Miłość jest tym co utylizuje śmieci grzechów, Ja jestem tym, który te śmieci przerabia na niepowtarzalny i bardzo wartościowy budulec, z którego możesz z moją pomocą zbudować piękny, jedyny w swoim rodzaju dom.
 
Znów wróciły mi spokój i radość. Trudniejsze, ale jakby głębsze od tej przedpołudniowej euforii. Zrozumiałem, że przebaczenie nie może być zgodą na ucieczkę przed odpowiedzialnością, nie może być porzuceniem sterty śmieci własnych grzechów. Budując gmach własnego życia musimy wbudować weń, zanim sięgniemy po nowy materiał, cały - przetworzony w przyjazny życiu - materiał wytworzony z naszych grzechów. Sami nie możemy tego uczynić. Ale Bóg, któremu te śmieci przyniesiemy, jest technologiem, który je przetwarza (nie wyrzuca) i zwraca jako budulec na piękną budowlę.
 
Cóż nas może oddzielić od Miłości chrystysa – ... grzech? Mając za sobą to pierwsze bolesne wyznanie grzechów czułem, że kończąca pierwszy tydzień ćwiczeń spowiedź u tego samego księdza, będzie już tylko „formalnością”. Wtedy nieoczekiwanie odezwała się pycha, grzech subtelny lecz palący jak ogień. Dotychczas jakby niewidoczny na tle innych, nagle stał się tak wielki i upokarzający, że wszystkie inne były wobec niego niczym. W wyobraźni rozrastał się stopniowo jak jakiś gigantyczny, nie dający się zwalczyć potwór; zaciemniał i przysłaniał horyzont, odbierał nadzieję. Był gorszy od wszystkich, bo nie dawał się oddzielić, jak inne, ode mnie. Jak oddać Bogu grzech, który wydawał się być niczym brzydkie rogowe łuski gada zrośniete ze skórą. Próba ich zerwania nieuchronnie skończyłaby się okaleczeniem ciała i śmiercią. Co zrobić z takim grzechem? Szatan mówi ci w takich razach – porzuć myśl o świętości; jesteś nieodwołalnie skazany na grzech, nie godzien Bożej miłości i ludzkiego szacunku i nie licz na nie; Bóg brzydzi się twoją szpetotą.
 
Na szczęście jadnak, Bóg przychodzi z pomocą i okazuje ogromną miłość jakby mówił: niech cię nie przerażają te łuski pychy, widziałem je na długo przedtem zanim ty je dostrzegłeś. Dla mnie, także z nimi jesteś piękny bo pod nimi jest serce, które mnie pragnie i które widzę. Kocham ciebie bezgraniczną miłościa takiego jakim jesteś. Nie próbuj sie zmieniać, sam nie upiększaj swojego ciała, ani go nie zasłaniaj. Nie patrz na swój grzech, lecz na mnie i na moją miłość; kiedy przyjdzie czas i będzie to potrzebne, sam zdejmę z ciebie te łuski, jeśli tego nie uczynię nie przejmuj się tym, zaufaj mojej miłości, nie porównuj się z innymi i nie oceniaj; pamiętaj, że nic nie może ani na jotę zmniejszyć mojej miłości ku tobie. Przyjdź do mnie i przytulaj się bez obawy mimo grzechów. Gdzieś w głębi serca wypełnionego wdzięcznością przypomniał mi się św. Paweł: cóż nas może oddzielić od miłości Chrystusa – ... grzech? Jeśli zaś nie jesteśmy oddzieleni, to znaczy, że nam przebaczono. Nieprzebaczenie jest oddzieleniem, a w Bogu nie ma oddzielenia.
 
„Miłość nie jest kochana” – przebaczenie jest wołaniem o miłość. Przygotowując się do spowiedzi na koniec drugiego tygodnia rozmyślałem nie tylko nad wielością moich grzechów, często od lat tych samych, ale zastanawiałem sie też nad jakąś ich wspólną cechą, czymś głębszym, co jest ich wspólnym źródłem. Czułem, że jeśli nie zrozumiem tych grzechów głębiej i pełniej, to moja prośba o przebaczenie będzie jakaś nieprawdziwa a wyznaniu grzechów zabraknie czegoś bardzo istotnego. Niczego jednak z owej istoty nie mogłem odnaleźć i skończyło się na „rutynowym” rachunku sumienia. Wieczorem w zupełnie nieoczekiwanym momencie przyszła myśl, która z mocą przemawiała do mnie wypełniając umysł i serce: „Miłość nie jest kochana”. Jezus, który jest Miłością bezinteresowną, wierną i odpowiedzialną, miłością która z ogromną ufnością oddaje się w moje ręce – nie jest kochany. Wiedziałem, że to jest odpowiedź na moje pragnienie zrozumienia popełnionych grzechów. One wszystkie sprowadzały się do jednego: Miłość nie jest kochana. Jezus nie jest przeze mnie kochany. A przecież pragnie On mojej miłości nie dla siebie lecz dla mnie. Miłość bowiem otwiera serce a tylko w serce otwarte może On wlać światło prawdy oraz ciepło i pokój swojej miłości. Jezus nie może nam ofiarować swojej miłości i swojego przebaczenia, dokąd serce nasze jest zamkniete. Jakże wpadnie światło do pokoju, w którym zamknięto okiennice. Serce zamknięte jest odcięte od życia, od życiodajnego światła, którego źródłem jest On, Jezus. Grzech, to odcięcie, to oddzielenie serca od Żródła życia, Żródła Wody Żywej. Dlatego Jezus pragnąc przebaczyć prosi o naszą miłość.
 

 
Zobacz także
o. Arkadiusz Bąk
„Wzmocnij naszą wiarę” (Łk 17,5) – to prośba skierowana do Pana przez Jego najbliższych towarzyszy. Słowa te okazują się być aktualne także dzisiaj, w naszych – jak powiadają niektórzy – trudnych czasach. Beznadzieja, zniechęcenie, agresja, nietrwałość, pożądliwość, zgorszenia – to tylko niektóre przejawy słabej wiary, a może nawet jej braku. To nic nowego. Zawsze tak było. Nowym i zaskakującym okazać się może jednak liczba osób, które nie mają siły, odwagi, bądź też... nie chcą o wiarę prosić. 
 
Dobiega koniec Wielkiego Postu. W kościołach w Wielkim Tygodniu będzie wiele okazji do skorzystania ze spowiedzi. Wielu jednak boi się do niej przystąpić. Jak przełamać ten lęk? Pomocą mogą być wypowiedzi „praktyków miłosierdzia” – tych, którzy znają siłę i wartość tego sakramentu. 
 
Michał Frąckowicz

W chwilach, gdy stajemy oko w oko z naszymi słabościami, może warto spróbować zobaczyć, jak wiele dobra Bóg uczynił właśnie przez takich słabych ludzi jak my - z problemami, wygranymi i przegranymi walkami duchowymi, kompleksami, brakami w formacji, ciągle zmagającymi się z trudami życia. Ale uparcie szukającymi kontaktu z Bogiem. W tym miejscu zapraszam cię do prostej refleksji osobistej.

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS